Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


 




"Papierochy i wanilia".

EDP. Unisex.
Czyli woda perfumowana dla mężczyzn i kobiet.Więcej nie powiem, żeby mnie nikt po sądach nie ciągał.

Przyniósł je kurier. Odebrałem przesyłkę i wszedłem do domu.
ONE weszły ze mną, jak do siebie.
Otworzyłem pudełko. Zgrabna butelczyna - ciemna i ciężka. Solidna.
Nie wiedziałem, że ON w niej siedzi.

Zdjąłem kapsel i... wypadł przy pierwszym buchu.
Normalny diabeł wcielony.
Widzieć go jeszcze nie widziałem, ale czułem uderzenie czegoś nowego, mocarnego, porywającego.

Ostatnio używałem Amouage Interlude - kilka flaszek.
Wcześniej Black Afgano -  też kilka buteleczek.
Ale ten, co przyszedł za prawie dwa tysiące, był inny. Bardziej mroczny. Ciekawszy.

Prysnąłem nim nadgarstek, bawełniany sznurek na drugiej ręce, bawełnianą bluzę Camel i wojskowe spodnie bez nazwy.
Wyszedłem do ogrodu poleżeć na leżaku.
Koło mnie dwa wiejskie kundle: Miś i Migrena. Obwąchały mnie.
Miś jakby z niesmakiem -  zawiedziony, nieobecny.
Migrena - bezobjawowo.

Zasnąłem.

Obudził mnie zapach. Przenikliwy, agresywny, jakby coś próbowało we mnie wwiercić.
Machnąłem rękami, zdezorientowany, jakbym chciał to coś odpędzić.
Moment później podbiegł Miś i trzy razy kłapnął zębami w powietrzu - jakby coś chciał ugryźć.

Powąchałem nadgarstek.
Pachniało cukrem pudrem sypanym na ciepły jabłecznik.
Powąchałem sznurek na prawym nadgarstku - pachniał... no właśnie, nie wiem czym.

Nie jestem znawcą perfum. Nie rozróżniam paczuli od drzewa sandałowego ani fiołków od oregano.
Jeżdżę koniem na oklep, gadam z wiejskimi kundlami o filozofii, nocami leżę na leżaku, wpatruję się w gwiazdy Drogi Mlecznej i myślę sobie tak:

Tam gdzieś, do ciężkiej cholery, musi leżeć na leżaku jakaś istota, która marzy, że tam gdzieś, w Obłoku G, w ramieniu Oriona, na skraju Drogi Mlecznej siedzi facet, który sobie myśli...

I przysięgam, że nie jeden raz, na jedno zamrożone, apokaliptyczne mgnienie oka, nasze oczy się spotkały.

Tak. To jest dziewczyna.
Piękna dziewczyna z okolic tego porąbanego czerwonego olbrzyma M-coś-tam, z katalogu Messiera.
Już ją kocham i już za nią tęsknię.

Więc nie potrafię tej całej paczuli czy innego drzewa na sandały rozebrać na fragmenty.
Nie umiem z atomu wanilii urwać elektrony i zostawić samo jądro -  takie całkiem gołe.
Wstydzę się tej nagości jądra i nie mam do tego serca.

Więc ten nowy zapach jakby zawisł w próżni.

Niepokoiło mnie tylko, że Miś coś z tego zapachu ugryzł. Jakby mu zadał ból.

Poszedłem do kuchni zrobić obiad.
Okno otwarte szeroko - bo to przecież już lipiec.
Ciacham cebulę na piórka, kroję ziemniaki na słupki i już mam to rzucić na patelnię, gdy pod nos podstawiam przypadkiem rękę z bawełnianym sznurkiem.

Ach, ten zapach!

Aż mną szarpnęło.
I wtedy ON, diabeł za te polskie dwa tysiące, złapał mnie za gardło.
Mocno. Brutalnie. Obezwładniająco.

Ale nie po to byłem kiedyś bokserem i grałem w tenisa, żeby ktoś mnie bezkarnie dusił.
Lewą dłonią go odepchnąłem, a prawą, w której trzymałem patelnię, walnąłem go z siłą asa Igi Świątek.

Dostał. Mocno. Czułem na patelni ten ciężar.
I wyleciał przez okno jak tenisowa piłka.
Szybko zatrzasnąłem okno, pod którym Miś i Migrena rozrywały coś, co jęczało i wierzgało... nie wiem nawet czym.

Po obiedzie poszedłem z psami połazić po lesie.
Diabła w zapachu już nie było. Zostało coś innego.

Nurtowało mnie to bardzo, aż w końcu zrozumiałem, co to było.

Wróciliśmy. Psy zostały na podwórku, a ja wsiadłem na rowerek i pojechałem kilka kilometrów przez las, do miejsca, gdzie kiedyś były kamieniołomy.

Za Gierka pociągnięto tam linię kolejową.
Od dziesięcioleci nieczynna, ale tory na drewnianych, czarnych od impregnatu podkładach zostały.

Klęknąłem.

