Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

oczekiwanie na ostatnie tchnienie


Rekomendowane odpowiedzi

OCZEKIWANIE NA OSTATNIE TCHNIENIE


Ojciec umiera i nikt już nic nie może dla niego zrobić. I bardzo dobrze. Stary zasłużył sobie na to. Rak który zżera jego wnętrzności, jest karą wymodloną, przeze mnie matkę i siostrę. Teraz wszyscy warujemy przy jego łóżku, wpatrując się w to coś żałosnego, co z niego zostało. A niewiele tego jest. Ledwie trochę kości powleczonych czymś białym, co kiedyś było skórą, a co teraz wygląda jak kuchenna cerata. Nikt z nas nie czuję żalu, patrząc na tego żywego jeszcze trupa. Nasze uczucia, generalnie, dalekie są od współczucia. Ten facet co leży pod tą zsyfiałą, cuchnącą potem pościelą, nie zasłużył sobie na nie. Nawet teraz, gdy jest w takim stanie, mam jedynie ochotę skopać mu dupę.

Stary był zawsze uparty, złośliwy i wredny. I takim , oczywiście, musi pozostać do końca. Nawet kostucha musi poczekać na swoją kolej. Najpierw my musimy wystać swoje przy jego wyrze, wkurwiając się na maksa. Staruszek zadaje nam tym samym ostatnie cierpienie. Opiera się śmierci jak tylko może nadwyrężając naszą cierpliwość. Przynajmniej w ten sposób może się, po raz ostatni, poznęcać nad nami.

Księdza nikt z nas do starego nie wzywał, przylazł sam , przypadkiem ,bo był akurat z ostatnią posługa u kogoś innego na oddziale. Chyba poprosiła go o to któraś pielęgniarka, myśląc pewnie, że wyświadcza nam tym przysługę. Pierdolona samarytanka. Klecha wysmarował czymś starego, poklepał nad nim jakąś modlitwę, złożył nam wyrazy ubolewania, wyrażając nadzieję, że ojciec dostąpi łaski niebieskiej i poszedł sobie, nieświadomy, że doszczętnie zjebał nam nastroje. Nie na rękę nam było jego u Boga wstawiennictwo za ojcem. Naszym wymarzonym miejscem dla tego gnoja, jest to, którego każdy wierzący się boi .Przynajmniej ja mam nadzieję, że jeśli piekło istnieje, diabły już szykują dla niego osobny kocioł, w którym będą do końca świata gotować w smole jego stare dupsko. Jeśli tak się stanie, ja też chcę tam po śmierci trafić. Nawet jeśli , jakimś cudem, nie zasłużę na piekło, to i tak pójdę tam z własnej i nieprzymuszonej woli. Chcę osobiście dbać o to, żeby ogień pod kotłem tatusia, zawszę jarał się na potęgę.

Patrzę na matkę i widzę na jej twarzy podobne życzenia. Jej myśli, są aż nazbyt czytelne. To że tu jest, cały czas warując przy tym gnijącym ścierwie, to dalszy ciąg odgrywania przedstawienia - tej sztuki życia, której mój stary był autorem. Według niej byliśmy kochającą się rodziną, pełną ciepła i harmonii. Zmuszani przez ojca odgrywaliśmy ją dla otoczenia, głównie dla jego kumpli i znajomych, którzy często zazdrościli mu tak wspaniałej rodzinki, nie zdając sobie sprawy , jak wielkie dramaty skrywała ta szczęśliwa otoczka. Ojciec był sadystą i tyranem. Bił matkę i nas, przez całe życie. Torturował fizycznie i psychicznie. Ze strachu tańczyliśmy jak nam grał, choć pogardzaliśmy nim jak tylko mogliśmy najmocniej. Czciliśmy przed innymi starego jak bóstwo, bojąc się komukolwiek ujawnić jego prawdziwe obliczę. Jak często nam powtarzał, spotkałaby nas za to kara, o wiele większa, niż spotykała nas na co dzień.

A teraz ,gdy w końcu zdycha i gdy możemy się na niego wypiąć, jest nam wszystko jedno. Zdecydowaliśmy się grać do końca. Dalej odstawiamy więc przed światem, kochającą się rodzinę, opłakującą umieranie jej głowy. Bo po co komu wiedzieć jak było naprawdę. Stary i tak odwala w kalendarz, więc co nam zależy pociągnąć to jeszcze jakiś czas. Na nas i tak już potem czeka święty spokój, a na starego wielkie x, gdzieś za kurtyną, po za którą nareszcie przestanie grać główną rolę.

