Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Najpierw pęka delikatnie zapora, ta największa, ta najsilniejsza, najmocniejsza, która podtrzymuje wszystko, ale to dopiero początek. Droga daleka...
Przyjaciele są po to, żeby odejść. Wspólna droga to mgnienie oka.
Przyjaciele są mili, są sympatyczni, są dobrzy, jak czekolada z orzechami, ale czekolada nic nie rozumie...
Potem pęka serce. To nie oznacza jeszcze końca. Podniesiesz się i ruszysz dalej. Nogi jeszcze całe. Podtrzymuje cię przymus, społeczny nakaz by iść dalej – to twoja laska. Nikt nie wie po co ani gdzie, ale idź. Przyjaciel cię podtrzyma...
Przez cały czas zatykaj usta. Nie skarż się i nie płacz. Nikt tego nie chce, ty też nie możesz chcieć. Niech prawda zostanie zamknięta najdłużej jak się da.
Pękła dusza? To nic. Dusza nie jest ci do niczego potrzebna. To tylko zwiewne strzępki, które mimo swej delikatności przybijają cię do podłoża. Strzepnij je, już niedaleko.
Coraz ciężej iść, prawda? Wyrzuć to co zbędne. Puszkę pełną myśli zostaw w przydrożnym barze, niech bełkot miejscowych pijaczków ukołysze ją do snu.
Co jeszcze przeszkadza?
Garściami pełnymi rad zasiej pole. Niech rosną dla innych.
Lżej? Tylko trochę, ale to już coś. Idź dalej, idź, byle iść.
Wszystko pęka, lawina zalewa Cię i niesie. Chcesz krzyczeć, wymyte przez nią słowa, to wszystko o czym nie wiedział do tej pory nikt (przyjaciele nie wiedzieli, nie wiedzieli, nie wiedzieli), to nieważne już. Wyrzygana cała prawda i nieprawda nie są już ciężarem.
Rozwiń skrzydła, tak, trochę szare, trochę brudne, trochę do niczego...rozwiń, bo tylko to masz.
Lekko, prawda?
Igraj z wiatrem, bo to tylko chwila zanim opadniesz na dno nicości. Będziesz oglądać podeszwy butów innych, tych bez skrzydeł, tych kompletnych. Będą Cię deptać nie wiedząc o tym, że jesteś tam nisko, pod. Będą Cię deptać obcy i przyjaciele. Przyjaciele trochę ostrożniej, dopóki nie zapomną o tym liściu, który towarzyszył im przez kawałek ich drogi, przez mgnienie oka...

Opublikowano

hmm... daje do myślenia, tekst podobał mi sie i to bardzo, myślałem ze przeczytam go raz jeszcze, pomyśle i wtedy napiszę opinię, jednak nie moge czekać, na gorąco jest najlepiej... a wiec jeszcze raz:) tekst jest dobry, życiowy zdaje sie że prawi o przyjaźni... mam ogromną ochotę przeczytać go jeszcze raz...conajmniej, gratuluje autrowi, mam nadzieje ze inni uczestnicy potwierdzą moje słowa, pozdrawiam

Opublikowano

" ale czekolada nic nie rozumie..."

ojej , ja też :(( zupełnie nic


najpierw myślałem, że piszesz o fałszywej przyjaźni , o ludziach ,którzy się od nas odwracają, potem jednak czytam: "Nikt nie wie po co ani gdzie, ale idź. Przyjaciel cię podtrzyma..."


nie pisze się po to żeby kogoś pouczać, pisarz pokazuje wydarzenia, ciąg wydarzeń, sytuacje, opowiada subiektywnie lub obiektywnie, czasem snuje refleksje i zostawia czytelnikowi pole do interpretacji ale nigdy nie poucza.

Technicznie nie pisze nic, bo musiałabyś zmienić prawie kazde zdanie....

O czym to w ogóle jest???

Bardzo mi się to nie podoba...


Powtórzę to któryś raz ...czytajcie książki, obcujcie z prozą, uczcie sie pisac od pisarzy, nie wiem ile masz lat...nie interesuje mnie to, ale to forum nie jest miejscem, na pamietniki blogi i pisanie czegokolwiek, od tego są prywatne strony, tu jak sama nazwa wskazuje jest poezja i proza...