Ten sam zapach.
Mieszanina ropy, jakiejś chemii i suchego, rozgrzanego słońcem drewna.

Tak.
"Papierochy i wanilia" pachną rozgrzanymi, lipcowym słońcem starymi podkładami kolejowymi.

Odłamałem kawałek drewna i zawiozłem do domu.
Dwa psiki - i już to czułem:
"Papierochy i..." do potęgi entej.
Moc paru diabłów, ale bez tej diabelskiej duszy.

W obcowaniu z materią nieożywioną nie uznaję kompromisów.
Więc wziąłem szpadel i w tej małej polodowcowej dolinie, we własnym lesie, wykopałem dołek na metr głęboki i wrzuciłem tam dopiero co kupiony EDP.
Zasypałem. Przyklepałem nogą.
Zamknąłem temat "Papierochów..." versus podkłady kolejowe.

Wieczorem leniłem się na leżaku.
Ptaszki już odwalały swoje letnie trele.
Było lipcowo i miło.

A mnie do głowy przyszła taka myśl:

Jest już po pierwszej i drugiej wojnie atomowej.
Świat wygląda jak dziewicza planeta.
Wszystko, co było, zniknęło i odrodziło się na nowo.
Lasy, bagna, rzeki, gdzieś jakieś góry i morza.

A tutaj, tuż obok mnie - tylko tysiące lat później - jakieś dwa stwory kopią przednimi łapami dół, by schować się przed grasującymi po ziemi zmutowanymi promieniowaniem kleszczami.

Te łachudry mają po dwa metry w kłębie.

Więc stwory kopią, by zniknąć pod ziemią.
Nagle - ryk!
Jeden ze stworów znalazł w ziemi jakieś cudo.
Ciemne, kształtne, z napisem "Papierochy...".

Zabierają znalezisko, by w swoim obozowisku razem z innymi stworami tańczyć wokół niego.
Główny obozowy coś majstruje i  nagle - psik!
Buchnęło w nich starymi podkładami kolejowymi.

Mijają kolejne tysiące lat.
"Papierochy..." są już w muzeum ichniejszej archeologii i osobliwości.
Nagle - alarm. Zamieszanie.
Doniesiono, że tuż obok coś spadło z nieba.

Biegną kustosze i uczeni.
Pogięte blachy, na nich złuszczona farba i napis USRR.
W środku jakieś włochate stworzenie.

Główny uczony pyta stwora z niedowierzaniem:
- Ty żyjesz?

A Łajka, trzęsąca się jeszcze w hibernetycznym zimnie, powoli otwiera oczy i mówi:
- A co, kurwa, nie wolno?

Wróciłem do Amouage 53.
Złachmanionego przeróbkami i poprawkami idiotów.
Ale to jednak Amouage - w namiastce starego stylu.
Moje ulubione.
I bez diabła wewnątrz.

 


Opublikowano

@Migrena

Pachnie opowieścią… z cienia i z żaru.
Zaskoczyłeś formą - bliżej prozy niż wiersza, ale z wyraźnym rytmem Twojego stylu.
Trochę surrealne, trochę żartobliwe, jakby zapach był tylko punktem wyjścia do czegoś więcej.


Czytam i stawiam Twój zapach trochę dalej od moich, żeby się nie pomieszały - bo to by dopiero było :)

Opublikowano

@Migrena efekt Prousta- pamięć zapachowa.

Zapachy mają zdolność pamiętania i przywoływania wspomnień nawet z przeszłości,

nawet przewyższają zmysły. Coś takiego w nas jest- bo mamy emocje, nastroje,

bo np- niektóre rzeczy, zdarzenia  zawsze będą kojarzyć się z zapachem. Albo osoby.

Moja Siostra zawsze z Lancome i pięknym płynem do płukania-

mam jej szlafrok- długo nią pachniał.

 

"Papierochy i wanilia". U Ciebie- też są  i będą już na zawsze przypisane do tego  zdarzenia.

EDP. Unisex.

 

 

 

Opublikowano (edytowane)

@Annna2

Aniu.

Proust - moja mega, mega powieść młodości.

W poszukiwaniu straconego czasu.

A pamięć zapachu "w cieniu zakwitających dziewcząt".

Nosiłem te tomy Prousta czasem nawet za koszulą.

Tak poznałem zapach literatury !

 

Póżniej przeczytałem "piękną chorobę" Mieczysława Jastruna i się w tej powieści zakochałem.

Bardziej niż wszystko co było kiedyś.

 

Super, że to przypomniałaś !!!

 

A zapachy ?

To przestrzeń bez sufitu.

To wspaniałość naszego życia.

Och.

Dziękuję :)

 

 

@Alicja_Wysocka to ja też :)

Ale tylko zapachy :)

Piękne zapachy to jest wszystko co genialne :)

Zapach pięknej kobiety jest jak wyszarpać z raju jego kawałek.

Kto nie pozna czaru zapachu ten jest....

Inwalidą jest !

Kochać to pachnieć.

Pachnieć to kochać.