Mam zamiar nie powiadamiać o jego śmierci rodziny, jego kumpli, ani nie zamieszczać w prasie nekrologów. Chcę, żeby za jego trumną poszła tylko nasza trójka. Nie chcę żeby czasem jakieś szczere łzy, płynące z jakiegoś nieświadomego serca, zepsuły mi wielką radość tego dnia, przyćmiły całe jego piękno. Jeśli więc wszystko pójdzie dobrze, nikt oprócz nas i obojętnych pracowników zakładu pogrzebowego, nie pójdzie w żałobnym orszaku. Jestem pewien ,że nawet nasi najbliżsi sąsiedzi, nie ruszą dupy, żeby go pożegnać. Przynajmniej oni, z zewnętrznego świata nie byli ślepi i widzieli i słyszeli , co się u nas działo. Ale nawet oni zbyt się go bali, żeby w jakiś sposób nam pomóc .Uważali go za niebezpiecznego psychola (którym był bez dwóch zdań) i woleli trzymać się od niego z daleka. A jeśli nawet któryś z nich przyjdzie na cmentarz, to po to samo co my. Aby nacieszyć oczy, gdy grabarze będą spuszczać truchło ojca do grobu. Może nawet, w szale radości, chwycą za łopaty i z ochotą pomogą im zasypywać dół, aby jak najszybciej przykryć ziemią tą najtańszą trumnę, jaką wybiorę staremu. Swoją drogą, na ten pochówek szkoda będzie tylko pieniędzy. Najchętniej podlałbym trupa ojca benzyną i podpalił, a potem jego prochy spuścił bym w sraczu.

Matka ziewa. Jest zmęczona, siedzi już przy tym skurwielu od rana. Mówię jej więc , żeby poszła do domu, zwłaszcza, że niedługo w telewizji rozpocznie się jej ulubiony serial. Po co ma przez takie gówno jak jej odwalający kitę mąż, opuścić chociaż jeden odcinek. Argument z filmem jest dla niej wystarczająca zachętą. Na odchodnym obdarza ojca spojrzeniem, które równie dobrze mogłoby być głośno wypowiedzianym zdaniem ,,mam nadzieję, że gdy znowu tu przyjdę, nie będzie już ciebie wśród żywych", a potem wychodzi razem z moją siostrą, która odprowadzi matkę do taksówki.

Zostaje sam ze staruszkiem. Wciąż jest nieprzytomny. Lekarze mówią, że raczej się już nie obudzi. Wygląda jak zajebany w chuj alkoholik. Czasami charcze i rzęzi. Ma lekko rozchylone usta, tworzące mały otwór, przez który pobiera życiodajne powietrze. Leży na sali sam, więc nachylam się nad nim i pluję na niego z góry, starając się wcelować wprost do jego gęby. Nie trafiam, mela spada na jego brodę, spływa po szyi. Nie poddaję się jednak, za drugim razem staram się bardziej i oto pełny sukces! - piękny , soczysty chark wpada przez usta do jego gardła. Stary musi mieć nieźle zwężoną tchawicę, bo zaczyna się dusić i trząść jak galareta. Wygląda na to, że moja skromna porcja śliny, przyczyni się do jego wykitowania. Jednak już po chwili moje gwałtownie rozbudzone nadzieję pryskają, bo stary po paru spazmach powraca do udawania rośliny. Jestem zawiedziony. Zastanawiam się, czy nie zacząć wszystkiego od początku, ale do sali wchodzi pielęgniarka. Młoda i ładna. Wręcz za ładna, jak na ten nędzny szpital. Nie jest na miejscu wśród tych wszystkich pierdzieli, zdychających na oddziałach, srających i szczających w łóżka. Ma duże niebieskie oczy, spory biust i jeden z tych tyłków, które chętnie wyobrażają sobie nastoletni onaniści. Obdarzam ją swoim najlepszym uśmiechem. A w myślach już mi się marzy małe z nią walonko, na które jestem gotowy nawet tu i teraz, ale, dziwka, zbywa mnie krzywym uśmiechem, który aż nazbyt wyraźnie mówi mi "odwal się" .Potem zaczyna się krzątać koło starego, poprawiając mu kołdrę, poduszkę i nie zwracając na mnie uwagi. A potem wychodzi z sali kręcąc ponętnie tyłkiem, prześlizgując się po mnie wzrokiem, jak po jakimś gównie. Zdarzenie to jeszcze bardziej potęguje moją nienawiść do ojca. Mam wielką ochotę wyładować na jego ścierwie swój gniew. Zaczynam się nawet poważnie zastanawiać, czy nie stanąć na łóżku , wyciągnąć kutasa i na niego nie nalać. Może szczyny udusiłyby w końcu tego chuja.

