Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Od pierwszego światła czeka
co zdarzyć się musiało

ostatnie cienie których nie znam
od strony nocy
wszystkie z różą
tkają z bioder ulewne bramy
językiem myją
deszczu bose stopy

miłość w maju
lubi to co robi

Opublikowano

zastanawia i zwraca uwagę, a to jest już na plus.

"wszystkie z różą" - ten wers skojarzył mi się z Wojaczkiem.

"tkają z bioder ulewne bramy
językiem myją
deszczu bose stopy" - a to ze Stachurą

może z jednej strony to źle, zauważam jakiś wpływ(?) innych poetów, ale z drugiej jak coś znajduje dla siebie, to jest dobrze. Pozdrawiam.

Opublikowano

pierwsze dwa wersy nie przekonują bo nie wiem co
czeka, a może kto czeka, a jak czeka to pewnie
na coś lub na kogoś? A tu mi się wydaje, że czeka
na coś co już było? Poproszę Autora o przybliżenie.
Nie wiem, może tylko
u mnie zastój:) a.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wymagam od swoich wierszy samodzielności.Jak wiersz nie umie się sam "wytłumaczyć", to znaczy,że jest do bani.Dzięki serdeczne za obecność.Pozdrawiam.
Opublikowano

ciężko przedstawić temat miłości niepopadając przy tym w banał. Tobie udało się tego uniknąć, poza tym podoba mi się sposób wypowiedzi podmiotu lirycznego, który przybiera postawę tylko subiektywną, ale i obserwatora dostrzegającego pewne oczywistości, jak ta, że w ciepłe dni łatwiej o uczucie :)

w pierwszej strofie /pisanej dystychem/ podmiot liryczny mówi o tym, że miłość musiała przeczekać inne pory roku /które najwidoczniej nie sprzyjają wybuchom emocji/, by zaatakować w odpowiednim momencie. to, naturalnie, musiało się zdarzyć.

druga zwrotka mnie także kojarzy się nieco z Rafałem Wojaczkiem, chociaż nie wykluczam, że może to być nietrafne przypuszczenie. jakkolwiek peel oznajmia, że odkrywa nowe barwy miłości, jeszcze dotąd mu nieznane. można wnioskować, że podmiot liryczny również został opętany przez uczucie.

pointa ładnie współgra z pierwszą strofą, stanowi to niejako klamrę kompozycyjną, podkreślenie wcześniej sformułowanych myśli. maj jest właściwym miesiącem dla rozkwitu, czy rozwoju uczuć /które narodziły się już wcześniej/.

w tekście pojawiają się epitety: 'ulewne bramy', 'bose stopy'; metafory: 'ostatnie cienie których nie znam od strony nocy', 'językiem myją deszczu bose stopy', personifikacje: 'miłość w maju lubi to co robi'; co znacznie wpływa na pozytywny odbiór tekstu.

mnie wiersz przekonuje zarówno ze względu na zgrabną formę, jak i tematykę, z którą ciężko się nie utożsamiać ;) jak powiedziałem we wstępie - zdecydowanie nie ocierasz się o banał mimo stosunkowo trudnego tematu. nie wydaje mi się, aby wiersz wymagał szczególnych zmian, co najwyżej drobnej kosmetyki /inwersja w drugiej strofie/, o ile w ogóle. z chęcią zostawię plusa,

pozdrawiam.

