Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

jak to się robi?


Ania_Kos

Rekomendowane odpowiedzi

mi się wydaje,że to się po prostu WIE, CZUJE.
Sama wiesz co cie interesuje i to jakoś tak samo z siebie idzie.
Wiesz na przykład, że nie mogłabyś żyć nie robiąc w życiu tego czy innego.

Ale skoro ty jeszcze nie wiesz to znaczy że emocjonalnie do pewnych rzeczy nie dojrzałaś.

poczekaj.....to samo przyjdzie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Chciałoby się na skróty, co?.. ;)
Niestety, nie ma recepty na życie, bo każde życie jest inne. To Twoje życie, Ty je tworzysz, i tylko Ty wiesz, jakie ma być. Nie można realizować cudzych recept, bo zamiast przepisu na szarlotkę trafi Ci się kaczka po prowansalsku i co wtedy?... Nie tylko nie masz odpowiednich składników, ale w dodatku może nie lubisz kaczek.
Zastanów się, czego Ty chcesz. Pamiętaj, że z próżnego nawet Salomon nie naleje - najpierw musisz wziąć coś dla siebie, żeby potem móc dać to innym. A więc bądź szczera sama ze sobą i zastanów się, czego tak naprawdę TY chcesz. Dobry malarz potrafi dawać ludziom równie wiele, co, powiedzmy, lekarz, pracownik domu dziecka czy wolontariusz w Afryce. Ważne, by to, co się robi, robić z pasją i zamiłowaniem.
Recepta na Twoje życie jest w Tobie. Poszukaj jej. I pamiętaj, że nic nie jest na zawsze - zawsze możesz zmienić swoją drogę, jeśli uznasz, że poszłaś w niewłaściwym kierunku, a doświadczenia, które zdobędziesz błądząc - wzbogacą Cię i wiele nauczą. Błądzenie nie jest wcale bezużyteczną stratą czasu, więc nie bój się, że podejmiesz złą decyzję. O ile to będzie Twoja decyzja - zawsze będzie w jakiś sposób dobra.
Pozdrawiam, j.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Lewis Carroll, Przygody Alicji w Krainie Czarów, tłumaczenie M. Słomczyński, Czytelnik, Warszawa 1975:


- W którą stronę mam iść??- zapytała Alicja

- To zależy gdzie chcesz iść - odpowiedział królik

- Ale ja nie wiem gdzie chcę iść?

- W takim razie co za różnica gdzie pójdziesz?

___


a więc - improwizuj
i patrz w duszę ludziom


__
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Lewis Carroll, Przygody Alicji w Krainie Czarów, tłumaczenie M. Słomczyński, Czytelnik, Warszawa 1975:


- W którą stronę mam iść??- zapytała Alicja

- To zależy gdzie chcesz iść - odpowiedział królik

- Ale ja nie wiem gdzie chcę iść?

- W takim razie co za różnica gdzie pójdziesz?

___


a więc - improwizuj
i patrz w duszę ludziom


__




i to jest najwłaściwsza odpowiedź,
- krótka i do rzeczy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



u mnie pod blokiem, tzw. blokersi też znaleźli swoją drogę;
codziennie, niemal namiętnie spotykają się przed jedną z bram wejściowych
i pierniczą o wszystkim, o czym tylko można; o kasie, o laskach, o piwie, o dyskotece etc.
A mają po 19-22 lata. Aż dziw bierze, że nie zauważają jak bezcenny czas szybko ucieka.
Czas, w którym ścigają się szczury, a tu taka beztroska.
Ich błądzenie nie zaliczam do użytecznego czasu. Na 100% to błądzenie ich nie wzbogaca.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



u mnie pod blokiem, tzw. blokersi też znaleźli swoją drogę;
codziennie, niemal namiętnie spotykają się przed jedną z bram wejściowych
i pierniczą o wszystkim, o czym tylko można; o kasie, o laskach, o piwie, o dyskotece etc.
A mają po 19-22 lata. Aż dziw bierze, że nie zauważają jak bezcenny czas szybko ucieka.
Czas, w którym ścigają się szczury, a tu taka beztroska.
Ich błądzenie nie zaliczam do użytecznego czasu. Na 100% to błądzenie ich nie wzbogaca.
A ja bym powiedziała, że oni nie dokonali wyboru, tylko uciekają przed nim. Nie żyją, tylko wegetują. Poza tym - nigdy nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Oglądałeś Trainspotting?..
Pzdr., j.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A ja bym powiedziała, że oni nie dokonali wyboru, tylko uciekają przed nim. Nie żyją, tylko wegetują. Poza tym - nigdy nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Oglądałeś Trainspotting?..
Pzdr., j.

