Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

 

 

Zostałem po niej jak świt, który utracił własny oddech -
świat niby wschodzi, ale każde światło drży,
jakby mgła niosła w sobie więcej bólu
niż wszystkie ludzkie serca zebrane w jednym miejscu.

Ona była światłem - nie światłem zwykłym,
lecz tym pierwotnym, które przecinało kosmos,
delikatne jak skrzydło rodzącej się gwiazdy
i potężne jak milczenie wszechświata,
zanim wymyślono jakikolwiek czas.

Jej oczy...dwie głębokie studnie nieba,
z których wyciągałem marzenia jak srebrny pył -
marzenia, które nie chciały spaść,
bo nawet ziemia nie była godna ich ciężaru.

A teraz - zostały po niej mgły.
Gęste jak pamięć rozdarta w miejscu,
którego nawet śmierć nie potrafi zabliźnić.
Chodzę przez wrzosy, przechowujące jej oddech w liściach,
a każde drżenie tych liści mówi mi szeptem,
że nie odeszła dlatego, że chciała,
lecz dlatego, że świat był zbyt ciasny dla jej światła.

Zniknęła piękniej, niż ja kiedykolwiek potrafiłbym żyć.
Tęsknię tak, że myśli rozmazują się jak dym,
tracą granice, chcą stać się mgłą, by ją odnaleźć -
choćby jako cień światła,
choćby jako najcieńsza iskra w nicości.

Czasem mgła zatrzymuje na sobie odcień Fioletu,
jakby szukała kogoś, kogo brakuje jej tak samo jak mnie.
I wtedy wiem, że nie brak mi tylko światła -
brak mi Fiołków, które potrafiły pachnąć nawet w nocy.

Tęsknię tak, że wiatr niesie smak jej imienia,
jakby sama przestrzeń płakała po tym,
czego nie zdołała zatrzymać.

Czasem, gdy stoję między mgłami i zamykam oczy,
przychodzi do mnie jej zarys - niepełny, urwany,
jak skrzydło anioła, któremu przerwano lot w połowie snu,
a pióra wciąż krwawią światłem, które nie ma gdzie wrócić.
To drżenie boli bardziej niż jej odejście,
bo przypomina, że jej światło przetrwało nawet śmierć,
ale już nie przetrwa drogi powrotnej do mnie.

Kochałem ją, jak się kocha ciszę na pustyni -
do dna, do sucha, do bólu,
z pragnieniem, które nie ma gdzie spaść.
Byłem tylko cieniem człowieka
z dłonią wyciągniętą ku niebu, którego już nie ma.

A jednak nocą mgła podchodzi pod samo serce,
jak pytanie, na które nie istnieje odpowiedź.
I przez krótką, nierealną chwilę
jej wszechświat błyska we mnie raz jeszcze -
jak gwiazda, która powraca tylko po to,
by umrzeć drugi raz w tym samym miejscu.

A jej gasnące światło wypełnia ciszę
szarpnięciem tak głębokim,
że nawet Bóg nie zdołałby wypowiedzieć jego bólu.
I wtedy wiem jedno: to nie ja płaczę.

