Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tichon Cichy

Użytkownicy
  • Postów

    59
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Tichon Cichy

  1. Ja Eco nie lubie (no, jedynie Wahadlo Foucaulta uwazam za arcydzielo), a tutaj mi sie podoba. Popracuj troche nad dialogami, niektore brzmia troche naiwnie, jak z Lundluma. A poza tym jest ok, czekam na rozwoj! Pozdrawiam
  2. Oj, don Raffael pewnie z ukontentowania mlynki w niebie kreci. Facet kiedys byl z krwi i kosci i naprawde swietych w rzadku ustawil ;) pozdrawiam!
  3. Balem sie reakcji, przyznam szczerze, dlatego dzieki wielkie! Poprawie reszte, przeczytam, wylapie ostatnie jakies kwadraty i insze badziewie, co wlazlo do tekstu. "Donna" w poludniowych regionach (kiedys, przed wojna jeszcze) stosowalo sie jako "signora", oczywiscie nie w tej formie, tylko w lokalnym dialekcie :) Ech, Kalabria... teraz juz pewnie tam cykady zaczynaja pogrywac, a u nas ledwo liscie sie wykluwaja..Pozdrawiam!
  4. Było to w sierpniu roku pańskiego 1931. Pociąg z gwizdem przetoczył się przez gaj oliwny. Rozleniwione popołudniowym słońcem drzewa nawet nie drgnęły. Nie drgnęło też powietrze, ciężkie od lepiącej się do skóry wilgoci. O tej porze dnia wiatr hulał w innym zakątku świata, daleko od tego zagubionego nad Morzem Jońskim miejsca. Jak tylko ostatni z wagonów znikł w srebrnozielonym gąszczu, z cienia wychylił się don Raffaele. Nad wyraz wysoki, silnie zbudowany, o jasnych włosach wyróżniał się na tle społeczności kalabryjskiej. Miejscowi z wielkiego szacunku i bojaźni zwali go donem, pomimo iż był zwykłym urzędnikiem na służbie włoskich kolei państwowych i nie należał ani do ludzi Kościoła, ani do ludzi, dla których honor był wartością najwyższą, choć może pojmowaną w dość specyficzny sposób. Tego dnia don Raffaele zrezygnował z przysługującej mu poobiedniej sjesty. Jego żona wczesnym rankiem zaczęła odczuwać bóle porodowe. Natychmiast posłano jedną z córek po starą Mariannę, która w przyjmowaniu na świat dzieci nie miała w okolicy równych. Sapiąc ze zmęczenia, przyczłapała pośpieszana histerycznymi krzykami biegnącej przed nią dziewczynki. Od razu wzięła się do roboty: dwóm starszym córkom przydzieliła określone zadania, a dwie młodsze wypędziła na piaszczyste podwórze przy torach i kazała im bawić się grzecznie. Rodząca zaczęła odczuwać coraz silniejsze skurcze w porze największego żaru, kiedy nawet muchom zlepiają się skrzydełka, dzięki czemu dają ludziom odrobinę wytchnienia. -To będzie córeczka! - wysapała Marianna, podwijając rękawy czarnej, wysłużonej wdowiej sukni i gestem ręki przywołując młode pomocnice. Don Raffaele, któremu niewiele trzeba było, by stracić równowagę ducha, zaczerwienił się. Jego potężnym ciałem wstrząsnął nagły atak złości. - Chcę syna! Cztery córki już mam. Teraz pora na syna! Jego wzrok padł na woskowe figurki świętych, podarowane przez pobożnych krewnych i nieustannie otaczane nabożną czcią, kadzidłem i świeczkami. Cały ten zachód w jednej tylko intencji - aby tym razem donna Pia powiła chłopca, który odziedziczy nazwisko, skromny dobytek i ciepłą posadkę dróżnika. Święci, nieświadomi wielkiego rozczarowania, jakiego byli przyczyną, stali pokornie w równych rządkach na komódce, tuż pod obrazem Najświętszej Panienki z dumą dzierżącej boskiego Syna. Wszyscy w postawie smutnej i pokornej ekstazy. -Ty!- don Raffaele wyciśgnął potężny palec w kierunku pierwszej z brzegu figurki, przedstawiajšcej świętego Januarego, patrona Neapolu. - Prosiłem, błagałem, wierny byłem! Nawet na pielgrzymkę ofiarowałem się wybrać. Dlaczego mnie zawodzisz? A ty? - tu skierował słowa do wielkiego św. Antoniego Padewskiego - Nie mogłeś słówka szepnąć? We trójkę, razem ze świętym Franciszkiem i świętym Mikołajem wstawić się za moją biedną Pią, co? Stara Marianna, która przyglądała się nietypowej scenie wprawiając chichotem opasły brzuch w podrygi, została nagle przywołana przez okrzyk rodzącej. Skurcze stawały się coraz częstsze i silniejsze. -Ma być syn, bo jak nie...! - Raffaele zatrząsł się jeszcze raz, ruszył w kierunku figur i nie bacząc na hierarchię niebieską zgarnął szeregi stojące na komodzie. Trzymając