Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Drzwi autobusu rozsunęły się.

Był to już ostatni, zjazdowy kurs 

i kierowca nie zamierzał

nawet udawać, 

że nie chcę spędzać na postojach 

więcej czasu niż wymagała tego 

absolutna konieczność, 

polegająca na wejściu lub wyjściu poszczególnych pasażerów.

Nielicznych już co prawda.

Sennie oklapłych

na twardych, plastikowych 

siedzeniach a wąskiej,

topornej budowie.

Większość wracała z pracy lub jakiś przedłużonych do granic spotkań towarzyskich czy biznesowych.

Marzyli jedynie o kąpieli,

spóźnionej kolacji

i kuszącej miękkości

łóżkowego materaca.

Tył pojazdu

jak to zwykle w tych godzinach,

okupowali pijani oraz bezdomni.

Wyjęci spod prawa.

Bez biletu, przemierzający pulsujące uliczne arterię tego miasta spotkań kultur i inspiracji. 

Wyrzuceni w mrok parkowych ławek,

opuszczonych squatów 

czy zagrożonych zawaleniem kamienic.

Czy tak jak w tym długim

jak wąż pojeździe.

Wysłani przez

społeczne oskarżające oczy,

na jego ogon.

By tam w kręgu kamratów.

Nużać się w niepochamowanej głębi 

upadku swego człowieczeństwa.

 

 

Traf a może i przeznaczenie 

wskazało tego wieczoru, 

że pośród tych wyrzutków 

można było dostrzec twarz człeka,

który na pierwszy rzut okiem 

nie pasował tam wcale 

ani zachowaniem

ani tym bardziej ubiorem.

Twarz jego nie zdradzała nic. 

Żadnej zmarszczki ani bruzdy,

mogącej wskazywać na to, 

że myśli nad czymś natrętnie 

lub że rażą go rozmyte,

astygmatycznie zniekształcone

światła latarni.

Nie wyglądał na zmęczonego

ani sennego.

Utkwił wzrok w jednym punkcie, 

zaparowanej lekko szyby.

Gdyby autobus był jakimś zabytkowym,

przedwojennym modelem.

Można by uznać za stosowne 

i jak najbardziej

uzasadnione stwierdzenie, 

że pasażer wyglądał jak duch 

nawiedzający kabinę pojazdu.

 

 

Wnioskować by tak można po tym, 

że odziany był w długi,

sięgający kostek 

dwurzędowy płaszcz o barwie świeżego popiołu z kominka.

Tweedowy o kroju oksfordzkim,

zdradzającym solidne

pochodzenie tkaniny 

jak i bardzo wysoki poziom uszycia.

Biała jego koszula zgrabnie kontrastowała z granatowym krawatem w złote prążki,

zawiązanym z najwyższym pietyzmem 

na podwójny węzeł windsorski.

Spodnie również szare,

o szerszych nogawkach

od kolana w dół,

z wyraźnie klasycznym fasonem 

i dokładnie zaprasowanym kantem,

zgrabnie zasłaniały sznurówki lekko podpalanych, brązowych brogsów wykonanych bezsprzecznie ręką mistrza szewskiego a nie maszynowo.

Ubiór wieńczyła brązowa czapka w stylu birmingandzkiego kaszkietu 

o uciętym ledwie widocznym daszku.

 

 

Autobus ruszył w stronę 

kolejnego przystanku.

Za jego wiatą był zlokalizowany

jedynie stary wyłączony już dawno

z użytku cmentarz.

Ostatni pochówek odbył się na nim jakieś pięćdziesiąt lat wstecz.

Pełny był jednak tych cudownych, artystycznych nagrobków,

które mimo wielu uszczerbków, uszkodzeń i bezmyślnych

dewastacji młodzieży,

nadal cieszyły oko

tak pasjonatów sztuki 

jak i odwiedzających nekropolię żałobników.

