Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

 

Dawno temu,
osiemset metrów pod ziemią,
na pokładzie Idy,
gdzie czarne pyły gryzły płuca górników
jak wszy -
harował koń - Łysek.

Na grzbiecie nosił kamienny oddech kopalni,
w oczach światło lampki karbidowej,
w nogach tysiące ton węgla.

Kości dzwoniły jak łańcuchy,
kopyta tłukły w skałę -
aż iskry gasiły ciemność.

Morcinek opisał to w swej noweli.
Zabawny gość, co widzi cierpienie
w rytmie kopyt.


Rządy Władysława Gomułki -
ascetycznego sekretarza jak kość obgryziona z chleba -
wypchnęły konie z kopalń.
Maszyny wdarły się tam, gdzie mięso i kopyta znały drogę.
Żelazne szczęki zamiast mięsa,
w partyjnych gazetach -  że konie i emeryci
przeżerają Polskę
jak pasożyty w trzewiach narodu.

Łyska wpakowano na ciężarówkę.
Z innymi skazanymi na śmierć końmi wywieziono do Francji -
krainy ludzi, co jedzą konie
jakby chcieli zagryźć ich dusze,
popić winem, zagryźć żabą,
udawać ucztę bogów.

Zwariowani dziwacy,
co Marsylianką chwalą
ociekającą krwią gilotynę.


W rzeźni pachniało krwią,
rury ciekły parą jak żyły przecięte brzytwą.
Pan Galambosz pił kawę, zalewając się w trupa.
Łysek spojrzał mu w oko -
i wygrał.

Zamiast noża - furmanka.
Miska obroku.
Pijacka przysięga:
kto dowiezie - przeżyje.

Śpiewała o tym pani Rodowicz –
swym namiętnym głosem
zachęcając : „wio koniku…”
Lecz Galambosz to była
 francuska  moczymorda.
Po miesiącu kupił dostawczaka Renault
i wyrzucił Łyska  z podwórka
w pizdu,
jak psa zdechłego w gnoju.




Koń błąkał się po Polach Elizejskich,
z pyskiem otwartym jak rynsztok,
aż trafił na plac Pigalle,
gdzie, jak przekonywał nas oficer Abwehry Hans Kloss,
są najlepsze kasztany.

Kloss miał stosunki ze SS-Sturmbannführerem Brunnerem,
pokazał je w serialu „Stawka większa niż życie”
Konic z Morgensternem.

Polska już miała miec stosunek
z bestią ze wschodu
ale szczęśliwy przypadek
nie dopuścił do tragedii.

Bo ta czerwona cholera na glinianych nogach
przy pomocy Gorbaczowa i Jelcyna
rozpadła się jak trup,
rozdęty, cuchnący,
którego nikt nie chce grzebać.

Ale bestia wciąż zabija.
Na szczęście - nie u nas.


To były dla Polaków czasy piękne i trudne.
W euforii doszczętnie zgłupieli.
Wybrali agenta bezpieki, Bolka,
na prezydenta.
Dali się prowadzić jak stado ślepych cieląt
w rzeźni historii.

Łysek padł na ławkę,
kopyta sterczały jak krzyże,
brzuch lśnił w słońcu -
straszył spacerowiczów
kutasem większym niż pomnik Lenina.

Stary Kowboj znalazł go tam,
złapał za grzywę, pognał na statek
dla emigrantów -
krwawiących jak cielak w rzeźni.

Kowboj został poganiaczem bydła w Ameryce Południowej.
Skóra spaliła się w słońcu,
serce zżarły muchy prerii.
Jerzy Michotek śpiewał o tym:
„nad ranem gdy kowboje wypędzali bydło w step....",
a echo niosło śmierć po suchej trawie,
co drżała jak skóra zdarta z człowieka.


Kowboj umarł,
kumple ciało przykryli  kamieniami,
by Salvatore Allende nie wyrzucił go z helikoptera do oceanu
w imię rewolucyjnego bilansu,
że ilość żywych i martwych
zrzucanych do oceanu
musi się mu bilansować.

Allende, ten samobójca historii -
padł w pałacu
jak szczur rozszarpany przez własne, ludzkie psy ochrony.

Łyskowi strzelili z Remingtona w łeb.
Czy zginął?
Michotek bredził o wietrze i trawach -
jakby człowiek był trzciną,
bezbronną, łamliwą, krwawiącą -
jak ta Hanka od Staśka Apasza,
zadźgana nożem w bramie,
o czym  lamentował Grzesiuk.


Legenda mówi -  Łysek przeżył.
Nazywał się Qń - pseudonim operacyjny
albo symbol przetrwania.

Skończył studia, został mecenasem,
łeb większy niż boisko,
kopyta wykrzywione jak po chorobie Hainego - Medina. Awanturnik, wrzeszczący w Sejmie,
krzywa bestia naszych czasów.

Jest, jaki jest.
Chyba że znowu zemdleje.

Łysek z pokładu Idy - legenda.
Nie koń, lecz krzyk rozszarpany,
kopyto wbite w twarz historii.

Źrebaków Łyska już nikt nie znajdzie.
Pieprzona Unia Europejska rządzi.
Łąki puste, ziemia zarośnięta,
konie z duszami znikają
jak górnicy przykryci pyłem,
zakopani w szybach, w ciemności,
bez powrotu.


Arrivederci.

 

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena

w dzieciństwie płakałam nad Łyskiem, dziś żal mi koni skazywanych na rzeź.w internecie jest sporo zbiórek ale to kropla w morzu potrzeb...konie są cudowne, a ludzie często bezmyślni. wzruszająco i mądrze pochylasz się nad losem cierpiących zwierząt...

