Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

10

Na posterunku rozdzwonił się telefon. Dyżurny podniósł słuchawkę:
– Polizia Municipale. Słucham.
– ...
– Pańskie nazwisko? Halo! Halo!
Odpowiedział mu tylko sygnał.
Dyżurny połączył się z innego telefonu z przełożonymi, powiadamiając ich o otrzymanej przed chwilą informacji.

11

Policja miejska i karabinierzy przeprowadzili pośpieszną ewakuację klientów i personelu domu towarowego, oraz pracowników i mieszkańców pobliskich budynków. Zablokowano ponadto kwartał ulic przylegających do obiektu. W chwilę potem budynkiem wstrząsnął potężny wybuch. Na miejscu zdarzenia niemal natychmiast pojawiły się wozy bojowe straży pożarnej. Po ugaszeniu płonącej zawartości magazynów straż odjechała.

12

Tino siedzący w samochodzie szefa, wyjaśnił mu istotę swojego pomysłu:
– ... odpowiednią broń uda mi się załatwić, – powiedział szef – ale czy Toni poradzi sobie z elektroniką?
– Twierdzi, że tak, z tym, że trudno będzie zorganizować mikronadajniki o odpowiedniej mocy.
– A gdyby użyć komórki...
– Myślałem o tym, ale co by się stało, gdyby ktoś przedwcześnie zadzwonił na ten numer. Chociażby przez pomyłkę. Cała akcja na nic. Musi być radionadajnik. Ten typ jest najprawdopodobniej jedynie na wyposażeniu armii. No i przepustki...
– Z przepustkami nie będzie problemu. Nadajniki też się da skombinować. Porozumiem się z Centralą - i, jeśli wyrażą zgodę, przystąpimy do szczegółowego rozpracowania akcji.

