Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Portret


Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy maczała pędzel w farbie było tak, jakby podnosiła do ust łyżeczkę kremowego deseru – powoli smakowała barwę, rozkoszując się jej miękkością i głębią. I ta zgrabność pędzla, zupełnie inna do plastikowej precyzji komputerowej myszki…
W odległości między paletą a płótnem miała jeszcze jakieś własne myśli, potem zostawało jej w głowie tylko jedno pytanie: kim, czym chcesz dzisiaj być? Nietoperzem
z ciemności spadającym na głowę, doskonale geometryczną bryłą, kurzem w jasności szkła…? Mrużyła lekko oczy i pozwalała się ponieść wyobraźni. Czasem dopracowywała
(w ostatnim olśnieniu) tworzony od tygodni szkic, częściej jednak przychodziło jej do głowy coś zupełnie nowego, świeżego, tajemniczego. Coś, co ostatnio potrafiła znaleźć jedynie
w oczach i świetle.

*

Poranna rozmowa z sąsiadką obudziła ją skuteczniej niż najmocniejsza kawa.
– Nie mogę, naprawdę nie mogę – zakończyła krótką wymianę zdań.
Starsza pani odeszła, lekko poirytowana, może nawet zła. Ale ona naprawdę ni potrafiłaby jej namalować. Tak, jak nie potrafiła namalować D.
Obojętność nie służyła autentyczności. Nadmierne zaangażowanie również.
Kąciki ust D. były tak samo skrzywione ku ziemi (choć jeszcze nie tak ostro) jak
u sąsiadki. Gdy go całowała, obawiała się, czy kąciki te nie okażą się gorzkie. A jego oczy… Powoli zaczynało gasnąć w nich światło.
Przynajmniej ona głęboko w to wierzyła.

*

Myślała, że ukryła się wystarczająco dobrze w słonecznej łące popołudnia, w trawach.
D. pojechał załatwiać swoje sprawy, chciała wykorzystać ten czas na zbieranie i sortowanie zagubionych w krajobrazie zdarzeń. Farby, pędzle, sztalugi… Płótno, szybkie linie, nerwowe pociągnięcia, skrzywiony pejzaż tego skrawka świata. Zmartwienia w zmarszczkach falujących liści.
– Chowasz się przede mną? – usłyszała nagle za plecami głos Olka.
– Tak – odpowiedziała, nie odwracając się, skupiona na załamywaniu fioletu drzewa. – A właściwie nie – dodała po namyśle – chowam się przed wszystkimi.
– Nie zdołasz – rzucił krótko i stanął przed sztalugami, zasłaniając jej widok na świat. Spojrzał na nią spod okularów. Milczał.
– Zostaw to – powiedział w końcu.
– Jeszcze nie skończyłam – odpowiedziała, wpatrując się w płótno.
– Ale on skończył.
Domyślała się, że przyszedł do niej, aby porozmawiać właśnie o tym. Wobec tego zaproponowała mu kawę i zaprosiła do domu.

*
– Nina – zwrócił się do niej, gdy rozsiedli się już w wygodnych plecionych fotelach
w ogrodzie pachnącym skoszoną trawą, a ona poczuła się bardzo dziwnie słysząc, po raz pierwszy od wielu dni, swoje imię. Jakby tym nazwaniem ściągnął ją z innego świata – dlaczego ty mu po prostu o wszystkim nie powiesz?
– O czym niby miałabym mu mówić? – zapytała nerwowo. – No, sam powiedz,
o czym?
Olek od przeszło pół roku drążył ten sam temat. Chciał jej pomóc. Jego gorliwość trochę ją onieśmielała, ale przecież zawsze taki był, przynajmniej w stosunku do niej. Do dziś jednak trudno jej było uwierzyć, że naprawdę przejmuje się kimś tak niepozornym, jak ona.
– Przecież wiesz, jak bardzo mu zależy na tym stażu… – szepnęła w rozświetlone popołudniem powietrze.
– Bardziej niż na tobie? – zapytał.
Prawda, nieprawda, prawda – powtarzała w duchu Nina, licząc liście jabłoni. Właściwie, Olek – chciała powiedzieć – każde z nas myśli tylko o sobie. Jego staż, moje studia… Myślimy tylko o sobie – to obrzydliwe, ale i tak boli – naprawdę chciała mu to wszystko powiedzieć, ale jak zwykle milczała. Wydawało jej się to zbyt melodramatyczne, aż banalne, niewarte słów.
Poza tym wiedziała, że i tak mu to wytłumaczy. Kiedy indziej. Gdy już nie będzie musiała patrzeć mu w oczy.

