Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- To pewne?
- Przykro mi.
- Ale... czy nie ma choćby cienia szansy?
- W większości takich przypadków kończy się to śmiertelnie dla dziecka. – odparła sucho doktor Milewska. – Radzę nie zwlekać. Mogę zapisać panią na zabieg – spojrzała na kalendarz - za dwa dni, 19-tego, pasuje pani?
- Proszę... proszę dać mi chwilę.
- Jak pani chce. Powiem tylko, że i tak ma pani szczęście, że tak szybko wykryliśmy te nieprawidłowości. Zabieg będzie bezbolesny, proszę się nie obawiać, mamy świetnych specjalistów. To jak, 19-ty? Mogło by być nawet przed południem i po paru godzinach byśmy panią wypisali.

Beata słuchała Milewskiej jak przez mgłę. Nie bardzo docierał do niej sens jej słów.
- Proszę się nie przejmować, jeszcze nie jedno dziecko pani urodzi. Ale lepiej zdrowe, prawda?
- Tak... Najważniejsze jest zdrowie.
- To wpisuję panią na dziesiątą trzydzieści. Proszę – Milewska wyciągnęła w stronę kobiety karteczkę – tu ma pani zapisaną datę i godzinę. Chce pani o coś jeszcze spytać?
- Czy to... nieodwołalne? Może to błąd w wynikach? Albo jego stan się poprawi?
- Proszę pani, takich cudów to my tutaj nie sprawiamy. Ale zapewniam, że wyjdzie pani od nas zdrowa i jeśli zabieg odbędzie się bez powikłań, a rzecz jasna tak będzie, to do tego zdolna do posiadania potomstwa. – dodała niemal z radością.
- Tak...
- Zatem do widzenia.

Beata wstała ciężko, jak nigdy i opuściła gabinet. Potrząsnęła głową.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęła do siebie.

Wyszła z kamienicy i skierowała się prosto do domu. Tam w zaciszu własnego pokoju starała się dojść ze sobą do ładu.
- Nie chciałam dziecka. To dlatego. Ono wiedziało, że go nie chcę... Jeszcze nie teraz, nie z nim... Dobrze postąpiłam. Tak, nie mogę narażać zdrowia. Czasem trzeba postępować egoistycznie.

Prawie doszła do równowagi, gdy zadzwonił telefon.

- Tak, słucham?
- Hej, jak tam? – zapytał swobodnie Wojtek, obecny chłopak Beaty.
- Nie dobrze.
- To znaczy?
- Mógłbyś do mnie przyjść?
- Miałem z kumplami iść na halę, nie możemy się spotkać jutro?
- A idź sobie! Pieprzę Cię i Twoje cholerne, nienarodzone dziecko! – odkrzyknęła Beata rzucając słuchawkę. Fala gniewu szybko przeszła przez nią pozostawiając spustoszenie, którego oznaką było rozdygotanie i niepohamowany płacz.

- Nie chcę go, nie chcę go, nie chcę go, nie chcę go – Beata niczym zacięta płyta powtarzała słowa, w które chciała usilnie wierzyć. – nie kocham, nie chcę, nie teraz, było by chore, były by problemy, źle by się czuło... – nagle umilkła. Doszła do wniosku, że potrzebuje świeżego powietrza, bo słabnie.

Wywietrzyła pokój, ale na niewiele się to zdało. Zaczęła jedynie spokojniej oddychać. Zmęczenie psychiczne dało o sobie znać i postanowiła się wcześniej położyć spać. Przespała 14 godzin.



- Co taka blada jesteś córcia? – spytała rano matka.
- A nic, źle spałam. I mam okres – dorzuciła szybko.
- To weź tabletki.
- Już wzięłam, zaraz mi przejdzie.
- Był tu wczoraj Wojtek, ale jak mu powiedziałam, że śpisz, to stwierdził, że porozmawiacie później.
- Aha, dzięki.

Beata wyszła z domu nie mając najmniejszej ochoty kontaktować się z Wojtkiem, czy kierować się w stronę uczelni. Postanowiła, że może sobie pozwolić na wolne i ruszyła do centrum miasta. Ciesząc się znajomym widokiem starówki przeszła się na przystań, gdzie mogła w spokoju zebrać myśli. O tej porze roku mało osób tam zaglądało.

