Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a ja proszkiem do pieczenia potraktowałam, zgroza
O! A ja je hodowałam przez kilka lat u siebie w doniczce z kwiatkami! Łaziły po biurku, podłodze, komputerze... Bardzo mi było raźno z tymi małymi zwierzątkami. Są szalenie ciekawymi istotami. Zaprzyjaźniliśmy się. Dużo mi opowiedziały o sobie.
Niestety któregoś roku odeszły. Nie wiem, dokąd - może w jakieś sfery transcendencji? Sokratex powiedział, że pewnie zamieszkały w eterze Internetu, bo w końcu tam mają idealne warunki. Pewnie tak: nikt ich nie niepokoi i mogą czytać wszystkie nasze wiersze, listy, pamiętniki, opowiadania i reklamy.
Ale kilka tygodni temu, kiedy na dworze były wielkie mrozy (niespotykana w Polsce temperatura minus dwadzieścia stopni i pełne zaskoczenie nagłą zimą), zobaczyłam na podłodze dużego pokoju mrówkę. Była wyraźna i realna, spacerowała sobie tu i tam, jakby wróciła w dobrze znane miejsce i czyniła obchód, sprawdzając, co się zmieniło pod jej nieobecność. Powiedziałam jej radośnie: "Dzień dobry!" Skinęła głową w skupieniu. Może więc wrócą tu wszyscy - moi przyjaciele mrówkowie? Brakuje mi ich.
  • Odpowiedzi 78
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




zapukaj!
natychmiast otwieram,
wieko jeszcze klekocze!

:)))
Magdo, ale czy będziemy się jeszcze pamiętać? lub raczej: CZYM będziemy się wtedy pamiętać?
skoro nasze mózgi ulegną rozkładowi? ech... dlaczego to nikomu nie przyjdzie do głowy
za życia! ;)
Jak to nie? Chyba mnie nie doceniasz, jak zwykle:
[url]www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=86420#dol[/url]
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wiersz nie jest pisany w celu "się podobania", ale siłą rzeczy podoba się, lub nie. więc i w tym rzecz. co do marzeń, to jestem jak ten pański eskomos. tyle, że zamiast sikać pod one drzewo, wolę spać. kiedyś taki film był, dawno, pewnie mało kto pamięta "Ewa chce spać". Ewa to ja.

skojarzenie z "Ewa chce spać"też potrafię, jak to geniusz wytłumaczyć :)
wspomniałem o Eskimosie, itp. a mróz jak wiadomo, zamyka oczy.
zabrzmiało proroczo;) widzę, że lubisz mnie pan, panie Wstrętny i dobrze życzysz:) zejścia nie planuję, ale niezbadane są wyroki;) jak pan taki mądry, to lepiej niech mi pan powie, gdzie moja biedna duszyczka trafi, ksiądz po kolędzie powiedzieć nie chciał.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


myślisz, że podobnie do tej pani wszystko można wymarzyć, czy też wyobrazić sobie?
że istnieje jakaś skończoność w tym co nieskończenie możliwe? albo przynajmniej pół na pół -
zawsze jest tyle samo tego co jeszcze niewiadome, ile już wiadomo ;)

co do Eskimosa... co to za świat, w którym nie ma drzew?
wraca człowiek z pubu i nie masz gdzie przystanąć :)

również pozdrawiam.
Faktycznie ;)) ale kto im broni postawić sobie lodową latarnię ? No tak, nie zaszeleści :)
Związek tej pani z mrówką (wygadana... wygadała) jest podobny do związku z wyczytaniem mrówki w taki sposób, że stała się ciałem ;))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


myślisz, że podobnie do tej pani wszystko można wymarzyć, czy też wyobrazić sobie?
że istnieje jakaś skończoność w tym co nieskończenie możliwe? albo przynajmniej pół na pół -
zawsze jest tyle samo tego co jeszcze niewiadome, ile już wiadomo ;)

co do Eskimosa... co to za świat, w którym nie ma drzew?
wraca człowiek z pubu i nie masz gdzie przystanąć :)

