Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ogień Serca


Pedro Salazar

Rekomendowane odpowiedzi

Jay Jay KApuściński mówił coś kiedyś o mojej Iniańskiej przeszosci, litrerackiej oczywiscie ;).
Ja odpowiedziałem mu, ze to nie przeszłośc, a teraźniejszośc. Ażeby to udowidnic, wrzucam swoje opowiadanko. Jak zwykle jest to gruntownie "przmeblowna" nowa wersja mojego starego tekstu. Ten jest jednym z najstarszych z mojego dorobku, bo jeszcze z podstawówki.

Miłego czytania. :)

OGIEŃ SERCA


Był rok 1868. Niedaleko miejsca gdzie Cherry creek łączył swe wody z Yellowstone obozował odział kawalerii dowodzony przez Sierżanta Henryego Russela. Składał się on z trzydziestu siedmiu żołnierzy i przewodnika - Indianina z plemienia Hidatsa. Oddział ów wyruszył z fortu Sherridan w celu schwytania zbuntowanego wodza Teton Dakotów, Białego Bizona, który kilka miesięcy temu według doniesień dysponował przeszło siedemdziesięcio osobową grupą wojowników. Ukrywali się oni prawdopodobnie gdzieś nad Powder River. Wieczorem dowódca zaprosił czterech najbardziej doświadczonych wojaków do namiotu, aby się naradzić co czynić dalej. Jedni twierdzili, że najlepiej będzie ruszyć natychmiast w drogę i samemu odszukać Indian, natomiast inni, iż należy wysłać zwiadowców, aby dowiedzieli się czegoś od miejscowej ludności. Wskutek rozłamu przełożono naradę na następny dzień. Tymczasem na dworze, poza kręgiem światła dwaj Indianie prowadzili burzliwą dyskusję.

- Powinniśmy spróbować porwać choć jedną bladą twarz - zaproponował młody Czerwony Orzeł.
- Wracamy do obozu. - odparł doświadczony wojownik Przecięta Twarz.
- Czyżby mój brat bał się śmierci ? - spytał z ironią Orzeł.

Przecięta Twarz stwierdził, że nie ma sensu odpowiadać i gestem nakazał odwrót. Gdy oddalili się Na bezpieczną odległość, rzekł ponurym głosem:

- Gdyby mój brat nie był synem wodza, jego krew skropiła by dziś prerię.

Kilka godzin później byli już w wiosce i natychmiast poinformowali wodza o niebezpieczeństwie.

* * *

Lada chwila miała odbyć się narada wojenna. Starszyzna powoli schodziła się do tipi narad i siadała z godnością na miękko wyprawionych skórach bizonich, ułożonych na kształt półkola wokół paleniska. Po chwili ukazał się wódz, Biały Bizon. Zasiadł on na honorowym miejscu na przeciw wyjścia, na futrze własnoręcznie upolowanej pumy (pamiątki z wypraw do kraju Apaczów). Wyjął ze świętego zawiniątka na szyi kalumet i napełnił go kinniknikiem, mieszaniną startych liści tytoniu, kory wierzby i tłuszczu. Indianie nie palili bowiem samego tytoniu, ponieważ stępiał powonienie. Zapalił ją gałązką z ogniska i zaciągnąwszy się wydmuchnął dym w kierunku ziemi i nieba oraz w cztery strony świata. Po tym ceremoniale, będącym nieodzowną częścią życia Indian, Wódz rozpoczął rozmowę tradycyjna przemową:

- Przed laty nasi przodkowie żyli beztrosko w krainie szczęścia. Wędrowali po bezkresnych preriach i dziewiczych lasach. Polowali na niezliczone stada bizonów i innych zwierząt. Nigdy nie zaznali klęsk głodu... Lecz po przybyciu białych wszystko się zmieniło, a nasz świat zginął bezpowrotnie. Wycięto lasy, wytępiono bizony, zaś prerię powoli zamienia się w pola uprawne. Gdy którykolwiek z nas upomniał się o swoje prawa był bezlitośnie mordowany. Palono osady, zabijano nawet kobiety i dzieci. Zebrałem was tu moi bracia, aby omówić plan ataku na odział Długich Jasnych Włosów (tak nazywali podpułkownika Russela). Przebywają oni niedaleko stąd. Jest ich tylko pięć razy po dziesięciu i siedmiu.

Przerwał i spojrzał uważnie na zebranych. Po chwili rzekł:

- Teraz chciałbym wysłuchać co moi bracia mają do powiedzenia.

Głos zabrał Wysoki Kruk:

- Drodzy bracia - rozpoczął - wczoraj gdy dowiedziałem się o zbliżaniu się wojska wpadłem na pewien pomysł, który chciałem wam teraz przedstawić. Należy podzielić nasz oddział na dwa mniejsze. Jedna grupa liczyłaby sześć po dziesięć wojowników, zaś druga dwa razy po pięć. Ta liczniejsza ukryłaby się po obu stronach leśnej drogi, zaś druga zaatakowałaby wojsko i wciągnęła je w zasadzkę.

Po krótkiej naradzie plan Wysokiego Kruka został przyjęty. Grupą mającą zwabić żołnierzy dowodził sam pomysłodawca, zaś tą liczniejszą wódz wraz z synem.
Nazajutrz, w dzień wyznaczony na bitwę, obydwa odziały zajęły swoje pozycje i czekały na nadejście białych. Wreszcie żołnierze pojawili się na skraju lasku, w którym czyhali wabie.

- Hokka-hej! Hokka-hej! Hadree, hadree succome, succome ! *- zawył Wysoki Kruk.

