Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kuba - nie wiem co sobie wyobrażasz - nie będę reklamował siebie - ale wiersz "nim dobra noc" nie jest banałem z rodzaju sentymentu - i jeśli oczekujesz burzu to proszę wejdź wiesz gdzie (no może nie do mnie) a jeśli zaskoczenia to pobaw się w sołtysa z Wąchocka - któremu wiersze nieznane i pewnie do tej burzy wyszedłby w krawacie bo myślałby że zdjęcia robią - ojej co ja napisałem - Kubo nie obraź się bo to zostawię - człowiek czasem potrzebuje wyciszenia lub jakiejś innej formy ciszy - pogadania do kogoś na poziomie szmeru owada - te "lulu" trzeba zrozumieć - Coolt jest "szaleńcem: aby na końcu wyznać - ...kocham Cię... - nie wiem Kubo - że w tym miejscu pozostawił Twoje emocje??? - no nie w Tobie się zakochał - ale tu jest wykrzykni "!" - tu zaczyna coś się dziać ale nie z "Coolt" tylko z czytającym - Kubo - jeszcze raz łaskawie przeczytaj wiersz i to co napisałem - to nie jest obrona ani atak to tylko krótka wypowiedź na temat "sentymentu banału" Twojej wypowiedzi ... /eee - może się mylę - niech mnie kto poćwiartuje/

pozdrówko W_A_R
Opublikowano

Przeczytałam wiersz i nie zwalił mnie na kolana treścią czy formą jednak odkryłam, że za pseudonimem Coolt kryje się ktoś zupełnie inny niż do tej pory przypuszczałam. Wiersz przedstawił autora w zupełnie innym świetle i przyznaję, że w bardzo pięknym świetle. Pewnie nie jest to jeden z twoich najlepszych wierszy jednak dobrze, że go napisałeś. Ten wiersz to jak miła wiadomość. Pozdrawiam

Opublikowano

Witam Coolt!
Suma wychodzi świetna.
Pierwsza wersja Ciebie chyba była bardziej drapieżna
druga trochę cukierkowata to nie znaczy,że nie lubię
słodyczy tylko powiedziałam że,są dobre.
Tak naprawdę lubię czytać to co piszesz i cieszę się gdy i Ty mnie odwiedzasz.Emilia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witku, nie wiem czy mam się obrazić czy co...Ty balansujesz na granicy..ale nie obrażałoby mnie to, że napisałeś żebym se krawat założył i wypadł zdjęcia robić, tylko raczej to, że piszesz abym przeczytał wiersz jeszcze raz..czytałem go i mój komentarz to moja opinia , którą podtrzymuję...
Pozdrawiam
Opublikowano

No i kto by pomyślał,że ten niewinny wiersz przebije w komentarzach konkursową Bezdomną miłość ;)
Cieszy mnie to i dziękuje za poświęcenie mu trochę czasu :)
taki mały apel: Witku i Kubo: każdy ma prawo do własnego zdania, nie zrozumienia tekstu bądź jego nadinterpretacji, uszanujmy to :)

Pozdrawiam gorąco
Coolt

Opublikowano

no parę opinii przeczytałam, ale nie wszystkie bo spodziewałam się podobnych do przyszłej mojej a tu jakieś marudzenia! więc teraz ja...

może i taka ma wada, że lubię proste wiersze (choć nie tylko) ale ten wiersz jest uroczy! Ja go czytałam i z każdym kolejnym wersem się rozklejałam coraz bardziej, Coolcie napisałeś o miłości nie w sposób banalny a piękny! przy takiej kołysance to chyba każda kobieta chciałaby zasypiać.

to "ani mru mru" wyszło zabawnie ale dla mnie przez skojarzenie z kabaretem, który uwielbiam :)

ech.....śliczne te optymistyczne pocałunki, falująca snem kołdra...
zabieram sobie na dobranoc :)

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kubo - nie liczyłem na zmiany - ale na to żebyś zwrócił uwagę - na inne osoby - bo pogrążanie się w "banale" do nieczego nie prowadzi - no może w gęsty las - tam nawet grzyby-pasożyty nie rosną - Kubo to nie do Ciebie ale do tych wszystkich, którzy uznali tę wyciszoną rzekę słów za oznakę wyschnięcia i tamy się domagają - eeee - anty-ekolodzy się znaleźli - wydaje mi się że trzeba w wierszu szukać - wejść w ten szmer i obmyć przynajmniej dłonie i dopiero mówić o banałach - Kubo - przepraszam z tym Wąchockiem - chciałem Ci grzmot zgotować a zgotowałem sobie

pozdrówko W_A_R



[sub]Tekst był edytowany przez Witold_Adam_Rosołowski dnia 02-03-2004 06:30.[/sub]
Opublikowano

