Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sprawy poezja.org


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Większe lub mniejsze sprawy dotyczące poezja.org.

Nie twórz nowych wątków. Jeżeli masz jakąś sprawę, która nie może być omówiona via e-mail, możesz pisać w tym miejscu. Dziękujemy:)

a.

  • Odpowiedzi 78
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano
podziękowania

Ponieważ moje wątki znikają równie szybko jak się pojawiają, podejrzewam, że ma w tym swój udział moderator/ka który popełnił błąd, a teraz nie chce się do tego przyznać, a ja uparcie:

Pragnę podziękować adminowi za to
że mnie odbanował, po uprzednim zabanowaniu przez niekompetentnego moderatora/rkę, który/a nie wiedział/a, że na poezja org wolno posiadac wiele nicków.

wiadomość tę otrzymałam od administracji dziś wieczorem drogą mailową
dziękuję adminowi

Pozdrawiam wszystkie nicki

Dnia: 2007-12-01 22:58:06, napisał(a): kalina kowalska
Opublikowano
Limit - 144 godziny

Pomiędzy wierszem jednym a drugim
sześć dni to jednak lekka przesada
i powiem więcej, że przez ten limit
ktoś z mego życia dni mi podkrada.

Jeśli w tygodniu napiszę więcej
to co mam zrobić gdy mam nadwyżkę?
- wierszy tych nie zjem bo mam od dawna
nadwyrężoną stolcową kiszką.

Chyba, że komuś na tym zależy
i ktoś podsunął mu takie rady
wprowadź bariery a wtedy wiersze
będą pisane … lecz do szuflady.


Gratuluję wspaniałego pomysłu. A może wprowadzić innowację.
Cóż to jest 144 (6 dni i nocy) godziny? Może raz na miesiąc?

A Wy co o tym sądzicie?


Dnia: 2007-11-09 23:16:37, napisał(a): Henryk Jakowiec
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ma Pan na myśli, żeby wywalać gnioty z Zetki?

Właściwie to od m-cy toczy się na ten temat dyskusja. :)

Wbrew pozorom nie jest to takie proste jak się wydaje.

Oczywiście nie w tym rzecz, aby dogodzić każdemu, ale żeby stworzyć system w miarę czytelny i sprawiedliwy. Nie ma jakiegoś dobrego pomysłu. :)

a.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pancolku, jakie to "bestyjne",dzielić, przesiewać,a przesiewający to pierwszy sekretarz.
Oczywiście, wszechogarniający, wszechwiedzący.... wszechboski!!!!!!!
Pancolku, a niech się samo przesiewa,ludzie mają swój rozum, chyba , że wyznaczymy standardy, w tym możliwość do napisania złego tekstu,.....a może tego boski a., zabroni.
Angello, nie daj się.

P.S.
HAYQ, kwestia Bestii otwarta !!!!!!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ma Pan na myśli, żeby wywalać gnioty z Zetki?

Właściwie to od m-cy toczy się na ten temat dyskusja. :)

Wbrew pozorom nie jest to takie proste jak się wydaje.

Oczywiście nie w tym rzecz, aby dogodzić każdemu, ale żeby stworzyć system w miarę czytelny i sprawiedliwy. Nie ma jakiegoś dobrego pomysłu. :)

a.

Wydaje mi się, że podstawowy pomysł, to stworzenie działu, który będzie skupiał najlepszych. Jak ich wybierać? Być może za sprawą głosów forumowiczów. Załóżmy, że mianowalibyśmy 3-4 osoby odpowiedzialne za rozpatrywanie nominacji do forum Z. Ta mieściłaby się przy zakładkach Zgłoś złamanie regulaminu serwisu | Cytuj. Odpowiedzialne za to osoby (najlepsi poeci na forum, wybrani drogą demokratycznych wyborów), raz w tygodniu rozpatrywaliby kandydatury (osób, a nie pojedynczych dzieł). Tym sposobem autor musiałby mieć na koncie kilkanaście dobrych wierszy, zanim ktokolwiek zająłby się jego kandydaturą.
Jeśli ma zostać tak jak teraz, proponuję zmianę nazwy drugiego forum np. na forum P2 z wiadomych przyczyn, bo teraz faktycznie nie spełnia w najmniejszym stopniu swojej roli ;)
Pancuś




Pancolku, jakie to "bestyjne",dzielić, przesiewać,a przesiewający to pierwszy sekretarz.
Oczywiście, wszechogarniający, wszechwiedzący.... wszechboski!!!!!!!
Pancolku, a niech się samo przesiewa,ludzie mają swój rozum, chyba , że wyznaczymy standardy, w tym możliwość do napisania złego tekstu,.....a może tego boski a., zabroni.
Angello, nie daj się.