13

Tino i Toni weszli do gmachu telewizji. Był już późny wieczór, lecz przepustki okazane wartownikowi nie wzbudziły u niego najmniejszych wątpliwości, włączył więc przycisk otwierający drzwi.
Po przejściu przez hol, skierowali się na schody wiodące do podziemnej części budynku.
– Gdzie teraz? – szeptem zapytał Toni.
– W prawo. Pokój numer trzydzieści siedem.
Idąc wzdłuż korytarza sprawdzali numery namalowane na drzwiach.
– Jest. Jest trzydziestka siódemka – powiedział Tino. – Wchodzimy.
Toni nacisnął klamkę i pociągnął do siebie. Drzwi ustąpiły.
– Jak na razie, wszystko zgodnie z planem – stwierdził zadowolony Tino.
Znaleźli się w sporym pomieszczeniu z rzędami metalowych szafek. Tino rozejrzał się i podszedł do jednej z nich. Wyjętym z kieszeni kluczem otworzył zamek i uchylił drzwiczki. W szafie dostrzegł dwa niebieskie, monterskie kombinezony, oraz dwie torby na narzędzia.
– Sprawdź, czy niczego nie brakuje.
Toni przejrzał zawartość toreb.
– Jest wszystko, prócz tego.
Wyjął zza pasa jakiś podłużny, owinięty w kawałek tkaniny przedmiot i włożył go do torby. Obaj wyciągnęli z kieszeni jeszcze kilka niewielkich pakiecików i wepchnęli je do drugiej torby, po czym nałożyli kombinezony.
– Tino, pokaż jeszcze raz ten plan.
Tino sięgnął pod kombinezon i z kieszeni koszuli wyjął złożoną kartkę papieru. Rozłożył ją na podłodze i obaj pochylili się nad nią, i analizowali przez chwilę wodząc palcami po kartce.
– No to chyba już wszystko jasne. Nie powinniśmy zabłądzić – stwierdził Tino.
Opuścili szatnię i poszli w kierunku windy.
Tino miał już nacisnąć przycisk, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
– Wiesz co, lepiej chodźmy schodami.
– Dlaczego?
– A jeśli w windzie spotkamy kogoś? Zapamięta ten fakt i potem może nas opisać glinom.
– Przecież na schodach też możemy się na kogoś natknąć.
– Mało prawdopodobne. Myślisz, ze im chce się chodzić po schodach? Nie znasz tego środowiska. Taki gość będzie co rano uprawiał jogging, każdej soboty będzie grał w tenisa, ale do kibla we własnej chałupie jechałby samochodem. A jeśli nawet, to szybko miniemy się na schodach i nie będzie miał czasu, by nam przyjrzeć.
Poszli więc w kierunku schodów, którymi dostali się do podziemi i udali się na drugie piętro, po czym poprzez plątaninę korytarzy dotarli do celu. Celem tym były dźwiękoszczelne drzwi z napisem STUDIO D. Podświetlana w czasie nagrywania programów tablica nad drzwiami był ciemna. Mężczyźni weszli do środka. Było to niezbyt duże pomieszczenie, rozjaśnione jedynie słabą poświatą wpadającą przez okno reżyserki, urządzone w sposób wskazujący na to, że realizuje się w nim programy publicystyczne. Rozejrzeli się po nim świetle wyjętych z toreb latarek. Przez szybę zajrzeli jeszcze do reżyserki - nikogo tam nie było. Nałożyli silikonowe rękawiczki, po czym Toni wyjął z torby jeden z pakiecików i rozwinął opakowanie. Wewnątrz znajdował się miniaturowy mikrofon-nadajnik, z metrowej długości przewodem antenowym.
Toni uchylił drzwi studia i ostrożnie wyjrzał na korytarz, na którym panowała niczym nie zmącona cisza. Wyszedł więc na zewnątrz i kawałkiem taśmy przykleił przewód w kącie utworzonym pomiędzy płaszczyzną drzwi, a framugą, tak by mikrofon zwisał tuż nad posadzką korytarza. Toni powrócił do studia zamykając drzwi za sobą. Z kolejnego pakiecika wyjął niewielki odbiornik połączony kabelkiem z mikrosłuchawką. Wcisnął słuchawkę do ucha i przez chwilę dostrajał jeszcze głośność wystającym z odbiornika potencjometrem, po czym schował go do kieszeni.
Po wykonaniu powyższych czynności podszedł do kamery, przy której zatrzymał się Tino.
– To ta? – Zapytał.
– Chyba tak... Jest na środku, to pewnie z niej będzie szedł główny obraz.
Rozłożyli resztę zawartości toreb i przystąpili do demontażu obudowy. W pewnym momencie Toni dał koledze znak, by zachowywał się jak najciszej. Wskazał na ucho, w którym tkwiła słuchawka, a palcami drugiej ręki naśladował kroki.
– Idzie ktoś – szepnął i podszedł do drzwi trzymając oburącz kawałek cienkiego, lecz mocnego drutu.

