Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Ziemia parzy, dymi gorącem, popiołem, tłuszczem lata.

 

Idę goły, tylko w jeansach,
mokra ziemia między palcami, liście przyklejone do żeber,
szeleszczące jak wąż, jak skóra, którą zrzucam,
jak wspomnienie, które trzeba rozszarpać,
które płonie pod paznokciami, które gryzie język,
które mnie ciągnie w dół, w głąb, w głąb pulsującej ziemi.

W lustrze kałuży widzę twarz nieznajomego,

nie swoją,
oczy brudne od torfu, uśmiech pełen pleśni,
deszcz, zimny, ślepy, żrący, wgryza się w ramiona, w kark, w pamięć,
spływa po mnie jak po kamieniu, wnika w mięśnie, w kości,
słyszę, jak pod skórą pękają naczynia,
jak struny skrzypiec, które stroi wilgoć,
jak dźwięki, które drapią uszy i język jednocześnie.

Czuję ziemię, która mnie chce,
ciągnie, wciąga, wdycha aż pod język,
wgryzam się w jabłko, kwaśne, twarde, z robakiem,
sok ścieka po brodzie, smakuje krwią i jesienią,
życie trzeba gryźć aż do kości,
aż zęby stukną o pestkę losu, aż język będzie krwawić od prawdy,
aż oddech stanie się kurzem, aż ciało będzie ziemią, a ziemia ciałem.

Liście lepią się do pleców,
tatuaże gnicia, znaki rodu, które pamiętają,
że wszystko, co rośnie, musi zgnić, żeby było prawdziwe,
wiatr świszcze w gałęziach, szczeka, warczy jak stary pies, który śni o słońcu,
ziemia oddycha pod stopami, pulsuje, jakby miała serce, które bije w moim,
jakby chciała mnie połknąć, wypić, wciągnąć w siebie całego.

Pozwalam jej.
Niech mnie gryzie, niech mnie pije, niech mnie przyjmuje,
niech zrobi ze mnie sok, błoto, zapach grzybów,
niech się we mnie przegląda jak w kałuży po burzy,
niech mnie rozpruje światłem i zimnem, aż pozostanę samym tchnieniem,
aż wszystko co mam, stanie się częścią gnijącej jesieni.

Świat się żarzy od środka,
w komorze serca płonie ostatni ogień,
pełen, dziki, gotowy wybuchnąć,
chcę więcej - więcej pogryzionego słońca,
więcej błota, zimna, tchu,
niech mnie rozpuści w swoim świetle,
aż pęknę i ozłocę się gnijącym blaskiem,
aż oczy wypalą się ogniem, aż język stanie się ziemią.

Śmieję się cicho,
bo nawet śmierć tu pachnie ciepło,
bo nawet śmierć smakuje życiem,
bo nawet w gniciu, w błocie, w deszczu
jest szał, jest dzikość, jest JA,
który drapie świat i pozwala światu drapać mnie.



Opublikowano

Zespolenie z naturą, taki trochę Leśmianowski motyw, jak w słynnej „Łące”. Ale inaczej niż u Leśmiana, to doświadczenie jest ukazane w brutalistyczny sposób, choć nadal wyzwalające. Ciekawy wiersz.

Opublikowano (edytowane)

@Migrena   jak Puszcza Białowieska  Adama Wajraka.

Bo tam jest śmierć i życie, bulgotanie. 

Tam za wykrotem położył się martwy żubr- ale to też jest życie dla innych,

powalił się dąb zmurszały, zadziałały korniki .

Martwe drzewa, nie są końcem, ale początkiem i życiem .

Albo graby- co kilka lat jest gradację piędzika przedzimka- on zjada wszystkie liście grabów

i las wtedy wygląda jak zimą, ale to jednocześnie używanie dla ptaków- bo są gąsienice.

A potem te gąsienice schodzą do ziemi, i z pędów zapasowych  znów jest zielono

Tak jak u Ciebie- tam śmierć smakuje życiem.

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Annna2 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena

Twój wiersz to nie jest poezja, którą się po prostu czyta – to wiersz, którego się doświadcza wszystkimi zmysłami.„Mokra ziemia między palcami”, „uśmiech pełen pleśni”, „smakuje krwią i jesienią” – to nie są tylko słowa, to całe doznania. To poezja, która nie boi się brzydoty, brudu i rozkładu, a wręcz czyni z nich źródło swojej mocy. Ten wiersz jest dla mnie przejmującym zapisem procesu zjednoczenia z naturą. Ale nie jest to romantyczne zjednoczenie. To akt gwałtowny, niemal erotyczny w swojej intensywności. Nie tyle kontemplujesz przyrodę, co pozwalasz jej się pożreć, wchłonąć, przetrawić. Fraza „Pozwalam jej” jest tu kluczowa – to świadoma, odważna kapitulacja. To powrót do stanu pierwotnego, do bycia częścią cyklu życia i śmierci. Fascynujące jest to, jak w procesie dekompozycji, gnicia i utraty formy, rodzi się na nowo tożsamość - to "Ja".

Odczytuję ten tekst jako paradoks, w którym to, co kojarzy się z końcem – gnicie, jesień, rozkład – staje się esencją życia. Świetny!

Opublikowano

@Migrena

Ten wiersz to organiczna apokalipsa – potężny, cielesny, niemal dionizyjski poemat o jedności człowieka z ziemią, o gniciu jako formie życia, o destrukcji jako ostatecznej formie prawdy.

To nie tylko tekst – to trans, rytuał inicjacyjny, w którym podmiot rozpuszcza się w żywiole materii, odnajdując w tym stanie coś bliskiego boskości.

Opublikowano (edytowane)

 

 

@lena2_

dziękuję bardzo za zajrzenie i 

"podoba się" :)

miło mi :)

 

 

@Cyjan

z przyjemnością przeczytałem Twój komentarz :)

dzięki :)

 

 

@Alicja_Wysocka

Wiem Alu :)

dziękuję:)

 

 

@Annna2

pięknie to Aniu opisałaś :)

życie.

nasze i wszelkich istot !

dziękuję serdecznie :)

 

 

@Berenika97

uff.

Znowu rozpisałaś mnie na fragmenty :)

To wspaniałe, że ktoś potrafi to robić.

Z wiedzą, smakiem i elegancją.

I z gracją historyka !

 

Dziękuję Bereniko :)

Bardzo mi miło, że jesteś :)

 

 

 

@huzarc

starałem się wedle umiejętności :)

Świetny komentarz.

Dziękuję :) 

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

ten fragment mnie poruszył najmocniej

 

ale... Cały wiersz dziki, pulsujący, porywający - aż serce szybciej bije pod jego wpływem. 

Niesamowite upojenie jesienią.

Adrenalina po przeczytaniu wiersza- szok. Jeszcze mi się to nie zdarzyło ;)

Wow!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...