*

– Wiesz – przerwała w końcu ich wspólne rozmyślanie – przyniosę ten twój niedokończony portret i popracuję nad nim, zgoda?
– Zgoda, ale… Co na to twój D.? – zapytał, jakby nie był pewny, czy dobrze robi, udzielając odpowiedzi twierdzącej.
– Chodzi ci o to, czy jest…
– Tak.
– Może, trochę… - wstała od stołu, jej niebieska spódnica zatrzepotała na wietrze, włosy przesłoniły twarz. Odgarnęła je i powiedziała:
– Nie powinieneś był dawać mi tej książki, Olek. Od początku mam skrzywiony obraz mojego D. Nie jestem w stanie go namalować. A jemu… Dawno o to nie pytał, ale… Wydaje mi się, że cała ta sprawa trochę go dręczy.

*

Olek siedział w kompletnym bezruchu już chyba godzinę, słońce zaczynało mu palić kark. Nie odzywał się jednak, nie chciał jej przeszkadzać. Kiedy była zajęta malowaniem, nie myślała o D.
Książka… Długo zastanawiał się, jaką dedykację wpisać. „Dla mojej ulubionej portrecistki – zdecydował się w końcu, jeszcze trochę na wyrost, w końcu była dopiero na trzecim roku, a malowanie portretów zawsze traktowała bardziej jako hobby. – Obyś nigdy nie spotkała Doriana”. Miał to być w sumie taki żart, ale… Tydzień później poznała D. I to by było na tyle.
„Nie powinieneś był dawać mi tej książki…” No jasne, że nie powinien, czyżby zapomniał, jak bardzo brała sobie niektóre rzeczy do serca? Zupełnie niepotrzebnie nadawała znaczenie nieistotnym szczegółom – tak myślał. Chowała się przed niewypowiedzianymi jeszcze słowami.
Szczerze mówiąc, uważał to wszystko za stek bzdur. Jak jakaś książka może zmienić cokolwiek? Wszystko to jest piękna fikcja literacka, bo czy nie po to właśnie są pisarze, żeby pisać o tym, co się nie zdarza? Jako niezaangażowany obserwator…
Kolejna bzdura. Wcale nie był niezaangażowany.
Był wściekły.
Po raz kolejny przypomniał sobie te dni przeszło pół roku temu, kiedy znalazła się
w szpitalu i wieczór, kiedy razem z Julitą odwoził ją do domu.
Wiatr nastroszył trawy, rozproszył zapachy. Chmury pierzaste zadrżały z zimna.
Zacisnął szczęki i pięści.
*
Właściwie, Olek – tak szybko, w rytm deszczu uderzającego o parapet, tańczyły po klawiaturze jej palce – on nigdy mi niczego nie obiecywał. Ja jemu też. Więc wszystko jest jakby w porządku.
To wszystko nie ma sensu, on odejdzie, prędzej czy później każdy przecież odchodzi. Nie znasz go tak, jak ja, takim jak on życia nigdy dość, tkwienie w jednym miejscu zabija, rozumiesz?
Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, kiedy wrócił, był twój, już dokończony, portret. Nie zapytał o nic, tylko dziwnie się przyglądał, niewiele mówił. Prawdę mówiąc zachowuje się tak, jakby tylko czekał, aż się wyrwie z zasięgu mojego wzroku, nie wiem po co w ogóle jeszcze tu przyjeżdża.
Przygotowuję sobie odpowiedzi na wszystkie jego niezadane pytania, każda brzmi jednakowo głupio. On zapyta: dlaczego namalowałaś już Julitę, Sonię, Tomasza, swoich rodziców i nawet jego (nie nazywa Cię po imieniu),
a mnie uparcie nie chcesz? I będzie to błahy wstęp do poważniejszych pytań i poważniejszych odpowiedzi, do moich opowieści o tym, co się naprawdę zdarzyło w grudniu, dlaczego.
Niektóre sprawy lepiej przemilczeć.
Kliknęła jeszcze „Wyślij” i wyłączyła komputer. Kiedy z przestrzeni pokoju zniknęło jego przyjazne buczenie, poczuła jakby i ją ktoś odłączył od prądu, dosłownie osunęła się
w ciepło sofy, poduszek i koca.
Zagrzmiało.