Opublikowano (edytowane)

@Migrena - tak sobie myślę, że nie da się już zatrzymać zmian,

i tak być powinno- postęp gospodarczy, innowacje to dobra droga.

Ale jak zwykle zmiany poszły tak daleko, że mamy zmiany klimatu- których nie da się już zatrzymać.

Idą po bandzie- jak konie po betonie

Tak przemy do przodu- że to już jest ekspansja i degradacja Ziemi.

A zmiany etyczne? To erozja- bo to co było stało się śmieszne, starodawne i niepotrzebne,

tak jak wszechobecna w miastach betonoza( choć światełko w tunelu widać)

 

Edytowane przez Annna2 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@MigrenaNo to pogalopowałeś z Łyskiem czy na Łysku przez dekady i świat. Świetny pomysł z humorem, groteską, smutkiem na końcu. Ten smutek mnie bardzo zasmucił, pozwoliłam sobie się nie zgodzić z Tobą, co losu Łyska i jego potomków. 

 

Legenda mówi – Łysek żyje.

Nazywa się Duch – symbol nieśmiertelności.

łeb nosi wysoko w chmurach,

kopyta znaczą szlaki dla wędrowców.

Dobry duch naszych czasów.


Jest, jaki jest. I nigdy nie zemdleje.


Łysek z pokładu Idy – legenda.

Nie krzyk, lecz pieśń o przetrwaniu,

kopyto, co zostawia ślad nadziei.

Źrebaków Łyska znajdzie każdy,

kto spojrzy na wolne łąki.

 

Opublikowano

@Berenika97

Bereniko.

A niech duch Łyska hula po niebieskich pastwiskach.

Niech mu nie braknie trawy soczystej, wody żródlanej, ciepłej stajenki.

Za głód, wysiłek, ciemiężenie, niech dłoń przyjazna czesze jego grzywę.

Niech tak będzie !

 

A mnie prześladuje sekwencja z filmu Rejs. Z tym pięknym - patataj !

 

I to życie. Nasze życie które pędzi nas ku niewiadomemu.

Gdzie się w końcu odnajdziemy ?

 

My, jak te Łyski ?

 

Bereniko - zawsze mnie wewnętrznie rozbudzasz !

I czuję się z tym znakomicie :)

Dziękuję.

Opublikowano (edytowane)

 

@Annna2

Aniu.

Całkowicie się z Tobą zgadzam.

Czasem jak zamyślam się nad tym co kiedyś, teraz i później to czuję, że wpadliśmy w jakiś piekielny wir który ciągnie nas w przepaść.

Ty lubisz pisać Koheletem.

A mnie ten fragment (może nie a propos) tak drapie mózg od środka : " to co jest teraz już było, a to co będzie kiedyś jest teraz". (Z głowy to może coś pokręciłem).

Lepiej - juz było.

 

Aniu.

Dziękuję !

 

 

@Alicja_Wysocka

Al. Taki wiekowy to jednak nie jestem :)

Chociaż paradoksalnie tego żałuję.

Dziękuję pięknie :)

I słuchaj.

Bo ja cały czas pod tym kominem....jakbym czekał aż Ty......

No nic.

Wybacz :)

 

 

@Naram-sin

Ja przepraszam, bo to nie do mnie....

Ale może Przytulia.

No takie...złudzenie optyczne.

Dzięki Naram-sin.

Nie do mnie ale miło, że byłeś :)

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena Nie mogłem się nadziwić jak można tak wielowątkowy tekst potraktować jak ckliwą bajeczkę o cierpiących zwierzątkach. Może ze względu na obszerność koleżanka nie pofatygowała się przeczytać utworu do końca?

Mnie bardzo zainteresowała Twoja quasi-historyczna peregrynacja. Łysek odbija w niej rzeczywistość jak krzywe zwierciadło i staje się soczewką ogniskującą zdarzenia i dziejowe emocje.

Opublikowano

Takie były czasy, zwierzęta razem z ludźmi ciężko pracowali. Moi dziadkowie mieli konie do prac w polu i do jeżdżenia. Koń musiał ciągnąć wóz, maszyny, ludzi. Ludzie mieli wielki pożytek. 

Ja się wychowałam przy koniach, wielokrotnie się ich bałam, gdy szłam do szkoły, a padły się na łące i często uciekały na ulice.

Opublikowano (edytowane)

@Naram-sin

starałem się uchwycić tę wędrówkę w czasie i przestrzeni w surowy i prosty sposób. Bez metafor i specjalnych przegięć.

Wyszło jak wyszło :)

 

To Ty najlepiej to ocenisz :)

Gdybym przywołał słowa z filmu " między wierszami" to napisałbym tak : starałem się pisać tak, jakbym tam był.

To tyle.

Dziękuję.

 

 

@Robert Witold Gorzkowski

Kiedyś miałem dom w lesie i jednych jedynych sąsiadów.

Mieli konia. Wielkiego, potężnego perszerona. Na imię miał Adolf.

Ile ja się na nim najeździłem ?

Na oklep. Po lasach, polach i płyciznach Pilicy. Dawałem im co miesiąc po cztery stówy. Bo koń potężny to i potrzeby potężne. 

Nie chcę nawet myśleć co się z nim stało kiedy sprzedałem swoje ranczo.

Ale wspomnienia zostały.

 

Dzięki Robert.

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Robert Witold Gorzkowski

Dla mnie najpiękniejsze to konie i wilki.

A Adolf miał na każdej nodze piękne i długie czupryny (?).

W swojej potędze był pomnikowy.

Dzięki.

 

 

@Alicja_Wysocka

Jestem gapa.

Bo ja z plecaczkiem, konserwy, jajka na twardo, woda......a tu inny komin.

 

To ja co?

Pójdę już sobie :)

Al :)

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...