To jest dopiero przykra opinia. Czy wegetacja nie jest formą życia? Poza tym ja nie uważam, że oni trwonią czas, bo niby co to znaczy nie trwonić czasu? Robić coś pożytecznego? A co to jest to pożytecznego? Może osiągać wykształcenie? Może zdobywać pieniądze? A może czytać książki? ;))
Najistotniejsze jest to, żebyś nie miała poczucia marnowanego czasu i żeby stres był Ci obcy. O to tylko chodzi, bo niezależnie co robisz (możesz sobie stać w bramie i piwo spijać), grunt, żebyś czuła się bezpieczna i spokojna.

"Od wieków to samo pragnienie w człowieku, chęć oszukania czasu, zabicia przemijania lęku."
Wystarczy być ponad tym ;))
Naprawdę sądzisz, że czują się bezpieczni i spokojni?.. Nie mówię o danym momencie, gdy stoją z kumplami w bramie i piją piwo, tylko w ogóle. Poza tym - rozmawiamy o życiu, a nie unikaniu go. Wegetacja to nie życie, to trwanie w zawieszeniu.
Nie da się żyć bez stresu - stres to naturalna reakcja na zmianę a życie to zmiany. A to, że się nie ma poczucia marnowanego czasu nie znaczy jeszcze, że się go nie marnuje.
Pzdr., j.
PS. Myślisz, że przeciętny pan żurek nie ma stresu i lęków?.. A ciągła troska o to, skąd wziąć następną flaszkę?.. ;)
Pzdr., j.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To jest dopiero przykra opinia. Czy wegetacja nie jest formą życia? Poza tym ja nie uważam, że oni trwonią czas, bo niby co to znaczy nie trwonić czasu? Robić coś pożytecznego? A co to jest to pożytecznego? Może osiągać wykształcenie? Może zdobywać pieniądze? A może czytać książki? ;))
Najistotniejsze jest to, żebyś nie miała poczucia marnowanego czasu i żeby stres był Ci obcy. O to tylko chodzi, bo niezależnie co robisz (możesz sobie stać w bramie i piwo spijać), grunt, żebyś czuła się bezpieczna i spokojna.

"Od wieków to samo pragnienie w człowieku, chęć oszukania czasu, zabicia przemijania lęku."
Wystarczy być ponad tym ;))
Naprawdę sądzisz, że czują się bezpieczni i spokojni?.. Nie mówię o danym momencie, gdy stoją z kumplami w bramie i piją piwo, tylko w ogóle. Poza tym - rozmawiamy o życiu, a nie unikaniu go. Wegetacja to nie życie, to trwanie w zawieszeniu.
Nie da się żyć bez stresu - stres to naturalna reakcja na zmianę a życie to zmiany. A to, że się nie ma poczucia marnowanego czasu nie znaczy jeszcze, że się go nie marnuje.
Pzdr., j.
PS. Myślisz, że przeciętny pan żurek nie ma stresu i lęków?.. A ciągła troska o to, skąd wziąć następną flaszkę?.. ;)
Pzdr., j.

;))
Zastanawia mnie skąd Ty możesz wiedzieć, jak czuję się Pan stojący w bramie; skąd pewność, że po wypiciu piwa, wracając do domu dopadają go problemy z których wynika stres? Może akurat poprzez swoją mądrość wyrobił sobie taką właśnie metodę na spokojne życie: pójść do pracy, wypić piwo, usiąść przed TV. Błogosławiony schematyzm! Bo i lubi piwo, i lubi TV, proste.
"Wegetacja to nie życie tylko trwanie w zawieszeniu", taa. Naprawdę? A co Ty nazywasz wegetacją? Bo mi się wydaję, że to pojęcie względne, a już na pewno indywidualne: dla mnie wegetacja to wspinanie się po szczeblach kariery, natomiast zapewnienie sobie bytu (jakikolwiek on by nie był)i spokoju, to szczyt rozumności.
Oczywiście, że nie da się żyć bez stresu; faktem jest, że stres jest reakcją na zmiany, ale właśnie dlatego warto się określić, ustalić pewne priorytety i zakotwiczyć tak, aby niespodziewanych zmian (tych stresogennych) było jak najmniej - Pan z bramy ma na to swoją metodę i chwała mu za to.
Najgorsze jest to, że nie chcesz zrozumieć iż dla Ciebie wielu ludzi marnuje czas stojąc w bramie, a dla nich Ty marnujesz czas próbując gorączkowo "zrobić coś ze swoim życiem", bo w przeciwnym razie targałoby Tobą poczucie bezsensu.
Pozdro

