Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wszystko to iluzja
- efekt tyndala złapany za ogon
tylko na papierze

surrealizm

a przecież Dali oszalał
zegary spływały ciszą
trzeszczał czas na cienkich nogach słonia

Dali
pokochał kobietę

niepewnie powoli i w poprzek
ubarwił farbą

- zmalował

świat co stanął na głowie
miłość , szaleństwa bezsensu
śmiech głupiego do sera

i resztę pięknych faux pas

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jest znana, prosta i zdecydowanie nie przekombinowana i... to są moim zdaniem, w tym przypadku, powody anty, ale to tyko moje zdanie, a wiersz Twój i nie zamierzam w żaden sposób wpływać na jego treść, dzielę się jedynie wrażeniem z odbioru ;). pozdrawiam.
Opublikowano

Chyba raczej: "szaleństwo Dalego", bez "i" w nazwisku. Ech, nadrealiści.

Inna rzecz, że wiersz jest totalnie "gupi". Jeśli uważasz, że surrealizm to bezsens, to widać, że cała Twoja wiedza o tym kierunku pochodzi z Sieci. Surrealizm jest kierunkiem pozytywnym, ma określone cele. Niektóre rzeczy są bezsensami tylko z pokładu rozsądku, ale przecież nadrealizm to połaczenie oniryzmu z rzeczywistością codzienną. Surrealiści wierzą, że jest w mózgu ludzkim punkt, w którym obie te rzeczywistości się uzupełniają i "żyją w zgodzie". Surrealizm to badanie tego, co zupełnie nieznane. Ale nigdy bezsens.

Pozdrawiam.

Opublikowano

podobno między innymi inspiracją do namalowania /wykończenia/ 'uporczywości pamięci'
/bo 'zegary spływały ciszą'/ były sery, które artysta jadł podczas pewnej kolacji.
ten wers natomiast kojarzy mi się z 'kuszeniem' - 'trzeszczał czas na cienkich nogach słonia'.
po pierwszym wersie /gdyby nie było tytułu/ można wywnioskować, że chodzi
o surrealizm. osobiście - nie słyszałem o szaleństwie Dalego, ale skoro podmiot liryczny
to prześmiewa, to widocznie był on człowiekiem o zdrowych zmysłach, aczkolwiek jego spo -
sób postrzegania świata mógł być nieco odmienny. stąd można wnioskować, że została
mu przypięta etykieta dziwaka, ekscentryka. w tak krótkiej wypowiedzi podmiotowi liryczne -
mu udało się wiele opowiedzieć o życiu wielkiego malarza. z wiersza dowiadujemy się,
że był on surrealistą, ekscentrykiem, miał żonę, jego największe, najbadziej rozpoznawalne
dzieło to : 'uporczywość pamięci'. ciekawy wiersz. mnie się podoba.

pozdrawiam.

Opublikowano

Sylwester: no to tu sie nie dogadamy:)

Mateuszu: dzięki za ciepłe słowa;>

Bogdanie: aż tak źle? subtelnosc;)

amerrozzo: no tytułu nie poprawie (potwornie duzo bledów narobiłam w tym wierszu- i to moze byc drazniace.. wiec przepraszam oficjalnie:) Co do wiersza: absolutnie źle odczytałes -końcówka to ironia:) wiecej nie wyjasniam jak cos zapraszam na gg albo na PW, i zapewniam ze dokładnie co innego miałam na mysli:) (stad efekt tyndala-jako cos co jest a nie mozna tego zlapac, a mimo to zachwyca)

Mr.Suicide: zegary czesto pojawiaja się w obrazach Dalego, owe zwierzeta przypominajace słonie przyznam ze wziełam z "kuszenia" choć są rowniez w "melancholii" i jeszcze kilku obrazach. Co do tresci- jw wcale nie chce przesmiewac surrealizmu, byc moze warto byloby zastosowac jakas kursywe itp itd zeby nie mylić czytelnika -bo widac skoro juz kilka osob ma podobna interpretacje, to znaczy ze ja kiepsko przedstawiłam zamysl, tzn zbyt malo wyraźnie


Dzieki za wszytskie komentarze;)

Pozdrawiam
Agata

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Zawsze biorę taką ewentualność pod uwagę. Tyle że w tym wierszu nic nie wskazuje na ironię. Każdy sobie może napisać: "a bo tam była ironia i o co innego szło". Mnie Twoje tłumaczenie zupełnie nie przekonuje.

Jeśli faktycznie szło Ci o ironię, to nie udało Ci się jej wytłuścić, albo w żaden sposób naprowadzić czytelnika na nią.

I jeśli mogę cosik jeszcze dodać, to nie podoba mi się to nadmierne wyeksponowanie słowa "surrealizm". Nie można tego słowa ciachnąć? Przecież i tak "poleciałaś" tendencyjnie i wzięłaś w obroty Dalego, najbardziej znanego nadrealistę (choć moim zdaniem nie najlepszego).

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ad. 1 - nie wiem czemu mają spływać ciszą? coś bym pokombinował
ad. 2 - przestawka, zamiast inwersji, zamiast powtórzenia obok 2 czasowników
1d. 3 - jw.
ad. 4 - jw.
ad. 5 - zupełnie nie ta bajka, inne rejony skojarzeniowe (moim zdaniem)
Całość - pomysłowa, zwarta, udatna metaforycznie, jak zwykle u Ciebie.
:)
pzdr. b
PS. to teraz z czystym sumieniem proszę o ....

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...