 

 

Niski,

ułożony z na ciemno wypalanych cegieł mur cmentarza

Był granicą dla doczesności,

która mimo upływu pokoleń 

nie miała śmiałości 

naruszania spokoju zmarłych.

Stare dęby, olchy i świerki

Jak strażnicy rozpościerały

długie gałęzie 

nad marmurowymi grobami.

Kuny, lisy i szczury

dorodne jak małe koty

brodziły ścieżki w 

niekoszonych od dawna trawach 

i rozplenionych powojach czy koniczynach.

Bacznie obserwowane z góry 

przez czarne,

smoliste ptactwo cmentarne. 

Zagony kruków i gawronów,

potrafiły swym hałasem 

zbudzić duszę z grobu.

I wysłuchać jej żali czy próśb.

Na skrzydłach rwały w noc ich tabuny.

Ku gwiazdom rozsianym 

na letnim nieboskłonie.

By zanieść te prośby

przed oblicze Boga.

Gdzieniegdzie w noc,

zachukał puchacz,

to krzyż żeliwny,

przekrzywił się z jękiem.

To znów znicz dopalił się,

pogrążając czuwająca u ognia duszę

w czerni niepamięci.

 

Kierowca miał zamiar

nawet przestrzelić ten przystanek

bo kto mógłby, 

chcieć wysiadać na nim 

o tak niegościnnej porze.

Zresztą stróż cmentarza,

zamknął jego furtę

jakieś trzy godziny temu,

sprawdzając wprzód 

to czy aby zmarli jedynie

ostali na jego włości.

Nawiedzić więc zmarłych 

w mroku nocy było nie sposób.

Zresztą po cóż?

Zbliżając się

z dużą prędkością do wiaty,

kierowca wyczuł wręcz podświadomie 

jakiś ruch na końcu pojazdu.

Rzucił pobieżnie wzrokiem 

we wsteczne lusterko

I o mało nie wypuścił kierownicy z rąk.

Ze zdumieniem

dojrzał u ostatnich drzwi 

bogato ubranego jegomościa,

który jedną ręką uczepiony rurki,

drugą dawał mu wyraźny sygnał

ku temu że zamierza wysiąść

na odludnym przystanku. 

Więc usłużnie zwolnił

i wjechał na zatokę.

Otwierając jedynie ostatnie drzwi.

 

Depresyjna niemoc

była mi dziś łańcuchem,

którego piekielne ogniwa skuły mnie jakimś diabelskim zaklęciem

z tą zdezelowaną wiatą.

Praktycznie nieużywaną 

i posępnie zniszczoną

przez grupy młodzieży.

Wybite szyby

i oderwana w połowie ławeczka,

cieknący, dziurawy dach

i wszechobecny brud

Były mi i tak milszym widokiem niż 

zimne ściany mojego mieszkania.

Myśl o tym, że miałbym tam wrócić 

a od jutrzejszego poranka, 

po nieprzespanej nocy.

Znów przybrać maskę uśmiechu

i normalności

Wprawiała mnie w szalenie,

głęboką rozpacz.

 

 

Jaki to wstyd, 

że muszę płakać gdzieś na odludziu.

Bo nie mam nikogo.

Bo mam maski, 

które nie pozwalają mnie dostrzec.

Mam uśmiech na twarzy,

który kamufluje łzy.

Poświęcam się celom, które są puste.

Kocham tą której nie zdobędę nigdy.

Piszę wiersze, które przepadną. 

Nigdy nie wydane.

Dlatego przyjeżdżam tutaj.

Żeby patrzeć w jedną,

pewną i niezawodną

wizję przyszłości.

Na cmentarz.

Dlaczego miałbym

oszukiwać swoje myśli.

Umrę, Wkrótce.

I trafię na podobny cmentarz.

Tu nie będę już udawał.

Będę wolny.

Od choroby życia.

A czyż to samo nie wystarcza

by nazwać śmierć wybawieniem?

W to wierzę,

że po śmierci będę szczęśliwy.