Dziękuję za uwagę,

Opublikowano

Dziękuję panie Piotrze za uwagi.
Jeżeli chodzi o stronę techniczną, to rozumiem, że ma pan na myśli zdania zaczynające się po kropce, a które standardowo powinny być kontynuacją zdania, czy tak? (np. Potem pęka serce. To nie oznacza jeszcze końca.) Jest to celowy zabieg i zapewniam pana, że czytam bardzo dużo i wiem, jak się powinno układać zdania. Tworzenie ma to do siebie, że można dowolnie uzywać słów, bawić się formami gramatycznymi itp., z tym tylko, że nie każdy musi to rozumieć, czy odbierać podobnie jak twórca, to jest to ryzyko.To, co tutaj zamieściłam, to proza poetycka, więc należy ją odbierać nieco inaczej niż typowe opowiadanie. Można powiedzieć, że jest to utwór o przyjaźni a raczej o przyjaciołach, którzy podtrzymują, mają dobre chęci, ale czasem nie potrafią pomóc, nie widzą wszystkiego i niechcący zawodzą, ale jest to tylko część mojego "przekazu". ;)
Nie rozumiem, gdzie pan widzi pouczanie czytelnika? Nie miałam takiego zamiaru i tak naprawdę chodziło mi bardziej o przedstawienie odczuć zawiedzionego człowieka niż kierowanie jakichś uwag do kogoś z "zewnątrz". Interpretację pozostawiam czytelnikom.
Jeszcze raz dziękuję za uwagi, bo każda informacja zwrotna, a zwłaszcza konkretna, jest mile widziana. :) Pozdrawiam :)

Opublikowano

droga Yalomko (pozwolę sobię tak mniej oficjalnie)

to zdanie , które przytoczyłaś jest akurat poprawne, i nawet ciekawe, gdybyś czytała dużo, wiedziałabyś , że wcale nie chodzi w pisaniu o interpunkcję, a umiejętność budowy zdan nie polega na szkolnym : podmiot , orzeczenie dopełnienie , przecinek, spójnik, orzeczenie, dopełnienie okolicznik miejsca, kropka. Pisanie polega na znalezieniu tematu, zbudowania swiata, wykreowaniu postaci, ktore są , czują, mówią i działają, a budowa zdań opiera się na umiejętnym doborze słów...niektórzy mówią , że to właśnie jest talent.

gdzie ja widzę pouczanie czytelnika?

Podtrzymuje cię przymus, społeczny nakaz by iść dalej – to twoja laska.- hahahahah,

Nikt nie wie po co ani gdzie, ale idź. Przyjaciel cię podtrzyma...
Przez cały czas zatykaj usta. Nie skarż się i nie płacz. Nikt tego nie chce, ty też nie możesz chcieć. Niech prawda zostanie zamknięta najdłużej jak się da.
Strzepnij je, już niedaleko.
Coraz ciężej iść, prawda? Wyrzuć to co zbędne.

Puszkę pełną myśli zostaw w przydrożnym barze, niech bełkot miejscowych pijaczków ukołysze ją do snu. - ahahahahahahahahahahaha

Garściami pełnymi rad zasiej pole. Niech rosną dla innych.
Idź dalej, idź, byle iść.
Wszystko pęka, lawina zalewa Cię i niesie. Chcesz krzyczeć, wymyte przez nią słowa, to wszystko o czym nie wiedział do tej pory nikt (przyjaciele nie wiedzieli, nie wiedzieli, nie wiedzieli), to nieważne już. Wyrzygana cała prawda i nieprawda nie są już ciężarem.
Rozwiń skrzydła, tak, trochę szare, trochę brudne, trochę do niczego...rozwiń, bo tylko to masz.
Igraj z wiatrem, bo to tylko chwila zanim opadniesz na dno nicości. Będziesz oglądać podeszwy butów innych, tych bez skrzydeł, tych kompletnych. Będą Cię deptać nie wiedząc o tym, że jesteś tam nisko, pod.

mój śmiech zaznaczyłem w miejscu porównań, bo bardzo mnie rozbawiły zamiast wzruszyć...podobnie jak porównanie przyjaciół do czekolady...tacy słodcy czarnoskórzy przyjaciele z afryki, jak Makumba....

w tym wszystkim jest taki patos, taka wzniosłość i mentorstwo , że aż kipi i jest mdłe...
gdzie tu są bohaterowie? a gdzie podmiot liryczny, jesli to poetycka proza jesli tak jak mówisz

Dzięki...

Nie pojmuję takiego pisania... Przerasta mnie poetycko ekhm...

Opublikowano

nie wiem, pewnie wyjdzie ze sie nie znam, moze i tekst nie jest genialny... moze nie jest nawet dobry... moze nie jest nawet średni... będąc poprostu słaby... tego nie wiem, bo nie jestem specjalistą, wiem natomiast jedno : najłatwiej jest krytykować...bo aby pouczyć samemu trzeba myśleć, dodam jeszcze ze nikogo nie bronię, przeczytałem poprosty ten post, pozdrawiam i bez urazy

Opublikowano

Smutne. I nie daje nadziei. Nie daje nadziei a każe iść. Po co? Dokąd? Lepiej może usiąść pod drzewem, zanucić, popatrzeć na drzewo, chmury, ptaki, zobaczyć gruszki na wierzbie i dodać: Idź, jak dojdziesz, zjesz wierzbową gruszkę. Idź, ale tylko jeśli masz na to ochotę. Jesteś wolnym Człowiekiem.

Opublikowano

Ja też się pewnie nie znam, w przeciwieństwie do niektórych etatowych prześmiewców, tekst mnie poruszył, w dodatku bez problemu dostrzegam podmiot liryczny (może to zasługa tego, że jest środek nocy), a nawet w pewien sposób się z nim utożsamiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...