*
Obudziły ją dziwne szelesty, zerwała się, szósta rano. Wiatr otworzył sobie okno, porozrzucał po podłodze białe i zamazane kartki ze szkicownika. Zebrała je prędko, okno zamknęła na haczyk.
Jej wzrok przyciągnęła jedna z podniesionych pustych kart, delikatnie przejechała po niej opuszkami palców. Pomyślała o D. Ledwo kilka dni temu przyjechał do niej, dziś znów wyjeżdża. Nie – poprawiła się w myślach – już wyjechał, nie obudził jej. Biała karta wydała jej się nagle bardzo kusząca. Jej palce same znalazły w idealnym porządku biurka właściwy ołówek.

*
Te faliste linie to zarys jego pleców. Jedyny twój portret, na jaki mnie stać – myślała gorączkowo – jedyny prawdziwy, bo ty jesteś odchodzeniem, a ja…
Zabrakło jej słów.

*
Olek napisał w końcu:
On dobrze wie, że przebaczasz wszystko i zawsze, stąd jest tylko krok do wykorzystywania Cię.
Pośpiesznie wystukała:
>> Nie robię niczego, na co nie mam ochoty. Świadomie
i dobrowolnie...

*
Czeka. Jest czasem przeszłym, teraźniejszym i przyszłym. Jeżeli kiedykolwiek spojrzysz za siebie – myślała, gryząc pędzel, wpatrując się w plecy D. w różnych odcieniach fioletu (ostatnio nie mogła się uwolnić od tego koloru) – ja nadal będę tu, dokładnie tu, gdzie zamierzasz mnie zostawić.

*
Jej D. wrócił późno. Czekała w pracowni, udając, że jeszcze coś kończy, podczas gdy tak naprawdę ten najważniejszy portret skończyła już wczoraj, a właściwie dzisiaj nad ranem. Już zgrzyt klucza w zamku wyprowadził ją z równowagi, myśli zniknęły, rozpłynęły się w jego przybliżających się krokach.
– Jak było? – zapytała. Wstawiła wodę na herbatę. Zachwiał się niebieskawo płomień gazu.
Opowiadał, a ona właściwie nie słuchała, czekała na najważniejsze. Czajnik zagwizdał. Zdjęła z niego gwizdek, zakręciła gaz. D. nic nie powiedział. Zapytała sama:
– Kiedy wylatujesz?
– Pojutrze.
Tak nikła odległość od Dnia Sądu wypchnęła jej z rąk kubki, przyprawiła o zawrót głowy. Nagła suchość w ustach…
Cicho-ciemne słowa między nimi, rzeczowe i krótkie.
Wystygła woda w czajniku.

*
Chwilę o czwartej nad ranem zastanawiała się, czy nie zadzwonić do Olka. Wzięła do ręki telefon, wybrała numer. Szybko jednak przerwała. Niech śpi – pomyślała, trąc zaspane oczy. – Niech śpi i choć wtedy o mnie nie myśli.

*

Nie chciała wyrwać się z jakimś dramatycznie uczuciowym słowem, więc na wszelki wypadek prawie nic nie mówiła. On za to – cały czas.
Pękała w sobie na tysiąc kawałeczków, lecz szczeliny między nimi były tak nieznaczne, że z zewnątrz wszystko wyglądało jak zawsze.
Ostatnia noc. Po niej siódma rano. Za dwie godziny przyjedzie po niego taksówka, zawiezie na dworzec, z niego następną taksówką pojedzie na lotnisko. Sam. Na razie jest jeszcze teraz, trzeba zjeść ostatnie wspólne śniadanie, po którym tak ciężko będzie zmyć naczynia, że chyba po prostu je wyrzuci.