P.S.
HAYQ, kwestia Bestii otwarta !!!!!!

Żadnych sekretarzy, tylko nominowani moderatorzy forum Z, ot co. A jak widzimy teraz, niektórzy mają za wysokie mniemanie o sobie i kropa ;)

Pancuś
Opublikowano

....... A jak widzimy teraz, niektórzy mają za wysokie mniemanie o sobie i kropa ;)

Pancuś


Trafiłeś w sedno, cytuję ,a jak widzimy, widzimy, widzimy ,my wszyscy mamy oczy i ...
i bez emocji, na luzie, spokojnie, acz subiektywnie, wybieramy najlepszych.
Mniemaniem,niektórych, się nie zajmujemy, bo po co, jaki koń jest, każdy widzi.
Więcej wiary, Pancolku!!!!!!!

Opublikowano

Mnie mimo wszystko denerwuje to, że w dziale Z może publikować każdy. I nie ma tu określonego porządku.

Co będzie, jeśli ktoś piszący dobre wiersze zniechęci się do korzystania z tego portalu po tym, jak zauważy, co wkleja się tu w dziale Z.
Pierwsze wrażenie jest ważne. A niektóre teksty zalegające w witrynie dla zaawansowanych mogą kogoś zniechęcić. Nie wiem, może przesadzam, ale mógłby panować tu większy ład i klarowność. Bo panuje tu anarchia. A nawet, powiedziałbym, chaos.
Jak na moje oko - jest kilku użytkowników, którzy mogliby zająć się działem Z.

Popieram wizję Pancolka.

To mówię ja, osoba, która póki co trzyma się działu P i ma zamiar się go trzymać.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



moderatorzy byliby wybierani w demokratycznych wyborach ;] a autorzy do Zetki już przez nich. o to mi chodziło. Czyli gniot nie miałby prawa bytu w Z.

ach nie wczytałem się.. faktycznie, tak byłoby już sensownie
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Na samym początku zapytałbym angella czy w ogóle technicznie jest to wykonalne i czy uważa to za dobry pomysł. Dopiero po jego ustosunkowaniu się zbierałbym głosy poparcia.
Pozdrawiam
Opublikowano

Ja mam pomysł. Zrobicie z nim, co chcecie, bo ja już nie walczę z tą plagą grafomanii z Zet.

Najpierw trza wybrać z 10 osób (dla przykłady dziesięć, liczba może być zawsze inna), które będą jakby strażnikami Zet ;-) O co chodzi? Te 10 osób będzie pilnowało porządku. Oni będą decydować o tyk, komu pozwolić publikować z Zet. Ale po kolei.

Jak wybrać te 10 osób? Moim zdaniem drogą jwanego głosowania. Każdy, kto jest na tym portalu co najmniej rok i kto opublikował co najmniej 15 wierszy, ma prawo głosu. Te warunki są konieczne, żeby nie głosowały osoby niezaznajomione z sytuacją. A te 15 wierszy, bo wtedy wiadomo, że te osoby nie są tu z przypadku, ale od czasu do czasu coś tu wklejają. No i wszystkie te osoby głosują, podając 5 lub 10 (to, że się wybiera 10 osób nie oznacza, że tyle każdy musi podać), które ich zdaniem zasługują by być "strażnikami" Zet. Głosować można tylko na osoby, które na tym portalu są co najmniej półtora roku (albo 2 lata, bo to łatwiej obliczyć, może być też rok, ale ten termin wydaje się za krótki) i które opublikowały tu już co najmniej 20 wierszy. W ten sposób do Zet dostaną się na początku na pewno starzy wyjadacze, czyli chyba dobrze. Poza tym będą to osoby, które w miarę regularnie odwiedzają tę strone, a to w zasadzie jedna z najważniejszych rzeczy. Na samego siebie nie można głosować.

Co dalej? Dalej te 10 osób będzie podejmowało decyzje, kto może publikować w Zet. Oczywiście, wtedy tu wkraczamy w sprawy techniczne, bo nie wiem, czy jest możliwość zablokowania wszystkim dostępu do Zet, jeśli chodzi o publikacje. No, ale przyjmuję, że jest to wykonalne. Tak więc osoby te decydować będą, kto będzie miał odbloowaną możliwość publikacji w Zet. Decyzja będzie poprzez głosowanie. Po kolei.

