Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zosia szła do kościoła, stawiając kroki z namaszczeniem, na jakie stać tylko dziecko w obliczu wielkiej powagi. Za tydzień czekała ją Pierwsza Komunia Święta, a dziś – ten pierwszy, budzący lęk przystanek: spowiedź. Mama przypominała jej o tym jeszcze przy śniadaniu:

– Pamiętaj, Zosiu, żeby zrobić porządny rachunek sumienia.

I tu właśnie zaczynał się problem.


„No dobrze” – myślała, stąpając ostrożnie, by nie nadepnąć na pęknięcia w chodniku.

– „Jakie ja właściwie mam grzechy? Czy ja w ogóle robię coś złego? Byłam przecież grzeczna. Sprzątałam w pokoju, odrabiałam lekcje. Nawet z Kubą, moim młodszym bratem, kłóciłam się... no, prawie wcale."


„A może to trzecie ciastko, które zjadłam w zeszłym tygodniu?” – gorączkowo przeszukiwała pamięć. – „Ale mama pozwoliła na drugie, a przecież nie zabroniła trzeciego...”. To nie był grzech. To była czysta logika.


Przed kościołem stanęła jak wryta. Za chwilę jej kolej, a ona nie miała na liście ani jednego grzechu! Co powie księdzu?

„Nie mogę przecież wejść i powiedzieć, że jestem bezgrzeszna” – panika zaczęła ściskać jej gardło. „Wszyscy mają jakieś grzechy. Pomyśli, że się nie przygotowałam!” I wtedy w jej głowie zakiełkował genialny w swej prostocie plan. „Wymyślę coś. Coś małego, co brzmi jak prawdziwy grzech”.


Klęcząc w półmroku konfesjonału, z nosem tuż przy fioletowej kratce, wyszeptała ledwo słyszalnie:

– Raz nie posłuchałam mamy... – przełknęła głośno ślinę – i... nie nakarmiłam kota.

– A masz kota? – zapytał łagodnie głos zza kratki.

– Nie – odparła Zosia, czując, jak na jej policzki wpełza gorący rumieniec - Ale gdybym go miała, to na pewno zdarzyłoby mi się go nie nakarmić.


Po drugiej stronie kratki zapadła cisza. Zosia usłyszała ciche westchnienie. Ksiądz zadał jej za pokutę dwie modlitwy i udzielił rozgrzeszenia. Odeszła od konfesjonału lekka jak piórko.


Jednak gdy tylko wyszła na słońce i skręciła w swoją ulicę, zamiast ulgi poczuła dziwny, nieprzyjemny supeł w żołądku.

„Zaraz, zaraz...” – zatrzymała się gwałtownie przy ogrodzeniu państwa Kowalskich.

„Przecież ja nie miałam tych grzechów. Ja je... wymyśliłam”.

Serce podskoczyło jej do gardła.

„To znaczy, że... okłamałam księdza?!” Prawdziwa panika była uczuciem zupełnie nowym i o wiele gorszym niż strach przed pustą listą grzechów. To było gorsze niż nienakarmienie wyimaginowanego kota! Gorsze niż nieposłuchanie mamy, której przecież zawsze słuchała!

„Okłamałam księdza!” – ta myśl uderzyła w nią z siłą rozpędzonego pociągu.

– „W konfesjonale! Tuż przed Pierwszą Komunią!”.

Myśli kłębiły się w głowie jak rozwścieczone osy. „To jest najgorszy grzech na świecie! Co ja teraz zrobię? Czy w ogóle mogę iść do komunii?!”


Zosia ciężko usiadła na niskim murku, czując, że zaraz się rozpłacze. Tydzień przygotowań, śnieżnobiała sukienka wisząca w szafie, misternie upleciony wianek...

„Mama się dowie. Wszyscy się dowiedzą, że jestem kłamczuchą...”


A potem, niczym błyskawica w letni dzień, przyszło olśnienie.

„Zaraz, chwileczkę...” – szepnęła do siebie, a na jej twarzy powoli, bardzo powoli, zaczął pojawiać się uśmiech.

„Przecież ja teraz... ja naprawdę mam grzech!”

Zosia aż podskoczyła.

„Następnym razem, jak pójdę do spowiedzi, będę miała co powiedzieć! Nie będę musiała niczego wymyślać!”

Zerwała się z murka i z szerokim uśmiechem pobiegła w stronę domu.

