Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Co się tyczy historii, wyspa i tak nie mogła ocaleć. Powstańcy pożerali nasz chleb, więc nawet nasze cycate kucharki ostrzyły sobie na nich chochelki.
A kto pierwszy strzelił ?
No, ja, ale strzelałem do gawrona, tylko, ze on przeniósł pocisk w dziobie, który spadł na jakiegoś ich tam świętego, oni zaczęli rzucać w nas dzirytami i musieliśmy wtedy wyciągnąć nasze działa…
Czy musieliśmy ?
No pewno, nie wiecie nawet jaką siłę ma dziryt rzucany przez zbuntowany tłum dzikusów. Ogromną!
No, a gdy oni uciekli, pewnie, że nie wszyscy, bo co poniektórzy już nie byli w stanie uciekać, za bardzo machali kikutami, załadowaliśmy przecież nasze działa naszymi prawami, które nawet w czasie pokoju potrafią zabić, a nawet zniszczyć cały układ psychiczny.
No, do rzeczy. Oni uciekli i założyli ta zasraną partyzantkę, i przyczepiali dzwonki owieczką i nasi wartownicy wariowali – takie din-din-din wkurwia straszliwie. Gdy zwariowali szeregowi, postawiliśmy na straży kaprali, plutonowych i resztę tej bandy podoficerskiej. A potem zostali sami oficerowie, po tym, jak ostatni z pedefów orzekł, że drzewa jedzą jaskinie i popłynął wpław uratować jakąś Eskimoskę „Etiudę”. Wtedy zaczęliśmy działać.
No, co zrobiliśmy ? Najpierw w imię zasady „oko za oko” przyczepialiśmy naszym kotom granaty, ale za szybko wybuchały, co gorsze, nawet nie chciały za bardzo odchodzić, łasząc się do naszych cycatych kucharek. W sumie już nie, bo nie za dużo z tych cyców zostało. Potem skonstruowaliśmy bombowe gołąbki, ale france też zawracały. A partyzanci wysyłali nam wtedy swoich głupich kapłanów, co by pokój i pokój był. Gówno tam, pokój…
No, a co dalej ? Dalej to zebraliśmy się do kupy i polecieliśmy strzelać do tych dzikusów. Akurat jacyś pacyfiści zorganizowali im zrzuty broni, ale widząc nasze zgliszcza po tych zasranych kotach zrzucali do nas, myśląc, że to ich popalone wioski czy co tam. Zatem mieliśmy broni a broni. A nawet majtki zrzucali, wesołki.
No, taka była historia…
Potem już szybko. Rypaliśmy w nich ile wlezie, przecież oni nie dość,że goli, to jeszcze niecywilizowani i myśleli, że oszczędzimy ich żony i dzieci. Jajcarze. Przecież wojna to wojna, a nie posiadówka przy kielichu.
A potem już był kocioł. Oni machali rękami, a że mieli dziryty, to ich zbawcy z grencoś tam sru w nich bombami. Wreszcie wszystko się porobiło, bo nawet moi podkomendni zaczęli wariować. Tamci biegali to tu, to tam, a ci ekolodzy, czy wegecoś tam tak się zapalili do pomocy, że jak zabrakło bomb, to sami pikowali w dół, byle ich więcej upier… to jest, rozwalić.
W sumie to tylko ja ocalałem, ale panowie uznali mnie już za bohatera. Może to bez sensu, ale nawet się nim nie zdążyłem poczuć, więc jak trzeba będzie odwiedzić w imię pokoju następna wysepkę, chętnie pojadę.

Wasz Stieńka Razin.

Opublikowano

No senior Krzywak, odrzuciłeś waść wilkołaki i napisałeś coś dobrego. To jest lekki tekst, z jajem. Pewien sposób pisania - bohater to raczej prosty człowiek - nie wiem czemu, ale przypomina to nieco Wojaka Szwejka. Jakoś tak mnie się czeska literatura tu nasuwa. Dowcipnie. W końcu się uśmiechnąłem po przeczytaniu ogrowej literatury.

Literówki poprawcie p. Krzywak. Spróbujcie skrobnąć next time coś tegio rodzaju.

tow. Hombre

Opublikowano

Sanestis - miło się czyta taką opinie - bo przecież o to chodziło, a dwa, nawet zaczynam podejrzewac siebie o poczucie humoru. To stary tekst, nawet gdzieś kiedyś krążył w jakims zinie, postanowiłem go odświeżyc. A literówki pewnie dlatego, że przepisywałem go z papieru. Będe miał czas - przysiąde i poprawie.

A do "Szwejka" to mu daaaleko... :)

Dzięki i pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...