Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gęstnieje.gdzieś wrony
pogubiły gniazda w puchu
główka dziecka strząsa moje zmartwienia
za przyzwoleniem
napycha w kieszonki białe szaleństwo

z kącika mnie promyk zlizuję
z ust błyszczyk
uśmiechając się całą szerokością ramion
tulę filigranową postać
zaproszenie do przewietrzenia zadumy

mojej kochanej Julci >

Opublikowano

ładny klimat. zimowy, zadumany i rodzinny. Z tego moje tylko - zimowy i zadumany, więc z tym większą ciekawością czytam i wczuwam się w klimat rodzinny.

gdzieś wrony
pogubiły gniazda w puchu -> coś nie brzmi

z kącika mnie promyk zlizuje z ust błyszczyk -> chyba wiem o co Ci chodziło, ale i tak nie bardzo

Pozdrawiam,
S

Opublikowano

rzeczywiście, nie na jedno czytanie, ale co już teraz mogę powiedzieć:
uśmiechając się całą szerokością ramion
tulę filigranową postać

dla mnie bardzo ładne, bardzo obrazowe, plastyczne, dużo emocji.
ciąg dalszy: pouczający:)
pierwsza strofa - zawiła trochę jak dla mnie. ogólnie na plus, ładnie ochwycony moment.


słońca, Michał

Opublikowano

Jaka ciepła ta zima!
Poza tym, że sympatyczny, przede wszystkim - poetycki!
I przemyślany ! Chyba każdy zależnie od nastroju znajdzie tu coś dla siebie.

bardzo mi się podoba

wielki plusik

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



raczyłem. i nadal się raczę.

bardzo mi się podoba. miałem na myśli:
-czy potrzebne jest "gdzieś"?
-w kąciku czy z kącika? - inaczej się czyta

bardzo lubię co i jak piszesz. dużo ciepła i optymizmu. naprawdę pomaga. i będę dalej śledził.
S
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



raczyłem. i nadal się raczę.

bardzo mi się podoba. miałem na myśli:
-czy potrzebne jest "gdzieś"?
-w kąciku czy z kącika? - inaczej się czyta--- z kącika mnie... to białe szleństwo... he he

bardzo lubię co i jak piszesz. dużo ciepła i optymizmu. naprawdę pomaga. i będę dalej śledził.
S
ech, Spiro, ty to potrafisz nalać kufel optymizmu, fajsko to czynisz, pozdrawiam jeszcze raziczek
Opublikowano

Po lekturze żałuję że tak mało w te kieszonki
białego szaleństwa w tym roku można powpychać.
Pozdrawiam

PS.
A mi się białe szaleństwo kojarzy z białym serem na śniedanie na koloniach.;)
Jak ktoś nie lubił to też w kieszenie chował. ;)))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...