Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Była sobie dziewczyna. Ot, zwykła, niepozorna, taka po prostu. Spotykałam ją zawsze w tych samych, czterech miejscach w mieszkaniu – w łazience w lustrze, w przedpokoju, w sypialni i w antyramie w moim pokoju. Czasem biegła w wystawach sklepowych, ale zawsze odwracałam wzrok, licząc, że mnie nie zauważy.
Pamiętam, że jest ze mną od zawsze. Mojego zawsze, oczywiście, które trwa dwadzieścia parę lat. Wyrosła od tego czasu, zmieniła się, dojrzała. W zasadzie to moja siostra bliźniaczka, ale nie czuję się z nią w żaden sposób związana. Podejrzewam, że szuka kontaktu, bo chodzi tak za mną już bardzo długo. Spogląda z żalem i wyrzutem, a ja udaję, że nie widzę. Taki układ panuje między nami od dzieciństwa.
Z każdym dniem nienawidziłam jej coraz bardziej. Coraz częściej zauważałam jej obecność. Najpierw w gablocie w dużym pokoju, potem w kafelkach w łazience. Zaczynałam czuć się coraz bardziej zaszczuta i prześladowana. Nie pomagały krzyki, gdy stawałam za drzwiami i krzyczałam do lustra w łazience, żeby sobie poszła, żeby zostawiła mnie w końcu w spokoju.
Dziś moja irytacja i złość sięgnęły apogeum. Poszłam rano do szafy rodziców i z dolnej szuflady wyciągnęłam broń, którą tato tam chował. Gdy byłam mała, chował ją lepiej, ale teraz ufał mi i wiedział, że nic się nie stanie. Po prostu, jak dotąd, w ogóle tam nie zaglądałam.
Najpierw dopadłam ją w łazience. Spojrzała na mnie z przerażeniem, jak podnoszę lufę i strzelam. Lustro posypało się na tysiąc części, które zapełniły białą umywalkę. Poczułam, jak napływa spokój i ulga.
Poszłam odnieść broń do szafy i dostrzegłam ją ponownie w jednym z luster. Poczułam strach. Dziwne w tej sytuacji. Wiedziałam, że muszę dobić, bo może komuś powiedzieć. Zawsze lepiej już dokończyć dzieła. Wycelowałam i strzeliłam po raz drugi.
Tym razem nie dałam się zwieść napływającej uldze i pognałam do drugiego pokoju. Spoglądała na mnie z gabloty. Przerażona i zastygła w niemym krzyku. Najpierw poszła gablota, potem szyba w segmencie. Kolejno antyrama, lustro w przedpokoju i kilka kafli w kuchni. Czułam, jak wpadam w szał, furię, nie do powstrzymania. Gnała, jak wichura, burząc mnie w środku i każąc cisnąć spust, aż nie trafię.
Po godzinie zrozumiałam, że nie mogę wygrać. Wzięłam małe lustro, które leżało od kilku lat na dnie szuflady. Ustawiłam je na stole i usiadłam naprzeciwko, na kanapie. Spoglądała na mnie niepewna, pełna nadziei, że to już koniec. Przystawiłam lufę do skroni i uśmiechnęłam się z triumfem. Pociągnęłam i, ostatnie co widziałam, to wyraz jej twarzy, który zamazywał się czerwienią.

Opublikowano

Ciekawe, duuuuuuuuuuużyyyyyyyyyy plus .....

Przeczytałem jednym ciągiem, bez zająknięcia, zamyśliłem się, zadziałała wyobraźnia. i to mi wystarczy...błędów nie dostrzegłem, wyrazy układasz w jakiś logiczny sens, jak mało kto tutaj...

Masz fajny styl. Bardzo mi się podoba

p.s Przeczytałem wszystkie tqwoje teksty i całe sczęście że były krótkie...kupuję wszystkie cztery...i dodaję cię do Ulubionych autorów.

Pozdrawiam ...

Opublikowano

Owszem czyta się dobrze, ale dla mnie to co napisałaś może funkcjonować tylko jako szkic, nie gotowy utwór. Dlaczego? Brakuje mi tu przede wszystkim głębi psychologicznej, szczegółów następujących po sobie sekund, w ciągu których tak wiele padło strzałów z pistoletu.
Napisałaś, o wystrzale w lustro jakby to było coś normalnego, a przecież w tym momencie nie mając praw do korzystania z broni, byłaś niby przestępca - można by coś z takowych wrażeń zapisać; np szybsze bicie serca, chłód metalu w dłoni, dobijanie sie sąsiadów, którzy usłyszeli wystrzał. Innymi słowy twój tekst jest nieuprawdopodobniony. Nie robisz nic, by przekonać, że to stało się rzeczywiście. Jako zadanie domowe ten tekst jest może i na piatkę, natomiast nie ma racji bytu jako utwór prozatorski. Popracuj nad nim, szukaj trudniejszych rozwiązań, komplikacji fabuły. Pozdrawiam

Opublikowano

Dziękuję Wam za komentarze. Miałam mieszane uczucia co do tego tekstu, a jednak okazało się, że nie jest tak źle. Don Cornellos, może kiedyś posiedzę nad tym i rozwinę, kto wie? ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...