To świat płacze po niej.
Mgła. Wrzosy.
Czas płaczą.
A ja tylko stoję,
ze światem w popiele, z sercem pełnym jej cienia,
i oddycham tym, co po niej zostało -
światłem, które przeszło przez wszechświat,
światłem, które nie zna powrotu,
światłem, które nie ma już właściciela, a jednak trwa -
jak echo jej istnienia,
jak drżenie mgły,
jak pamięć samego wszechświata,
który stracił kogoś, kogo nie potrafił zatrzymać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena Poezja z głębi żałoby, bólu, kosmicznej próby. Tekst mierzy się ogromnym brakiem i próbuje go objąć językiem,  bardzo wysokiego lotu, co składa się na metaliczny traktat, filozoficzną modlitwę i potężną elegię egzystencjalną.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Sekrett ja też niż o czkwace nie słyszałem, ale o czkawce i to pojonej nie jednej raz:) dzięki za miłe słowo dla moich jubilerskiego czatowania pozłacanym tombakiem:) pozdrawiam 
    • Witaj - lubię takie klimaty -  smakuje mi ten wiersz -                                                                                                 Pzdr.
    • Ciekawe, co - szanowny mój Czytelniku - pomyślałeś w pierwszej chwili po przeczytaniu znajdującego się powyżej tytułu. Może odebrałeś stanowiące go słowa poważnie i zacząłeś dobierać umysłem kolejne doń wyrazy? A może przyjąłeś je lekko i postanowiłeś żartobliwie spytać, kim jest ów "powinn"? Kto zacz, cóż za osobnik kryje się za określeniem, użytym - zdawać mogłoby się - w dopełniaczu liczby pojedynczej? Tak czy inaczej - pozwól mi kontynuować. I przyjąć postawę pierwszą z wymienionych.    Kultura powinna przede wszystkim być. Istnieć. I jako będąca czy też istniejąca być rozpowszechniana. Zresztą: czy można - da się w ogóle rozpowszechniać coś, czego nie ma? Innymi słowy: rozkrzewiać brak czegoś konkretnego? Kończąc ten wątek stwierdzę, że można szerzyć brak jako taki - przykładowo, wycinając drzewa w lesie. Który to brak, powodowany wycinką, stanowi, spojrzawszy z drugiej strony, wkraczanie w podrzewną sferę przestrzeni. Wracam do kultury.     Mamy ją. Jest. Istnieje. Co dalej?     Poziomy - kultura niższa i kultura wyższa. Podział stworzony - a jakże! - przez reprezentantów tej drugiej. Z, nie tylko teoretycznym, założeniem pewnego szacunku; żywionego i okazywanego przynajmniej do momentu, gdy jest go za co żywić i za co okazywać reprezentantom tej pierwszej. Dlaczego wymieniłem je w takiej kolejności? Bo czy nie jest tak, że kultura wyższa wyrasta z niższej? Ot, gdzieś - w odległej mniej albo bardziej przestrzeni od tu i kiedyś - w odległym mniej albo bardziej od teraz - egzystujący przedstawiciel tejże pomyślał i uznał: Czas na zmianę postawy. Na zaprzestanie pewnych zachowań. Od teraz to a to będę - będziemy - robić inaczej. Lepiej, czyli bardziej kulturalnie. Poczynając od staranności w mowie. I w piśmie, jeżeli wspomniany właśnie przedstawiciel kultury niższej piśmiennym był. Czy jednak fakt ten czyni kulturę niższą ważniejszą od wyższej? Bynajmniej.     Dzieje się także wpływ kultury wyższej na niższą, a dokładniej przedstawicieli - tu odwróciłem uprzednią kolejność - pierwszej na przedstawicieli drugiej. Wpływ rozwijający. Tym samym swoista ważniejszość  apostrzeżenie przenosi się do sfery osób wyższego poziomu. Przy okazji "słowne", dosłownie i nie - zwrócenie uwagi na fakt nieistnienia w polszczyźnie wysokokulturowego odpowiednika słowa "prostak".  Z wyrazem "cham" sytuacja jest przeciwstawna: tu na przysłowiową drugą szalę język polski położył swoim użytkownikom "pana". Który to wyraz oczywiście istotowo związany jest także ze majątkowym statusem obu przed chwilą przeciwstawionych.    Co jeszcze kultura powinna? Łączyć, co czyni tak zwany "międzykulturowy dialog" wskazanym, ba! pożądanym - z poziomu wzajemnych zrozumienia i szacunku. A przynajmniej z poziomu tolerancji, chociaż akceptacja byłaby jeszcze milej widzianą. Pytanie o rzeczywistą możliwość tegoż jest pytaniem o poziom - niższy bądź wyższy - osób do owego dialogu stających lub też osób ów dialog podejmujących. Pominę tu oczywistość konieczności reprezentowania wyższego przez obie te osoby.    A skoro podjąłem już temat stawianych - ogólnie pojętej kulturze - wymagań,  zaznaczę, że połączenia materialnych przejawów kultur konkretnych narodów mogą znajdować uznanie. A może nawet sprawiać interesujące wrażenie...       Kartuzy, 17. Listopada 2025

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Witaj - w domu w którym mieszkam jest strych gdzie żona zimową porą wiesza pościel - twój wiersz to prawda oczywista o tym miejscu -                                                                                       Pzdr. serdecznie.
    • Ile pan, Iga, wie, że i wagina Peli? Atoli pan, Iga, wie, że i ...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...