PS
Przeciętny "żurek" nie jest uzależniony od alkoholu tak jak to raczysz sugerować obnażając swoje stereotypowe rozumowanie. Pozdr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Joaxii
Trainspotting nie oglądałem,
oglądam życie na bieżąco już przez niespełna 70 lat,
to mi wystarcza;)
A z Twoimi opiniami nie zgadzam się, ale to nieważne.
Ważne, że lubię czytać Twoje wiersze.
I nie będę dalej się rozpisywał, bo to temat morze;
filozofii życia multum, mnie osobiście odpowiada pesymistyczna mistrza Artura
Schopenhauera - stronię od ludzi, przepadam za samotnością ..... we dwoje;)
Ale gdybym miał temat ciągnąć dalej, to pociągnąłbym go
od przytoczenia ewangelicznego:

"Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów,
a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi..."
:)
Pozdrówka zza miedzy:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


uhm, to metoda na beznadziejną robotę, za gówniane pieniądze, to metoda na ględzącą babę, która kiedyś może była ładna, to metoda na frustrację, że tyle jest rzeczy, na które nigdy w życiu nie będzie sobie mógł pozwolić...


szczytem rozumności jest znaleźć środek pomiędzy komfortem i jakością życia, a ilością pracy...
tak się zastanawiam, skąd ty wiesz, z czym wiąże się "wspinanie po szczeblach kariery", bo raczej z autopsji to nie bardzo;)
to tak a propos wytykania innym ekstrapolowania:D



ty też masz swoją metodę: błazeństwo, choć nie powiem, finezyjne; i tak samo jak metoda Pana z bramy nie mówi całej prawdy o nim, jego lękach i motywacjach, tak samo twoja nie mówi całej prawdy o tobie; wpadasz w pułapkę skrajnego relatywizmu, mój drogi, na razie tylko portalowo, mam nadzieje, że nie życiowo;)

a skąd wiesz, że "gorączkowo"? tak się składa, że miałem przyjemność poznać Joannę osobiście i zdecydowanie nie wygląda na osobę, która działa gorączkowo;)

a teraz serio: ludźmi najczęściej targa poczucie pustki - brak oparcia, fakt, że nie potrafili zbudować wokół siebie małego świata dającego poczucie bezpieczeństwa; takie poczucie daje "spełnienie" w kilku sferach życia: bytowej, zawodowej, rodzinnej, towarzyskiej i jeszcze by się znalazło; "wspinanie się po szczeblach kariery" na sposób skrajny jest pewną anomalią - to przeciwny czubek kijka do tego z kolesiami w bramie - i jedni i drudzy coś zmarnowali, bądź marnują, i jedni i drudzy tchórzą bądź stchórzyli; i jedni i drudzy czymś się tłumaczą i jedni i drudzy redukują dysonans poznawczy, czyli nadrabiają miną mówiąc po ludzku

metoda? być może, tylko co to za metoda, jeżeli poprzez moje marnowanie czasu, jednocześnie marnuję życie mojej kobiety, moich dzieci, moich bliskich; jeżeli jestem źródłem wiecznej zgryzoty dla nich i w efekcie obciążam ich emocjonalnie i ekonomicznie moją "metodą"?

taka metoda to luksus dostępny tylko dla tych, którzy są albo sami na świecie, albo kompletnie bez sumienia; tych drugich pomijam, ci pierwsi... chyba nie odczuwają swojej sytuacji jako luksusowej

i jak wybrniesz z tego relatywisto?;)


kto to jest "żurek"??
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.
W tym wypadku Twój subiektywizm nie może być argumentem w żaden sposób. Poza tym również myślisz stereotypowo; zapewne przysłowiowy Pan w bramie to w Twoim mniemaniu sześćdziesięcioletni neurotyczny staruszek, który dawno zatracił kontakt z rzeczywistością, bo dziennie wypija zbyt wiele alkoholu tragicznej jakości; a idzie o to, że "brama" wyłącznie przedstawia pewien rodzaj wyboru - można ją wymienić na zupełnie inny wariant, bo i nie mówimy o sześćdziesięcioletnim staruszku (analogicznie też nie o piędziesięciopięcio letniej kobiecie - piękności;D). A to że jest mnóstwo rzeczy, które mogą się podobać i które zapewne "przydałyby się" świadczy o tym, że trzeba je mieć? Że warto w ogóle o tym myśleć?
Za bardzo porównujesz sytuacje z własnym życiem, które już zostało poddane istotniejszym wyborom. Nie pozostawiasz też miejsca na inne warianty spędzania czasu niż tworzenie "podstawowej komórki społecznej".

2.
Komfort proszę Pana dla różnych ludzi znaczy co innego, także nie można jednoznacznie stwierdzić, ze komfortem jest posiadanie takiej ilości pieniędzy, która spełni Twoje zachcianki; bo nawet jeśli, to i tak trzeba te zachcianki selekcjonować, bo wszystkiego mieć nie możesz; a zawsze można by chcieć mieć więcej, lepiej, wygodniej...
Błędne koło zaczyna się tutaj właśnie.