„Okłamałam księdza na spowiedzi” – powtarzała w myślach, jakby to było rozwiązanie wszystkich jej problemów.

„Stuprocentowy, najprawdziwszy, autentyczny grzech! Dokładnie taki, jakiego potrzebowałam!”


Zanim przekroczyła próg, za którym czekała mama z niecierpliwym pytaniem: „No i jak było?”, Zosia zdążyła jeszcze pomyśleć:

„Właściwie to nawet dobrze, że tak wyszło. Teraz już nigdy nie będę miała problemu z rachunkiem sumienia”.

A potem zawołała, wpadając do przedpokoju:

– Mamo! Już jestem! Wszystko poszło świetnie!


 

Opublikowano

@Berenika97

Bereniko.

Genialnie ujęta dziecięca logika w obliczu sakralnej powagi !

Ten finalny paradoks – że Zosia odnalazła "stuprocentowy, autentyczny grzech" i poczuła ulgę – jest rozbrajający.

Historia ciepła, soczysta i pełna humoru.

Piękna refleksja nad tym, jak dzieci próbują racjonalizować dorosły świat.

 

A my dorośli ?

Czasami jesteśmy jak dzieci :)

 

Bardzo lubię Twoje opowiadania !!!

Opublikowano

@Berenika97  tak sobie pomyślałam (i przepraszam że  tak), że szczęśliwa ta Zosia jest,

to dobrze że tak jest i oby tak najdłużej.

Bo nie doświadczyła hejtu( nie brała w tym udziału), dręczenia przez innych, tego nie robiła,

bo np, grupa dziewczynek z przywódczynią na czele gnębi kogoś z sobie tylko znanych powodów,

albo np nie tnie się, by się innym przypodobać, etc...

 

Ta Zosia jest fajna i taki kapłan uśmiechnie się tylko z pewnością.

I na koniec Bóg urodził się dzieckiem.

Opublikowano

Bardzo ciekawie piszesz, a pierwsza myśl to ta, że peelka poczuła się dowartościowana świadomością popełnienia grzechu, no bo bez grzechu to tylko małe bardzo dzieci a grzech to taki krok ku dorosłości. Zresztą, może autorka chciała napisać coś innego. Pozdrawiam

Opublikowano

@MigrenaBardzo dziękuję! Uwielbiam dziecięcą logikę, jest taka autentyczna i "niezabrudzona". 

@Annna2Bardzo dziękuję! Nie przepraszaj, bo fajnie napisałaś. Masz rację, Zosia to fajna osóbka. :) 

@Marek.zak1Bardzo dziękuję! To opowiadanie na podstawie autentycznej historii. Ale zawiera w sobie wiele możliwości interpretacyjnych. :) 

@NatuskaaBardzo dziękuję! :)

Opublikowano

@Berenika97

   Jak w rzeczywistym życiu: czasem tym, czego potrzeba, aby "(...).Wszystko poszło świetnie (...), jest <<(...) "Stuprocentowy, najprawdziwszy, autentyczny grzech" (...)>> . Przy założeniu, że przy Osobowym Wszechświecie, mieszczącym w Sobie dobro i zło, grzech jako taki w ogóle istnieje. 

   Dobrze napisane opowiadanie, które  przeczytałem z zaciekawieniem. Serdeczne pozdrowienia.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • 4 tygodnie później...
Opublikowano (edytowane)

Zosia wychodzi z błędnego założenia, że powinna wyznać jakiś grzech, nawet, jak nie ma żadnego. A co dopiero powiedzieć o różnych dylematach, które człowiek nabywa w związku ze spowiedzią w późniejszym wieku. Kłania tu się zresztą fundamentalna zasada, że wiara chrześcijańska nie jest w pierwszym rzędzie zbiorem nakazów i zakazów. Jest ona w pierwszym rzędzie stosunkiem opartym na miłości Boga do człowieka i na odwrót i z tego stosunku, jak najbardziej, wynikają pewne zasady etyczne, w tym nakazy i zakazy.

Edytowane przez UtratabezStraty (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@UtratabezStraty

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zosia jest grzecznym dzieckiem, które inaczej rozumie nakazy i zakazy  niż tak, jak dorosły człowiek. Jest w niej szczerość i dziecięca naiwność. 