14

Na końcu korytarza, przy którym mieści się studio „D” pokazała się sylwetka poruszającego się spokojnym, miarowym krokiem człowieka. Po chwili można było rozpoznać uniform strażnika. Coraz głośniejszy stukot podkutych butów donośnym echem odbijał się od ścian korytarza.
– Zatrzymał się gdzieś blisko – poinformował szeptem Toni.
Przez kilkadziesiąt sekund czekali w milczeniu.
Strażnik zatrzymał się niemal przy samych drzwiach studia. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Zaciągnął się kilkakrotnie, po czym ponownie ruszył przed siebie, nie dostrzegając zwisającego nad posadzką mikrofonu.
– Odchodzi. – Toni odetchnął z ulgą.
Po upływie kilkudziesięciu sekund mężczyźni przystąpili do dalszej pracy i po chwili część obudowy kamery została zdemontowana. Tino wyjął z torby ów podłużny przedmiot i odwinął go z płótna. Przedmiotem tym była pogrubiona na jednym końcu rurka. Wspólnie przystąpili do zamocowania jej wewnątrz obudowy za pomocą kleju epoksydowego.
– Włożyć? – zapytał Toni.
Tino skinął przyzwalająco głową. Toni włożył więc do rozszerzonego końca rurki jakiś niewielki przedmiot i przy pomocy klucza nakręcił na rurkę nakrętkę, od której odchodziły dwa cienkie przewody. Następnie wewnątrz obudowy przykleił jeszcze jeden prostopadłościenny element, do którego przymocował przewody odchodzące od rurki. Do otworu w jego ścianie wcisnął końcówkę jeszcze jednego przewodu i wypuścił go na zewnątrz kamery, przyklejając kropelkami kleju do nogi statywu.
– Antena – wyjaśnił Toni.
Po wykonaniu tej czynności Tino zakleił otwór w obudowie kawałkiem papieru, po czym wspólnie przystąpili do ponownego zamocowania obudowy kamery. Z kolei Toni zamaskował papier przy pomocy lakieru w sprayu, a na koniec wziął z woreczka garść kurzu i rozdmuchał go po powierzchni kamery w celu zatarcia śladów swojej pracy.
Tino, używając taśmy mierniczej zmierzył kamerę, oraz jej odległość od stojącego za stołem krzesła, po czym zapisał te dane na ręce.
– Po co te pomiary? – zapytał Toni.
– Będę musiał obliczyć odchylenie od osi optycznej kamery. Co prawda studio jest niewielkie, ale jednak wolę uwzględnić poprawkę. A teraz możemy się już zwijać.
Mężczyźni wyszli na korytarz, zdejmując po drodze mikrofon przyklejony do drzwi. Tą samą drogą powrócili do szatni, gdzie zrzucili kombinezony i zatrzasnęli je w szafce razem z torbami. Gdy przechodzili obok portierni, pilnujący wejścia ochroniarz odezwał się ze współczuciem:
– Dobranoc, panowie redaktorzy.
– Dobranoc – odpowiedzieli.
– Że też chce się panom tak pracować po nocach...

15

W licznych klatkach, oraz wiwariach laboratorium naukowego kierowanego przez profesora Carlssona przebywało wiele zwierząt różnych gatunków i rozmiarów. Można też dostrzec dużą kolekcję roślin. Mimo późnej nocy, odziany w „kosmiczny skafander” człowiek, montował pod laboratoryjnymi stołami jakieś urządzenia.

Opublikowano

no to dla mnie kawałek najmniej czytelny i czekam na nastepne części.
ciekawe, ciekawe....i mamy w koncy kryminał lecz jeszcze proponuję/ takie jest moje skromne zdanie....:)/ popracuj nad zaskoczeniami , wiesz niespodziewany obrot sprawy jak to czyniłeś wczesniej brakuje tego w III i IV i dla mnie a jestem umysł humanisty nie technika ,opisy tu zawarte nie uruchamiają mojej wyobraźni /monottone/ a moze sie mylę/
wiem ze trudno jest przyjmowac słowa krytyki gdy za toba taki kawał dobrej roboty:)
a warto było czytać, rozwijasz się moje gratulacje!!! masz swoje wizje, pomysły. i wiem że taka zabawa, praca z tekstem rozwija intelektualnie i nie tylko !
pozdrawiam i zyczę dalszego natchnienia

Opublikowano

Dzięki H.S.- poprawiłem "się".
Aksjo, trudno każdy odcinek kończyć w zaskakujący sposób - to jednak nie jest miniatura. Na razie powoli zmierzam do celu. Zaskakiwać powinien finał, a na razie chodzi raczej o wytyczenie tylu ścieżek, by czytelnik miał gdzie się zgubić, i nie mógł z góry przewidzieć kto zabił, dlaczego, i czy zabił wogóle, czy też sam został zabity.

Opublikowano

Akcja się rozwija, powiem szczerze czekam na ciąg dalszy. I mam nadzieję, że nie odbierzesz mnie jako starego upierdliwca, bo stary to ja chyba jeszcze nie jestem, i upierdliwy takoż. To taki prolog do następujacej uwagi. Piszesz: "Na końcu korytarza, przy którym mieści się studio „D” pokazała się sylwetka poruszającego się spokojnym, miarowym krokiem człowieka. Po chwili można było rozpoznać uniform strażnika. Coraz głośniejszy stukot podkutych butów donośnym echem odbijał się od ścian korytarza" Jest pytanie, skoro widzieli korytarz, to po co im był mikrofon, a jeżeli nie widzeli, to ujmij to inaczej, bardziej przez słuch. Albo informację, że Toni podglądał przez szparę, czy coś w tym stylu, choć przeczy temu tekst: "Zatrzymał się gdzieś blisko", bo jakby widział, to by powiedział gdzie.
Pozdrawiam
Wojtek