Aleś teraz powiedział. Dla mnie słowo "kariera" jest trochę bardziej pojemne i nie odnosi się wyłącznie do pracy zawodowej. Równie dobrze można powiedzieć, że studiowanie to też rodzaj starań, które mają za zadanie doprowadzić mnie do konkretnej pracy zawodowej, która wyposaży mnie w odpowiedni fach.
Wszystko zaczyna się z momentem, kiedy nabierasz tej świadomości. Sęk w tym, że często ten perspektywiczny "cel" okupiony jest nierównoważnie stresogennymi zadaniami.

3.
Też mi nowość. To się odnosi do każdego. Ja jestem zbudowany na kompleksach i Ty jesteś na nich zbudowany - każdy jest, choć w różnym stopniu i nie zawsze ze świadomością tego. Twoja osobowość to rzecz psychiki, której sam do końca nie znasz, ale znasz ją lepiej od osób zewnętrznych.
Myślisz że Twoje asekuracyjne zachowanie na tym portalu mówi całą prawdę o Tobie? ;))

4.
Nieprawda. Ludźmi targa poczucie pustki, bo nie potrafią sobie uprzytomnić, że w życiu nie najważniejsza jest realizacja zawodowa czy towarzyska, która została zaprzepaszczona bezpowrotnie; to kwestia nieumiejętności uświadomienia sobie, że życie to proces ciągłych strat - oswojenia tego stanu rzeczy jesteśmy uczeni od początku do końca. Zaprzepaszczona możliwość realizacji zawodowej nie powinna być powodem żadnej traumy z której wynika poczucie pustki.
Nie można mieć wszystkiego, a ludzie nadal starają się udowodnić, że można. Dlatego te Twoje "sfery życia" powinny być traktowane hierarchicznie, i jeśli już ktoś zdecydował realizować się w sferze rodzinnej, powinien mieć świadomość, że to pochłania tą ilość energii, której nie będzie mógł wykorzystać w sferze innej. No chyba że jest taki supermenem, którego nic nie stresuje ;))

5.
Uważam, że założenia relatywizmu zarówno etycznego jak i moralnego, są słuszne.

PS
Nie wiem kto to "żurek"; domyślam się; Joaxii pewnie wie ;))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. W tym punkcie, mój drogi, twoja wypowiedź niesie tylko usilną chęć polemiki, czego dowodem jest brak precyzji wypowiedzi oraz imputacje. Bo o jakim subiektywizmie piszesz? Moim, ogólnym? Na jakiejś konkretnej podstawie, czy w wyniku "oczywistej oczywistości"? To tak wyglądają dyskusję z tobą, kiedy się ciebie delikatnie podrażni, relatywisto?
Stwierdzenia typu "zapewne dla ciebie..." już tutaj bywały - to z kolei jest styl dyskusji, który można nazwać: "opowieści dziwnej treści na temat dyskutanta". Skąd wiesz, z czym coś porównuję i jakie możesz mieć pojęcie o wyborach, których musiałem dokonać? Skąd wiesz na tyle dużo na mój temat, że aż uznajesz za stosowne zrobić z tego argument?
I wiesz, dlaczego twoje argumenty "relatywistyczne" są śmieszne? Bo przebija z nich fałsz. Bo jedyna niewiadoma, jaka z nich przebija, to rozstrzygnięcie, czy nie wiesz, o czym piszesz, czy cynicznie się zgrywasz. Dlaczego - o tym dalej.

2. Głodne kawałki. Co wynika z twoich komunałów o różnicach indywidualnych, z mądrości w stylu "wszystkiego mieć nie możesz"? W czym dokładnie widzisz "błędne koło"?

A kariera? Dotyczy przede wszystkim osiągnięć. To konkrety. I nie wiem, gdzie ja napisałem, że utożsamiam karierę z życiem zawodowym. Fakt, zazwyczaj do niego właśnie się sprowadza. Ale nawet jeśli nie, to i tak wymaga konkretów - dokonałem, przeprowadziłem, zakończyłem sukcesem itp itd.
Stresogenne zadania? Zależy od skali. To tak jak ze sportem - niektórzy uprawiają w weekendy i nieco się zmęczą, a niektórzy mają pęd do wyczynu i ryzykują zdrowiem, balansują na krawędzi niebezpiecznej dla organizmu itp itd. Nie rozumiem, do czego ma prowadzić takie rozumowanie. Nie chcesz się przemęczać i stresować: nikt ci nie każe. Tylko nie dorabiaj do tego ideologii. Nie twórz na siłę reguł, które niby łamiesz, bo nie ma takich reguł. Chyba, że presja rodzinna, czy coś... ale nie można na tej podstawie wyciągać wniosków socjologicznych.

