Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Są dni kiedy mi bardziej wierzysz
wtedy głos unosisz wyżej
mocniej oplatasz nogami
nawet przez chwilę mogę liczyć
że po wszystkim nie
zmiażdżysz

albo nie zadzwoni telefon
przecież ważniejszy
albo trzydzieści cztery
nie-wiadomo-o-co-chodzi minuty
później nie przypomnę sobie
że wolę bez po
-równania preferuję
bez
-miernie
dni kiedy nieco bardziej Ci wierzę

dziwne że wtedy od razu czuję się sobą
jeszcze dziwniejsze że kiedy indziej
sobą nie jestem
gdzie ja wtedy łażę?

  • Odpowiedzi 47
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

'Kochanek zwykle wyprzedza zegary.
Dziesięćkroć prędzej mkną gołębie Venus,
Chcąc złożyć pieczęć na nowej miłości,
Niż wówczas, gdy strzec mają dawnych więzów.
Miłość ślepa jest, a kochankowie
Nie mogą dostrzec głupstw zabawnych, które
Sami zdziałali.'
KUPIEC WENECKI. W.SZEKSPIR.

34 :)))

Opublikowano

Poeto, czy nie za dużo „nie” ? Nie przekonuje mnie ta gra słowami, co oznacza samo „równania preferuję
bez”? Czy tez „miernie
dni kiedy nieco bardziej Ci wierzę„? I może lepiej „sobą zamiast „mną”. Pozdrawiam, bless you

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Za dużo "nie". Nawet chciałem je wywalić, ale dość drastycznie by to zmieniło sens;).



A co oznacza samo: " mnie ta gra słowami co"?



Może. A może lepiej uniknąć kolejnych powtórzeń w wierszu, w którym i tak jest ich zbyt wiele?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Za dużo "nie". Nawet chciałem je wywalić, ale dość drastycznie by to zmieniło sens;).



A co oznacza samo: " mnie ta gra słowami co"?



Może. A może lepiej uniknąć kolejnych powtórzeń w wierszu, w którym i tak jest ich zbyt wiele?
Sens sensem ( etykietka na butelce też posiada swój sens), a konstrukcja konstrukcją.

No właśnie co? Może Pan odpowie, a wobec tego wyłuszczy celowość Pańskich zabiegów

Tak, niech będzie, nieporadnie.

Pomijając wszystko, treść mnie nie powaliła. Po takim Poecie, spodziewałem się czegoś bardziej intelektualnego, niż zabawa w 34. Gdzieś już Pana czytałem, czy to możliwe? Bless you
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No! Etykieta na butelce ma bardzo istotny sens i radzę go nie ignorować, bo może to być fatalne w skutkach. A "konstrukcję" chyba rozumiemy inaczej, bo nie wiem jak ona się ma do nadużycia partykuły "nie".

No i kiepsko Pan trafił. Zwykle nie stronię od autointerpretacji i analizy własnych tworów, ale z różnych względów w tym konkretnym przypadku jest to wykluczone. Obawiam się, że pozostawię Pana w sytuacji, w której "musi" Pan sam odnaleźć sens tego zabiegu, który determinuje całą strofę.

No ja się nie dziwie że treść "nie powaliła", jeśli "pominął Pan wszystko":)
Ale wie Pan, uwaga z tą intelektualnością jest absolutnie trafna. Do napisania tego wiersza zostałem namówiony, ale zanim się mnie udało namówić, to moim kontrargumentem było, że wiersz konfesyjny w moim wykonaniu będzie nieintelektualny, a tym samym jednak nie mój. Jeśli jest Pan głodny moich intelektualnych wynurzeń, to proponuję zajrzeć do takich moich pozycji, jak: Szczególna teoria akcydentalności, albo Mirocentryzm. Może znajdzie Pan coś dla siebie.
Tak, to możliwe że mnie Pan już czytał.

Pozdrawiam
Opublikowano

;-D Jestem za głupi na tak odkrywcze myśli.
Wiersz ateistyczny (?), zaiste bardzo ateistyczny, wybitny, Poeto. Kiedy przesłać gratyfikację?

albo nie zadzwoni telefon
przecież ważniejszy


Zastanawia mnie ta konstrukcja.
Partykuła "nie" jest bardzo łatwa ;-d Jeśli mnie Poeta zrozumie.
Fck.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A jeśli nie, to jest trudna:P?

Wybitny? Ateistyczny? Śmiem się nie zgodzić. Co to znaczy: wiersz ateistyczny? To wiersze orientują się teologicznie?

to niedobrze że zastanawia Pana ta konstrukcja. mnie nie zastanawia. No, ale może już skończmy?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ale o co chodzi w czym? w tej konstrukcji? w konstrukcji o coś może chodzić?
Wiarygodny? A co ja jestem Bob Dylan, że mam być wiarygodny?
Nie będę tłumaczył tego wiersza, bo jest on właśnie konfesyjny (jak w tytule) i wyjątkowo peel pokrywa się z autorem. Niezręcznie mi będzie się rozgadywać na ten temat bardziej. Zwyczajnie sie wstydzę. tak trudno to przyjąć?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ale o co chodzi w czym? w tej konstrukcji? w konstrukcji o coś może chodzić?
Wiarygodny? A co ja jestem Bob Dylan, że mam być wiarygodny?
Nie będę tłumaczył tego wiersza, bo jest on właśnie konfesyjny (jak w tytule) i wyjątkowo peel pokrywa się z autorem. Niezręcznie mi będzie się rozgadywać na ten temat bardziej. Zwyczajnie sie wstydzę. tak trudno to przyjąć?
Trudno. Wydawało mi się, że autor powinien potrafić obronić swój wiersz, musi wiedzieć o czym pisze, inaczej nie jest Bobem Dylanem;-D
Przyjmuję ten argument i kończę. Fck.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ale o co chodzi w czym? w tej konstrukcji? w konstrukcji o coś może chodzić?
Wiarygodny? A co ja jestem Bob Dylan, że mam być wiarygodny?
Nie będę tłumaczył tego wiersza, bo jest on właśnie konfesyjny (jak w tytule) i wyjątkowo peel pokrywa się z autorem. Niezręcznie mi będzie się rozgadywać na ten temat bardziej. Zwyczajnie sie wstydzę. tak trudno to przyjąć?
Trudno. Wydawało mi się, że autor powinien potrafić obronić swój wiersz, musi wiedzieć o czym pisze, inaczej nie jest Bobem Dylanem;-D
Przyjmuję ten argument i kończę. Fck.

Hola hola! Przyjmuje Pan ten argument i zaraz mi zarzuca, że nie wiem o czym piszę, jakby Pan jednak nie przyjmował. Ja się zgadzam, że autor powinien umieć obronić swój utwór, ale czy zawsze powinien to robić? Proszę mi znaleźć autointerpretację "masters of war", albo "times they are changin', jeśli już jesteśmy przy Bobie Dylanie, a wtedy się z Panem zgodzę.

Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...