Natalio: zawsze mi się cieplej robi na sercu, kiedy czytam Twoje komentarze. Są zazwyczaj takie pozytywne, bez zwględu na jakość wiersza :P

Emilio:zawsze do usług, jeśli będziesz chciała,żebym skomentował jakiś wiersz, który wymknął się moim oczom, to daj znać :)

Czy to jest banał czy nie, niech zadecyduje każdy w swoim sercu, ma do tego pełne prawo. Dodając ten tekst spodziewałem się szczytnego podziału:
faceci- raczej się nie podoba
kobiety- raczej się podoba.
Wyłamał się chyba tylko Witek ;)

Pozdrawiam
Coolt

Opublikowano

Hmm po naniesionych poprawkach.

Nie wiem dlaczego to juz drugi wiersz ktory mi sie kojarzy z filmem "od zmierzchu do switu". dokladnie chodzi mi o "bezdzwiecznie powiedziec"
Ci ktorzy ogladali film wiedza o czym mowie:) heheh

-dlaczego go zabiles?
-bo mial sie nie odzywac
-nic nie slyszalem
-powiedzial bezdziwecznie POMOCY

heh pozdrawiam i zycze wiosny

Opublikowano

Ostatnio mam manię poprawiania tekstów i dorabiania puent na poziomie.
Dotknęło to i ten tekst :)

Jeśli ktoś rzuci okiem i powie, co o nim myśli,będę bardzo wdzięczny
Pozdrawiam serdecznie
Coolt