Opublikowano

Mr.Suicide - należę do pokaźnego grona autorów,ceniących sobie twoją myśl krytyczną.Zadajesz wierszowi parę prostych,testowych "pytań",na które musi on odpowiedzieć .Dzięki temu,że pytania dotyczą spraw dla warsztatu podstawowych i zawsze są takie same,udaje ci się uzyskać maksymalny (do osiągnięcia) obiektywizm.To nie jest może efektowna krytyka ale bardzo efektywna,tworzy punkt odniesienia do różnych krytycznych fajerwerków.Dzięki serdeczne za wizytę.Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Popadało w okno - Lonko - woła da pop.  
    • @hollow man Oczywiście. Sam kiedyś kochałem palić..Pozdrawiam
    • Ludzie żyją dziś długo. Być może za długo. Długowieczność, choć brzmi dumnie i postępowo, w praktyce bywa zjawiskiem wysoce konfliktogennym.  I wcale nie ma znaczenia, czy człowiek, który nie zamierza w najbliższym czasie wrócić na łono Abrahama, posiada majątek, czy też nie ma nawet porządnego kredensu.    Każdy długowieczny senior - prędzej czy później - robi problem. Ci, którzy nie mają pieniędzy, robią problem czysto ekonomiczny. W ramach obowiązku alimentacyjnego zubażają budżety dzieci, wnuków i całej dalszej rodziny. Zajmują czas, energię i nerwy. W takich sytuacjach zawsze pojawia się myśl niepopularna, wstydliwa, ale obecna: „może mógłby już odejść?” Ci, którzy mają majątek - są jeszcze gorsi. Bo oprócz kosztów generują nadzieje, a nic nie psuje relacji rodzinnych tak skutecznie jak nadzieja połączona z oczekiwaniem.   Długowieczny bogacz to tykająca bomba emocjonalna. Każdy dzień jego życia jest dla kogoś opóźnieniem. Ale do rzeczy. Najlepiej na przykładzie. Mojej żonie - poza rodzicami, którzy niech żyją sto lat i dłużej - zostało troje wujków i jedna ciocia. Był jeszcze czwarty wujek, ale umarł parę lat temu. On nie pasował do stada. Związał się z kobietą z proletariackiej Łodzi. Miał jedną córkę, która podobnie jak ojciec nie widziała się w tym stadzie. A stado było… rasowe. W prostej linii od jednego ze świętych. Jakby tego było mało, jakiś przodek był kandydatem na króla Polski. I z takiego stada trafiła mi się żona. Bywa. Święci, królowie, arystokracja. A ja? Ja - plebs. Rodzina repatriantów z Kresów.  Prosty chłopak z „Piekiełka” - dzielnicy Braniewa, która kiedyś była najgorszą częścią miasta. A Braniewo… Cóż. Warmia. Miasto, z którego młodzi ludzie od zawsze uciekali. Ja uciekłem czterdzieści lat temu. Z mojej klasy licealnej uciekło ponad dziewięćdziesiąt procent. „Uciekło” to może złe słowo. Poszli na studia. Znaleźli lepsze życie. Ci, co zostali - zostali. Ale znów się rozgadałem. Wracamy do świętych wujów. Pomorska wieś pod Tczewem. Dom prawie trzystuletni. Historia rodziny piękna, duma rodowa ogromna - ile w tym prawdy, wiedzą tylko oni. Ja na pewno nie. Przychodzą czasy powojenne. Ze względu na szlachecko-arystokratyczno-królewskie pochodzenie - problemy egzystencjalne. Ojciec mojego teścia  ginie w wypadku. Samochodowym? Traktorem? Spadł z ciągnika? W arystokratycznych rodach prawda bywa traktowana instrumentalnie. W tej rodzinie również. Przekonałem się o tym nie raz. Zostaje matka. Arystokratka. Miłośniczka Goethego i Schillera. Kilkadziesiąt hektarów, których nie objęła nacjonalizacja. Pięciu synów i córka. Łatwo nie było. Ale dali radę. Wszyscy skończyli studia. Budowali nową Polskę - tę, która wcześniej odebrała im majątki. Zakładali rodziny. Żyli całkiem nieźle. Rozmnażali się. Co prawda nie wszyscy, ale materiał genetyczny był przekazywany. Najstarszy brat teścia : żona, brak dzieci. Kolejny brat teścia : brak żony, brak dzieci. Teść: żona, dwoje dzieci. Młodszy brat teścia: żona, jedno dziecko. Najmłodszy brat teścia : żona, sześcioro dzieci. Wygląda na to, że rozmnażanie było jego pasją.  Jedyna siostra teścia  - troje dzieci - wyprowadziła się z mężem na drugi koniec Polski. Bracia zostali na północy, ona na południu. Jak w bajce. Wszystko działało. I komu to przeszkadzało? Nikomu. Aż do momentu, gdy okazało się, że dwóch braci nie ma dzieci. Jeden z nich - bezżenny i bezdzietny - mieszkał w rodzinnym gnieździe od zawsze. Drugi - bezdzietny, po śmierci żony - wrócił na północ i zamieszkał z nim. W gnieździe rodowym. Mieszkali tam ponad dwadzieścia lat. Pieniądze mieli. Teoretycznie powinien tam być teraz  mały, ładny dworek. Arystokracja, hektary, święty w rodzinie. W praktyce… obraz jest inny. Nie wiem, jak to opisać. Może słowo ruina byłoby najbliższe prawdy. I wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, że oni wciąż tam żyją. Teraz tylko jeden. Starszy ma 95 lat. Młodszy — 92. Starszego, bogatszego, zabrał do siebie mój szwagier. Mógł sobie na to pozwolić – miał odpowiednie warunki. Lokalowe. Zaadoptował dla wujka osobny pokój, zapewnił opiekę całodobową – opłacił opiekunkę.  Kilka mieszkań wujka w Trójmieście zobowiązuje. Opieka trudna, ale temat ogarnięty. Drugi – biedniejszy, młodszy został w gnieździe rodowym. I tu temat  jest nieogarnięty. Opiekę  nad nim roztoczyły dzieci brata wielodzietnego. Tego od szóstki dzieci. Szóstka dzieci to heroizm. Ja mam dwoje i bywały chwile, gdy uważałem, że powinienem trafić do psychiatryka. Dodatkowo punktową opiekę sprawuje córka siostry. Czyli: dzieci najmłodszego brata + córka siostry. Opieka rozproszona. Kompetencje różne. Oczekiwania sprzeczne. Idealne pole do konfliktu. Bo długowieczność nie jest problemem biologicznym. Długowieczność to problem społeczny, a w skali mikro - rodzinny dramat. Kto decyduje? Kto płaci? Kto przyjeżdża w nocy? Kto bierze urlop? Kto „robi więcej”, a kto „tylko udaje”? I najważniejsze pytanie, którego nikt nie zadaje głośno: ile to jeszcze potrwa? Tu zaczyna się prawdziwa „święta rodzina”. Nie ta z obrazków. Ta z telefonami, pretensjami, urazami, niedopowiedzeniami i cichą rywalizacją o rację moralną. Każdy jest zmęczony. Każdy uważa, że robi najwięcej. Każdy ma poczucie krzywdy. A senior? Senior żyje. I ma się - na przekór wszystkim - całkiem dobrze. I tak oto ktoś jeszcze nie umarł… A wszystko już się zaczęło… Może być ciekawi.         Cdn………..
    • @Mitylene Dziękuje za lekturę. A na pytania natury egzystencjalnej warto zawsze szukać odpowiedzi... choćby z uchem przytkniętym do morskiej muszli... @Waldemar_Talar_Talar I każdy odchodzi z podkulonym ogonem.
    • Witam - każdy rok  ma coś za uszami - nie ma idealnego  -                                                                                                         Pzdr.serdecznie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...