Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Dniówka II


Rekomendowane odpowiedzi

*

- Może pan zacząć pracę, ale wcale nie musi – dodał kierownik ciepło.
- Jak to?
- Awansował pan. Praca jest teraz kwestią wyboru.
- Co mam do wyboru?
Kierownik chrząknął zakłopotany.
- Może pan na przykład popatrzeć przez lunetę.
Stefan stracił cierpliwość. Zrobił krok do przodu i spojrzał na kierownika, jak na krnąbrne dziecko.
- Przez lunetę, tak? Wie pan co? To wszystko przestaje mi się podobać. Kim pan w ogóle jest? Gdzie się podział kierownik Zawadzki?
- Na urlopie.
- Kiedy wróci?
- Nie wróci.
- Aha...
Stefan pokiwał głową i ruszył do drzwi.
- Dokąd idziesz, Stefan? – usłyszał i przystanął.
- Do domu – prychnął – Mam 114 dni niewykorzystanego urlopu za ostatnie 5 lat. Nagły przypadek. Oszalałem i muszę odsapnąć. Wrócę za 2, 3 dni.
- Stefan. Zacznijmy jeszcze raz.
Odwrócił się z zaciętym wyrazem twarzy.
- Od kiedy my na ty? – syknął – Pracuję tu 40 lat. Jestem prezesem Zakładowego Koła Miłośników Hydrauliki Siłowej i siedemnastokrotnym laureatem Normy Miesiąca. Nie życzę sobie...
Nowy kierownuk uniósł ręce w obronnym geście.
- Spokojnie. Postaram się wyjaśnić. Ale usiądźmy, dobrze?
Stefan niechętnie usiadł w fotelu, tak na brzeżku, żeby w razie czego zerwać się i wyjść. Jego pytające spojrzenie wyraźnie zbijało kierownika z pantałyku.
- Od czego by tu zacząć... Urodziłem się w Bardachowicach, w przysiółku Zakole. Przez całe życie pracowałem u dziedzica Rachickiego jako ekonom. Ożeniłem się z Marią z Chędołków. Mielismy dwóch synów: Mariana i Wacława. Wacława zatłukli rosyjscy żołnierze od Wieszatiela, Marian szczęśliwie wrócił z Powstania i osiadł u nas. Ożenił się z Magdaleną z Borków, która powiła 6 synów i 3 córki.
Stefan przyglądał się temu człowiekowi z taką miną, jakby za chwilę miał się roześmiać.
- 4 synów zginęło na polach I wojny światowej, dwie córki zabrała gruźlica...
Stefan poczuł zawroty głowy. Wsunął się głębiej w fotel, by oprzeć plecy. Znał tę historię. Słyszał ją tyle razy, że mógłby mierzyć się z tym człowiekiem, kto zna więcej szczegółów.
- Na dodatek spłonął ich dom i Marian zdecydował się kupić kawał ziemi pod lasem w Obrzaskowie. Tam postawił chałupę.
- Łżesz – mruknął przerażony Stafan.
- Tam urodził się Edward. Ich jedyny syn. Twój ojciec.
Twarz Stefana zastygła w grymasie niedowierzania.
- To jakiś obłęd. To oznacza, że...
- ... że jestem Twoim pradziadkiem. Mam na imię Sławomir.
Stefan opuścił głowę. Mamrotał coś przez chwilę, potem rozpłakał się, przeczesując posiwiałe włosy.
- Starałem się to ułatwić jak umiałem, Stefku...
Kiedy usłyszał to zdrobnienie, zapłakał jeszcze głośniej. Ze wstydem przetarł oczy i westchnął ciężko.
- Nie maż się, chłopie. Wszystko jest dobrze.
- Co dobrze? Zwariowałem na amen. W fabryce wszystko na opak. Do tego pradziadka spotykam.
- Po prostu idź i popatrz przez tę lunetę. Proszę...
Stefan podniósł się ciężko.
- Gdzie ona jest? Miejmy to już za sobą.
- Na pewno ją znajdziesz. Idź.
Trzęsąc się, jak po tygodniowych poprawinach, Stefan ruszył do drzwi.
Zamiast na korytarzu, nagle znalazł się na wyłożonym płytami tarasie, zakończonym metalową barierką. Oślepiło go jasne światło, coś zaszumiało mu w uszach. Luneta okazała się długim, srebrzystym teleskopem, który przytwierdzono do barierki. Sięgnął po nią i zdecydowanym ruchem przystawił do oka.
W pierwszej chwili nie dostrzegł nic. Powoli czerń przeszła w szarość i zaczęły pojawiać się jakieś niewyraźne kształty – dom w zakolu rzeki, szarpiący się przy budzie Azora, wierzba płacząca, nazywana przez wszystkich Kaczyną, sezonujące się deski, czerwony maluch z urwanym lusterkiem, drzwi z napisem KMB... Był jeden szczegół, którego nie znał. Obok malucha stał długi, czarny pojazd z otwartą tylną klapą.
Ponownie spojrzał na drzwi, które otwarły się w tej samej chwili. Ujrzał czterech smutnych mężczyzn w czarnych garniturach, wynoszących wielką skrzynię. Znał jednego z nich. Kulawy Grzesiek, pijanica jedna, znów musiał zachlać, bo potknął się o próg i omal nie upuścił skrzyni. Wtedy Stefan zrozumiał. Już nie trzeba mu było widoku ubranej w kir żony, zapłakanych dzieci i obojętnych, choć poważnych wnuków. Dalej szli sąsiedzi i kilkoro obcych. Odskoczył od teleskopu jak oparzony.
- O, Jezu Chryste! Panienko Przenajświętsza, Wszyscy Święci, Aniele Boży, któryś jest w Niebie, Święć się Orędowniczko Nasza... Za jakie grzechy ja muszę to wszystko znosić???!!!
- Za same pospolite – usłyszał głos za plecami – Szczęściarz z ciebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie, że jesteś, ale ja czekam na Tymona.
na przysiółku Zakole - w przysiółku
mielismy - ś
mógłby mierzyć się z tym człowiekiem, kto zna więcej szczegółów. - jakoś mi to zdanie nie leży
Zamiast na korytarzu, nagle znalazł się na wyłożonym płytami tarasie - z tym tez możnaby trochę pokombinować
szarpiący się przy budzie Azora - pies z twego opowiadania może sie nazywać dowolnie, ale, jak sądzę powinien być Azor (m.l.p.)
Święć się Orędowniczko Nasza - ?
Ale generalnie jest fajnie, choć mógłbym mieć pretensje o to, że szatkujesz ten tekst, jakbyś chciał go kisić. Nie mółbyś od razu wrzucić trochę więcej słów?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i coo będzie dalej? nie każ czekać...
"Kwilił coś przez parę chwil, potem rozpłakał się"
kwilić - płakać cicho i żałośnie, popłakiwać (zwykle o dzieciach)
nie pasuje mi to kwilenie. kwilenie to mimo wszystko płacz. a on kwili, a potem płacze. jakoś nie gra. nie współgra :)
"widoku ubranej w kir żony"
przywdziać żałobę, pogrążyć się w żałobie, żalu: OKRYĆ SIĘ kirem
a nie ubrać się w kir.
zobaczymy, co będzie dalej w stefanowym życiu po życiu :)
pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ano zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dzięki piękne wszystkim.