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      my nie robimy tego na pokaz 
    • jest zieleń odnaleziona dalej pagórki i skrzydła ptaków niebo włóczy się między słowami ostatni wers sączy atrament na starym cmentarzu przekwitły szafirki samotny Chrystus czyta wiersze zmarli odeszli z marzeniami zostały pękające nagrobki i bezdomny poeta linijką wiersza zraniony
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Albo zakonnik był ślepy i głuchy na ostatnie wydarzenia w mieście albo trybunał, ściągnął go gdzieś z Reims lub Sedan, gdzie nic nie wiedziano o ostatnim głośnym zabójstwie kardynała Magnion. A kto tego dokonał, każdy tu od więźniów zamku, przez przekupki i kowali na jarmarku, po strażników miejskich, wiedział to doskonałe. Bo przecież jest sytuacją co najmniej niecodzienną i na dodatek przerażająco groteskową, że szanowany kardynał został znaleziony martwy, wieczorem dnia 23 kwietnia, na brudnym bruku dzielnicy Gayet. A trzeba wiedzieć o tym, że żaden świątobliwy mąż nie mógłby nawet w najgorszym upadku moralnym i psychicznym, myśleć choćby o tym by powziąść swe kroki do tej dzielnicy. Chyba jedynie po to by wydać temu miejscu osobistą krucjatę i w imię walki z upadkiem ideałów, zwalczać obecny tam od wieków nierząd, złodziejstwo, inflamię, partactwo i sutenerstwo. Kto wie, może i kardynał poległ chwalebnie pośród tego gnijącego wszędzie wokół występku. Dość powiedzieć, że ktoś mu dopomógł w tym by ujrzał z pewnością szybciej niż sam zamierzał, chwałę naszego Ojca, który jest w niebie. A sztylet z prostą, czarną rękojeścią z pewnością umożliwił i ułatwił bardzo to spotkanie. Wystawał on z piersi księdza na wysokości serca.     Nie to jednak wydawało się w całej sytuacji najgorsze. Kardynał Magnion, oprócz życia i rozumu, zgubił jeszcze gdzieś po drodze całe swe odzienie i nagi jak go Pan Bóg stworzył, wypadł na bruk z okna pobliskiej upadłej i zatęchłej kamieniczki.     Lecz i jeszcze nie to było najgorsze. Okno na piętrze tego budynku było oknem na świat, ten brudny, dziki i żądny krwi świat grzechu i śmierci. Zatrzaśnięta teraz na głucho okiennica, zasłonięta czerwoną płachta materiału, chroniła prywatność, klientów tego przybytku. Pokoje na piętrze były wynajmowanymi suterenami, dla najbogatszych klientów.     A czym tam handlowano w ścisłej tajemnicy i zmowie, wiadomej tylko wybranym? Gładkością, młodością i miękkością wdzięków tutejszych dziewcząt oczywiście. Kamienica i jej odarte ściany i front skrywały burdel, lecz nie taką pierwszą, lepszą mordownię dla zubożałych cieśli, bednarzy czy paskudnych, zakompleksionych żaków co na widok fikuśnych technik miłosnych, francowatych matron o cyckach sięgających pasa i gębach bezzębnych, poznaczonych bliznami po ospie, uciekali z portkami u kostek i wiszącymi kusiami w rękach zaklinając się po drodze, że od teraz już tylko miłość uprawiać będą z potrzeby serca a nie zasobności sakiew.     Ta kamienica była domem uciech dla możnych urzędników i rycerzy, królów podziemia i książąt występku. Kardynałów w purpurze i zakonników w czarnych i białych habitach. Co bogatszych mistrzów cechów i uczniów przykościelnych kolegiów. Chuć była tu panią, która potęgowała najróżniejsze zachcianki i fantazję. A ograniczeniem była jedynie pojemność sakiew. Co prawda nie można było trwale okaleczać dziewcząt - choć niektóre z nich nosiły na bladych rzyciach, wypalone znaki herbowe rodów co niektórych klientów - ani ich zabijać lecz wszystko ponad to było dozwolone a nawet mile widziane bo jak przecież wiadomo nasz klient nasz pan. A zadowolony i zaspokojony klient to wyższy utarg i życie w dostatku. A kto żył w największym dostatku i szczęściu. Oczywiście właściciel. A gdzie był teraz…     Lochy w Neufchatel - uśmiechnąłem się do zakonnika a on próbował też zrobić to samo względem mnie - Są miejscem, które słyszy wiele próśb, błagań czy modlitw. Lecz Boga próżno tu szukać ojcze. Lecz nawet gdyby jego łaska sięgała też tutaj to prędzej sam by mnie zabił niżbym miał wyjawić litanię mych grzechów na Twe ucho ojcze. Jeśli Was do mnie posłano a Wy zgodziliście się mi udzielić łaski odkupienia winy i chcecie mnie rozgrzeszyć w dniu mego rozbratu ze światem. Znaczy to tyle, że nie wiecie komu i co odpuścicie. Dla takich jak ja, stryczek jest nie karą a wybawieniem a prawdziwa kara czeka na mnie w piekle za to co uczyniłem i co zaprowadziło mnie do Neuchatel a za kilka godzin na szafot St Genevieuve. Taki czyn nie podlega pokucie ojcze. Spowiedź jest tu zbyteczna.   