również pozdrawiam.
Faktycznie ;)) ale kto im broni postawić sobie lodową latarnię ? No tak, nie zaszeleści :)
Związek tej pani z mrówką (wygadana... wygadała) jest podobny do związku z wyczytaniem mrówki w taki sposób, że stała się ciałem ;))
bo może sobie mrówka wymarzyć albo też wyobrazić takie ciało? czy pół na pół. czółko mam jedno (dalej wyliczać nie będę, chyba, że wstrętny napisze erotyk, wtedy pogadamy inaczej) pozostaje marzyć.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Magdo, ale czy będziemy się jeszcze pamiętać? lub raczej: CZYM będziemy się wtedy pamiętać?
skoro nasze mózgi ulegną rozkładowi? ech... dlaczego to nikomu nie przyjdzie do głowy
za życia! ;)
Jak to nie? Chyba mnie nie doceniasz, jak zwykle:
[url]www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=86420#dol[/url]
ależ to jest właśnie dowodem, że tu myślimy... czymś, czego nie będzie tam:

Wszystko, co dobre i co złe było - trzeba zapomnieć
Inaczej czeka mnie wieczne piekło po tamtej stronie.

to jak martwić się na zapas, czy na dysku który spłonął razem z domem
nie zostały czasem nasze maile ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


masz rację i nawet teoretycznie jest to możliwe:
każdy kabel telefoniczny ma jakąś tam skończoność rozmów, zanim łącza nie zaśniedzieją
i nie odmówią posłuszeństwa. albo, co nawet bardziej prawdopodobne -
w słuchawce nie zatka się membrana od mikrokropelek śliny rozmawiającego.
słowotok tej pani (milion słow na minutę) mógł spowodować szybsze skorodowanie łączy
przewidzianych na jakieś 100 słów na minutę o kto wie, czy nawet nie awarię satelity na orbicie? :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


masz rację i nawet teoretycznie jest to możliwe:
każdy kabel telefoniczny ma jakąś tam skończoność rozmów, zanim łącza nie zaśniedzieją
i nie odmówią posłuszeństwa. albo, co nawet bardziej prawdopodobne -
w słuchawce nie zatka się membrana od mikrokropelek śliny rozmawiającego.
słowotok tej pani (milion słow na minutę) mógł spowodować szybsze skorodowanie łączy
przewidzianych na jakieś 100 słów na minutę o kto wie, czy nawet nie awarię satelity na orbicie? :)
i zamarznięcie piekła. dziękuję. postoję.
ps. słowotok tej pani się nie powtórzy, spokojna pańska głowa.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


masz rację i nawet teoretycznie jest to możliwe:
każdy kabel telefoniczny ma jakąś tam skończoność rozmów, zanim łącza nie zaśniedzieją
i nie odmówią posłuszeństwa. albo, co nawet bardziej prawdopodobne -
w słuchawce nie zatka się membrana od mikrokropelek śliny rozmawiającego.
słowotok tej pani (milion słow na minutę) mógł spowodować szybsze skorodowanie łączy
przewidzianych na jakieś 100 słów na minutę o kto wie, czy nawet nie awarię satelity na orbicie? :)
Ty wiesz... chyba masz rację. Przypomniałem sobie, że kobitka rozmawiając gryzła jakiegoś rogala.
Wszystkie dziurki były potem zapchane... błeee. Może się łącza po prostu zadławiły. Tylko pytanie - tą bułą, czy rozmową ;)) ?
www.youtube.com/watch?v=otqKhjkct1M&NR=1
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie umiem pisać erotyków, więc może tylko napiszę co sobie o nich myślę?



Bóg jest jeden, jedyny
dlatego mój nie może być twoim.

Dziesięć przykazań napisał dla mnie,
jakże miałbym dociekać, czy wszystkich przestrzegasz?
Może twój pomylił się lub przerwał w połowie
i dlatego cudzołożysz, pożądasz rzeczy bliźniego
- grzeszysz myślą ale już nie uczynkiem.



