Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Kiedajszo roz na tydziań Grózka i Matulka na targ jeździuła.
kołam abo bryczkó z kokoszami, jojkami, śniotanu, abo gajsiami.
A tero nowó szyrokó szosijó do mjasta je,
oltów za gwolt i te tretuary rozmaite.
Ta staró, wojskó droga połobsodzanó szczepami,
to sprowdy só nopsiankniejszo.

 

 

Do łąk podwodnych fukus przypłynął,
pełen jodu miał wygląd bursztynu.

I dni co płyną obok, a może inne,
czy pominięte te ważne.
I te które uczyniły ze mnie człowieka,
tamten świat i szara kobieta.

I czarno- biały album jak skrzynka a w nim zapomniane zdjęcia.
I chwile zatrzymane w kadrze, a może tylko przypadkiem.

Wszystkie smaki, zapachy jak trudno je pochować.
I w tłoku niemożliwy do napisania poemat.
Ona co słońcem uwodzi, bywa dżdżysta,
przecież wciąż są torfowiska.

Urodzaj grzybów w lasach,
po rolnych uprawach i dawnych zyskach,
po ptasich odlotach.
Ile kosztuje odwaga.
Czy aby żyć to trzeba umierać?
Wiara, bo już niczego nie da się zmienić.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedajszo- dawniej
Grózka- Babcia,
kokosz- kura,
gajś- gęś
koło- rower
olto- auto
gwolt- dużo
szczepy- drzewa
tretuary- chodniki

 

Opublikowano

@Annna2

Ten wiersz jak lament nad zanikiem tradycji, rodzinnych historii, pamięci lokalnej jest zapisem autentycznej nostalgii. Gwara niesie świadectwo korzeni, po których, gdy obumrą pozostają obrazy, smaki, fotografie, pojedyncze zdania.

 

 

Opublikowano

@Annna2

 

 misternie skonstruowany wiersz, który za pomocą języka i obrazu buduje pomost między głęboko osadzonymi, wiejskimi korzeniami a uniwersalną, współczesną refleksją nad tożsamością i czasem.

 

takie wiersze ubogacają niezwykle naszą kulturę.

 

 

moja babcia była Francuz 

i pochodziła z okolic Marsylii.

 

po śmierci męża przyjechała do nas, do Krakowa.

 

cztery, pięć razy do roku, na święta, robiła nam czarninę.

taką z gruszkami, śliwkami, pomarańczą.

ciężka i gęsta to była zupa ale pyszna, że do dzisiaj mam jej piękno w pamięci.

nauczyła się tego od jakiejś polskiej rodziny osiadłej po wojnie we Francji.

 

babcia umarła i przysmak się skończył.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Manek Wypalone sny przez słońce, doprawdy trafne określenie. Przypomina mi się dzień w ubiegłym roku, w którym odwiedziłem mój ulubiony park. Siedziałem na ławce delektując się promieniami słońca, które "wypalały moje sny" w tamtym momencie. Miałem takie odczucie jakby moje ciało stawało się częścią słońca. Dzień był zaprawdę piękny i natura (przyroda) wokół mnie,  drzewa, krzaki, kwiaty, trawa, strumyk, śpiew ptaków, wszystko to sprawiało, że czułem błogość istnienia. 
    • @SomalijaMistyczny i cielesny zarazem — jakby miłość była zaklęciem pamiętającym wszystkie wcielenia.   Bardzo bliski mi i subtelny erotyk z ukłonem w stronę fantazji.  Pozdrawiam serdecznie. 
    • Trudno mi o tym pisać, ale lubię gdy znikasz sprzed mych spragnionych oczu i jaśniejących od Twego anielskiego blasku myśli. Uciekam na długi czas lecz wiedz, że codzień wyglądam przez okna mej utraconej duszy, by choć przez krótką chwilę wyłapać twój cień, cichcem stapający w mgielnym oparze przedświtu, przez bruk parkowej alei. Ja już nie umiem kochać. Lecz nadal staram się wielbić Cię jak boginię. Tak moje uczucie to skrajne uwielbienie. Jego wykwintny, najprzedniejszy rodzaj. Po co mi wiara w lepszy dzień? Gdy noc zimna scala mnie w jedność z łóżkiem. Pęta mnie i dusi wśród trumiennych trenów, jedwabnych sukien zesłanych mi przez demony snu, piekielnych mar.   Lecz wiem, że jest jeszcze czas. Unosi się i kręci coraz to szybciej wśród gasnących gwiazd i ciemnej materii ta niebieska mała kula. Twoje oczy prowadzą mnie w kojącą czerń niebytu. Droga mleczna, zamienia się w cichy, szemrzący głucho, westchnieniem tysięcy dusz Styks Mam tutaj Ciebie szlachetna Muzo. Twą najukochańszą, ciepłą dłoń. Wyjdę z Tobą na brzeg.   Charonie, nie trzeba mi obola. Nie dla mnie kwitną, ogrody Twej miłości. Znikaj a mnie pozostaw wśród pustynnych wydm piekieł. Jak Persefona, nie z umarłym i przeklętym a na powierzchni czas swój doczesny, wśród najpiękniejszych chwil i zabaw spędzaj.
    • @Robert Witold Gorzkowski Miło mi, że się wiersz spodobał. Pozdrawiam
    • @Migrena tak to jest. dziękuję
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...