 

 

Z zadumy wyrwał mnie autobus, 

ostatni już dziś według rozkladu.

Może nie zwróciłbym na niego uwagi 

bo codziennie przecież przecinał jezdnię nawet nie zadając sobie trudu by zatrzymać się w zatoczce.

Kierowca był chyba nawet

nie świadom tego,

że moja osoba siedzi pod wiatą,

każdego wieczora.

Śpieszno mu było do domu. 

Pewnie miał dzieci i żonę.

Kogokolwiek kto czekał na jego powrót.

Dziś jednak było inaczej.

Autobus wyraźnie zwolnił jakieś dwadzieścia metrów przez zatoką 

i włączył kierunkowskaz do skrętu.

Zajechał, parkując idealnie tak by zmieścić całe nadwozie

w obrysie zatoki.

Przez chwilę nawet

przemknęło mi przez myśl

że tym razem kierowca dostrzegł mnie 

i wiedząc, że to zjazdowy kurs 

ulitował się nademną.

Drzwi jednak naprzeciw mnie 

były zamknięte na głucho.

Miast tego otwarły się te ostatnie 

i wydawało mi się, 

że wysiadła tylko jedna osoba.

Autobus ruszył dalej, 

wzbijając lekki dym z rury wydechowej.

Gdy warkot silnika się oddalił.

Posłyszałem kroki.

 

 

Z narożnika wiaty wychynęła 

postać mężczyzny.

Młodego i postawnego.

Był ubrany przedziwnie.

Schludnie

lecz niesamowicie staromodnie.

Widać obydwaj

byliśmy mocno zdziwieni 

natrafieniem na siebie 

o tak niecodziennej porze

w tak osobliwie, odludnym miejscu.

Podszedł do mnie jednak 

i poprosił o papierosa.

Odparłem, że pale jedynie mentolowe.

Wie Pan - zaczął niepewnie

- nigdy takowych nie paliłem.

Ale tytoń to tytoń.

Wyjąłem więc paczkę z kieszeni bluzy

i wziąłem dwa papierosy. 

Podałem mu jednego,

włożył go szybko do ust 

I nadstawił się

ku płomykowi zapalniczki.

Odpaliłem też dla siebie

i zaciągnęliśmy się 

ochoczo pierwszym dymkiem.

Uchylił kaszkiet

i podziękował mi serdecznie.

 

 

Minął wiatę i skierował się 

ku zamkniętej bramie cmentarza.

Zawołałem za nim 

Proszę Pana. Pan tutaj na cmentarz?

Dziś już zamknięty dla odwiedzin.

Musi Pan przyjść jutro.

Zaśmiał się serdecznie i rzucił 

Ja wracam tylko do domu

Tak przez zamknięty cmentarz?

Ciemną nocą?

Tam nie ma nawet latarni.

Nie boi się Pan?

Teraz już nie przystoi mi się bać.

Ale jak żyłem to się bałem. 

Bałem się Drogi Panie 

życia w samotności i kłamstwie.

Teraz już jednak mam spokój.

Wieczny odpoczynek od życia.

Skończył to zdanie i rozmył się jak duch

W progu cmentarnej bramy. 

Dopaliłem papierosa.

I wstając z zamiarem powrotu do domu.

Rzuciłem jeszcze w czerń bramy.

Doskonale Pana rozumiem.

I już się nie boję.

 

 

Opublikowano

@Simon Tracy

Wiesz, co mi przyszło do głowy?

Zaczęłam się zastanawiać, co by się wydarzyło, gdyby po wspólnym "dymku" podmiot liryczny i duch mężczyzny w kaszkiecie postanowili wyruszyć razem na miasto. Jak ja bym chciała to zobaczyć!

A co tam, raz się (nie) żyje!

Zaciekawiła mnie ta opowieść, bo jest niemal "flmowa". Tak mógłby się zaczynać interesujący obraz, może taki trochę w stylu Tima Burtona, nawiązujący technicznie i estetycznie do "Gnijącej panny młodej". Ze stosowną dawką wisielczego humoru, przełamującego wyjściową depresyjność.