Usiadła na pobliskiej ławce.
Niczemu specjalnie się nie przyglądała, raczej próbowała skupić wzrok na czymś obojętnym. Wydawało się jej, że czas stanął. Tymczasem po raz kolejny zaczęły bić dzwony w pobliskich kościołach i ratuszu, obwieszczając rozpoczęcie kolejnej godziny. Nagle jakiś cień przysłonił Beacie blade słońce. Gdy podniosła głowę ujrzała obcego mężczyznę.

- Przepraszam, ale nurtuje mnie dlaczego tak piękna twarz ubrana jest w smutek. – zwrócił się do zaskoczonej dziewczyny, z wyraźnym zaciekawieniem w oku czekając na odpowiedź. Po chwili milczenia z jej strony, dodał - Proszę nie myśleć, że się narzucam.
- Wcale tak nie myślę. – odpowiedziała wreszcie Beata ważąc w myślach, czy to dobry człowiek i warto z nim rozmawiać.
- To świetnie. A czy mógłbym się przysiąść?
- To nie moja ławka.
- Fakt. Nazywam się Mateusz Kubicki. – uśmiechnął się do niej i wyciągnął rękę na przywitanie. Beata jednak odparła tylko:
- Miło mi.
- Hm, chyba coś poważnego trapi pani głowę.
- Owszem.
- Cóż, w takim razie, nie będę przeszkadzał. – powiedział i już zaczął się oddalać.
- A czy ja powiedziałam, że mi pan przeszkadza? – szybko odparła Beata lekko poirytowana wmawianiem jej nieprawdziwych rzeczy oraz trochę zawiedziona faktem, że już sobie idzie i zapewne więcej go nie spotka.
- No... nie. Na szczęście nie. To znaczy, że mogę spróbować panią pocieszyć?
- Niby jak?
- Cóż, moja w tym głowa. – powiedział uradowany - Może na początek się przejdziemy?
- Pan jest stąd?
- Tak. – Beata chwilę zastanawiała się, czy może jednak nie powinna odmówić, mężczyzna wydawał się jednak sympatycznym, dojrzałym człowiekiem.
- Nie szkodzi spróbować. – odparła i ruszyli przed siebie.


Mateusz sprawiał wrażenie „dobrego wujka”. Takiego, co pomoże, pocieszy, rozśmieszy. Beacie podobało się, że jakiś mężczyzna otoczył ją opieką zupełnie bezinteresownie. Starała się nie myśleć o jutrze a cieszyć chwilą obecną.

- Nie zastanawiasz się kim jestem? – spytał, gdy wychodzili z cukierni, gdzie zaprosił Beatę na kawę i ciastko.
- Nie.
- Nie ciekawi Cię to zupełnie?
- Nie.
- Przecież jestem obcym, sporo starszym od Ciebie mężczyzną.
- I co z tego?
- No, jak to, co!
- Oj daj spokój. Widzę, że jesteś normalnym facetem a nie jakimś zboczeńcem. Nie boję się Ciebie. To mi wystarcza.
- Jesteś nieostrożna.
- Może mi nie zależy?
- Na czym? – spytał Mateusz, ale Beata zatrzymała się na chwilę, spojrzała w niebo i nie odwracając się do niego szepnęła:
- Na niczym.
- Jak to?
- Nic już, chodź. Chcę zobaczyć, co grają w kinie, dawno nie byłam.
- Dobrze.



c.d.n.

Opublikowano

Znakomite dialogi, piłeczka odbijana w zawrotnym tempie - zazdroszczę tym bardziej, że sam tak nie potrafię ;) jeden jedyny zgrzyt w dialogu: strasznie teatralne: "Idź więc!". Nie prościej i nie wścieklej: "A idź" albo coś z tej półeczki? początek opowiadania absolutnie przejmujący, nawet dla przebrzydłego formalisty. Czytałem z przyjemnością.

http://www.mindat.org/picshow.php?id=1250 - jeszcze piękny malachit, żeby rzeczywiście było pod znakiem ;)

f.

Opublikowano
Nagle przysłonił Beatę cień. ---> może lepsza by była taka konstrukcja: Nagle Beatę przysłonił cień. ?

zwrócił się, do zaskoczonej dziewczyny, z wyraźnym zaciekawieniem w oku czekając na odpowiedź. ---> przydałby się przecinek po "oku"

tyle w kwestii technicznych uwag.

czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam
Opublikowano

Zapowiada sie rewelacyjnie.
Perfekcyjny tekst, choć sam już nie wiem, jak się pisze: "było by chore, byłyby problemy"- łącznie, czy rozłącznie, ale to ty jesteś pani profesor.
Rada Kuby jest dobra. Dałbym nawet :A, idź do diabła!
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy z nadzieją, że zostanę zaskoczony.

