Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jestem wyszczerbiną Szczerbca,

piórem husarskiego skrzydła

i chłopskim kołtunem.

 

Zaściankowym obrazkiem

i magnacką sztukaterią.

 

Chatą z sosnowego drewna

i ruiną dworu, obrosłą ciemnym mchem.

 

Dymem huty

i sianokosami szumiącymi

świętojańskim czerwcem.

 

Jestem chłopskim oporem

i butą szlachciury;

męką Łyskowskiego

i złotą ramą

Czarnej Madonny.

 

Dzwonem Zygmunta

i wielkopiątkową kołatką.

 

Żelaznym słupem wbitym w wody Odry

i nostalgią za Kresami.

 

Pomrukiem śpiących rycerzy w granitach Giewontu

i żołnierzami wyklętymi, złożonymi w brzozowym gaju.

 

Płonącą barykadą

i kamieniami rzuconymi na szaniec,

obok bruku, gdzie spadł

fortepian Chopina.

 

Prawem

i nieprawością.

Krzyżem przydrożnym

i karczmą zajezdną.

 

Słowem poety

i przekleństwem ulicy.

 

Karabelą u pasa

i wytrychem w kieszeni.

 

Arytmią i dystrofią,

oddechem zrywu,

przesuwaniem granic, wiarą w wieczność,

nadzieją na dobrobyt.

 

Jestem

modlitwą malowaną

na dnie źrenicy,

o to, aby nie patrzyła

na grzech.

 

Ułańską fantazją

i dulszczyzną kamienicy.

 

Szarzyzną równin

opadających mgławicami smutku

i barwnym kobiercem łowickiej wycinanki.

 

Szelestem leśnego igliwia

i asfaltowym zapachem dworca.

 

PGR-owskim blokowiskiem

i szklanym archipelagiem Mordoru.

 

Fotografią Pałacu Saskiego

i grobem niejednego nieznanego żołnierza.

 

Manuskryptem wykłutym na pergaminie

i krzywym napisem spreju na wagonie.

 

Kosą,

strzykawką,

pługiem odwracającym ziemię przodków.

 

Jestem strzałem w potylicę, katorgą,

szlochem niedoli,

tęsknotą za ojczyzną.

 

Jestem

ukąszeniem wszy

w miejscu orderów

i wygodą emigracji.

 

Pejsem chasyda

i wąsem sarmaty.

 

Dębowym borem smutku

i jeziorem wakacyjnego szaleństwa.

 

Ławką w parku

i obozową celą.

 

Hejnałem

i popiskiwaniem tramwaju.

 

Niezłomnością Kordeckiego

i piętnem niejednej zdrady.

 

Krwią, czasem ostatnią,

sierpem i młotem u drzwi,

szkiełkiem zieleni i różowymi okularami na sercu.

 

Sierpniową ciszą upału,

która dudni dzwonami na kościelnej wieży.

 

Maską spawalniczą ojca

i skradzionym zegarkiem dziadka.

 

I jestem

pocałunkiem,

który wypełnia usta kobiece

w grudniowym świetle ulicy.

Po wieczność.

 

Jestem tym wszystkim,

z czego mnie zlepiono.

 

Czas ulepił mnie krwią, ziemią i pamięcią.

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...