Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

 

 

Miasto pulsuje jak rana
pod plastrem ciszy,
a my - obywatele oddechu na raty -
uczymy się żyć między reklamą a rachunkiem.

Każdy poranek zaczyna się
od długu wobec światła,
które też już dawno
nie świeci za darmo.

Dentysta wierci w duszy przez ząb,
czas kapie z kranu
jak odsetki od bólu.
Wiertło gra psalm o inflacji,
a człowiek, ten zwykły,
siedzi ze znieczuleniem w sercu
i modli się,
żeby znieczulenie
nie przestało działać za szybko.

W sklepach jabłka błyszczą jak monety,
mięso patrzy jak urzędnik,
chleb - święty chleb ! -
leży na półce jak relikwia,
bo nie każdego już stać na jego zapach.
Masło zamieniło się w złoto,
a woda - w rachunek sumienia.

Na przystankach starcy
czekają na autobus
do lekarza, do grobu,
do lepszego jutra -
nikt nie wie,
dokąd naprawdę jedzie ten kurs.

Emeryt trzyma swoją marną emeryturę w słoiku po ogórkach na mieszkanie,
w cukiernicy na lekarstwa,
pod obrusem na życie.
Chleb, mleko, ziemniak,
a za dwa tygodnie kupi sobie
ciastko za dwa pięćdziesiąt.


Numerek w przychodni
to dziś nowa forma modlitwy,
bo ciało jest najdroższym kredytem,
a empatia została wycofana z obiegu
jak stary banknot
o zbyt ludzkiej wartości.

A oni - ci z góry,
z marmuru i telewizji -
śpią w fotelach
zrobionych z cudzych pleców,
piją szampan z ludzkiego potu,
w kupionych z KPO jachtach
i solariach dla kochających inaczej.

Śmieją się ustami,
które nigdy nie jadły taniego chleba.
Ich słowa są jak ryby
z martwej rzeki -
pełne śluzu i obietnic,
które gniją w powietrzu.

Karmią się ciszą tłumu,
tańczą na ruinach zamkniętych fabryk
jak na weselu po pogrzebie.
Złoto błyszczy im w oczach
jak łzy ludzi,
których nigdy nie spotkają.

Każde ich zdanie - tłuszcz na języku,
każdy gest - ość w gardle narodu.

A my?
My chodzimy po sklepach
jak po cmentarzach,
czytamy paragony jak epitafia.
„Tu leżał sen o lepszym jutrze” -
pisze drobnym drukiem
pod datą zakupu.

Nawet na cmentarzach
zaczęli liczyć metry -
mówią, że teraz mają
chować ludzi na stojąco,
żeby taniej wyszło,
żeby ziemia się nie marnowała.
Bo nawet po śmierci
trzeba umieć oszczędzać.

Na ulicach ludzie mijają się jak duchy,
z rachunkami w oczodołach,
z sercami pełnymi VAT-u,
z duszami sprzedanymi w promocji 2 za 1.

Domowe grzejniki milczą
jak skarbonki po opróżnieniu,
dzieci śpią w czapkach,
a dziadek zakłada kufajkę z czasów Jaruzela,
bo historia znów wróciła
w wersji ekonomicznej.

Zimno gryzie w palce jak głód,
co nie ma już zębów,
a dzieci rysują słońce,
żeby ogrzać kuchnię.

Wieczorami miasto płacze neonami,
a człowiek kładzie się w łóżku
jak w trumnie z pościeli z wyprzedaży.

Śni o świecie,
w którym współczucie
ma zasięg większy niż Wi-Fi,
a władza nie pożera własnych dzieci.

Rano znów wstajemy.
Myjemy twarze w wodzie,
na którą nas nie stać,
śniadanie jemy z poczuciem winy,
że jeszcze żyjemy.

Potem wychodzimy -
do pracy, do lęku,
do ciszy, która jako jedyna
nie zdrożała.

Bo tu,
w kraju pożyczonych snów,
nawet Bóg musi płacić rachunek za gaz,
żeby świeciło niebo.

 

 

Opublikowano

@Migrena na razie żyję bez ogrzewania, zaoszczędzę sobie na coś:)Bóg sprzyja wysokimi temperaturami:) doczekamy czasów, gdy będzie w zimie 20 stopni:)

Ludzie bogaci wykorzystują biedne kraje, kobiety, dzieci do masowej produkcji. Kiedy to się zakończy, każdy szuka czegoś taniej, nikt nie chce płacić dużo. Od pokoleń mamy wymianę towarów i usług. 

Opublikowano

@Migrena  Biedańsk się rozrasta.

Przeprowadzki do miasta biedy nie da się zaplanować- i wysiada się w nowej rzeczywistości,

i kogo zapytać o drogę?

I są ulice- Bezradność, Bezsenność, Bezsilność.

I nigdy nie wiadomo kiedy się tam trafi.