je mocno w objęciach, podążył ku torom. Najmłodsze córki, które posłusznie przebywały na podwórku, zeskoczyły z podmurówki pod oknem sypialni rodziców i szybciutko podreptały za ojcem. Stanęły w pewnym oddaleniu i z otwartymi buziami przyglądały się dziwnemu zachowaniu tatusia, który ustawiał figury wzdłuż rozgrzanych szyn. Mruczał przy tym pod nosem: - Zobaczymy, kto będzie górš. Poczujecie ciepełko, poczujecie! Odechce się wam kadzideł i świeczek, zapragniecie chłodnej wody święconej, darmozjady. Na modły trzeba sobie zapracować! Dziewczynki w znieruchomieniu odzwierciedlającym woskowy spokój figur patrzyły na wyczyny rodzica, a w ich młodych główkach po raz pierwszy zagościło nieśmiałe zwątpienie w rozsądek dorosłych. Pod niemiłosiernie upalnym słońcem, w niemiłosiernie rozgrzanym powietrzu, w równym szyku stanął zastęp świętych, których twarze zdawały się nie wyrażać już smutnej ekstazy, lecz raczej męczeńską ofiarność. Godziny, a raczej minuty ich istnienia były policzone. Zadowolony z dzieła Raffaele stanšł wyprostowany przed sługami Pana i podparł się wyzywająco pod boki. -Wrócicie na stare miejsce, gdy mi dacie syna. Jeśli będzie córka, zostawię was tutaj - pogroził, po czym odwrócił się i nie zwracając uwagi na córeczki, ruszył do domu. Chwilę potem rozległ się gwizd. Był to pociąg wiozący robotników dziennych, którzy dla wątpliwej ochłody wychylali się niemalże po pas z okien wagonów. Lokomotywa toczyła się wolno, gdyż jej maszynista, stary Peppe chciał zamienić kilka słów z dróżnikiem. Nie widząc go jednak na stanowisku, pociągnął za sznur gwizdka. Wagony chybotały hałaśliwie, a wraz z nimi, w tym samym rytmie, kadłuby pasażerów. Jakże wielkie było zdziwienie wszystkich, gdy ich oczom ukazały się topniejšce zastępy wojska Bożego. Don Raffaele przekonawszy się, że poród przebiega normalnie i usłyszawszy powtórnie z ust starej Marianny: "będzie córka", zgarnął resztę figur i wrócił na plac boju, by powiększyć pokutny rząd i patrzeć, jak na winnych z rozżarzonego nieba leje się zasłużona kara. W całkowitym milczeniu obserwujących, w absolutnym znieruchomieniu gęstego powietrza i w obojętnoœci gaju oliwnego zastęp świętych topniał pod bezlitosnym okiem słońca. Na ich twarzach nie było już żadnego wyrazu, lecz tylko ściekające powoli krople wosku. Pociąg przejechał, a lokomotywa wydała z siebie pożegnalny gwizd. Ale płacz nowonarodzonego dzieciątka był od niej głośniejszy. Raffaele aż podskoczył: w trzech susach pokonał odległość dzielącą go od ganku i wpadł zdyszany do wewnątrz. Tuż za nim zaś dwie małe istotki. Stara Marianna właśnie myła sine stworzonko. Przy łóżku, nad matką, stały starsze córki. Donna Pia spojrzała na męża i wyciągając na rękach drugie dziecię powiedziała słabym, zmęczonym głosem: - Jest i syn, i córeczka! Marianna wyszczerzyła bezzębne dziąsla w uśmiechu i zademonstrowała malutkie podbrzusze mytego chłopczyka. Don Raffaele stał jak wryty. Chwilę trwało zanim dotarł do niego sens całej sceny. W końcu podniósł rękę i zaczął drapać się z zakłopotaniem po gęstych, jasnych włosach. Gdy otrząsnął się z odrętwienia, podszedł do żony i czule ucałował ją w pokryte rzęsistym potem czoło. - Dobrze się spisałaś - powiedział. Tuż za ojcem podbiegły dwie młodsze córeczki: teraz przyszła ich kolej obściskiwania i zazdrosnego tulenia się do matczynych ramion i piersi. Mężczyzna odłożył na później obejrzenie dwóch nowych pociech i wolno wyszedł przed dom. Wzdłuż torów rozciągała się kolorowa kałuża z wystającymi gdzieniegdzie małymi stożkami, które przy wielkim wysiłku wyobraźni przypominać mogły ludzkie głowy. Drzewa oliwne, niemi świadkowie dramatu, nie poruszyły nawet jedną gałązką. Don Raffaele też stał nieruchomo i głowił się, jak wybrnąć z dość kłopotliwej sytuacji. On, zawsze nieustraszony i buńczuczny, nie wiedział, co powiedzieć tej woskowej mazi. Jednak niemiłosierny żar, jaki lał się z nieba, zmusił go do podjęcia jakiejś decyzji. -Cóż...- zaczął niepewnie. - nie bylo mowy o bliźniętach... Spojrzał po raz ostatni na swoje, jakże haniebne w tym momencie dzieło. Potem odwrócił się i podążył w kierunku ganku, by zanurzyć się w przynoszącym ulgę cieniu.