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena Zapachy - dużo by o nich pisać, już sam tytuł wprawił mnie w rozmarzenie, poczułam zapach dzieciństwa i domu, miłości i ogrodu. 

Ale wracając do tekstu, to masz niesamowity talent do budowania atmosfery i prowadzenia narracji. Bawi mnieTwój język - naturalny, żywy, pełen dosadnych określeń, ale jednocześnie poetycki w najlepszych momentach. Ten fragment o gwiazdach i dziewczynie z okolic czerwonego olbrzyma to czysta poezja wpleciona w prozę.

A ta końcowa wizja postapokaliptyczna z Łajką - to genialne przejście od osobistej historii z perfumami do kosmicznej fantasmagorii jest śmiałe i bardzo udane.

To ma w sobie coś, co sprawia, że chcę czytać dalej.

 

Nie jeden by pisał

o nutach i głębi

Ty diabłu patelnią

wybiłeś ząb z gęby

 

Bo prawda nie w szkle

lecz w gierkowskim torze

I w Łajce, co warczy

"A co .........!"

 


 

Opublikowano

@Berenika97

"Nie jeden by pisał

o nutach i głębi

Ty diabłu patelnią

wybiłeś ząb z gęby

 

Bo prawda nie w szkle

lecz w gierkowskim torze

I w Łajce, co warczy

"A co .........!""

 

 

Bereniko - jesteś genialna.

Dziękuję:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy mijasz mnie obojętnie jak duch, Wiatr podrywa tylko ciszę leżącą u stóp. Nie uświadczysz echa – uszy zbędne. Tylko je odkręcić i schować do wora.   Słowa do ciebie spływają po szybie. Nikną w ziemi, kropla za kroplą jak na Saharze. Maszerujesz pod swoim niebem z głową wysoko. Może nawet nie wiesz lub udajesz ślepca,   Że ktoś podnosi ślady po tobie mozolnie, Jak zagubione perły – a nawet skarpety! Nie jestem wiotką łodygą, co zgina się lękliwa, Jestem ogniem – czasem iskrą czarcią.   Bywam pożarem – lecz nigdy, przenigdy Nie pozwolę ci nazwać mnie słabą. Bo nawet gdy gasnę, w moich popiołach Rodzi się nowy początek – cholerna nadzieja!   Zbieram nuty czasu minionego, straconego, Jak ziarenka piasku na plaży nudystów. Jedne lśnią jak złoto, inne – nijak, ot paprochy, Blade, szare, ciężkie i rdzawe wspomnienia.   Wszystkie przesypują się przez palce W zapomnienie… próbuję bez efektu Zatrzymać je w dłoniach choć na chwilkę... Jesteśmy jak dwie fale w eterze,   Zakłócające się nawzajem: „odbiór, odbiór!” Razem tworzymy ocean kipiący wściekłą pianą. Czasem niesiemy się lekko, na fale zdani, Czasem rozbijamy o skały, choć to ta sama woda.   To jest ta linia, która prowadzi tam, gdzie Słowa już nie są potrzebne, brak dźwięków Kiedyś ustanie, zostanie ślad w pniu wyryty, Ledwo widzialny – jak moja wyblakła miłość…  
    • Tak nie było, to jest historia nieprawdziwa, Może, ale pozwala zrozumieć, co bywa: [1.] Oto był rok tysiąc dziewięćset dziewiętnasty, Lecz inny: Piłsudzki rzekł: „Jedź tam Paderewski!” Paderewski się odciął: „Czemuż ja, lepiej Dmowski!” Dmowski dźgnął palcem Naczelnika krzycząc „Jedź ty!” W końcu nikt nie pojechał w dal, do Wersalu, Na tym z traktatu wyszliśmy „w każdym calu” Tak jak Ukraina, – że to źle zdało się mi…! [2.] Były konferencje w Teheranie, Jałcie, Nasz rząd nie mógł marzyć o zaproszenia karcie, Lecz na nasz MSZ padł cień szefa „idioty”, Bezczelny tam jeździł i do sal obrad pukał, Czasem wchodził, gdy wyrzucali, okien szukał… Spytali po co? „Ma mnie tam nie być? No co ty?!” – Rzekł, i wciąż wykolejał tok mocarzy obrad, Że pozycja Polski lepsza, choć nie aż dobra. Wszyscy się zeń śmiali a zwał się „Talleyrand” Dyl.  
    • @TylkoJestemOna Jak najbardziej też.  @TylkoJestemOna Zresztą zależy jakiego słowa, co ukazała ta piosenka :)
    • jeszcze wczoraj ogień buchał ziemia stopy poparzyła rozżarzona do czerwieni uciekałam w głębię chłodu /noc przyniosła ukojenie.../    rano kwiaty ocucone nie witały mnie ukłonem za to w szklance z coca-colą wyłowiłam zdechłą pszczołę /złe proporcje z alkoholem.../ dzień mi minął latowicie wieczór płynie chłodną bryzą dolewamy do kieliszków /rozgrzewamy zimne zwoje.../    
    • @Leszczym  Szczery uśmiech.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...