Opublikowano

Ale takie układ jakoś mi nie pasuje. Zaznaczam mi, chyba lepiej byłoby sylwetka poruszającego się spokojnym, miarowym krokiem strażnika. I drugie zdanie wywalić.
Pozdrawiam
Wojtek

Opublikowano

Rozejrzeli się po nim świetle wyjętych z toreb latarek - a nie ''w świetle''?

dotarli do celu. Celem tym były dźwiękoszczelne - może po prostu ''do celu, którym były''

Toni powrócił do studia zamykając drzwi za sobą - jestem słaby z interpunkcji, więc mogę się mylić... czy między studia a zaykając nie powinien stać przecinek?

podobało się, akcja rozkręcana z odcinka na odcinek, wciąga, teraz czekam tylko na jakieś boom i rozwiązanie tajemnicy szefostwa oraz laboratorium.
pozdr.

Opublikowano

Kurcze, podobają mi się te precyzyjne opisy dotyczące instalacji. Jak w filmie :-))). Przeanalizuj tylko to zdanko:
"Z kolei Toni zamaskował papier przy pomocy lakieru w sprayu, a na koniec wziął z woreczka garśc kurzu i rozdmuchał go po powiierzchni kamery zacierania śladów swojej pracy." - dwa "ii" i czegoś brakuje po "kamery".
Reszta - bombowa :-))))).
Pozdrawiam/b.

Opublikowano
–Z przepustkami nie będzie problemu. Nadajniki też się da skombinować. Porozumiem się z Centralą - i, jeśli wyrażą zgodę - przystąpimy do szczegółowego rozpracowania akcji. --> jeśli po "i" jest przecinek to po "zgodę" też musi być przecinek a nie myślnik
Było to niezbyt duże pomieszczenie, rozjaśnione jedynie słabą poświatą wpadającą przez okno reżyserki, urządzone w sposób wskazujący na to, że realizuje się w nim programy publicystyczne. --> pytanie natury technicznej: po czym to się rozpoznaje?
Z kolejnego pakiecika wyjął niewielki odbiornik połączone kabelkiem z mikrosłuchawką. --> połączony nie połączone
Po wykonaniu tej czynności Tino zakleił otwór w obudowie kawałkiem papier, po czym przystąpili do ponownego zamocowania obudowy kamery. --> kawałkiem papieru, tak?
jak ktoś już wcześniej wspomniał opisy tego, co montowali są nużące...nie tylko, jak przypuszczam, dlatego, że się na tym nie znam, ale także z powodu słabej plastyczności przekazu w tym akurat miejscu.
idę do kolejnych części :]

pozdrawiam
Opublikowano

Tino i Toni = a niech Cię... ciągle się mylę, który jest który

–Gdzie teraz –szeptem zapytał Toni. = skoro pyta to ?

aha, póki pamiętam, dużo lepiej wyglądają dialogi, gdy przy myślnikach stawia się spacje :)

Obaj wyciągnęli z kieszeni jeszcze kilka niewielkich pakiecików i wepchnęli je do drugiej= no ale co drugiej, kieszeni? chyba torby i wypadałoby o tym napoknąć

Poszli więc w kierunku schodów, którymi schodzili = be, właściwie całe zdanie jakieś takie, nie można krócej lub mniej powtarzalnie?

kawałkiem przylepca przykleił przewód = przszszszsz... kawałkiem taśmy może chociaż, żeby tak nie szumiało :)

w kącie utworzonym pomiędzy płaszczyzną drzwi, a framugą = :) Leszku! a co to jest? sztuka majsterkowania z Tonim? no dajże spokój takim opisom... :) naprawdę one spowalniają akcję i zaczyna się nużenie przez tak drobiazgowy opis.