  5. Cd. watku rodzinnego: tatus sie wkurzyl i zaczal szukac winnego. Kto za kase (bo za kase to sie odbywa) wpowadzil nielegalnych imigrantow na poklad. jesli to nie Arab, to Europa bedzie miala coraz bardziej przechlapane...
  6. Ciekawe ;) Tylko nie potrafie sobie wyobrazic duszenia.... Musze to jeszcze przeczytac.
  7. Sporo przeoczonych literowek: autotchonach - autochtonach, modłą - modłom. Sporo tez powtorzen, ale nie chce mi sie ich wypisywac ;) A poza tym podobalo mi sie, dobrze sie czyta. Znam takich masochistow psychicznych, ktorzy tym bradziej kochaja, im bardziej sa upokarzani. Dziwne, ale prawdziwe. Poza tym istnieje ogolnoswiatowe kobiece przekonanie (podpierane masowo przez nas, facetow, niestety) ze mezczyzna dobrze traktowany, zdradzi; ciemiezony zas bedzie zabiegal o wzgledy kaprysnicy. ;)
  8. Pojawila sie pewna problematyczna kwestia, nie brana pod uwage w regulaminie: czy wychwycone bledy - interpunkcyjne, stylistyczne, literowki - mozna poprawic przed uplywem terminu? Dodam, ze chodzi tu o "byczki" nie wplywajace na ogolna wymowe tekstow, ot, zwykle potkniecia, powtorzenia i takie tam. Acha, i chodzi jak na razie tylko o dwa teksty konkursowe, bo tylko dwa sie dotychczas pojawily ;)
  9. Genialne! Ja bylem troche za maly na samodzielne stanie, ale robilem za przechodnie dziecko kolejkowe. Niezbyt dokladnie pamietam jednak zasady i cele takiej "przechodniosci", ktore wtedy mnie raczej nie obchodzily ;)
  10. Niezle! Czekam na dalszy ciag ;) Tylko jedno: popracuj nad dialogami, bo czasami brzmia nienaturalnie. Zwlaszcza w scenie z "puszka". pozdrawiam
  11. Sorry, to przez to latanie myszka ;) Nie daloby sie jakos tego tekstu zwezic?
  12. Skleroza nie boli: zapomnialem o jednej uwadze. Ten brzuch Oleksego niespecjalnie mi pasuje.
  13. Przeczytalem z wielkim trudem ;) bo tez mi sie nie miesci w ekranie. Latanie myszka w te i nazad troche mnie zmeczylo. Podobalo mi sie, niezla karuzela. Czulem sie jak podczas seansu "Mechanicznej pomaranczy".
  14. do mlodszego podszyszkownika Dentmana stop meldunek przyjety stop czekam na raport zgonu glownych bohaterow i implikacji wyniklych ze zmiany polityki kulinarnej ze srodziemnomorskiej na srodkowowschodnia stop czesc pracy stop nadszyszkownik Cichy stop
  15. Acha, jeszcze jedno, a propos literatury i szachow: czytales "Szachownice flamandzka" Arturo Perez Reverta? Jesli nie, to goraco polecam ;)
  16. Po pierwsze - nie uzaleznilem go od jednego slowa lecz od calej serii skojarzen. Po drugie - jesli tekst Ci sie nie podoba, to masz do tego swiete prawo, nie bede sie spieral. To tylko tekst, nic wiecej, pomysl przelany na papier...ups, ekran. A po trzecie, dzieki za podpowiedz: czytanie jako partia szachow: to moze byc naprawde ciekawe! ;)
  17. Mam tylko dwie uwagi: troche za duzo szczegolowych opisow, ktore spowalniaja tok akcji i czynia calosc nieco przyciezkawa. Daj wiecej swobody czytelnikowi w wyobrazaniu sobie scenerii! ;) A druga: nie podaje sie osobno makaronu i sosu w "sosjerce". Wszystkie skladniki zostaja wymieszane na patelni badz w garnku (w zaleznosci od przepisow) i tak podawane na stol. Osobno podaje sie tarty parmezan badz inne dodatki.