3. Pewnie, że żadna nowość. Jednak co do kompleksów - mylisz się. W pewnym momencie człowiek się do nich przyzwyczaja, przestaje się wstydzić i kompleksy znikają. Tyle że należy rozróżnić sytuacje, gdy zachowania są fasadowe i służą za maskę. Strawiłem 10 lat życia na błazenadę, więc wiem, o czym piszę.
Nie. Ale ja nie używam uproszczonego schematu zachowania przedstawionego w sposób fałszywy tak, aby pasował do postawionej przeze mnie tezy. Osobiście mnie rusza to, że w sposób cyniczny przedstawiasz kwestię alkoholową. Ja tę kwestię bardzo dobrze znam. Z autopsji jako DDA i niedoszły (na szczęście) AA. I znów powracam do wniosku - albo jesteś tak przerażająco cyniczny, albo nie zdajesz sobie sprawy z tego, co ci się zapałętało na język.

4. Przeceniasz rolę stresu. I nie zauważasz tego, że piszę o tchórzostwie, jako ważnym czynniku. Tu nie chodzi o straty. Tu chodzi o świadomość porażki wskutek własnych ucieczek, co wpędza człowieka w spiralę kolejnych ucieczek. Nieważne, czy eskapizm wyrazi się poprzez praco- czy alkoholizm. Co za różnica.
Niezrównoważenie się zdarza. Ale niemożność osiągnięcia wszystkiego rozstraja raczej ludzi młodszych niż starszych...

5. Postawa pijaka, który stoi na stanowisku, że wcale nikogo nie krzywdzi swoim piciem to też relatywizm. Można przyjąć, że on w swojej percepcji nie widzi swojego negatywnego wpływu na otoczenie, nieważne, czy pewne informacje blokuje nieświadomie, czy też jest zamroczony ostatecznie. Z jego punktu widzenia takie twierdzenie może być prawdziwe. Ale ja wątpię, czy to jest słuszne.

ps. Piszę to wszystko z uwzględnieniem swojego życiorysu, rzecz jasna, który obfitował w mało spektakularne wydarzenia, takie jak kilkumiesięczne cugi, dwie depresje, bójki z ojcem, doprowadzanie do łez matki, życie robola, życie głodne, trzykrotne porzucenie studiów i inne fajne. Reasumując - z perspektywy 10 lat wymądrzania się i relatywizowania.:)
Wiesz, taki zblazowany, zawsze najmądrzejszy i bez wyników.:) A wyniki się liczą, oj liczą, nawet dla artystów-wykolejeńców.:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To nie "usilna chęć polemiki", ale osobisty obowiązek zareagowania na Twoje zarzuty, które są dla mnie niedopuszczalnie kategoryczne i naturalnie się z nimi nie zgadzam ;))
Subiektywizm i głodny kawałek to "beznadziejna robota" i "gówniane pieniądze". To Ty przyczepiłeś łatkę Panu, który lubi wypić piwo, że jest sfrustrowany, bo ma "ględzącą babę". I to nie ja cynicznie podchodzę do kwestii alkoholizmu szufladkując ludzi lubiących wypić piwo na boku pod blokiem. Ty roztoczyłeś wizję niedołężnego frustrata, którego jedynym komentarzem i najprostszym wyborem jest codziennie zalewanie się przed przekroczeniem progu mieszkania, bo i baba na głowie i beznadziejna praca za pasem - dotykasz kwestii patologicznych jednostek uwikłanych w szpony nałogu, a to zupełnie odrębny temat.
Co do Twojego życia to masz rację - nie mam prawa go podsumowywać ani opierać na tym swoich argumentów, bo nie wiem jak to jest i bazuje wyłącznie na domysłach, zgoda; pomijając fakt, że o wszystkich kluczowych problemach, które Cię w życiu dotykały a które oględnie wyłuszczyłeś w akapicie poniżej, wspominałeś już na tym forum (poza epizodem alkoholowym), a ja jestem pamięciowo skrupulatny.
Fakty są jednak takie, że określiłeś się emocjonalnie, ustabilizowałeś i postawiłeś na życie partnerskie; co wiąże się z całym szeregiem zmian - przypuszczałem naiwnie, że może, jako praktyk, właśnie do tego się odwołujesz. Myliłem się najwidoczniej; moja wina.




Nie napisałeś, ale nie bez sarkazmu zasugerowałeś, że ze wzgledu na mój wiek, nie jestem nawet uprawniony do
używania takich słów jak "kariera", przyznasz. A konkrety to każdy zaliczony rok i złożony w czerwcu indeks w dziekanacie.
Natomiast jeśli idzie o stresogenne zadania, to niepotrzebnie zbyt emocjonalnie się z nim wyrwałem, ale akurat na moim przykładzie wiem, że bywają one wyjątkowo groźne, bo poprzez ich nawał już parokrotnie dopuszczałem do przebudzenia drzemiącej we mnie głębokiej melancholii i zobojętnienia, które w efekcie prowadziły nawet do niewyjaśnialnego obłędu, na który ciężko doraźnie zaradzić - może to nieprzystosowanie, ale nawet jeśli, to trzeba się z tym uporać uświadamiając sobie błahość trosk, które są odpowiedzialne za ten stan rzeczy. Może doradzisz lepszą postawę.