Jedna z tych 10 osób zgłasza, że użytkownik XXX powinien mieć możliwość publikacji w Zet (oczywiście nawet gdy tę opcję będzie już posiadał, dalej może wklejać wiersze do Pe). Od tego momentu przez 2 tygodnie ważą się losy tej osoby. Przez 2 tygodnie jest głosowanie, chyba że zakończy się wcześniej. Dałem taki czas jako przykład, bo wiem, że nie każdy zawsze będzie miał czas. Można głosować za, przeciw, lub wstrzymać się od głosu. Osoba będzie mieć odblokowaną opcję publikacji w Zet, jeśli za takim rozwiązaniem zagłosuje więcej niż połowa z tych 10 osób. Może prościej. Jest 10 osób w komisji:
5 jest za, 4 przeciw, 1 się wstrzymała - osoba NIE wchodzi do Zet (nie spełniony warunek, że więcej niż połowa była "za")
5 za, 5 przeciw - osoba NIE wchodzi do Zet (jak w przypadku każdego remisu)
4 za, 0 przeciw, 6 się wstrzymało - osoba NIE wchodzi do Zet (chociaż wygrał głos "za", to nie spełniony został warunek, że co najmniej połowa musi być za. Zaraz wytłumaczę dlaczego taki warunek w ogóle jest)
0 za, 0 przeciw, 10 wstrzymało się - chyba niemożliwe, bo za będzie przynajmniej ta osoba, która tę osbę do głosowania zgłodiła, ale jeśli kiedyś się tak zdarzy, to osoba NIE wchodzi do Zet ("za" nie uzyskało przewagi).
Itd., sytuacji można tu mnożyć, uwypukliłem te najbardziej skrajne.

Co do wstrzymywania się z oddaniem głosu. Może się zdarzyć tak, że przez 2 tygodnie ktoś z tej komisji nie wejdzie na to forum. Głosowanie kończy się (nie może ono trwać dłużej niż 2 tygodnie, chyba że awaria strony była, albo jakaś inna sytuacja wyjątkowa, jak ogólnopolski brak w dostawie prądu ;p), podlicza się głosy. Osoby, które nie wypowiedziały się wcale, są rozumiane jako te, które powstrzymały się od głosu. Tak więc może się zdarzyć często, że za były 4 osoby, a 6 w ogóle nie głosowało. Wówczas osoba taka nie wchodzi do Zet (może ma pecha, że więcej nikt nie głosował, bo może by weszła). No, właśnie - może by weszła. Zdarzyć się jednak mogło, że 6 (a w zasadzie wsytarczy, że 5) osób byłoby przeciw.

Głosowanie może skończyć się wcześniej, jeśli "za" jest już 6 osób. Wtedy wiadomo, że wynik nie ulegnie już zmianie. I w drugą stronę - kiedy "przeciw" jest już 5 osób, wiadomo, że już większość nie może być "za". To pewnie ułatwiłoby całą procedurę i często nie trzeba by czekać aż wszyscy zagłosują (choć sporne przypadki pewnie by się zdarzały). Kiedy 5 osób się wstrzyma "jawnie" (to znaczy wejdzie i powie, że się wstrzymuje od głosu), wtedy też koniec głosowania, bo większość już nie może być "za".

Także w skrócie - do Zet wchodzi osoba, która (przy 10-osobowej komisji) dostaje 6 głosów "za". Jak powiedziałem - kandydatury do Zet zgłaszać mają prawo tylko osoby z tej komisji (później można to rozwinąć o każdą osobę, która ma prawo publikacji w Zet, bo chyba można założyć, że te osoby nie będą jakimiś trollami czy dziećmi neo, więc nie będą zgłaszać byle kogo, ale głosować nadal będzie miało prawo TYLKO te pierwsze 10 osób). Aha, zgłaszać będzie można osoby, które są na tym portalu już co najmniej 1 rok i opublikowały co namniej 20 (bądź 15) wierszy. To ważne, unieknie się wtedy sytuacji, że "strażnicy" będą zgłaszać swoich kolegów, którzy dopiero co tu przyszli (choć i to mało prawdopodobne, bo "strażnicy" nie powinni być dziećmi neo).
Co więcej - nie można zgłaszać osób do Zet przez lipiec i sierpień, a także od 20 grudnia do 5 stycznia. W tych dniach bowiem często jest tu mało osób i zgłoszenie kogoś może być niesprawiedliwe (duża szansa, że większośc osób nie odda wcale głosu, bo w ogóle tu nie wejdą, i dana osoba straci szansę wejścia do Zet).

Co dalej - gdy osoba traci szansę wejścia do Zet, traci ją na PÓŁ ROKU. To bardzo ważne, żeby nie było sytuacji, że ktoś z Zet będzie co chwila zgłaszał daną kandydaturę do głosowania.

W ten sposób tak na dobrą sprawę "strażnicy" wcale nie będą zabiegani. No bo - mają ograniczone pole manewru, jeśli chodzi ozgłaszanie kandydatur (osoba musi być tu zarejestrowana od co najmniej 1 roku i musi mieć opublikowane co najmniej 15 bądź 20 wierszy), głosowanie trwa aż 2 tygodnie (może być, rzecz jasna, wiele głosowań naraz, bez sytuacji, że są kolejki z rozpatrywaniem kandydatur), po oddaleniu danej kandydatury można ją zgłosić dopiero po upływie 6 miesięcy.