  18. Niezupelnie... Po co policja miala gostka przepuszczac? Sam przyjechal, bo mial zlecenie. A ze mafia samochodowa kradnie co popadlo, to juz inna kwestia. Kluczowe slowo: "kontrowersyjna". Proza (trudno moje skromne wypociny nazwac proza) to nie przepis na babke, gdzie wszystko musi byc jasne. Od czasu do czasu warto pobawic sie w aluzje i domysly. Widziales film sprawdzajacy polskie przygotowanie antyterrorystyczne, z czarna torba pozostawiona w metrze w Warszawie? Wiekszosc przechodzila obok. Ale pewna parka przyczaila sie, i gdy nikt na nich nie zwracal uwagi po prostu podbiegli i gwizdneli "ladunek". CO nie znaczy ze "launek" zostal polozony po to, zeby go sprzatnieto. Tylko ze Polska to Polska....
  19. Pewnie za szybko go przeczytales i umknely Ci istotne wskazowki. Chcesz, zebym je podkreslil kursywa? ;)
  20. Fakt, klamka zapadla i teraz juz nie mozna niczego zmieniac ;) Ale opowiadanie nie jest zle, a po konkursie mozesz sprawic, aby bylo jeszcze lepsze!
  21. Pomysl dobry, ale chyba troche nie dopracowany i przez to faktycznie nie powala z nog. W tekscie, zwlaszcza na poczatku, zauwazylem kilka potkniec, nad ktorymi warto by bylo popracowac: Panie Jaworska, Korycka i Bielska nie mają u mnie jeszcze żadnych ocen. Proszę więc o pozostanie jeszcze przez chwilę. Pozostałych państwa żegnam - o jedno "jeszcze" za duzo i "pozostanie" "pozostalych" tez ze soba koliduja. - Ale, panie adiunkcie, – zaczęły przemawiać dziewczyny jedna przez drugą. - "przemawiac" nie pasuje do "jedna przez druga". Szkoda Leszku ze sie pospieszyles sie z zamieszczeniem opowiadania konkursowego. Stac Cie przeciez na wiele wiecej! Pozdrawiam
  22. TERAZ POLSKA Szara Toyota Avensis na francuskich rejestracjach cicho mknęła po głównej arterii Warszawy, kierując się w stronę centrum. Ruch nie był jeszcze natężony. Piekło zacznie się dopiero po szesnastej. Ta myśl wywołała u niego lekki uśmiech. Lubił jeździć. Ostatnio wszystkie jego zadania polegały na szybkim przemieszczaniu się. Za każdym razem dostawał coraz to inną markę samochodu, zawsze jednak modele z najwyższej półki: BMW, Ford, Volvo... Raz miał okazję prowadzić Saaba. To dopiero była jazda! Ta Avensis też nie była najgorsza: cicha, komfortowa jazda, dobra przyczepność, świetny disegn. W takim samochodzie można poczuć się ważnym. On czuł się ważny. Zawsze. Przejechał koło Dworca Centralnego i skierował się w stronę strzeżonego parkingu przy Pałacu Kultury. Zazwyczaj zostawiał samochód gdzie popadło. Ale nie tu, nie w Polsce. Ostrzegano go, ze nawet jeśli straż miejska da mu spokój i nie odholuje wozu, to na pewno zainteresują się złodzieje. Zaparkował równo, pomiędzy niebieskim Polo a białą Corsą. Zamknął samochód, który wydał charakterystyczne melodyjne „plik plik” dając znać, że alarm został aktywowany. Rozejrzał się wokół. Z prawej dworzec, z lewej ogromny pomnik komunizmu. Bezguście, pomyślał. Ale cóż, każdy ma to, na co zasłużył. Jego śniada twarz, kruczoczarne włosy i drobna bródka nie wzbudzały ciekawości. Nawet nieco orli nos uchodził uwadze. Nie wyglądał jak jego bracia, przypominał raczej Francuza, albo Włocha. Poza tym oprócz markowych samochodów, miał do dyspozycji także markowe ciuchy i najdroższe wody kolońskie. Kiedy szedł, niejedna kobieta spoglądała za nim ukradkiem. Pochlebiało mu to, chociaż usilnie tłumił w sobie próżne zadowolenie z podziwu niewiernych. Szedł żwawym krokiem do metra. Miał dużo czasu, nie spieszyło mu się. W kiosku kupił bilet komunikacji miejskiej. Zjeżdżając schodami ruchomymi wyrzucił pomięty kwit parkingowy: i tak nie zapłaci. (PAP). Informacja z ostatniej chwili: podwarszawskie gniazdo mafii samochodowej zmiecione z powierzchni ziemi. Udana, choć kontrowersyjna akcja policji, którą do ostatniej chwili zdołano utrzymać w tajemnicy. Komendant oddziału stołecznego nie przedstawił jeszcze oficjalnego oświadczenia w tej sprawie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...