Wcale się nie mylę, bo wcale nie powiedziałem, że z kompleksów sie nie wyrasta (to byłaby dopiero tragedia!).
Nie zmienia to jednak faktu, że są one czynnikiem kształtującym osobowość, a już na pewno mają wpływ na późniejsze życie.
Nie wiem co to znaczy "zachowania FASADOWE służące za maskę", więc uznaję, że się nie mylisz i przyznaję rację ;))



Spirala ucieczek i jej skutek to rzecz wiadoma. Mnie bardziej interesuje to, jakie Ty widzisz rozwiązanie i radę dla ludzi, którzy uciekli tak daleko, że już nie mogą zawrócić.
Chodzi o ludzi, którzy mają niewielkie szanse na zmianę swojej sytuacji, bo zabrneli w zaniechaniach tak daleko, że pozostaje tylko rozpacz. Sądzisz że to wina chaniebnego tchórzostwa, a ja twierdze, że to tchórzostwo jest racjonalną reakcją.



Do tego się nie odniosę, bo nawet nie przyszło mi do głowy, żeby roztrząsać taki problem.



Widzisz, sam przyznajesz że z uwzględnieniem życiorysu. Moje głupie stanowisko twierdzi, że lepiej dla Ciebie stać się nie mogło.
;))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Naprawdę sądzisz, że czują się bezpieczni i spokojni?.. Nie mówię o danym momencie, gdy stoją z kumplami w bramie i piją piwo, tylko w ogóle. Poza tym - rozmawiamy o życiu, a nie unikaniu go. Wegetacja to nie życie, to trwanie w zawieszeniu.
Nie da się żyć bez stresu - stres to naturalna reakcja na zmianę a życie to zmiany. A to, że się nie ma poczucia marnowanego czasu nie znaczy jeszcze, że się go nie marnuje.
Pzdr., j.
PS. Myślisz, że przeciętny pan żurek nie ma stresu i lęków?.. A ciągła troska o to, skąd wziąć następną flaszkę?.. ;)
Pzdr., j.

;))
Zastanawia mnie skąd Ty możesz wiedzieć, jak czuję się Pan stojący w bramie; skąd pewność, że po wypiciu piwa, wracając do domu dopadają go problemy z których wynika stres? Może akurat poprzez swoją mądrość wyrobił sobie taką właśnie metodę na spokojne życie: pójść do pracy, wypić piwo, usiąść przed TV. Błogosławiony schematyzm! Bo i lubi piwo, i lubi TV, proste.
"Wegetacja to nie życie tylko trwanie w zawieszeniu", taa. Naprawdę? A co Ty nazywasz wegetacją? Bo mi się wydaję, że to pojęcie względne, a już na pewno indywidualne: dla mnie wegetacja to wspinanie się po szczeblach kariery, natomiast zapewnienie sobie bytu (jakikolwiek on by nie był)i spokoju, to szczyt rozumności.
Oczywiście, że nie da się żyć bez stresu; faktem jest, że stres jest reakcją na zmiany, ale właśnie dlatego warto się określić, ustalić pewne priorytety i zakotwiczyć tak, aby niespodziewanych zmian (tych stresogennych) było jak najmniej - Pan z bramy ma na to swoją metodę i chwała mu za to.
Najgorsze jest to, że nie chcesz zrozumieć iż dla Ciebie wielu ludzi marnuje czas stojąc w bramie, a dla nich Ty marnujesz czas próbując gorączkowo "zrobić coś ze swoim życiem", bo w przeciwnym razie targałoby Tobą poczucie bezsensu.
Pozdro

PS
Przeciętny "żurek" nie jest uzależniony od alkoholu tak jak to raczysz sugerować obnażając swoje stereotypowe rozumowanie. Pozdr
Bardzo zabawne. Ciekawe w którym miejscu powieidzałam, że uczestnictwo w wyścigu szczurów jest życiem?.. Może najpierw przeczytasz uważnie wszystkie moje wypowiedzi, potem postarasz się je zrozumieć, a dopiero wtedy rozpoczniesz dyskusję?...
dziękuję i dobranoc, pzdr., j.
PS. Nie, oczywiście przeciętny żurek to całkowicie trzeźwy filozof zgłębiający niedostępne dla przeciętnych zjadaczy chleba zakamarki rzeczywistości.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