Niedługo potem wraca moja siostra. Spogląda z pogardą na tatusia, siada na krześle i zapala papierosa. Zaciąga się głęboka i powoli wypuszcza gęsty dym, wprost na ojcowski ryj. Dziewczyna również stara się jak może, żeby mu pomóc w odejściu. Jak każdy z nas , ma ku temu powody. Może nawet większe od innych. Czasami mam wrażenie, że coś głęboko w sobie ukrywa, że zawdzięcza ojcu znacznie więcej, niż tylko ślady po częstym biciu. Drań mógł równie dobrze być nie tylko sadystom, ale i zboczeńcem. Kto go tam wie. Ja wyniosłem się z domu, gdy tylko odebrałem dowód i gdy stary mógł już mi naskoczyć. Fakt, nie wiodło mi się najlepiej, ale i tak moje samodzielne życie było lepsze, niż życie z nim pod jednym dachem. Ale moja siostra, o kilka lat ode mnie młodsza, jeszcze przez długi czas , musiała znosić jego despotyzm. Teraz jednak ten zwyrodnialec umierał. I to ciężką śmiercią. Widziałem zadośćuczynienie w jej oczach. Ale wiedziałem też, że gdyby mogła zrobić to bezkarnie, sama udusiłaby go gołymi rękami.

Po jakimś czasie wychodzę na korytarz , żeby zapalić i rozprostować nogi. Znudziło mi się już palenie przy ojcu. Już i tak zgasiłem na jego gołych stopach zbyt dużo papierosów. Od oparzeń porobiły mu się na nich bąble i mam trochę stracha, że lekarze je przyuważą. Jakby co to zwalę winę na nich i opierdolę za jakieś niedopatrzenie. Najwyżej będą się głowić skąd się tam te bąble wzięły. Myślę, że nie będą podejrzewać, że to ja , dobry synuś, wysiadujący przy łóżku umierającego ojca od rana do nocy, przypaliłem staremu podeszwy. A jeśli nawet, to mam ich w dupie. Mogli nie zakazywać palenia w szpitalu i porozkładać po salach popielniczki. A tak jarający człowiek musi sobie radzić jak może.

Wychodząc proszę siostrę, żeby mnie zawołała, kiedy stary zacznie uderzać w ramy. Za nic nie przegapiłbym takiego widowiska. Po to właśnie siedzę przy jego wyrze , tyle czasu. Jakby pierdolnął w kalendarz beze mnie , zrobiłby mi najgorsze świństwo. Oddam wszystko co tylko, kurwa ,mam żeby zobaczyć jego ostatnią chwilę.

Na korytarzu szwenda się jak zwykle kilku starych palantów w pidżamach. Jarają i pierdolą głupoty. Straszą bladymi , żałosnymi ryjami i opowiadają innym kandydatom na trupy, o swoich chorobach. Nienawidzę ich bo z tymi białymi mordami i w tych szpitalnych łachach, oni wszyscy przypominają mi starego. I dlatego życzę im wszystkim takiego samego losu. Potem wychodzę na powietrze, aby wywietrzał ze mnie ten zapach szpitalnego rozkładu.

Kiedy po kwadransie wracam do ojcowskiej umieralni, jest przy nim lekarz. Ogląda go fachowo, podnosi mu powieki i takie tam... Najzwyczajniej po raz któryś w tym dniu odwala maniane, żebyśmy wiedzieli jacy to oni są w tym szpitalu dla pacjentów troskliwi. Jeśli chodzi o mnie, może se darować te pierdoły, stary obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Nie przyszedłem tu oczekiwać na cud, na jakieś nadzwyczajne uzdrowienie, tylko na śmierć tego starego jebańca. Oczekuje że będzie ciężka i bolesna. I to wszystko. Nie obchodzi mnie żadne tam, kurwa , leczenie ani dbanie o niego. Ich medyczne starania latają mi koło chuja .Jeśli chcą mnie naprawdę zadowolić, to niech dadzą staremu jakiś zastrzyk, złoty strzał , który w końcu wyprawi go do diabła. Sam mogę mu go wykonać i zrobię to z prawdziwą przyjemnością. Jestem tu przecież po to, żeby nacieszyć oczy jego śmiercią. I nie wyjdę stąd, nie wyjdę, dopóki nie nadejdzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle- balansujesz na krawędzi urwiska, ale ciagle nie spadasz.
Nie wiem kto w twoim opowiadaniu jest gorszym skurwielem- narator, czy jego ojciec. Ciekawe też, czy po "n" latach chistoria sie powtórzy.
Na krzyśkowe błedy przestałem zwracać uwagi- on jest, jak Nikifor Krynicki- nie ma techniki, ale jest artystą

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...