Tymczasem stolika Wróżbity przechodził ogromny kapelusz.
Sombrero sięgające kilku meksyków z doczepionym u dołu drobnym chłopiną,
rzadkim jak złudzenie
Srebrnosiwe wąsy zwisały do ziemi malując
dwa wyjątkowo mokre rowki w błocie.
Całość wyglądała jak owa nierozsądna kolej wąskotorowa,
która wyłania się niekiedy z jednego brokułu mgły
by natychmiast przepaść w bemolu drugiej

moja żona lubiła amigo
rżnęła w karty i przegrywała
zrozpaczona piła borygo
ziała

poniosło się asfaltem wieczornego nieba,
poniosło się ku znów tej samej pierwszej gwiazdce
aby dokładnie pośrodku bezsensu minąć echo

mój mężulek piku piku chorował
zaskórniaczka miał serce w skarpecie
choć do śmierci ani mru ani słowa
umarł przecie

Echo, chłopina, wąsy, oraz to wszystko co napisane powyżej
zniknęło równie szybko jak się pojawiło dając pole do popisu
rozbudzonej wyobraźni

- Idiotyczne
zagaił Wróżbita

- Ale ustawia nas realnie w świecie
zaoponował Wstrentny
- To dzięki takim chwilom, beznadziejnie głupim i absolutnie
nieoczywistym istniejemy bardziej, wydając się normalni.

- A te piosenki?

- Są jak dno szklanki z herbatą, bez którego nie wiedzielibyśmy ile
łyżeczek cukru wsypać. Poza tym - łyżeczka wpadałaby do szklanki
raz na zawsze. Ów chłopina (ja wiem, wiem, że nierealny i głupi)
potrzebny jest całemu światu, aby mógł istnieć
w swoim wyobrażeniu oczywistości a Ziemia kręciła się w jedyną słuszną str
onę
dookoła Księżyca, czy jak to teraz mówią podług aktualnego stanu wiedzy?

- Zostawmy chłopinę w sombrero, lepiej zobaczę co
tymczasem urosło w Kartach
żachnął się Wróżbita


Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- w pustym kościółku szepcze echo.
To licho w ciszy sieje zły mak
i piołun wlewa w gardła uśmiechów.

Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- gwiazdy cekinów w welonie młodej
szponami szarpie cienisty ptak,
zgaszone rzuca na podłogę.

Gdzieś tam, nad ranem śnią wesele
i w tańcu suknię przytulił frak,
a echo lata po kościele:
nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...



- Zupełnie bez sensu i nie na temat
zaproponował Wstrenty
- A poza tym, to takie oczywiste morałki.

Wróżbita wyciągnął telefon komórkowy i spojrzał przeciągle
w pocerową snami nadciągająca noc.
- Telefon też jest oczywisty.
Nawet małpa w ZOO wiedząc, że to nie banan -
pieprznie nim o ziemię i poszuka czegoś
jadalnego dla siebie



oczywiście zapalamy światło

wjeżdżamy samochodem do automatycznej myjni
wybierając stosowny, jesienny program

w międzyczasie oglądamy zdjęcia z Marsa


oczywiście oczy wiście
nic nie rozumiejąc



Tu Wróżbita pieprznął telefonem o chodnik i
wyciągnął z torby banana :


Wróżbita:
w pożal się boże małym miasteczku
w nudnej godzinie, gdzieś bez adresu
potrafi przecież wykluć się
coś zgoła nieoczekiwanie innego

banan:
a trawy wtenczas rosną, zielenią
całkiem zwyczajnie
starzeją się

Wróżbita:
więc zrozpaczona, bez szans na jutro
spotkała gościa i stało się
z brzuchem chodziła, tak stało się, że
pomyliła kalendarzyk z numerem jego jedynego kołnierzyka

banan:
a drzewa wówczas po prostu szumiały
tak jakby szumiały
bez tego całego wszystkiego

Wróżbita:
ten gość to aparat był, bo
aż dotąd przez życie bez butów szedł
choć nie pił tęgo, nie klął jak szewc
jakby z galery złudzeń zbiegł

banan:
a jesień akurat pryskała sady, i
deszcze jak dreszcze ciągnęły skądś
jesienne chmury kaszlały wciąż

Wróżbita:
ci pokochali się, psioczyły baby
nawet za mocno jej nie tłucze?
ten inny człowiek
ten dobry mąż

banan:
ziąb jak próchnica wykruszał liście
latarnie wcześniej kiwały się
(jeśli oczywiście posiadały aktualne żarówki)

Wróżbita:
lecz wyobraźcie sobie: tamtych dwoje
raz tam nie dokręciło gazu
ona umarła od tego w łóżku
on trochę dalej (i nie od razu)

banan:
czterdzieści dni listopad wył
w tym pożal się boże nudnym miasteczku
w pustym pokoju skrzypiały drzwi