Opublikowano

"by" pisze się łącznie kiedy czasownik jest w formie osobowej. Zatem: można by, ale byłyby. Rada Kocicy nie jest dobra, bo przecinek nie jest tam potrzebny :P nie jest też potrzebny po "zwrócił się". Ale to zaledwie kosmetyka.

f.

Opublikowano

dziękuję Wam bardzo :) cieszę się, że tak dobrze przyjęliście początek

już się biorę za poprawki przecinków, by, nagłych zaciemnień i diabłów :)

dzięki Freney za malachit, śliczny :)

Opublikowano

dajcie spókój tej profesorce! no ja Was proszę, przecież tu wiele polonistów się kręci a Wy wciąż do mnie z tym tytułem...

Piotrze, przegadane mówisz... wezmę to pod uwagę przy kolejnych częściach, 4 już napisane, ale przejrzę je pod tym kątem, dzięki :)

Opublikowano

Nie złość się Natalio. Piotr nie siedzi na tym forum wystarczająco długo, by wiedzieć, skąd wziął się Twój zaszczytny, choć honorowy tytuł.
Piotrze- są różne formy narracji, a że Natalia wybrał włśnie taką, to niczego to nie odejmuje wartości artystycznej opowiadaniu.
Podobnie jak w kinie- są filmy nastawionę na widowiskowość, ale są też bardziej kameralne, zmuszające do wsłuchiwania się w każde słowo. Czy znaczy, że te pierwsze są lepsze od drugich? A może na odwrót?

Opublikowano

już się nie złoszczę :) bo to podobno szkodzi

ja po prostu lubię dialogi :) dzięki nim mogę wyrazić ekspresję bohaterów, lubię przedstawiać ich dzięki rozmowom, bo podczas nich dużo wychodzi, tak mi się przynajmniej wydaje...

ładne kinowe odniesienie Leszku :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ale...w mojej uwadze nie było nawet cienia złośliwości...to tylko taka drobna sugestia, jedyna rzecz, do której można się przyczepić. Z resztą, jak śmiem przypuszczać, autor dokładnie wie, co jest dobre a co złe :) można się tylko uczyć. ( szczerze). No i fakt, nie wiem skąd ten zaszczytny tytuł...a to kinowe odniesienie to też troche do mojej osoby chyba.

Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Opublikowano

Kinowe porównanie nie odnosiło sie do Ciebie, Piotrze, jakkolwiek po przecztaniu postu przypomniałem sobie o Twoich zainteresowaniach scenopisarstwem- przyznaje zresztą, że mnie również to pociąga.
W sprawie tytułu profesorskiego Natalia nie zwracała sie do Ciebie- to był apel skierowany do ogółu.

Opublikowano

tak- dialogi napisanie poprawnie, słyszy sie rozwmowcow, lecz brakuje mi w tym jakiegoś cienia/ uczyć, nastrojów, wyglądu postaci/ i moim skromnym zdaniem byłoby bardzo dobrze!
same dialogi to troszkę brzmi jak scenariusz ...
moze by w nastepnych częsciach cos dodać... lecz to twoj styl!
pozdrawiam

Opublikowano

dzięki dziewczyny za opinie :)
z tym dookreślaniem (wygląd itp) jeszcze trochę pozwlekam, przynajmniej przez te częsci, które mam napisane już :) ale wezmę to pod uwadę! szczególnie w ciągu dalszym :)

Opublikowano

Całkiem, całkiem, wartka akcja, zaciekawiasz czytelnika - słowem dobrze się czyta.

Tylko z tym cieniem coś mi nie gra. No bo skoro przysłonił ją cień mężczyzny to chyba nie był on aż tak wielki by dziewczyna pomyślała, iż ciąży nad nią deszczowa chmura;)Trochę nierealne;)

Pozdrawiam:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dekaos Dondi  a potem ktoś głowę kata zetnie  
    • @Nata_Kruk musi być szalony, bo czasem jestem szalona dzięki   @Kwiatuszek dzięki
    • @Natuskaa    "(...) To, co długo dojrzewa, bywa śmieszne i niedocenione (...)".     Rozumiem, że masz na myśli innych ludzi. Bo na podstawie już tylko "Późnego owocu" można wysnuć wniosek, że owoce adojrzałe bynajmniej Cię śmieszą.     Pozdrowienia. ;))*    
    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież, także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Leakey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby.       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...