I jest umieranie na raty.

Dobry wiersz.

 

 

Opublikowano (edytowane)

Bardzo dobrze rozpisałeś ten wiersz na dwa bieguny - codzienność ludzi, którzy ledwie wiążą koniec z końcem i przepych, w jakim żyją elity rządzące. 

Światem rządzi pieniądz - to jest tak banalne, że przestaliśmy już zastanawiać się, co to naprawdę oznacza.

Człowieczeństwo w tej rzeczywistości jest niczym, w rzeczywistości, w której tyle jesteś wart, ile ktoś zapłaci za Twoje zasoby (szef, korporacja, państwo). Inaczej zasadniczo nie masz prawa żyć.

Współczesna, oparta na globalnych rynkach finansowych, gospodarka ogólnoświatowa, skazuje miliony ludzi na egzystencjalny śmietnik. Jednocześnie mała grupa posiada tyle dóbr, że nie byłaby w stanie tego skonsumować, nawet żyjąc nie 100, ale 1000 lat.

Ostatnio coraz więcej mówi się o trendzie w polityce społecznej, który zakładałby sytuację, w której każdy otrzymywałby od państwa minimalny dochód zapewniający przetrwanie.

Rzecz do rozważenia, tym bardziej, że miejsc pracy nie będzie przybywać. Rewolucja przemysłowa zlikwidowała miliony miejsc pracy fizycznej (w fabrykach, itd.), obecnie AI zlikwiduje także miliony miejsc pracy umysłowej. Co wtedy z masami zbędnych ludzi, za których możliwości pracy nikt nie będzie chciał zapłacić? Dlatego minimalny dochód gwarantowany to coś, co koniecznie trzeba wprowadzać coraz szerzej.

Inaczej przewiduję nasilenie wojen na świecie. Zlikwidują przeludnienie, na wojnach łatwo się wzbogacić, a walki zagospodarują nadmiar niepotrzebnych ludzi. Jest też szansa, że na skutek działań wojennych (np. użycie broni nuklearnej, czy innej, mającej skutki globalne) cofniemy się do czasów, gdy znów ludzkie ręce i umysły będą miały swoją uczciwą cenę.

Na pewno obecnie rządząca opcja polityczna nie będzie jednak wspierać polityki socjalnej. Ale przecież odsunęliśmy od władzy nienawistnych pisiorów, więc dlaczego "śniadanie jemy z poczuciem winy"? Toż w uśmiechniętej Polsce zamiast "mijać się jak duchy z rachunkami w oczodołach", mamy się uśmiechać. A dzieci, ogrzewające się przy rysunku słońca, przynajmniej nie będą musiały cierpieć o o wiele bardziej traumatycznych katuszy na lekcjach religii.

Edytowane przez tie-break (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

Jest październik i mamy polską złotą jesień - mówiłem już o tym w sierpniu, a potem będzie przedzimie i na przełomie grudnia i stycznia będzie śnieg, zawierucha i mróz i to nic nie ma wspólnego z religią ocieplenia - sekciarskim dogmatem dla ludzi głupich.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Wiesław Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena Mocny wiersz.
Czuje się w nim bezradność i gniew, które nie są przeciw komuś, tylko wobec świata, który zbyt mocno uciska zwykłe życie.
Te obrazy bolą, ale są prawdziwe - „chleb jak relikwia”, „z rachunkami w oczodołach” - zostają w głowie.
Myślę, że nawet w takim świecie trzeba szukać oddechu, bo człowiek bez nadziei szybko stygnie.
Dziękuję za ten wiersz - porusza.

Opublikowano

@Migrena

 

Twój wiersz to wibrująca opowieść …niczym wiertło, bez znieczulenia 

przenika warstwy zębiny oraz miazgi aż do samego rdzenia… nerwu :)

To opowieść o poczuciu niespełnienia i niesprawiedliwości, 

o mechanizmach obronnych i adaptacyjnych człowieka: uciec lub przetrwać,

znieczulić się i nie czuć…nie ma już miejsca na empatię.!?

Wreszcie to zasadnicze pytanie …o sens i jego cenę.

 

Bardzo dobry tekst.! Mnie empatycznie porusza:) 

 

Pozdrawiam z uśmiechem:) 

Opublikowano

@Migrena

Napisałeś, jak dla mnie manifest, akt oskarżenia i brutalnie szczere sprawozdanie z rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Ten tekst ma w sobie potężną, niemal publicystyczną siłę, ubraną w niezwykle trafne i bolesne metafory.