–Odchodzi! –Toni odetchnął z ulgą. = z ulgą ale chyba tego nie wykrzyczał?

po czym spólnie przystąpili do = wspólnie

–Antena –wyjaśnił Toni. = komu? chyba Tino też wiedział, co to wszystko jest

nie no jak dla mnie czternastka jest przeciążona zdecydowanie

ochroniarz odezwał się ze współczuciem = a on niby kiedy pracuje, że innym współczuje?!
......

no, chociaż piętnastką zaciekawiasz co dalej, idę więc :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Wiedziałem. I oby taka dalej była. W wieku nastoletnim różnie "niespodzianki" mogą się trafić. Niektórzy przechodzą w miarę bezboleśnie tak jak ja, ale zdarza się prawdziwa droga przez mękę.      Czyli tak zwane jeziora.
    • Jej oliwkowo zielone, lekko zmrużone, za zasłoną krótkich acz grubych rzęs, oczęta.  Wpatrywały się we mnie  z cichym uwielbieniem. Szybko doskoczyła, jeszcze nie ostygłym po niedawnym spełnieniu ciałem  ku mojej piersi. I złożyła na moich  zamkniętych na głucho ustach, pocałunek  zbyt lubieżnie gorący bym mógł nadal  ignorować z wyższością samca alfa  jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Wczepiłem palce w jej ciemne pukle, dziś wyjątkowo pofalowane. Może to sen tak spokojny. Dziecięcy wręcz. Rozrzucił je na świeżej pościeli. A potem żar zespolonych ciał  nadał im tego nęcącego blasku  i kształtu morskiej fali.     Mając ją w ramionach  czasami zapominałem o całym świecie. Żyłem w jej blasku i cieniu. Dla jej głosu i ciepła słów miłosnych. Dla jej oczu. Wzroku anioła. Ona mną władała. Choć nie chciała tego. Chciała być. Leczyć mnie. Rekonstruować moją duszę. Z każdym dotykiem i pocałunkiem,  odrastało mi serce. Kiedyś wyjedzone przez mrok. Otoczyła je opieką i troską.     Nie musiałem mówić. Nasze myśli zawsze były jednością. Czasami śmiała się, że mnie usidliła magią. Zaklęcia z jej ksiąg,  pozwoliły mnie przywołać i ujarzmić. Czy kiedykolwiek chciałem od niej odejść? Przenigdy. Już nie migruję wśród leśnych mokradeł  i zapomnianych nawet przez szeptuchy bagiennych borów. Mroźny księżyc ma jednak potężny zew. Tej klątwy nie zakończy nawet moja śmierć. Więc przemieniam się w jej ramionach. Samotny wilk, który dzięki ludzkiej czarownicy, jest choć trochę zrozumiany. Poddany nie ocenie a wysłuchaniu.      Lecz pamiętam i te noc czerwcową przed laty. Gdy świeżo porzucony na skraju polany. Wyłem aż do utraty głosu. Padłem w wystające ponad ściółkę, korzenie prastarego dębu. Moje żale obudziły go ze snu. Schwycił mnie w swe starcze konary i umościł wygodnie na listowiu gałęzistych dłoni. Zapytał kim jestem. Samotnym wilkiem odpowiedziałem. Drzewa myślą i odpowiadają dość długo. Wreszcie odparł z wielką rozwagą. Nie wyglądasz na wilka. Bo kiedyś byłem człowiekiem, lecz pobratymcy z wioski  nałożyli na mnie klątwę. Wypędzili mnie z granicy siół. Stałem się bestią. Znasz ludzi? To podły gatunek.     Dąb zasępił się lub nawet przysnął myśląc nad odpowiedzią. Wreszcie odrzekł z powagą. Nic nie wiadomo mi o gatunku ludzi.  Młody to zapewne szczep lub plemię. Znam dobrze ptaki co zamieszkują przestworza i korony moich pobratymców. Znam ryby srebrzyste i prędkie co płyną w nurtach górskich i leśnych strumieni. Znam jaszczurki, pająki czy ślimaki  co wędrówkami swymi po korze. Wywołują łaskotanie i uczucie świądu. Znam łosie, jelenie czy dziki. Co chadzają w ostępy. Zniżają łeb w ukłonach  ilekroć widzą mą postać  przechadzająca się po lesie. Czasami rozmawiam z wilkami. O wolności. Lecz Ty nie wyglądasz  na szczęśliwego i wolnego.     