Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Frank uwielbiał święta. Wtedy stawał się jeszcze milszy i bardziej uprzejmy niż zwykle. Raz nawet poprosił mnie bym poniósł zakupy staruszce, a kiedy próbowałem się wykręcić błahymi argumentami typu: „właśnie wyszedłem ze szpitala”, czy „wczoraj miałem operację”, on jednym czułym słowem, bądź przyjacielskim kopniakiem potrafił zmienić moje nastawienie.
W przeddzień Sylwestra siedzieliśmy w naszym biurze. Frank bawił się rozkosznie kartką podpisaną z obu stron: „odwróć mnie!” już od kilku godzin, a ja zastanawiałem się dlaczego nikt nas nie odwiedza.
Nagle, jakby odpowiedzi na moje rozmyślania drzwi otworzyły się i do pokoju weszła elfka. Frank przestał się zabawiać i rzucił okiem na niewiastę. Ona widocznie przestraszyła się tego dość makabrycznego widoku, gdyż niespodziewanie wydała okrzyk, podobny do pieśni godowej Gupiego Romusia G. z Rodziny Polskich Lig opuszczając cwałem nasze biuro. Dźwięk ten jest trudny do opisania, ale można go ująć jakże przyziemną zbitką liter:
„ŁŁŁooooooooooojjjjjjjjjjeeeezzzzzzzzzuusiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeennnnnaaaaaaaaaaaaaaaaazzzzzzzaaaaaaaaaaaarrrrrrrrrrrrrrrrreeeeeeeeeeeeeeeeeeeńńńńńńńńńńńńńńsssssssssssssssssssssskkiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!”
Od razu pobiegliśmy szukać tej dziewczyny, wcześniej jednak musieliśmy znaleźć oko Franka, które potoczyło się pod szafę. Tam z kolei okazało się, że przywłaszczył je sobie nasz sąsiad z dołu. Stwierdził on, że to jego chomik powrócił z zaświatów pod postacią organu Franka...
Kiedy karetka z Tworek zabrała sąsiada, a Frank odzyskał oko mogliśmy kontynuować poszukiwania kobiety. Frank po przygodzie z okiem stwierdził, że widzi przyszłość, ale po krótkim dochodzeniu okazało się, że po prostu założył je na lewą stronę.
Odnalezienie dziewczyny było dość trudne, ale po dwóch dniach Frank odkrył, że możemy pójść jej śladem. Podziwiałem jego zdolność szybkiego łączenia faktów. Ja na pewno bym na to nie wpadł.
Ślady prowadziły do starej wierzby w parku.
- Albo nasza poszukiwana jest wiewiórką, albo porwali ją kosmici – stwierdził Frank. Pierwszą możliwość odrzuciliśmy już na początku, gdyż jak na wiewiórkę elfka miała stanowczo za małe owłosienie i wykazała się brakiem kity, więc doszliśmy do wniosku, że porwali ją kosmici. Frank, jako doświadczony detektyw nie tracił jednak głowy. Wiedział, że nie ma spraw nie do rozwiązania. Potrafił rozwiązać sznurowadła (sam go nauczyłem), więc ta sprawa nie mogła przerwać jego dobrej passy.
- Musimy znaleźć UFOKI! – mój partner krótko przedstawił plan działania. Polowanie na Kosmitów nie jest sprawą łatwą, więc postanowiliśmy poszukać informacji u Źródła. Redaktor naczelny tej katolickiej gazety okazał się bardzo uprzejmym człowiekiem, co od razu wzbudziło podejrzenia Franka. Kiedy ksiądz sięgną po ciasteczka i kakao mój partner nie wytrzymał i rzucił nie na niego. Ksiądz nie pozostał mu dłużny. Wyciągnął swoje radio M. i przywołał oddział Aniołków, składający się z sióstr zakonnych na emeryturze. Musiałem pomóc kumplowi, ale zostałem obezwładniony przez mae geri kekomi w wykonaniu Siostry Dominiki „ Żylety” z Karmelitek Otyłych.
Obudziłem się w małym pomieszczeniu bez okien, drzwi i klamek. Frank leżał obok mnie i ssał kciuk. Nie chciałem mu przeszkadzać, ale wymagała tego sytuacja. Chwyciłem go za ramię i potrząsnąłem nim delikatnie. Nie zadziałało, więc powtórzyłem operację. Nagle ramie Franka urwało się. Odrzuciłem je w kąt. Miałem nadzieję, że Frank się nie zorientuje. Po bliższych oględzinach stwierdziłem, że to nie Frank, lecz jego niedoskonały klon. Byłem zły, więc rozwaliłem klon po całej celi. Niech wie kto tu jest Master! Kiedy rozładowałem swoją złość zdałem sobie sprawę z mojego beznadziejnego położenia. Mogłem jedynie czekać. Zwinąłem się w kłębuszek i zacząłem wspominać nasze wspólne brawurowe akcje. Nie mogłem pogodzić się z tym, że nie zobaczę się już więcej z moim najlepszym, jedynym przyjacielem. Nagle w pomieszczeniu zjawił się różowy kucyk a na nim Frank. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Dla pewności chwyciłem go za ramię. Trzymało się!