;))
Zastanawia mnie skąd Ty możesz wiedzieć, jak czuję się Pan stojący w bramie; skąd pewność, że po wypiciu piwa, wracając do domu dopadają go problemy z których wynika stres? Może akurat poprzez swoją mądrość wyrobił sobie taką właśnie metodę na spokojne życie: pójść do pracy, wypić piwo, usiąść przed TV. Błogosławiony schematyzm! Bo i lubi piwo, i lubi TV, proste.
"Wegetacja to nie życie tylko trwanie w zawieszeniu", taa. Naprawdę? A co Ty nazywasz wegetacją? Bo mi się wydaję, że to pojęcie względne, a już na pewno indywidualne: dla mnie wegetacja to wspinanie się po szczeblach kariery, natomiast zapewnienie sobie bytu (jakikolwiek on by nie był)i spokoju, to szczyt rozumności.
Oczywiście, że nie da się żyć bez stresu; faktem jest, że stres jest reakcją na zmiany, ale właśnie dlatego warto się określić, ustalić pewne priorytety i zakotwiczyć tak, aby niespodziewanych zmian (tych stresogennych) było jak najmniej - Pan z bramy ma na to swoją metodę i chwała mu za to.
Najgorsze jest to, że nie chcesz zrozumieć iż dla Ciebie wielu ludzi marnuje czas stojąc w bramie, a dla nich Ty marnujesz czas próbując gorączkowo "zrobić coś ze swoim życiem", bo w przeciwnym razie targałoby Tobą poczucie bezsensu.
Pozdro

PS
Przeciętny "żurek" nie jest uzależniony od alkoholu tak jak to raczysz sugerować obnażając swoje stereotypowe rozumowanie. Pozdr
Bardzo zabawne. Ciekawe w którym miejscu powieidzałam, że uczestnictwo w wyścigu szczurów jest życiem?.. Może najpierw przeczytasz uważnie wszystkie moje wypowiedzi, potem postarasz się je zrozumieć, a dopiero wtedy rozpoczniesz dyskusję?...
dziękuję i dobranoc, pzdr., j.
PS. Nie, oczywiście przeciętny żurek to całkowicie trzeźwy filozof zgłębiający niedostępne dla przeciętnych zjadaczy chleba zakamarki rzeczywistości.

Dobrze, postaram się ;))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
To nie "usilna chęć polemiki", ale osobisty obowiązek zareagowania na Twoje zarzuty, które są dla mnie niedopuszczalnie kategoryczne i naturalnie się z nimi nie zgadzam ;))
Subiektywizm i głodny kawałek to "beznadziejna robota" i "gówniane pieniądze". To Ty przyczepiłeś łatkę Panu, który lubi wypić piwo, że jest sfrustrowany, bo ma "ględzącą babę". I to nie ja cynicznie podchodzę do kwestii alkoholizmu szufladkując ludzi lubiących wypić piwo na boku pod blokiem. Ty roztoczyłeś wizję niedołężnego frustrata, którego jedynym komentarzem i najprostszym wyborem jest codziennie zalewanie się przed przekroczeniem progu mieszkania, bo i baba na głowie i beznadziejna praca za pasem - dotykasz kwestii patologicznych jednostek uwikłanych w szpony nałogu, a to zupełnie odrębny temat.
Co do Twojego życia to masz rację - nie mam prawa go podsumowywać ani opierać na tym swoich argumentów, bo nie wiem jak to jest i bazuje wyłącznie na domysłach, zgoda; pomijając fakt, że o wszystkich kluczowych problemach, które Cię w życiu dotykały a które oględnie wyłuszczyłeś w akapicie poniżej, wspominałeś już na tym forum (poza epizodem alkoholowym), a ja jestem pamięciowo skrupulatny.

Które zarzuty?
Łatki? A kontekstu twojej wcześniejszej wypowiedzi, w której sam rysujesz jakąś postawę (moim zdaniem mało popartą obserwowanymi i przeżywanymi faktami), to już nie pamiętasz?
Jaka treść, czy przesłanie wynika z twojego toku rozumowania, bo jak dla mnie wynika tylko i wyłącznie przemożna chęć odbijania piłeczki aż do momentu zmęczenie oponenta, bo o ścieraniu się postaw, czy opinii mowy być nie może.


Fakty są jednak takie, że określiłeś się emocjonalnie, ustabilizowałeś i postawiłeś na życie partnerskie; co wiąże się z całym szeregiem zmian - przypuszczałem naiwnie, że może, jako praktyk, właśnie do tego się odwołujesz. Myliłem się najwidoczniej; moja wina.

Zasadność tej dygresji pewnie na zawsze pozostanie dla mnie zagadką.