Lechu, Tymon się pisze, ale opornie. A do tego jadę w czwartek do Areny do Paryża na poetycki mityng :))) Niech się poety polskie spotykają w Gdańsku i Wrocławiu. Ja jadę na romanik weekend... Ale od następnego tygodnia przechodzę na zarządzanie ludźmi i wreszcie kończę fizolkę. Będę sobie pisał...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię czytać twoje teksty, ale niestety muszę cię skrytykować i zrobię to mimo tego, że tu jesteś bardzo lubiany,

Zacząłeś pięknie, cudownie do momentu...Stefan dokąd idziesz...potem to wszystko się rozłazi,

Przeszłość Stefana jest nudna i nieciekawa, Pierwsza część była pt: Dzień dobry stefan , oto twój dom, tym razem, dzień dobry stefan jestem twoim pradziadkiem...UWAGA! jesteśmy w niebie..czy gdzieś pomiędzy,no i widzi swój pogrzeb przez lunętę...jasne,

Pomijam fakt,ze pomysł jest stary jak swiat...Dante mistrzu, Dante... i nie jesteś orginalny, dopisujesz tylko oklicznosci, zdarzenia imiona...

Pewnie dostane od twoich wielbicieli po głowie za to co wypisuję ale gówno mnie to obchodzi,
mi się nie podoba...a szkoda.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, Piotr. Gdyby wszystko zawsze wychodziło, świat byłby doskonały. Może to faktycznie gniotek i do tego wtórny i warto się zastanowić czy dalej tracić czas. No chyba, że dalej będę siędobrze bawił, a przecież o to chodzi w szufladowo-forumowych tworzeniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... no i przeczytałam. I jakiś niedosyt czuję.
A tak, to mam niewielką uwagę- tam gdzie piszesz "... że jestem Twoim pradziadkiem." Według mnie nie musi być litery dużej. No i jeszcze "Święć się Orędowniczko Nasza..." jakoś tak zgrzyta. Ale to szczególiki, jak widać. :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...