Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie ma co używać
górnolotnych słów
kiedy rozmowa

wyrywa się z płuc
jak oślepione okno
w nim krzątające się

osoby zza firanki
jak długo wybierać
trzeba czy powinno się

gdy nie ma dla kogo
ścielić łóżka ulotne
kiedy powieje nie
chcę w stronę

czasem błękit szarobury
zdarza się utopić kamień
w wodę i przesiać piasek
to nie morze

odbijające się w szybie
chmury na stój
w słoiku konfitura do rąk
a one wciąż nad wirują

obudzone po czucie
sufit ponoć żeby
tylko nie zawalił się
szary potrafi gruzem

ukłute przenikającym
miało być na chwilę
nie są oczywiste jak
szalony wiraż ciemności

uniesienie i cień
podeptany dla uśmiechu
rzucony w zarośla obok
na swoim miejscu

spokojnie ze wszystkim
zdążymy pora tylko
rozhulała tak myśli
migocząc jak obrazek

(...)

12/13.09.07r.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To piękny fragment i bardzo mi się podoba, choć sam lubię czasem przesadzić z tymi górnolotnym słowami ;)

Jesień, wre miasto. A Ty nad nim... Mgła Radosna
Ostatnie Piętro, Centrum - moja Marszałkowska
ruchliwa :-)

A w okna stuk puk... stuk puk... - śmiertelne pukanie -
stuk puk... nierówno zegar w sypialni na ścianie
oddycha.

Ciii... Kochana, to - innym - złe lata pukają!
Zanurzmy się w Ulice, może nas nie znajdą
na Złotej

jak Twoje włosy? Jeszcze tramwaje na gapę,
spacery brzegiem Wisły i Królewskim Traktem
powroty

- tyle przystanków w deszczu! Nie dziś... jeszcze nie czas,
by jakieś tam pukanie mogło przestraszyć nas.
To krople...

to ulice jesienią spadają na ziemię,
wiatr jak liście je niesie donikąd bez Ciebie
samotne.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To piękny fragment i bardzo mi się podoba, choć sam lubię czasem przesadzić z tymi górnolotnym słowami ;)

Jesień, wre miasto. A Ty nad nim... Mgła Radosna
Ostatnie Piętro, Centrum - moja Marszałkowska
ruchliwa :-)

A w okna stuk puk... stuk puk... - śmiertelne pukanie -
stuk puk... nierówno zegar w sypialni na ścianie
oddycha.

Ciii... Kochana, to - innym - złe lata pukają!
Zanurzmy się w Ulice, może nas nie znajdą
na Złotej

jak Twoje włosy? Jeszcze tramwaje na gapę,
spacery brzegiem Wisły i Królewskim Traktem
powroty

- tyle przystanków w deszczu! Nie dziś... jeszcze nie czas,
by jakieś tam pukanie mogło przestraszyć nas.
To krople...

to ulice jesienią spadają na ziemię,
wiatr jak liście je niesie donikąd bez Ciebie
samotne.


dziękuję Bose Kalosze za tą Twoją
zadumę, bardzo nastrojowo;), nie mówię
nie- pięknu, bo co to byłoby w
koło? kropelka na trawie ostała:)
oniemiała,
pozdrawiam serdecznie
Opublikowano

bardzo ładny liryk, Judyt. zgrabne przeżutnie, plastyczne pióro,
mniej niedopowiedzeń, przejrzysta forma mimo tego, że utwór
dość długi. czyta się bardzo miło i wrażenia po lekturze można
swobodnie można zakwalifikować do zbioru : pozytywne.

pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ooo dziękuję Ci bardzo Mr.Suicide,
niezmiernie onieśmielona liryką
jeśli to ona, ukłonię się zgrabnie
i nie zaśpiewam tak ładnie,
wydłużyło się z czasem skrobało
w W dojrzewało? ( chyba, że potnę
i zrobię z tego sałatkę jesienną ;))
tylko kto ją zechciałby spróbować),
ps. lektura? brr :P
pozdrawiam serdecznie, dzięki
że jesteś tutaj ponownie
:)))))))))))))))))))))))))))))))))))
Opublikowano