*
Stali przed furtką, oboje bardzo nieporadni, niewiedzący, co zrobić z rękami, zupełnie jak dzieci pierwszego dnia w szkole. Nie wiedzieli, co mówić. Jej sąsiadka wyszła do ogródka, gapiła się, zupełnie jakby oczekiwała jakiejś telenowelowej sceny, łzawego pożegnania.
– Wiesz – zwróciła się do niego, chwytając się pierwszych słów, jakie przyszły jej do głowy – była u mnie ostatnio – wskazała wzrokiem starszą panią – z malutką prośbą. Chciała, żebym namalowała jej portret. Mój ojciec widocznie nie zdążył.
– Zgodziłaś się? – jest nawet jakby zaciekawiony.
– Nie. Jest jakaś… nijaka. Gorzka. Nie czuję z nią żadnego związku. Nie potrafiłabym namalować JEJ, jeżeli wiesz, co mam na myśli.
– Chyba wiem – znowu zapadło milczenie.
Jego walizki wyglądały jak kamienie milowe na jakiejśtam drodze życia. Albo jak granitowe nagrobki.
– Czy mnie też z tego powodu nie chciałaś…? – zapytał poważnie, patrząc wprost na nią. Jej wypracowane, szlifowane do tygodni odpowiedzi, ich całkiem gotowe obrazy straciły nagle wszystkie barwy, powróciły do form bezładnych szkiców, linii, plątaniny myśli. Zanim zdążyła je pozbierać, nadjechała taksówka. D. odwrócił się, podniósł bagaże. To przywróciło jej zdolność mówienia.
– Nie. Nie dlatego.
– W takim razie…
Taksówkarz wybijał rytm na kierownicy, ich uszy ledwie chwytały cichą melodię.
W jasnym świetle fruwały małe białe puszki.
Spojrzała mu w oczy, przeraziła się.
Wcale nie mam, nie miałam racji – pomyślała. – coś sobie wymyśliłam. Serce zaczęło jej bić coraz szybciej. Jego oczy są pełne światła, dlaczego dopiero teraz…
Bała się.
Nie wiedziała już, co jest prawdą, co jest słuszne, kim jest ona i kim jest on, czy naprawdę zna go na tyle, by wiedzieć na pewno…
Taksówkarz spojrzał na zegarek, D. czekał na jakiś dalszy ciąg.
– Namalowałam – powiedziała. – Namalowałam twój portret.
Stali przy furtce, taksówkarz klaksonem dawał znaki, że za chwilę się spóźnią. D. nie wiedział, co robić, nadal trzymał w ręku walizki, ona ściskała ręce, przygryzała usta.
Chwila rozciągała się do lewej do prawej ramy obrazu.

*

Kiedy maczała pędzel w farbie było tak, jakby podnosiła do ust łyżeczkę kremowego deseru – powoli smakowała barwę, rozkoszując się jej miękkością i głębią. I ta zgrabność pędzla, zupełnie inna do plastikowej precyzji komputerowej myszki…
W odległości między paletą a płótnem miała jeszcze jakieś własne myśli, potem zostawało jej w głowie tylko jedno pytanie: kim, czym chcesz dzisiaj być…?