Nie napisałeś, ale nie bez sarkazmu zasugerowałeś, że ze wzgledu na mój wiek, nie jestem nawet uprawniony do
używania takich słów jak "kariera", przyznasz. A konkrety to każdy zaliczony rok i złożony w czerwcu indeks w dziekanacie.
Natomiast jeśli idzie o stresogenne zadania, to niepotrzebnie zbyt emocjonalnie się z nim wyrwałem, ale akurat na moim przykładzie wiem, że bywają one wyjątkowo groźne, bo poprzez ich nawał już parokrotnie dopuszczałem do przebudzenia drzemiącej we mnie głębokiej melancholii i zobojętnienia, które w efekcie prowadziły nawet do niewyjaśnialnego obłędu, na który ciężko doraźnie zaradzić - może to nieprzystosowanie, ale nawet jeśli, to trzeba się z tym uporać uświadamiając sobie błahość trosk, które są odpowiedzialne za ten stan rzeczy. Może doradzisz lepszą postawę.

To nie jest kwestia wieku. To kwestia pewnych przesłanek świadczących o postawie buntu. I jako że bunt nie nosi znamion konstruktywności, przeto pozwoliłem sobie na pewne wnioski. Dla przykładu szef mojej małżonki nie ma 20 lat i ma osiągnięcia w sferze dziennikarskiej, które przekraczają dorobek życia niejednego pismaka. Oczywiście, miarą osiągnięć jest otoczenie. Można taką miarę kwestionować. Można szukać własnych kryteriów i kategorii. Jednakowoż, jeśli będą one znacząco odmienne od tych uznawanych wokół, będziesz uznawany za gamonia i ciamajdę. Można mieć to gdzieś (choć słabo w to wierzę), można nawet jakimś cudem znaleźć kobietę, która też będzie miała to gdzieś (baaaardzo mało prawdopodobne), ale trzeba wręcz sokratejskiej siły przekonań, aby nie zgorzknieć od porównań z ludźmi, o których mówią: "to jest gość". Podsumowując - natura ludzka jest sprzeczna z relatywizmem, który przedstawiasz, dlatego uznaję taką postawę za mało autentyczną, raczej za skutek niż za przyczynę. No chyba że należysz do tych, którzy przeżywają syndrom wypalenia i zmęczenia ciągłymi zdobyczami.:)


Wcale się nie mylę, bo wcale nie powiedziałem, że z kompleksów sie nie wyrasta (to byłaby dopiero tragedia!).
Nie zmienia to jednak faktu, że są one czynnikiem kształtującym osobowość, a już na pewno mają wpływ na późniejsze życie.
Nie wiem co to znaczy "zachowania FASADOWE służące za maskę", więc uznaję, że się nie mylisz i przyznaję rację ;))


Mylisz się w kwestii oceny roli kompleksów. Bo z nimi jest tak jak z genami: z biegiem życia coraz mniej różnic indywidualnych nam wyjaśniają.
Co do tych zachowań, to być może chciałem być zbyt delikatny. Chodziło mi o kompensację, jako mechanizm rzecz jasna.

Spirala ucieczek i jej skutek to rzecz wiadoma. Mnie bardziej interesuje to, jakie Ty widzisz rozwiązanie i radę dla ludzi, którzy uciekli tak daleko, że już nie mogą zawrócić.
Chodzi o ludzi, którzy mają niewielkie szanse na zmianę swojej sytuacji, bo zabrneli w zaniechaniach tak daleko, że pozostaje tylko rozpacz. Sądzisz że to wina chaniebnego tchórzostwa, a ja twierdze, że to tchórzostwo jest racjonalną reakcją.


Śmiem twierdzić, że rozwiązanie problemu ludzkiego tchórzostwa nie jest tematem tej dyskusji. Dlaczegóż nie zadać mi śmiertelnego ciosu w postaci pytania: jak naprawić świat.:)
Racjonalne tchórzostwo? Owszem, kiedy masz przed sobą trzech osiłków a za sobą wolne pole.
Rad jest tyle ile ludzi. Teraz zadajesz pytania takie jak autorka wątku: o recepty, których nie ma. Problem z tą racjonalnością polega na tym, że jest pojęciem zbyt dyskretnym, a zagadnienie np racjonalności wyboru zawiera w sobie sumę wielu ocen, która jest jakąś wypadkową. W psychologii racjonalnym wyborem określamy taki, który składa się z możliwie maksymalnie racjonalnie dokonanych ocen cząstkowych (baaardzo nieostre i baaardzo na siłę). Ale to kolejny meander dyskusji, który stwarzasz, bo ja mówiłem o ucieczce przed wyborem i o takim tchórzostwie. I takie tchórzostwo jest naprawdę haniebne i najgorsze ze wszystkich, bo wiąże się ze skłonnością do uniknięcia konsekwencji swoich czynów.


Widzisz, sam przyznajesz że z uwzględnieniem życiorysu. Moje głupie stanowisko twierdzi, że lepiej dla Ciebie stać się nie mogło.


Z uwzględnieniem wielu różnych danych. A na cudze życiorysy się nie powołuję, bo nikt mi nie dał uprawnień ku temu. No, może poza tym przypadkiem młodego rekina dziennikarstwa... ale to z czystego podziwu, naprawdę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...