W późniejszym wieku człowiek ma już inną świadomość przynależności do swojej religii i wykających z tego obowiązków. Więc dylemat Zosi jest o wiele wiekszy niż człowieka dojrzałego.  Chrześcijaństwo ma różne oblicza. W większości wyznań protestanckich nie ma spowiedzi indywidualnej i nie ma takich dylematów. 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KlipMasz rację, co dwie kwarty to nie jedna. A może zrezygnować z piwa na:  " po czterech kolejkach grzańca" Co Ty na to? Pozdrawiam.
    • ŚLADAMI  PRZESZŁOŚCI   śladami przeszłości w kolorowych bucikach  czas czasami dojrzewa wyrozumiałością  chodząc po zielonkawych nadziejach   wiatr unosi szeleszcząc jesienią  sny co w spełnieniu pozostały nawet o tym nie wiedząc    bawią się myśli w piaskownicy bytu szaro-kolorami na sztaludze życia  otwartymi wrotami rajskiego ogrodu   którego wciąż  nie widać        _____________________________________________
    • @iwonaroma Myśl filozoficzna... Zapraszam...  
    • Berenice, autorce wiersza "Malarz i ona"     Paweł kończył portret młodej kobiety. Malował go już ponad tydzień. Robił to, jak zwykle, na zamówienie. Portret, który miał być urodzinowym prezentem, zamówił mąż kobiety, starszy od niej, zamożny dyrektor filii zagranicznego banku. Pomimo komercyjnego charakteru zamówienia, Paweł wkładał wszystkie swoje umiejętności w to, aby końcowy efekt stał się arcydziełem malarskiej sztuki. Siedząca przed nim kobieta była ładna, miała inteligentną, pociągłą twarz. Zgodnie z sugestią malarza pozowała do portretu sama, zamiast, jak czyni to wiele innych osób, zwyczajnie przynieść swoje zdjęcie. W trakcie pracy poznawali się coraz lepiej. Przez kilka dni siedzenia przed malarzem kobieta mówiła o sobie, o swoim życiu prywatnym, pracy, mężu. Każdego dnia, po kilkugodzinnym pozowaniu oglądała postępy w pracy artysty. Nie wyrażała przy tym żadnych uwag. Umawiali się na dzień następny i żegnali. Tego dnia wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Kobieta stanęła za sztalugami, spojrzała na niegotowy jeszcze portret i wpatrywała się w niego przez chwilę. – Musisz coś zmienić – powiedziała do malarza. – Portret jeszcze nie jest skończony – odparł. – Nie o to chodzi. Jestem inna, niż mnie namalowałeś. – To znaczy…? Kobieta spojrzała na Pawła. – Jak mnie malujesz, musisz wiedzieć, że myślę tylko o jednym. – O czym? – Że chcę się z tobą kochać. Kobieta zbliżyła się do mężczyzny i pocałowała go w usta. Objęła go, a następnie rozpięła górny guzik koszuli, a potem następny i jeszcze jeden. Po chwili znaleźli się na kanapie, a Paweł, patrząc na twarz leżącej i uśmiechającej się do niego kobiety, mógł dojść do wniosku, że malowany portret istotnie nie oddaje tego, kim jest w rzeczywistości. Kilka dni później oddawał ukończony portret kobiety jej mężowi. Miał mieszane uczucia. Żaden malowany obraz nie był nawet w części tak udany, jak właśnie ten. Najbardziej podobał mu się sam, lekko widoczny, uśmiech. Z każdego miejsca wydawał się inny. Odnosił wrażenie, że zarówno wzrok, jak i uśmiech skierowane są tylko do niego. Mąż patrzył na portret żony z uznaniem. Zamówione dzieło podobało mu się, tak jak podobała mu się jego kobieta. Malarz dobrze uchwycił wszystkie cechy zarówno fizjognomii, jak i charakteru malowanej osoby. Zadowolony wyjął z portfela umówioną kwotę i wręczył ją artyście. Ten zapakował gotowy obraz i przekazał go nowemu właścicielowi. Pawłowi nie było żal oddawać swojego najbardziej udanego dzieła. Wiedział, że będzie jeszcze nie raz je widzieć, podobnie jak jego właścicielkę.     /Gwałt w Nowym Jorku i inne opowiadania/
    • Ciekawy temat malarza i malowanej kobiety. Subtelny dialog emocji, bo obraz to nie tylko ciało, ale próba sięgnięcia głębiej. Napisałem króciutkie opowiadanko "Lisa", dokładnie o tym, ale takie męskim okiem, z większa dawką erotyzmu, zresztą znasz mój styl:). Pozdrowionka 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...