*
To była właśnie ta chwila między uniesieniem pędzla a przyłożeniem go do płótna, chwila, w której pytała: czym, kim, z kim chcesz dzisiaj być? Trwa tak długo, że nigdy się nie kończy, a efekt nie zawsze jest przewidywalny. Czasem w chwili tej pączkuje coś zupełnie nowego, świeżego. Tajemnica ukryta w świetle właśnie tego poranka.
W zmrużonych oczach ich dwojga, zaskoczonych, zatrzymanych wyobraźnią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tandetne i melodramatyczne - co może się jednakże podobać, jak widać powyżej. Popracuj nad czasem (gdzieś około przełomu trzeciej i czwartej ćwierci tekstu wysypuje Ci się czas - teraźniejszy i przeszły), nie ma co żonglować dopóki nie ma to logicznego uzasadnienia. Unikaj konstruowania zbyt wyszukanych porównań - kremowy deser jest pretensjonalny i w gruncie rzeczy zabawny, burzy lekturę mającą raczej poważne ambicje. Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie dbałość o język, nie tak częsta jak można by jej sobie życzyć. To bardzo warto pielęgnować. Do wycięcia natomiast wielokropki (uzadnienie mają wyłącznie fonetyczne - i od razu kojarzą się z naiwnym sentymentalizmem, a nie chcemy takich skojarzeń, prawda?) i 90% akapitów - bo niemal żaden z nich nie jest nową myślą, tylko kontynuacją poprzedniej. W rezultacie robi się z tekstu wiersz; a zamiarów usadowienia się pośrodku między epiką a liryką tekst ten przecież nie zdradza.
No i sprawa ostatnia - nie widzę powodów, dla których to opowiadanie miałoby się znajdować w dziale zaawansowanym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kora lino, opowiadanie bardzo mi się spodobało; ładnie skonstuowałaś akcję i umieściłaś interesujących bohaterów, a tekst dodatkowo wzbogaciłaś elementami poetyckimi. reasumując muszę stwierdzić, że jest mi bliski, może z tego powodu, iż sama uwielbiam rysować portrety :P

pozdrawiam serdecznie Espena Sway :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się z Freney'em tylko w jednym punkcie jego komentarza - w dbałości o język. Argumenty:

Kiedy maczała pędzel w farbie było tak, jakby podnosiła do ust łyżeczkę kremowego deseru – powoli smakowała barwę, rozkoszując się jej miękkością i głębią. - co było tak? to zdanie nie jest poprawnie skonstruowane. Może raczej "Maczała pędzel w farbie tak, jakby podnosiła do ust..."

*

Ale ona naprawdę ni potrafiłaby jej namalować. - literówka
Kąciki ust D. były tak samo skrzywione ku ziemi (choć jeszcze nie tak ostro) jak
u sąsiadki. - albo "tak samo", albo "jeszcze nie tak ostro".

*
– No, sam powiedz, o czym?
Olek od przeszło pół roku drążył ten sam temat.
- sam, sam.
Myślimy tylko o sobie – to obrzydliwe, ale i tak boli – nie rozumiem użycia spójnika "ale"; chyba, że przymiotnik "obrzydliwie" ma być pozytywny.

*
Więc wszystko jest jakby w porządku. To wszystko nie ma sensu, on odejdzie, prędzej czy później każdy przecież odchodzi. - wszystko x 2.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, kiedy wrócił (...) - przecinek przed "kiedy" wydaje mi się zbędny.

*
Jeżeli kiedykolwiek spojrzysz za siebie – myślała, gryząc pędzel, wpatrując się w plecy D. w różnych odcieniach fioletu (ostatnio nie mogła się uwolnić od tego koloru) – ja nadal będę tu, dokładnie tu, gdzie zamierzasz mnie zostawić. - po myślała przecinek jest niepotrzebny, za to przydałby się spójnik "i" przed wpatrując.

*
Cicho-ciemne słowa między nimi, rzeczowe i krótkie. - nie rozumiem wyrażenia "cicho - ciemne". Może "cichociemni", ale to o spadochroniarzach i nie ma chyba rodzaju żeńskiego...

*
Chwilę o czwartej nad ranem zastanawiała się, czy nie zadzwonić do Olka. - szyk (O czwartej nad ranem [przez] chwilę...)

*
– Zgodziłaś się? – jest nawet jakby zaciekawiony. - czas
Nie wiedziała już, co jest prawdą, co jest słuszne, kim jest ona i kim jest on, czy naprawdę zna go na tyle, by wiedzieć na pewno… - 2x "wiedzieć", prawdą - naprawdę.



W pozostałych punktach zgadzam się z Freney'em. Szczególnie z ostatnim zdaniem.


pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...