-Frank to naprawdę ty! Rzuciłem mu się na szyję. On wziął mnie na kolana i pogłaskał po brzuszku. Kiedy zakończyliśmy powitanie Frank zaczął mi wyjaśniać jak udało mu się wydostać z rąk księdza i Aniołków, oraz dlaczego wybrał różowego kucyka, a nie niebieskiego. Okazało się, że podejrzenia Franka były słuszne. Za tym wszystkim musieli stać kosmici przebrani za duchowieństwo. Tylko dlaczego porwali oni naszą przyszłą klientkę? Tego już chyba nie mieliśmy się dowiedzieć.
Nagle do naszej celi wszedł Ksiądz Redaktor i od drzwi zaczął krzyczeć: Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip!
Jako że nie zrozumiałem ostatniego słowa, pomyślałem, że ten gościu mnie obraża. Frank jednak powstrzymał mnie i rzekł:
-Nie! On nie chce nam zrobić nic złego. On też jest więźniem tych siostrzyczek psychokosmitopatek. Z tego co zrozumiałem na ich planecie zaczęły rządzić kobiety. Mężczyźni stali się ich niewolnikami. Muszą im usługiwać i co najgorsze gotować obiadki ich MAMUSIOM. Nie mogłem nawet wyobrazić sobie cierpienia moich współbraci kosmitów. Postanowiliśmy im pomóc.
Jedynym sposobem na przywrócenie równowagi we Wszechświecie było przeprowadzenie lustracji psychokosmitopatek pod względem współpracy z rządem niejakiego Kubusia P. Zwołanie komisji śledczej w Newerwinter Dale, jak i w każdym innym kraju, jest rzeczą niezwykle prostą (wystarczy załatwić by obrady były transmitowane w telewizji), tak więc już następnego ranka Siostrzyczki były maglowane przez Gupiego Romusia.
Ksiądz kosmita Podziękował nam w ich ojczystym języku;
-Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip! Blip!
-I nawzajem!- odparł Frank.- A czy nie wiesz przypadkiem gdzie jest poszukiwana przez nas kobieta?
-Blip! Blip! Blip! Blip!
-Dzięki za informacje!
Muszę przyznać, że niewiele zrozumiałem z tej jakże rzeczowej konwersacji, lecz ufając olbrzymim, jak brzuch Okleksego, zdolnościom intelektualnym, podążyłem za nim.
Kiedy byliśmy na miejscu Frank krzyknął: „Prrrrrrrr Szalony!!!” i zeskoczył z moich pleców. Rozejrzałem się dokoła, lecz w ciemnościach mało co widziałem. Nagle usłyszałem krzyk Franka. Przerażony rzuciłem mu się na pomoc, jednak już po kilku metrach wpadłem na coś. W szpitalu wytłumaczyli mi, że to głupi pomysł rzucać się na swojego najlepszego przyjaciela. Zwłaszcza jeżeli zna on karate. Na szczęście rany były tylko powierzchowne i po trzech tygodniach byłem na nogach. Frank przyszedł po mnie, a ja uradowany pocwałowałem do naszego biura z Frankiem na ramionach. Po drodze Frank wyjaśnił mi, że tamtej nocy kiedy uderzyłem się, on nie zważając na ból w lewym paznokciu na kciuku, kontynuował poszukiwania dziewczyny. Kiedy już tracił nadzieję i kończyła mu się gwarancja na mleko kupione od Saszy, wpadł na pomysł (jak mi wyjaśnił dlatego, że było ciemno) i postanowił zbadać jeszcze raz starą wierzbę.
-Doszedłem do wniosku, że zbyt łatwo porzuciliśmy tezę jakoby dziewczyna nie była wiewiórką. Przyjrzałem się tej wierzbie i odkryłem, że to melina posłów Samoprzepony, którzy przebierają się za ładne dziewczyny i zarabiają ciałem na chleb. Lecz teraz będą mieli jedynie chleb i wodę (w dodatku suchą) - skwitował swą wypowiedź Frank.