Stanisławo: dziękuję serdecznie
niech wciska :)
Marlett: chyba się schowam, rumieniec
Magnetowit R.: miło, że jesteś, witam!:)
masz absulotną rację, rozchulały się i to
nadmiernie, dziękuję za Twoje odczucia,
pośpieszyłam po słownik, nigdy się nie
myli9?)

pozdrawiam przybyłych za wytrwałość w
czytaniu

Opublikowano

Judytko
nic do mnie nie przemawia
niestety
zaprawdę pijane to, to ;)
dla mnie o wszystkim i o niczym np.

odbijające się w szybie
chmury na stój -----> ciekawym jak to jest "na stój" ;)
w słoiku konfitura do rąk
a one wciąż nad wirują

obudzone po czucie------>
sufit ponoć żeby ---------> o czym tu mowa, bo metaforyczny dziś nie jestem;)
tylko nie zawalił się ------->
szary potrafi gruzem


ale pozdrawiam jak zawsze
najmilej jak potrafię ;)))

PS. W trakcie pisania chciałem o literówce,
na dole wiersza, ale jakoś mi uciekła
albo się coś przywidziało :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiktorze była literówka nic a nic się
nie przewidziało, robię błędy i co, chyba
mogę czasem się zapomnieć, dziękuję
serdecznie za Twoje spostrzeżenia,
może i bez sensu jest cały wiersz,
jeśli taki jest to trudno, napisało się,
puentastety i inne, tj. w warsztacie,
mogą być na stój-zdarza się,
zdziwiony ? przemyślałam je, wygląda
na to, że ktoś mnie uderzył butelką;)
tylko nie wiem kto, bo nikogo nie
widziałam,
ps. mogę wyjaśnić całość, a nie
wyrywek
pozdrawiam ciepło, możesz i nie
miło :)
nic nie uszkodzi
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no wiesz - mogę i niemiło??
jakżebym tak mógł.
A wyjaśniać nic nie należy. Chyba pamiętasz co Bartosz na ten temat ...
jak czytelnik sam się nie dopatrzy, to kit mu w oko ;)
i mnie też;)

Jeszcze raz
najmilej jak tylko potrafię
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no wiesz - mogę i niemiło??
jakżebym tak mógł.
A wyjaśniać nic nie należy. Chyba pamiętasz co Bartosz na ten temat ...
jak czytelnik sam się nie dopatrzy, to kit mu w oko ;)
i mnie też;)

Jeszcze raz
najmilej jak tylko potrafię
pozdrawiam

Bartosz? nie pamiętam nic a nic,
na forum miałam styczność raz,
kijem w oko i tak lubię;)
przybywających
pozdrawiam i dziękuję
Opublikowano

no wiesz - mogę i niemiło??
jakżebym tak mógł.
A wyjaśniać nic nie należy. Chyba pamiętasz co Bartosz na ten temat ...
jak czytelnik sam się nie dopatrzy, to kit mu w oko ;)????wolę w okno EGZE!:))))
i mnie też;)
Egze!!!!!
Jeszcze raz
najmilej jak tylko potrafię--- ja toże!!!!!

Opublikowano

Jest ładnie, ale chyba pierwotna wersja w W była lepsza. Jakoś teraz całość się rozmywa; to pewnie kwestia subiektywna, bo lubię po prostu krócej.

nie ma co używać
górnolotnych słów
kiedy rozmowa

wyrywa się z płuc
jak oślepione okno
w nim krzątające się

osoby zza firanki
jak długo wybierać
trzeba czy powinno się

gdy nie ma dla kogo
ścielić łóżka - ta strofka mogłaby się skończyć na czymś innym nić chcenie :p

O to dla mnie bardzio, bardzio ;)) Judytko, nie pogniewasz się na Pancolka za jego widzimisię?
Uśmiechem całuję! :)
Pancolek

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_ prawda
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...