Indianie jak lawina runęli, na osłupiałych ze strachu kawalerzystów. Grupa Kruka jak klin wbiła się w odział kawalerii. Zazgrzytała stal, lecz nagle czerwonoskórzy zawrócili i podążyli galopem w stronę lasu, gdzie krył się drugi odział. Już byli na skraju zarośli, gdy huknęła nieprzerwana palba wystrzałów. Kilkunastu Dakotów stoczyło się z koni. Wtem Wysoki Kruk poczuł palący ból w plecach. W tej samej chwili jeden z wojowników dostrzegłszy, iż dowódca został trafiony, podążył mu na ratunek, lecz po chwili padł przeszyty kulą z winchestera. Inni współplemieńcy podtrzymali Kruka i dopadli wreszcie polany, na której zgromadziła się główna grupa. Dopiero teraz oszacowano straty. Zginęła połowa członków grupy, w tym Wysoki Kruk. Biały Bizon postanowił zajść białych od tyłu, lecz gdy tylko wychylono się z lasu biali rozpoczęli kanonadę. Mimo to zdecydował się na atak. Dakotowie wypadli z lasu i wpadli na chwilowo zdezorientowanych żołnierzy, którzy bronili się dzielnie, lecz błyskawicznie okrążono ich i rozpoczęła się brutalna walka. Biały Bizon walczył niczym demon wojny z tomahawkiem w jednej, a szablą wyrwaną przeciwnikowi w drugiej ręce. Z boków ubezpieczali go Czerwony Orzeł oraz Przecięta Twarz, który jednak spadł z konia pchnięty bagnetem. Orzeł w zamieszaniu został oddzielony od ojca, który wdał się w utarczkę z dowódcą białych, lecz ktoś ciął go podstępnie szablą w plecy. Biały Bizon walczył dalej, opadając stopniowo z sił, jednak został odciągnięty od walki przez syna. Zwycięstwo było połowiczne, zginęło bowiem wielu wojowników.

* * *

Wieczorem wszyscy zgromadzili się w tipi umierającego Białego Bizona. Ten poprosił, aby zostawiono go tylko z synem - Już niedługo... przeniosę się do naszych przodków...- rzekł przerywanym głosem - przyrzeknij mi... , że nie poddasz się... i dzielnie poprowadzisz Dakotów do walki, choćby miała być ona ostatnią ... teraz odejdź.

Orzeł wykonał polecenie i wkrótce z namiotu dobiegł go głos wodza:

- Kuna sobogi kuna yana wakara** - to Biały Bizon rozpoczynał swoją pieśń śmierci...


_______________________________________
*Hokka-hej! Hokka-hej! Hadree, hadree succome, succome ! (dak.)- Na nich, na śmierć! Przyszliśmy wypić waszą krew.
** Kuna sobogi kuna yana wakara (dak.) - Ogień serca, ogień nieba.





Wiadomości do przypisów czerpałem z książki mojego "literackiego mistrza" Alfreda Szklarskiego pt. "Złoto Gór Czarnych".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no iz nowu pociachane ;)

Jedni twierdzili, że najlepiej będzie ruszyć natychmiast w drogę i samemu odszukać Indian, natomiast inni twierdzili, iż - aj twierdzili i twierdzili, nie lepiej np.Jedni twierdzili, że najlepiej będzie ruszyć natychmiast w drogę i samemu odszukać Indian, natomiast drudzy, iż ...

wysp. i spożyciu posiłku rozpoczął przesłuchanie jeńców. - może tak: wysp, a po spożyciu... ?

A oto jego wypowiedź: - wygląda jak w reportażu ;)

brakowało mi Twoich indiańskich historii, bardzo mi się podoba sposób prowadzenia i przede wszystkim pomysły np. kula z winchestera czy scena z bagnetem - miód.

jest nieźle, chociaż można to na pewno lepiej napisać, pozostaje mi czekać na jakiś świeższy projekt, po upływie takiego czasu Twoje aktualne spojżenie byłoby ciekawsze :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to najpierw ''Brat'' - wyłapałem tam parę literówek i jeden błąd - powtórzenie słowa ''się'', ale to raczej drobnostka. ''przygarnął'' - scena z dziewczyną, ale czy można kogoś przygarnąć??

tutaj:
Cherry creek - creek nie powiniene być z dużej litery?
Odział ów wyruszył z fortu Sherridan - oddział
Zasiadł on na - ''on''potrzebne? wczesniej wspomniałes o Białym Bizonie
na przeciw wyjścia - co powiesz na ''naprzeciwko''?
wysłuichać waszych prpozycji - aj aj, wysłuchać propozycji :))
wczoraj gdy dowiedziałem się o zbliżaniu się wojska - za dużo się, może ''o nadchodzącym wojsku''?
Jeden sześć po dziesięć wojowników, zaś drugi zaś dwa razy po pięć. - mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć??
W tej samej chwili jeden z wojowników dostrzegłszy - nie mógł w tej samej chwili, był gdzieś dalej, musiał usłyszeć wystrzał i dopiero nadejść.
Zginęło około połowy członków grupy - było ich 75? może ''zginęła niemal połowa'' albo ''zginęła prawie połowa'' coś takiego, bo około połowy to szczerze mówiąć nie za bardzo.
wpadli na chwilowo zdezorientowanych żołnierzy. Świsnęły kule żołnierzy,
przez wojowników. Zwycięztwo było połowiczne, zginęło bowiem wielu wojowników.

to by było na tyle, jak widać trochę mi umknęło po pierwszym czytaniu, ale poprawiłem się :)
zmiany chyba na dobre, fajnie się czytało :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...