Chcę dodać, że piszę ten komentarz "na szybko". Nie czepiajcie się błędów językowych, a już na pewno nie czepiajcie się tych wszystkich liczb (że 20 wierszy, że 6 miesięcy). To wszystko tylko przykłady. Tak sądzę, że nie jest to ani za mało, ani za dużo, no ale to nie mój portal. Tutaj angello musi zabrać głos i on tutaj decyduje.

Inna kwestia to sprawy techniczne. O ile głosowanie na "strażników" mogłoby się odbyć tu, o tyle głosowania samych strażników musiały by być tajne. Załatwiają wszystko w swoim kręgu. Nie wiem, czy istnieje taka możliwość, że mieliby założony osobny wątek, który tylko oni by wiedzieli, albo do którego inni mieliby zablokowany dostęp (to chyba lepsze rozwiązanie, podobne do braku dostępu w publikowaniu w Zet). Inna sprawa to bałagan, jaki byłby w jednym wątku. Przeplatały by się ze sobą różne głosowania (choć nie przewiduje żeby było ich dużo, chyba że zaraz na początku, bo więcej osób niż 10 zasługuje na Zet). Można by to rozwiązać w taki sposób, że dany strażnik zakłada wątek z głosowaniem, zahacza opcję blokady wglądu dla innych i tylko strażnicy głosują (inni z Zet mają prawo wchodzić na ten wątek, bo dla nich wszystko jest już odblokowane, ale nie mają prawa głosować. W razie napisanie przez nich komentarza w takim wątku, należy go ignorować). Po skończeniu głosowania, ktoś ze strażników podlicza głosy, pisze kometarz, w którym podaje wyniki i wątek "wisi" jeszcze przez 2 tygodnie. Po tym czasie zostaje "zdjęty".
I teraz ważne - zostaje też utworzony wątek dla wszystkich, w którym strażnik pisze wyniki głosowania, np. XXX - 5 za, 3 przeciw, 2 się wstrzymało - NIE wchodzić do ZET. Inni nie mają prawa pisać w tym wątku (żeby nie robić galimatiasu ani zamieszania, poza tym werdykt nie podlega dyskusji, bo w komisji, znaczy tymi strażnikami, są osoby wybrane w powszechnym [no prawie ;p] głosowaniu). Jeśli ktoś coś napisze, ma to skasować, albo kasuje to admin (strażnicy nie mają aż takiej władzy).

Dzięki temu wątkowi będzie wiadomo, ile czasu minęło od głosowania na daną osobę. Dopiero po upływie pół roku od ujawnienia rezultatu głosowania, można znów zaproponować tę osobę do głosowania.

Nowi mają automatycznie zablokowaną opcję publikacji w Zet. Wszyscy mogą jednak komentować i czytać w Zet.

To chyba wszystko, co tak "an szybko" przychodzi mi do głowy.

W przyszłości można to rozwinąć na forum dla zaawansowanych, średnio-zaawanasowanych i początkujących. Na razie wystarczy, tak jak mówię ;p

Ale czy to w ogóle wykonalne?

Pozdrawiam.

EDIT: Pierwsze głosowanie, to na strażników: osoby, które spełniają warunki, muszą zgłosić swoje kandydatury, żeby nie doszło do sytuacji, w której wybralibyśmy osobę, które tego nie chce.

Opublikowano

A ja sobie myślę, że żadni użytkownicy nie mogą decydować o tym, kto będzie w Z, bo zacznie się jeden wielki konkurs, lizanie tyłków i niezdrowa atmosfera, pretensje itd.. Jeśli już to zablokować dostęp do Z wszystkim użytkownikom, którzy nie przekroczyli jakiejś tam liczby publikacji. Wtedy nowi będą publikować w P i tam się sprawa powinna wyklarować, czyli ci, którzy przychodzą tu żeby się czegoś nauczyć zniosą krytykę, a reszta się sama zniechęci. Tyle, że to może mieć jeden minus (chyba jeden;) wiersze będą schodzić jeszcze szybciej na następną stronę.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Myślę, że lepsze pretensje niż kicz w Zet.

Lizanie tyłków? Wybrani zostaną najlepsi, więc matoły będą mogli lizać tyłki, nic im to nie da.

Z tym schodzeniem na następną stronę się zgadzam. Dlatego też napisałem, że można by podzielić forum na 3 części. No, ale to już sprawa stricte techniczna, poza tym jakiś czas by to zajęło. Na razie nie ma się co wykłócać, dopóki się admin nie wypowie.

Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...