No i te metafory są współczesne i genialne:)

„Miasto pulsuje jak rana pod plastrem ciszy” – zapowiada atmosferę. „Dentysta wierci w duszy przez ząb, czas kapie z kranu jak odsetki od bólu” – świetne! Połączyłeś fizyczny ból (nie stać na znieczulenie) , ekonomiczny dług i egzystencjalne cierpienie. „Ciało jest najdroższym kredytem” i „Empatia została wycofana z obiegu” – język ekonomii użyłeś do opisania ludzkiej kondycji. „Czytamy paragony jak epitafia” – jedno z najmocniejszych zdań w całym wierszu. Zamyka w sobie całą tragedię konsumpcjonizmu. Podobnie jak „sercami pełnymi VAT-u” – sfera ekonomiczna przeniknęła do naszej intymności.

Zakończenie jak cios! „Nawet Bóg musi płacić rachunek za gaz, żeby świeciło niebo” – potężne, gorzkie i idealnie podsumowujące absurdalną logikę świata przedstawionego w wierszu. Użyłeś w nim wielu konkretów, bolesnych obrazów - starcy na przystanku, emeryt z oszczędnościami w słoiku, mięso patrzące "jak urzędnik", dzieci śpiące w czapkach i dziadek w kufajce z czasów Jaruzela. Te detale sprawiają, że tekst głęboko poruszający.

Napisałeś wiersz ważny, potrzebny i artystycznie znakomity. To tekst, który oddycha naszym czasem i naszym gniewem. Świetny!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc dzięki :) to Twój komentarz jest znakomity :)
    • @FaLcorNRozumiem, ciekawy i piękny sposób komunikacji. :)
    • @lena2_ Twój wiersz jest piękny! :) nie pytam – po prostu patrzę jak jesień nabiera odwagi i Ty z nią razem złotem w oczach rumieńcem na policzkach lęk niech sobie wróży my mamy wczorajszą aleję i dzisiejszy blask i tę łatwość urzeczenia którą warto nosić w sobie
    • czasami trzeba dojść do siebie by świat ocenić trzeźwym wzrokiem dziś miast wolności o tym nie wiesz swawola swoje żniwo kosi :))
    • Dostałem od niej mojej A kilka nietęgich wierszy. Były bardzo dobre, choć może nie umiałem aż tak ocenić, co prowadzi do wniosku, że tym bardziej jak należy docenić. Chwaliłem A, owszem chwaliłem, wiele ścian jest mi w tym świadkiem, choć może nieco za mało i zbyt nieprzekonująco. A być może nie zdawała sobie sprawy, że mi może czasem chodziło o coś nieco bardziej prozaicznego, że tak to ujmę, niż te jej wyśmienicie najlepsze i najpiękniejsze wiersze. Choć z drugiej strony A mogła wiedzieć swoje i to doskonale, bo poetki mają ogólnie wysoki poziom w zdawaniu sobie sprawy. Niniejszym nie narzekam, a skarżę się tylko trochę z czegoś co było przecież niezaprzeczalną przygodą. Zresztą jakby się zastanowić to czego chciałem od A było równie, a może nawet jeszcze bardziej wcale nieprozaiczne, podobnie jak te jej wściekle dobre wiersze. Gdy była na mnie zła nawet jeszcze lepsze wiersze jej wychodziły, ale to inna historia, aczkolwiek mimo powyższej świadomości starałem się jej nie prowokować. To co oczekiwałem od A mogło być wręcz równie niewykonalne jak powtórzenie jej najlepszego i mi najbliższego wiersza o arcymistrzowsko autorskiej wymowie. Jakieś to niesamowite, że chcesz mieć A, a dostajesz jej wiersz, w dodatku tobie adresowany i piękniejszy niż niejedno dzieło sztuki epistolarnej, więc ponad miarę rozwlekłej. Siadasz więc skruszony w kafejce, gdzieś nieco odarty z wrażliwości i doprawdy już nie wiesz, które począć z tym artystycznym faktem fantem. Czujesz się jak uczestnik loterii, która niekiedy mylona jest z za wesołą karuzelą w centrum twojego miasta, której nawiasem mówiąc sporo jeszcze brakuje do Disneylandu. Sytuacja ciebie nieco dziwi, ale przecież życie jest dziwne, więc właściwie to nic dziwnego, że jesteś zdziwiony. Marzysz czasem o skoku na bank, a wychodzi ci co najwyżej skok na banji. Lajf taki. Potem sobie myślisz, raz niechętnie, innym razem w niekłamany sposób, doceniając ten niebanalny stan rzeczy, że właściwie tkwisz w kłopocie rangi poetyckiej, czyli w czymś o relatywnie dużym oddziaływaniu i o odpowiedniej sile rażenia. Ponadto szybko się reflektujesz, że gdy tylko za dużo piśniesz możesz wylądować w dużej rangi nieprzychylnym wierszu jako ten przysłowiowy zły i to pan w dodatku. Już sam nie wiesz, czy czekasz na kolejny wiersz, czy pragniesz by A przestała w końcu pisać, choćby na jakąś dłuższą chwilę wspomagającą nieco zastanowienie, zresztą was obojga.   Warszawa – Stegny, 14.10.2025r.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...