Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Janik

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Janik

  1. dobre :) jeszcze mnie wtedy na swiecie nie było....
  2. popieram moją przedmówczynię.. tekst jest niedopracowany... prócz tego co zauwazyła Melisa dodam od siebie, ze: jak się chmurki kłębią to raczej nie wisza i odwrotnie. Jak spocona dłoń to znaczy ciepło, wiec nie bardzo jest szansa na szron. W czasach gdy ludzie latali z mieczami, raczej nikt nie myslał o sadzeniu lasów. a tu piszesz o gęsto posadzonym lesie. Ostatnimi siłami łkał chcąc nabrać powietrza - płakał by nabrac powietrza? topór który wbił się w klatkę jezdzca przebijając mokrą zbroje.Stęknął i padł na ziemie z impetem - z tego wynika, ze topor padł Stał pewnie na ziemi po której stąpał- przegadanie, wiadomo ze stąpał. To wszystko tylko błędy logiczne. Pierwszym kryterium oceny tekstu jest jego poprawnosc, dopiero potem mozna mowic o stylu narracji. Pisac, pisac i jeszcze raz pisac.
  3. Jak widzisz Piotrze, niektorzy sie ze mna zgadzaja inni nie. Nie da sie napisac tak, by nikogo nie urazic, pewnie ze nie wszyscy robia to o czym pisze. Ciesze się jednak, ze Ci się sni po nocach, znaczy to, ze jest reakcja, a o to chodziło :) Poza tym - bynajmniej nie powinienes sie czuc obrażony, jezeli nie jestes winny to czym sie przejmowac. pozdrawiam
  4. Święta już tuż tuż. Czają się te bestie pod drzwiami i co jakiś czas łomoczą w nie szczerząc bezczelnie zębiska. Gdy się na nie spojrzy, półprzytomnymi z przemęczenia sprzątaniem, oczyma, można na tych zębiskach dostrzec wypisane nazwy wszystkich hipermakretów świata. Czar świąt rozprysnął się już dawno temu, przygnieciony wielkim, czerwonym zadem świętego Mikołaja. Jego bezdenny wór wciągnął wszystkich w bezwstydny szał zakupów. Czyścisz, myjesz, szlifujesz, latasz i tak dalej, a przede wszystkim na potęgę wydajesz pieniądze. Dzień za dniem, już w zasadzie miesiąc przed całym wydarzeniem, gdy tylko wstawią nieprzebrane stada reniferów na wystawy. Zasuwasz radośnie w takt melodyjek kiczowatych kolęd z twojej własnej komórki. Kończy się tym, że jesteś tak styrany(a) całą tą przedświąteczną bieganiną, że tracisz całą chęć na odpoczywanie w święta. Święta męczą! Się człowiek nażre, należy, naogląda telewizji, a potem cierpi. Bo mu dupa urosła, bo mu się nie chce do roboty wracać, bo się pyszności kończą, bo tak! I tak już od lat, byle wpasować się w mglisty model dobrze spędzonych świąt. A przecież najważniejsza jest rodzina, spotkanie, wyciszenie i kontemplacja...bla bla bla. Ale ja nie o tym. Zbliżenie kamery na kanoniczną wigilię: Zjechali się wszyscy, rodzina w komplecie. Ryba oddała życie w imię wyższej racji. W wannie już prawie nie cuchnie. Kwiat karpiej młodzieży podzielił się na tych, których los skierował w panierkę i tych, którzy skończyli w galarecie (jedyną zemstą śmiertelnej płetwy będą ości!). Barszcz już podzielony, uszka rozdane z precyzją zdolnego krupiera. Sączy się z namaszczeniem sok z suszonych śliwek. Rzut oka na ciasta, do szafeczki z wódką i człowiek już jest pełny. Czasem znajdzie się miejsce na opłatek, wyświechtane frazesy, stal zimnych ostrzy wzroku, sztylety ironii wbijane pod łopatkę, jad zakłamania cieknący po brodach. No i oczywiście prezenty - pula rozdana, wszyscy się uśmiechają mniej lub bardziej mniej szczerze. Siedzi sobie człowiek w zasadzie zadowolony, dłubie w zębach wśród resztek zwłok ryby i myśli tylko o ciepłym łóżku, by kalorie mogły się na spokojnie przeistoczyć w zgrabne fałdki tu i ówdzie. Zastanawia się taki jeden z drugim o co tyle hałasu? Ot dzień jak codzień. Się dobrze zjadło, można iść spać. Ale ja nie o tym. Bowiem są takie miejsca gdzie czas, tego dnia, staje niemal w miejscu. Gdzie czar tej nocy bucha nieśmiertelnym płomieniem. Wychodzisz na pasterkę, lecz zamiast karnie i z uwielbieniem skierować swe kroki w stronę świątyni, twe nogi zmierzają do zaprzyjaźnionego pubu. Nikt nie wie dlaczego jest otwarty właśnie tej nocy. Jacy profani kalają ten wieczór pracą? Są jednak takie miejsca. Tam właśnie czuć prawdziwe święta. Spotykamy się tu co roku – taka tradycja. Choć nikt nie wygłasza życzeń, nikt nie śpiewa kolęd - dobre myśli niosą się niedostrzegalnie przez roześmiany tłum. Słychać je w stukocie kufli. Da się je wyczuć w zapachu papierosowego dymu. Unosi się wokoło atmosfera jedności - braterstwa niemalże. Siedzisz wśród ludzi, których może nie do końca lubisz, ale tej nocy jest ci najzwyczajniej w świecie – dobrze. Odcięty od tego wszystkiego masz czas na prawdziwą zadumę. Wszyscy to czują. Nawet zwykle nieprzychylne spojrzenia dziś zmieniają się w coś innego. Spotykasz tu przyjaciół, znajomych i nieznajomych i wszyscy oni mówią niemal ludzkim głosem. Wracasz z takiej pasterki o wiele za późno ledwie ocierając się o trzeźwość. I najnormalniej w świecie masz gdzieś całe te święta. Patologia z górnej półki? Może, ale w tym też są święta i na dzisiejsze czasy, to jedna z lepszych ich części. Wesołych.
  5. niezłe. armagedon rozpoczyna kolejny sześciopak - dobre! ale tak miedzy Bogiem a prawda, za duzo filmow. Albo sie myle, ale u nas wszystko jest raczej w czteropakach :) Pozdrawiam
  6. Strasznie długaśne pierwsze zdanie i wydaje mi sie ,ze nie do konca nad nim zapanowałaś. Tak samo "[...] powinnam napisać z Nią przejść na spacer" tez mi sie to troch nie klei.
  7. jak juz nadmieniałem... chaos.. pogubiłem sie... i przyznam, ze troche skakałem po tekscie, strasznie zle mi sie to czytało. Albo wizje geniusza, albo bełkot. Albo ktoś Cie odkryje, albo ktoś Cie odwiezie.. kwestia kto dotrze pierwszy do sedna! :D
×
×
  • Dodaj nową pozycję...