Tak udowodniliśmy, że jesteśmy najlepszymi detektywami nie tylko na świecie, ale w całym Kosmosie i ,że nie należy niczego zakładać z góry. Chyba, że mieszka się w bloku. Jedynym minusem naszego zaangażowania w tę sprawę był fakt, że Nowy Rok obchodziliśmy 15 lutego.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tak bardzo kochałam to co nigdy nie miało się stać Na dźwięk imienia jaśniał dzień potężniał szelest liści  Wszystko stawało się intensywniejsze  Zapach lata wybuchał z rozłupaną pestką brzoskwini aż w końcu spłyną z pierwszymi kroplami jesieni w mroki wspomnień    I przyszło życie ze swoimi jałmużnami i daninami  Jak to ono z chciwym łonem ale bez poczucia szczęścia  No bo jakże? w tych czterech ścianach gdy przyszło to co miało się stać  Wszystko wiesz znasz  Jak być szczęśliwą?   A jednak byłaś, w krótkich chwilach byłaś  Bo jak ktoś śpiewał  " W życiu piękne są tylko chwile"
    • Piękne ciało  Morze wspomnień    Ostatni pocałunek  Chłód jesieni    Jej nagie piersi  Prezent od Boga     
    • @Kwiatuszek ostatnio sypiam na podłodze i tak mi dobrze, kołderka nie to, co koc.
    • Pamiętasz to moje nocne misterium? Wtedy, kiedy płonące świece wzniecały poblask jaskrawy. Skrzydlate momenty na suficie, na płaszczyznach porzuconych rzeczy. Teraz już wiem, że ta moja próba przejścia przez ścianę miała na celu dosięgnąć gwiazdy, kiedy stałem w kącie pokoju, przywierając ustami do zimnego tynku.   Szeptałem. Recytowałem słowa tajemne.   Wtedy. I wtedy…   Za oknami szeleściły liście oschłej topoli, kasztanu… Za oknami otwartymi na przestrzał. W ogromnym przeciągu, co się wspinał z krzykiem po ornamentach tapet..   I byłem blisko zrozumienia. I byłem blisko… Blask olśniewał mnie coraz większy. Ten migoczący blask nieznanej natury.   Wiesz... Nie. Nic nie wiesz.   Bo i co masz wiedzieć? Wtedy, kiedy czekałaś długo na nic. Na dworcu, tuż po odjeździe ostatniego pociągu. Czekałaś na mnie. Wiatr zakręcał i gwizdał. I tak jak teraz tarmosił poluzowanymi blachami parapetów. Zacinały ostre krople deszczu…   Z megafonów płynęły enigmatyczne dźwięki jakiejś nadawanej nie wiadomo skąd transmisji.   To nadaje wciąż sygnał. To wysyła w eter zaszyfrowaną wiadomość, której sensu nie sposób zrozumieć. Wtedy i teraz. Tylko, że wtedy nie przyszło nam to do głowy. Nam? Przecież nie ma nas. I chyba nigdy nie było…   A jeśli byliśmy, to tylko we śnie. Razem, gdzieś trzymając się za ręce. Raz. Jeden, jedyny. Albo i niezliczoną ilość razy.   Wiatr szeleści liśćmi topoli. Teraz, kiedy jest bardzo zimno. Skrzypią konary. A więc to już tak późno? Nocne obrazy jak dym z łęciny płyną…   Nie. To już przecież było poprzednim razem. W innym życiu, w innym wierszu… Bądź w innym...   A teraz?   Co z nami będzie? Jeśli w ogóle cokolwiek było.   Światłość wiekuista przemierza otchłań czasu. Wieczność całą. I wywija się z gałęzi topoli księżycowym sierpem.   I ten szelest skrzydlaty wznieca kurz, ten śpiew słowiczy. Aż wzrusza czarną sadzę w kominie, przysiadając na krawędziach pustych krzeseł jak jakiś zbłąkany kaznodzieja. Jak ten blask na dębowych klepkach podłogi. Na fornirze szafy. Na lakierze...   Na jawie? We śnie? Coś pomiędzy…   Coś jak kształt jakiś spętany cieniem mojej własnej ręki, kiedy się przebudzam, otwierając zlepione maligną oczy, próbując to pochwycić w jakimś nagłym przypływie zadziwienia.   Nie. Nie przebudzam się wcale. Przecież ja nie śpię. Spójrz! Mam otwarte oczy!   I nigdy nie spałem. Podczas gdy ty, śpisz snem twardym jak przydrożny kamień. Omszony...   Jeśli w ogóle tu jesteś. Jeśli w ogóle tu kiedykolwiek byłaś.   Co z nami będzie?   Albowiem pęd ten rozwiewa włosy. Czyni bruzdy w skibach mokrej ziemi.   Widzisz?   Jaskółki wznoszą się do nieba. Wychodzą naprzeciw tej łunie coraz większej.   Jeśli uderzy w nas świetlista rozpacz zapomnienia, czy będziemy jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-27)        
    • @poezje_krzyczane Dziękuję za pamięć. Tylko tutaj niczego nie ma. Po prawej stronie Twojego postu masz trzy kropki - kliknij tam - następnie w 'usuń' Ja tego nie mogę zrobić, bo to Twój post.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...