Rzucono na mnie czar.  Klątwę, której ani czas ani pokuta nie zdejmie. Dąb znów długo myślał. Czar… klątwy… magiczne konszachty. Runy, pergaminy, konstelacje. Drzewa nie znają się na tym. My rośniemy w ciszy prastarych puszcz. W miejscach świętych,  dotkniętych jedynie stopą Pierworodnego. Naszymi braćmi są chmury i skały. Słuchamy pieśni wichru. A kołysze nas do snu  szemrząca dziko Atrubre. Pani wszystkich wód,  której źródło spłynęło z nieba przed eonami.     Ale znam kogoś kto mógłby zaradzić  na Twą niedolę dziwny wilku. Zabiorę Cię do czarownicy,  która może będzie potrafiła zdjąć klątwę. Las jest wielki i dziki. Pełen parowów i dolin. Nie zbadają go w połowie nawet  tak śmiesznie mikre łapy jak Twoje. Zresztą nieroztropnie byłoby wysyłać  Cię tam samopas. Zaniosę Cię zatem wilku. Ku dawnemu kręgu rady. Do magicznych wrót Dok Natt. Tam jest dom czarownicy. Mieszka w wysuszonym cielsku trolla. Ona będzie umiała pomóc.     I ruszył ku kniei  z moim ciałem uwięzionym  w gałęzistym uścisku. Dopiero szóstego dnia stanęliśmy u celu. Dąb wyszedł zza  ostatniego szpaleru świerków. Każdy z nich zaszumiał  w ich drzewnym języku, oddając hołd władcy lasu. Moim oczom ukazał się przepołowiony światłocieniem zmierzchającego słońca  krąg polnych głazów,  pokrywały je wyżłobione linie runicznych, elfickich zaklęć. W centrum okręgu stała budowla  prawie tak wysoka jak Dąb, Złożony z kamieni i księżycowego srebra  łuk Dok Natt.     Miejsce gdzie Pierworodny  śpiewał swym dzieciom  pieśń o powstaniu życia. Gdzie nauczył ich miłości i dobra. Bo zła wtedy w krainie nie było. Nie było elfów, ludzi ani krasnoludów. Był tylko Pierworodny, jego głos  i zrodzone ze śpiewu dusze. Ognie natchnienia. Które dały początek życiu. Dąb ułożył mnie delikatnie w kręgu. Dopiero wtedy dostrzegłem osobliwe domostwo na lewo od nas. Było to cielsko trolla. Zamienione w kamień. Naruszone eonami opadów i erozji, pełne wgłębień i pieczar, prowadzących wgłąb jego martwych trzewi. Jedno z nich prowadziło do domu czarownicy.     Dąb z zaciekawieniem  krążył wokół cielska trolla. Z pewnością kiedyś go znał. I nie myliłem się. Kelljoon Maczuga… pomiot magii  która zatruła pieśń. Zabił go przed wiekami Jannii, Bóg góry. Była to era jaką pamiętamy już tylko my, strażnicy lasu i skały górskich zboczy. W jego wnętrzu  uwiła swe gniazdo czarownica. Bywaj wilku. Obyś w świętym Dok Natt, odnalazł to czego szukasz  i zmazał klątwę swego rodu. Ludzi jak ich nazywasz. Odszedł w las a za nim udały się  dwa najwyższe świerki. A ja ruszyłem niepewnie do trollowej jaskini. By szukać ratunku. I znalazłem go w objęciach czarownicy.  
    • Witam - wiersz ciekawy Czarku -                                                                Pzdr.
    • @Berenika97   Bereniko.   dziękuję Ci za ten komentarz.   czytając go, miałem wrażenie, że ktoś otworzył okno w dusznym pokoju.   nagle powietrze zrobiło się lżejsze, a świat jakby się odrobinę uśmiechnął.   masz niezwykły dar widzenia rzeczy w ich prawdziwych barwach - nawet kiedy piszę o mroku.   Twoje słowa są jak taki mały, własny kubek ciepłej herbaty, niby  nic wielkiego, a jednak człowiek po niej wraca do siebie.     dziękuję Ci za to :)   bardzo :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...