Kiedy Wróżbita przełknął ostatni kęs banana, Wstrentny zakrzyknął:

- A to mi się podoba!
Przygnębiające i nie ma sensu więc ma sens,
zatem dobrze oddaje Istotę Miłości.
Można by powiedzieć: jest do dupy!
Ta, jak wiadomo, to pięta achillesowa każdej Miłości,
wystarczy tedy celnie trafić, aby zabić nawet te pozornie nieśmiertelne



jesteś północą a ja północą
srebrzystą konewką gaszę minionych facetów
przemijam jak przemijali
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów

cipuszko, a co byś powiedziała
gdybym pozostał do rana?
od dębu wypłakał się raz do brzozy

zobaczyć, czemuż to jesteś północą
a ja muszę gasić srebrzystą konewką minionych facetów
przemijać jak przeminęli
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów


cipuszko
cip uszko!
cip cip uszko?

w twoich oko licach jest mnóstwo dymu
zwęglone ślady cygar minionych facetów
podejdź
szepnę ci, że i tak cię kocham

zanim przeminę
zgaszony srebrzystą konewką




Blaknąc powoli, słowa srebrzystej konewki odsłaniały kolejne
polany wilgotnej nocy, kosmiczne tratataj wozy wyjeżdżały na czarne plaże
ciągnąc za sobą kłęby słonecznych spalin.
Na dole ludzie jak zwykle mordowali ludzi, umierali ze starości albo
po prostu ginęli wysadzani w locie przez terrorystów z porwanych samolotów.
Na szczęście dla degradacji środowiska naturalnego
większość ludzi w tym samym czasie produkowała nowych ludzi
z krótkotrwałą gwarancją przyszłości a


Pewien poeta napisał wiersz.
Wiersz piękny, piękniejszy od niego.
Temu poecie, nie wiem czy wiesz?
- skrzydła urosły z tego.

Potem, rzecz nie do wiary??
- poeta wyleciał kominem!
Psuł na ratuszach zegary,
miał przy tym wesołą minę.

I całe szczęście, powiem szczerze
że nie wydali tego wiersza.
Zaś ów poeta?... w taniej operze
gra zielonego świerszcza.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Faktycznie ;)) ale kto im broni postawić sobie lodową latarnię ? No tak, nie zaszeleści :)
Związek tej pani z mrówką (wygadana... wygadała) jest podobny do związku z wyczytaniem mrówki w taki sposób, że stała się ciałem ;))
bo może sobie mrówka wymarzyć albo też wyobrazić takie ciało? czy pół na pół. czółko mam jedno (dalej wyliczać nie będę, chyba, że wstrętny napisze erotyk, wtedy pogadamy inaczej) pozostaje marzyć.
no właśnie, a mrówa ma dwa czułki, ale czy wyobraźnię większą? Jakość jest ważna, nie ilość ;)
Wstrentny...? napisze, na pewno. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie umiem pisać erotyków, więc może tylko napiszę co sobie o nich myślę?



Bóg jest jeden, jedyny
dlatego mój nie może być twoim.

Dziesięć przykazań napisał dla mnie,
jakże miałbym dociekać, czy wszystkich przestrzegasz?
Może twój pomylił się lub przerwał w połowie
i dlatego cudzołożysz, pożądasz rzeczy bliźniego
- grzeszysz myślą ale już nie uczynkiem.



Tymczasem stolika Wróżbity przechodził ogromny kapelusz.
Sombrero sięgające kilku meksyków z doczepionym u dołu drobnym chłopiną,
rzadkim jak złudzenie
Srebrnosiwe wąsy zwisały do ziemi malując
dwa wyjątkowo mokre rowki w błocie.
Całość wyglądała jak owa nierozsądna kolej wąskotorowa,
która wyłania się niekiedy z jednego brokułu mgły
by natychmiast przepaść w bemolu drugiej

moja żona lubiła amigo
rżnęła w karty i przegrywała
zrozpaczona piła borygo
ziała

poniosło się asfaltem wieczornego nieba,
poniosło się ku znów tej samej pierwszej gwiazdce
aby dokładnie pośrodku bezsensu minąć echo

mój mężulek piku piku chorował
zaskórniaczka miał serce w skarpecie
choć do śmierci ani mru ani słowa
umarł przecie

Echo, chłopina, wąsy, oraz to wszystko co napisane powyżej
zniknęło równie szybko jak się pojawiło dając pole do popisu
rozbudzonej wyobraźni

- Idiotyczne
zagaił Wróżbita

- Ale ustawia nas realnie w świecie
zaoponował Wstrentny
- To dzięki takim chwilom, beznadziejnie głupim i absolutnie
nieoczywistym istniejemy bardziej, wydając się normalni.

