Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

 

Idą - choć nikt ich nie woła.
W kieszeniach mają wersy,
które uciekły im z rąk
jak szczury z tonącej metafory.

Robią miny poważne,
choć słowa mają z waty,
a każde zdanie składa się
jak łóżko polowe
po nietrzeźwej wojnie
z samym sobą.

Przystają na rogach
własnej niepewności:
„może napiszemy o świetle?” -
pytają, po czym kręcą głowami,
bo światło za jasne,
a cień za ciemny.

Więc stoją w półmroku -
idealnym dla niezdecydowanych,
tych, co wciąż stroją instrumenty,
ale nigdy nie grają melodii.

Każdy z nich niesie w plecaku
niedokończony wiersz
o „poszukiwaniu siebie” -
taki, którego nie przeczyta nawet pies,
bo pies ma godność
i węch do rzeczy skończonych.

A między kartkami plecaka
czai się ich własny strach -
taki, co syczy jak kot
wyrzucony z metafory
za brak talentu,
i drapie, gdy ktoś
próbuje napisać prawdę.

A jednak idą -
zamaszyści jak prorocy
własnych pomyłek.
Śmieszni, bo chcą pisać o ogniach,
lecz boją się zapałki.
Groteskowi, bo robią krok w przód
i natychmiast krok w bok,
jakby tańczyli z losem,
który wcale nie przyszedł na bal.

I gdy już, już mają
ten WIELKI wers
(ten, który miał ich ocalić),
nagle - bach - wpada im do głowy
wątpliwość o smaku marginesu,
i cały świat rozsypuje się
jak źle sklejona metafora
o świcie.

Bezradni wsłuchują się w ciszę -
tę samą, która niczego nie obiecuje,
bo jest lustrem tak krzywym,
że odbija tylko to,
czego w sobie nie chcą widzieć.

Próbują jeszcze raz,
z nową odwagą -
i znów odkrywają,
że wena, ich półetatowa bogini,
rzuca natchnienie jak handlarka ryb:
byle jak,
byle gdzie,
byle sprzedać złudzenie.

A oni łapią to w locie,
jakby to było złoto,
choć najczęściej jest to
mokra gazetka
z wczorajszą pogodą.

Tak sobie tuptają,
armię poetów udając -
każdy chciałby być meteorem,
a kończy jako iskra
o krótkim oddechu.

A może i dobrze -
bo w tej ich śmiesznej,
roztrzepanej tułaczce
jest coś niezwykle ludzkiego:
pragnienie, by wreszcie
złapać słowo,
które nie ucieknie.

Bo słowo, które dogonisz,
pierwsze cię ugryzie -
żebyś wiedział,
że było żywe.

 

 

 

 


 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

.... piszemy o tym, co nam mąci myśli i.. dobrze, od czasu do czasu, być tą małą iskierką,

która może coś delikatnie rozjaśni, nawet przez chwilę.

A słowa.... niech gryzą... niektóre powinny. Fajna treść o niedoszłych poetach.

Pozdrawiam.

 

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Niezdecydowanie w niczym nie pomoże tylko opóźni i zwielokrotni ból ugryzienia przez życie. Lepiej dać się ugryźć od razu i tym sposobem uodpornić (jak po szczepionce :)) a potem dopuścić do siebie tylko całowane życie :)

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dokładnie :) Tuptusie ;) 

I Wielki Marsz  ( S.K.) ;) donikąd :) 

 

ale nie chodzi przecież o cel tylko o istotę marszu ! Na przykład ja lubię sobie tuptać bez sensu ;) w międzyczasie maluję sobie usta i zastanawiam się czy iść z marszem, w bok marszu ;))) czy w przeciwnym kierunku ;))) z mokrą gazetą z wczorajszą prognozą pogody :))) która się raczej nigdy nie spełni :)))) 

 

Uśmiecham się :) 

Opublikowano

@Migrena

Napisałeś świetnie o artystach (poetach), którzy utknęli między własną ambicją a paraliżującym brakiem autentyczności. Ich powaga jest pozą, która maskuje brak treści. Dużo tu ironii, która miejscami przechodzi w groteskę. Wyśmiewasz pozy i banały, którymi posługują się ci "twórcy", którzy pragną wielkich tematów, ale boją się ryzyka, prawdy i konfrontacji.

W końcówce, wiersz staje się opowieścią o uniwersalnym ludzkim dążeniu do ekspresji. Pokazuje, że prawdziwa twórczość (to "żywe słowo") nie jest łatwa ani przyjemna. Ona "gryzie" – jest bolesna, wymaga konfrontacji i pozostawia ślad.

Ciekawy tekst, refleksyjny, świetny! 


 

Czytam twój wiersz o poetach-tułaczach

i myślę sobie - znam takich,

co mają w plecaku dziesięć tomików

niedokończonych,

trzy metafory (wszystkie o jesieni)

i jeden rym do słowa "miłość",

który brzmi jak "pilność".


Stoją na przystanku inspiracji

czekając na autobus, co nie przyjedzie,

bo wena ma dziś wolne

i poszła do fryzjera.


A ja? Ja też mam watę w zdaniach

i kotlet robię z każdej myśli,

ale przynajmniej wiem,

że pies ma rację -

i dlatego kończę wiersze,

choćby były jak skarpety -

nierówne, ale w parze.


Bo lepiej skończyć źle

niż pięknie nie zacząć,

a słowo, które w końcu dogonię -

niech gryzie, szczypie, drapie!

Przynajmniej poczuję,

że żyję!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...