Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zabrano mi kolory, zabrany został sens istnienia,
Zabrano mi szczęście, miłość którą mnie darzono,
A teraz szukam wśród labiryntu płaczu, ukojenia,
Wejścia do świata, z którego mnie wypędzono,

Lecz mimo tego ten świat szarości ma plusy,
Ukazuje prawdę, nie ukrywa, zmysłów nie mami,
Jest pełen cierpienia, bólu, wątpliwej szansy,
Przynajmniej nie skrywa tego, że może zranić.

A Ty pokazałaś mi świat piękny, idealny,
Bez trosk, z sercem bijącym szczęściem,
Że wszystko czego pragniemy już mamy,
Że w Twym sercu mam zawsze miejsce.

Lecz jak stary świat, po dniu przychodzi noc,
Świt przegrywa z cieniem w odwiecznej walce,
Tak i mi przyszło cierpieć, taki już mój los,
Z śmiercią za pan brat, conocne harce.

Panią Nadziei i Panią Zniszczenia,
Dwoma słowami przywróciłaś życie,
Cztery, by stało się nie do zniesienia,
Lecz wrócisz, wierzę po cichu i skrycie.

W innej osobie i w innej formie,
Piękna jak zwykle, doskonalsza,
I jak zwykle oddam wszystko Tobie,
Jest nadal nadzieja, choć nikła szansa.

Opublikowano

Zabrano mi kolory, zabrany został sens istnienia,
Zabrano mi szczęście, miłość którą mnie darzono,
A teraz szukam wśród labiryntu płaczu, ukojenia,
Wejścia do świata, z którego mnie wypędzono,

Lecz mimo tego ten świat szarości ma plusy,
Ukazuje prawdę, nie ukrywa, zmysłów nie mami,
Jest pełen cierpienia, bólu, wątpliwej szansy,
Przynajmniej nie skrywa tego, że może zranić.

A Ty pokazałaś mi świat piękny, idealny,
Bez trosk, z sercem bijącym szczęściem,
Że wszystko czego pragniemy już mamy,
Że w Twym sercu mam zawsze miejsce.

Lecz jak stary świat, po dniu przychodzi noc,
Świt przegrywa z cieniem w odwiecznej walce,
Tak i mi przyszło cierpieć, taki już mój los,
Z śmiercią za pan brat, conocne harce.

Panią Nadziei i Panią Zniszczenia,
Dwoma słowami przywróciłaś życie,
Cztery, by stało się nie do zniesienia,
Lecz wrócisz, wierzę po cichu i skrycie.

W innej osobie i w innej formie,
Piękna jak zwykle, doskonalsza,
I jak zwykle oddam wszystko Tobie,
Jest nadal nadzieja, choć nikła szansa.

Pogrubione zwroty to tragedia. Od razu sobie odhacz w głowie, żeby ich więcej nie używać - chyba że jedno nazwane uczucie w wierszu, umiejętnie wplecione. Reszta mdła, przewidywalna, jak rozbudowane wyzanie miłości, które interesuje (dotyczy) tylko Ciebie i Twojej wybranki.
Niemniej pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej i lepiej :)

Pancuś

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • jesienią jesteśmy sobie bardziej potrzebni kiedy mgły podchodzą do okien a chmury  gromadzą na czole wsłuchani w rzewną skargę wiatru kołyszemy cichutko wzajemność
    • @MIROSŁAW C. chyba g- moll:) polonez Chopina jest piękny:)
    • @KOBIETA takie fantazje do nikogo nie prowadzą:)
    • Nie mam z tym problemu, by się odwrócić plecami do ludzi. Forsuję się ucieczką w najdziksze, nieodkryte ludzką stopą bory, wilgne od ciszy pradawnej, opalizujące błyskiem rubinowych ślepi, zawezwanych przez gęślarzy, z zaświatów widziadeł, klątwą najmroźniejszych wichrów, rozsadzających gałęzie i pnie, ostatnich konających tu z wolna drzew. W bezdni leśnych parowów. Lecz ludzie to też zwierzęta. Najgorsze, bezmózgie. Z psami gończymi u boku. Polują na nas. Dostojne wilki. Na własną zgubę szukają ran i dużych kłopotów. Jeśli trzeba życie oddam za swą naturę i wolność. Obława, krzyki i strzały. Niosą się na kilometry w pełnych grozy, cząstkach powietrza. Przybyłem do najświętszego zagajnika. By ukryło mnie w swych potężnych, prastarych korzeniach. Drzewo wszelkiego stworzenia. Ja omen śmierci i morderca niewinnych. Skomlałem wesoło i tarłem sierścią o pancerz boski z jego pooranej zmarszczkami wieków, brunatnej kory. Niech przyjdzie tu ta łaknąca krwi sfora. Ja im rozoram pazurami, karki i trzewia. Gardła strzaskam z lubością aż wywalą na wierzch, spienione w krwistej agonii jęzory.   Przybyła w porę jednak odsiecz. Las stał się pułapką w jednej chwili dla gniewnej pogoni. Labiryntem mitycznego monstrum. Duchy biją w dzwon puszczy. Leszy nawołuje swe wilcze dzieci. Odgłosem świętego rogu. Znamy dobrze jego ojcowski dzwięk. Wesołe wycie, szybuje do uszu demona. Czuję dobrze gniew swych dzieci. Pragnienie krwi, sączące się z rozwartych szczęk. Labirynt zamknął swe ściany na wieki. Nastała z wolna noc. Deszcz na runo i mech, cicho siąpie. Trzask gałęzi tak jednaki z odgłosem łamanych kości. Co chwila przerywa błogość snu. Pod drzewem stworzenia, odgłosy uczty wystawnej. Muchy wesoło brzęczą w ustach. Żuki wturlają się we wnęki oczodołów. Uczta w imię zwycięstwa i przeciw naturze człowieka. Na świeżym jeszcze, myśliwego trupie.
    • w porannym ogrodzie śpiew niosą od piano do forte źdźbło przy źdźble i trzepot skrzydeł  nasza lotność i wyobraźnia   pnąca się w górę w feerii nieznanych barw mgłami przepasana codzienność   w jednym przypadkowym spojrzeniu kojącej magii nieskazitelny promień słońca  poprzez pierwsze dojrzałe czereśnie   przez rosy wilgotne wsuwa się i drży pośród zbudzonych klawiszy na strunie G   kapie miód na piasek południowych mórz    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...