- A te piosenki?

- Są jak dno szklanki z herbatą, bez którego nie wiedzielibyśmy ile
łyżeczek cukru wsypać. Poza tym - łyżeczka wpadałaby do szklanki
raz na zawsze. Ów chłopina (ja wiem, wiem, że nierealny i głupi)
potrzebny jest całemu światu, aby mógł istnieć
w swoim wyobrażeniu oczywistości a Ziemia kręciła się w jedyną słuszną str
onę
dookoła Księżyca, czy jak to teraz mówią podług aktualnego stanu wiedzy?

- Zostawmy chłopinę w sombrero, lepiej zobaczę co
tymczasem urosło w Kartach
żachnął się Wróżbita


Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- w pustym kościółku szepcze echo.
To licho w ciszy sieje zły mak
i piołun wlewa w gardła uśmiechów.

Nie tak, nie tak, nie nie, nie nie tak
- gwiazdy cekinów w welonie młodej
szponami szarpie cienisty ptak,
zgaszone rzuca na podłogę.

Gdzieś tam, nad ranem śnią wesele
i w tańcu suknię przytulił frak,
a echo lata po kościele:
nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...



- Zupełnie bez sensu i nie na temat
zaproponował Wstrenty
- A poza tym, to takie oczywiste morałki.

Wróżbita wyciągnął telefon komórkowy i spojrzał przeciągle
w pocerową snami nadciągająca noc.
- Telefon też jest oczywisty.
Nawet małpa w ZOO wiedząc, że to nie banan -
pieprznie nim o ziemię i poszuka czegoś
jadalnego dla siebie



oczywiście zapalamy światło

wjeżdżamy samochodem do automatycznej myjni
wybierając stosowny, jesienny program

w międzyczasie oglądamy zdjęcia z Marsa


oczywiście oczy wiście
nic nie rozumiejąc



Tu Wróżbita pieprznął telefonem o chodnik i
wyciągnął z torby banana :


Wróżbita:
w pożal się boże małym miasteczku
w nudnej godzinie, gdzieś bez adresu
potrafi przecież wykluć się
coś zgoła nieoczekiwanie innego

banan:
a trawy wtenczas rosną, zielenią
całkiem zwyczajnie
starzeją się

Wróżbita:
więc zrozpaczona, bez szans na jutro
spotkała gościa i stało się
z brzuchem chodziła, tak stało się, że
pomyliła kalendarzyk z numerem jego jedynego kołnierzyka

banan:
a drzewa wówczas po prostu szumiały
tak jakby szumiały
bez tego całego wszystkiego

Wróżbita:
ten gość to aparat był, bo
aż dotąd przez życie bez butów szedł
choć nie pił tęgo, nie klął jak szewc
jakby z galery złudzeń zbiegł

banan:
a jesień akurat pryskała sady, i
deszcze jak dreszcze ciągnęły skądś
jesienne chmury kaszlały wciąż

Wróżbita:
ci pokochali się, psioczyły baby
nawet za mocno jej nie tłucze?
ten inny człowiek
ten dobry mąż

banan:
ziąb jak próchnica wykruszał liście
latarnie wcześniej kiwały się
(jeśli oczywiście posiadały aktualne żarówki)

Wróżbita:
lecz wyobraźcie sobie: tamtych dwoje
raz tam nie dokręciło gazu
ona umarła od tego w łóżku
on trochę dalej (i nie od razu)

banan:
czterdzieści dni listopad wył
w tym pożal się boże nudnym miasteczku
w pustym pokoju skrzypiały drzwi



Kiedy Wróżbita przełknął ostatni kęs banana, Wstrentny zakrzyknął:

- A to mi się podoba!
Przygnębiające i nie ma sensu więc ma sens,
zatem dobrze oddaje Istotę Miłości.
Można by powiedzieć: jest do dupy!
Ta, jak wiadomo, to pięta achillesowa każdej Miłości,
wystarczy tedy celnie trafić, aby zabić nawet te pozornie nieśmiertelne



jesteś północą a ja północą
srebrzystą konewką gaszę minionych facetów
przemijam jak przemijali
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów

cipuszko, a co byś powiedziała
gdybym pozostał do rana?
od dębu wypłakał się raz do brzozy

zobaczyć, czemuż to jesteś północą
a ja muszę gasić srebrzystą konewką minionych facetów
przemijać jak przeminęli
gasząc srebrzystą konewką minionych facetów


cipuszko
cip uszko!
cip cip uszko?

w twoich oko licach jest mnóstwo dymu
zwęglone ślady cygar minionych facetów
podejdź
szepnę ci, że i tak cię kocham

zanim przeminę
zgaszony srebrzystą konewką




Blaknąc powoli, słowa srebrzystej konewki odsłaniały kolejne
polany wilgotnej nocy, kosmiczne tratataj wozy wyjeżdżały na czarne plaże
ciągnąc za sobą kłęby słonecznych spalin.
Na dole ludzie jak zwykle mordowali ludzi, umierali ze starości albo
po prostu ginęli wysadzani w locie przez terrorystów z porwanych samolotów.
Na szczęście dla degradacji środowiska naturalnego
większość ludzi w tym samym czasie produkowała nowych ludzi
z krótkotrwałą gwarancją przyszłości a


Pewien poeta napisał wiersz.
Wiersz piękny, piękniejszy od niego.
Temu poecie, nie wiem czy wiesz?
- skrzydła urosły z tego.

Potem, rzecz nie do wiary??
- poeta wyleciał kominem!
Psuł na ratuszach zegary,
miał przy tym wesołą minę.

I całe szczęście, powiem szczerze
że nie wydali tego wiersza.
Zaś ów poeta?... w taniej operze
gra zielonego świerszcza.


piękny morał. dziękuję.
www.youtube.com/watch?v=zCzJgiY7ESc
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a to jest bardzo ciekawy temat :) mianowicie - niektóre źródła podają, że w optymalnych
dla siebie warunkach samce mrówki żyją cztery miesiące, a samice, jak to one, dłużej
nawet o 2 miesiące. optymalnym miejscem dla mrówek na pewno nie są pomieszczenia mieszkalne,
w których umierają szybciej. czyżby więc "dobrze znane mrówce miejsce" to takie sprzed tygodnia? ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • piękny dzień  słowo Ciałem się stało    niebo otworzyło świt  przyszedł na świat  Bóg człowiek    Jego słowa  światłem  światłem  wskazującym drogę    mamy  prawdziwą wolność  możemy Go przyjąć  lub nie  nasz wybór    bez Światła… łatwo pobłądzić   12.2025 andrew  Boże Narodzenie   
    • Czym jest miłość, gdy zaczyna się kryzys? Co się czai, by zranić, by zabić jak tygrys? Gdy chcesz pogadać, lecz pustka w głowie. Zapytasz „co tam, co robi?” i po rozmowie. Albo przemilczysz i nie napiszesz słowa, wtedy powstanie wielka brama stalowa, którą będziecie próbować otworzyć, by szczęśliwe chwile od nowa tworzyć. No chyba, że żadne kroku nie zrobi — wtem brama się zamknie i kłopotów narobi.
    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
    • Rzekli mu bracia: – „To dziś bracie!” – „Następne dziecko dla mnie macie.” – „Tak dziecko, ale nie następne! Tysiącleć wpraw szlaki tu błędne, Weź duszę Zbawiciela na świat! Choć wątpliwe czy będzie mu rad? Widzisz z nami wszystko…: krzyż i śmierć, Na Boga, tak ma być, bierz i leć!” Wziął czarnoskrzydły dziecko-słońce I spadł pociech szepcząc tysiące, Zdumion, a szczęśliw kogo niesie… . . . – „Panie magu, patrz tam: Kometa!” – „Choć, zda mi się piękna, to nie ta, Co się wśród dal kosmosów niesie… Siodłaj koń! Anioł niósł tam dziecię.”   Wszystkim dobrym duszom z życzeniami wszystkiego najlepszego na Święta Bożego Narodzenia.   Ilustrował „Grok” (pod dyktando Marcina Tarnowskiego), grafiką „Anioł niosący duszę Jezusa na ziemię”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...