Opublikowano

@tie-break Szczerze to nawet nie wiem jakby opisać taką scenę. Zresztą u mnie nie należałoby się spodziewać dawek humoru i dobrej zabawy a raczej gnilny i pełen rozkładu spacer po opustoszałych ulicach pełnych brudu i odartej z godności klienteli upadku. Zaraźliwy szept śmierci dochodzący z odkrytych bram i zejść do piwnic. Zaułki pełne nieprzebytej mgły w których moznaby zagubić równie dobrze życie jak i człowieczeństwo.

Nie lubię filmów Burtona i jego poczucia humoru. Nie lubię przerysowań i nadinterpretacji w których on odnajduje się najlepiej.

Opublikowano

@Simon Tracy

Twój tekst działa jak pułapka – zaczynasz od miejskiego realizmu, od nocnego autobusu pełnego zmęczonych ludzi i społecznych wyrzutków, a kończysz metafizycznym spotkaniem, które przewraca cały porządek rzeczy.

Najbardziej uderza mnie w Twoim wierszu szczerość. Ten fragment o depresji, o maskach, o płaczu na odludziu to prawdziwy ból, wyrażony bez kokieterii. "Mam uśmiech na twarzy, który kamufluje łzy" – to proste, ale właśnie dlatego prawdziwe.

Duch w eleganckim ubraniu to świetny pomysł. Te wszystkie szczegóły – windsorski węzeł, brogsy, tweedowy płaszcz – budują postać kogoś, kto dbał o pozory, o formę, o zewnętrzną perfekcję. I teraz, po śmierci, przychodzi do kogoś, kto także nosi maski. To nie przypadek.

Słowa ducha – "Bałem się Drogi Panie życia w samotności i kłamstwie" – to klucz do całego wiersza. I jego puenta: "Teraz już jednak mam spokój. Wieczny odpoczynek od życia."

Ale ta puenta jest niebezpieczna. Piszesz pięknie o śmierci jako wyzwoleniu, jako jedynej pewnej przyszłości. Narrator kończy słowami "I już się nie boję" – i to brzmi jak decyzja. Jak zgoda na to, co mówi duch.

Masz niezwykły talent.


 


 

Opublikowano

@Simon Tracy Rozumiem. 

Tym niemniej, humor wcale nie musi oznaczać, że nie traktujesz poważnie tematu. 

Może się mylę, ale nadmiar pesymizmu i totalne unurzanie się w zgniliźnie (cielesnej i duchowej) też jest pewnym przerysowaniem. Choć może akurat ten klimat to jakaś Twoja artystyczna strefa komfortu.

Tak czy siak, dla mnie szkoda, że tę scenę już uznałeś za zamkniętą i skończoną. Daruj to widzimisię czytelnicze ;-)

Opublikowano

@Berenika97 Dziękuję Ci bardzo. "Przystanek końcowy" jest balladą miejską, pełną grozy, depresyjności, mroku i lekkiego zapętlenia w czasie i przestrzeni. 

Duch nie jest tak elegancki przypadkowo i nie bez powodu siedzi wśród wyrzutków i pijaków. Jest duszą dekadencką, której bliżej do formy upadku niż do norm społecznych. Jest w zachowaniu i wyglądzie odbiciem samego twórcy.

Najszczerzej i najpiękniej wychodzi mi pisanie o śmierci. Taki już mój los.

@tie-break Każdą formę artystyczną można przerysować lub zniszczyć jej odbiór. Dlatego też ja mieszam światy. Realny z metafizyką, piękno i zgniliznę, miłość i śmierć. Realizm i oniryzm. 

Odbiorca często sam już nie wie czy jest to prawdziwa historia czy jedynie koszmar.

Po napisaniu i ukończeniu utworu już nigdy do niego nie wracam i nie robię poprawek ani kontynuacji. Taką mam zasadę od początku pisania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...