Zakonnik długo i świdrująco przeszywał mnie wzrokiem wreszcie spokojnie odrzekł   - Zabiliście kardynała - jego lekko kobiecy ton przybrał zimną, niepokojąco pozbawioną uczuć barwę - Lecz wiemy dobrze obaj, że nie był on bez winy, a każde grzeszne postępowanie gdzie wina jest bezsprzeczna musi sprowadzić na ciało i duszę karę naszego Pana. Kardynał Magnion był wilkiem co ubrał na potrzeby gminu i współbraci owczą, niewinną skórę. Lecz Boga i przeznaczenia nie zdołał oszukać. Pan widział jego zepsucie i grzech cudzołóstwa w sercu I jego sztylet go dosięgnął. Niechaj spoczywa w pokoju a Bóg jeśli zechce przebaczy mu w dniu sądu.     Po tych słowach, czułem że krew napływa mi szeroką falą do wszystkich żył i naczyń. Wzrok wyostrzył się, oddech skrócił a bicie serca odbijało się echem aż w krtani. Ledwo i bardzo powoli ale stanąłem na nogach, jeszcze mocno niepewnych i ścierpniętych, nie spuszczałem jednak wzroku z tego osobliwego i tajemniczego gościa.     - Nie patrzcie na mnie synu jak niewierny Tomasz w oblicze zmartwychwstałego Zbawiciela - i on dźwignął się z kolan lecz dużo szybciej i sprawniej ode mnie - Nie twierdzę, że prawy z was człowiek bo jednak nie da się ukryć że lista waszego występku jest tak długa, że można by wybrukować nimi drogę z Paryża do Rzymu i z powrotem. Lecz nie jesteście też bezmyślnym i ciemnym frantem, koczującym w ciemnym zaułku jak szczur na sakwy, życie czy godność przechodniów i przypadkowych ofiar. Sami się szkoliliście na duchownego w moim zakonie a ojciec Wasz dbał o to by niczego Wam nie brakło i mimo innego nazwiska dbał o Was jak o swego prawdziwego syna. Kardynał Lefort był człowiekiem wielkiego formatu i prawdziwie katolickiego serca     Wzmianka o ojczymie była już kroplą która przepełniła czarę i wywołała całkowity mętlik w moim i tak przepełnionym umyśle.     - Któż Wy!? Bo widać znacie mnie lepiej niż ktokolwiek! Skąd znacie historię o mnie i ojcu Lefort!? To tajemnica o której wiedziało ledwie kilka osób i nikt oprócz mnie samego nie stąpa już po ziemi by się nią dzielić z postronnymi. - cofałem się ostrożnie pod ścianę, słysząc tylko ciche piski szczurów i jakieś niezrozumiałe bełkoty z sąsiedniej celi - Duchem świętym jesteście czy czartem przeklętym z piekła co dybie na mą funta kłaków nie wartą duszę górnolotnego alfonsa i sprawnego włamywacza?!     Zakończyłem zdanie soczystym przekleństwem i akurat wtedy moje dłonie wyczuły chłód kamiennej ściany pod palcami. Przywarłem do niej jak do ostatniej opoki i czekałem na postać zakonnika, która przechadzała się znów w mroku celi.     - Nie bój się mnie Orlon - jego głos był znów pełen ciepła i ojcowskiego uczucia - Nie zstąpiłem tu z nieba ani nie wyległem z odmętów piekieł. Na nic mi Twa upadła dusza bo nie mam władzy by rozporządzać jej zbawieniem. Znałem Twego ojczyma i był mi on dozgonnym przyjacielem i druhem. Bardzo przeżyłem jego śmierć w pożarze opactwa i nigdy już nie powróciłem tam by nie rozpamiętywać chwil radosnych i rozmów o wierze, życiu i sensie istnienia. To właśnie w trakcie takiej rozmowy, Twój ojczym wspomniał o Tobie, że jesteś jego przybranym acz ukochanym synem i jedynym potomkiem. Uratował Cię z ulicy. Twoja nieznana nikomu matka, choć czy tak można określać te upadłe ladacznice z dzielnic Houron czy Gayet, które nowonarodzone dzieci porzucają przy śmietniskach głównych ulic, topią w rzece albo zrzucają z mostu czy podżynają gardła płaczącym niemiłosiernie w noc, niebogom, porzuciła Cię obok progu kościoła św Pawła i tylko to Cię uratowało. Po mszy kardynał znalazł tobołek z Tobą w środku i zaniósł do mojego klasztoru, tam starano wychować Cię na człowieka statecznego i uczonego. Lecz Ty wolałeś życie wygnańca i szczenięcia ulicy. Choć nauka filozofii i kaligrafii nie poszła na marne, starasz się wydać swoje wiersze w pomniejszych oficynach, lecz ze względu na kryminalny żywot, odprawiają Cię z kwitkiem. Szkoda wielka, bo sam chętnie czytałbym o młóceniu bezbożnym młódek w perfumowanych piernatach, bogatych burdeli czy przestępczych opowieściach, kończących się najczęściej w ciemni lochów lub w ramionach drewnianych oblubienic co w tańcu ze śmiercią ostawiają jeno szkielet biały, stukoczący kośćmi na wietrze. Widzisz. Ty byłeś uczonym a stałeś się frantem a ja byłem frantem co odkupił winy i stał się uczonym.   Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu w braterskim geście.   - Jeśli Ci mój drogi przyjacielu Bóg nasz litościwy pomóc nie zdoła to może Bóg szelmów, frantów i murew upadłych, będzie bardziej skory ku temu - roześmiał się i dokończył - Może i on mnie przysłał bym nie Twą duszę a głowę uratował. A uwierz mi to jestem w stanie zrobić. Unikniesz stryczka po raz kolejny. Gdybyś tylko na wdzięki innych oblubienic niż te drewniane był tak oporny to mógłbym Cię zwać prawie świętym.     Wziął mnie w ramiona i mocno uścisnął. A ja poczułem pustkę. Nie wiem już nic. Choć nie. Chcę uratować swą nędzną głowę ponad wszystko.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...