Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

      Opowiem Ci dziś o przygodzie, jaką miałam z Ameryką. Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu przeżyję coś równie wielkiego – i równie trudnego.

Jakiś czas temu poznałam, przez przyjaciół, pewne małżeństwo Polaków, którzy od dwudziestu lat mieszkali w Chicago.

On – Adam – był już z trzecią żoną, Krystyną. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się, zaczęliśmy regularnie korespondować. W tym samym okresie rozpadło się moje małżeństwo, a jego żona zmarła na raka.

Rok później Adam przyjechał do Polski sam. Oddałam mu swoje mieszkanie na czas pobytu, a sama przeniosłam się do przyjaciół. Spotykaliśmy się czasem we trójkę. Nic nie wskazywało na to, że moglibyśmy się sobie spodobać – był uprzejmy, ale zdystansowany.

Pisałam do niego coraz częściej – tylko do niego, bo już nie miał żony. Adam był starszy ode mnie o 25 lat.

Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego dnia przysłał mi zaproszenie do siebie, do Ameryki. Powiedziałam mu, że mnie nie stać – wtedy odpowiedział, że on zaprasza i on płaci. W dwie strony.

Wkrótce wysłał telegram: czeka go operacja oczu, potrzebuje pomocy. Uznałam, że trzeba pomóc – a przy okazji zobaczyć kawałek świata. Taka szansa nie zdarza się codziennie.

Wizę dostałam – ku własnemu zaskoczeniu. Po wyjściu od konsula, obcy ludzie gratulowali mi szczęścia. A Adam miał tylko jedną prośbę: żebym nikomu nie mówiła o wyjeździe. Nawet rodzicom.

Tłumaczył, że skoro on płaci, to ma też swoje warunki.

I tak w pewną letnią niedzielę wsiadłam do Boeinga i poleciałam. Lot trwał 12 godzin. Nie spałam – nie chciałam przegapić ani jednej chwili. Wszystko było takie nowe, piękne, ekscytujące.

Na lotnisku O'Hare czekał Adam z bukietem czerwonych róż. Mieszkał w dobrej dzielnicy, w trzypiętrowym domu, z trzema sypialniami na każdym poziomie. Nawet piwnica miała kafelki. W domu mieszkali też inni Polacy.

Po odpoczynku zapytał, czego potrzebuję – po czym zabrał mnie na zakupy. Tego dnia kupił mi sześć par butów, każda w innym kolorze. Dostałam własny pokój i pełny dostęp do mieszkania – za tamto, które kiedyś jemu udostępniłam.

Następnego dnia zadzwoniłam do rodziców. Powiedziałam, że dzwonię z Ameryki. Mama zaczęła płakać. Ja też. Wtedy właśnie dotarło do mnie, co zrobiłam. Nie zabrałam żadnego zdjęcia rodziny. Poczułam się nagle strasznie, samotnie. Rozpłakałam się...

Adam podszedł do mnie i powiedział:
– Do rodziców pojedziemy razem, ale dopiero po naszym ślubie.

Zdrętwiałam.

Byłam jeszcze oszołomiona podróżą, zmianą czasu, nowością wszystkiego… a w tej właśnie chwili usłyszałam, jakie ma wobec mnie plany.

Poprosiłam, żeby powtórzył. Po chwili namysłu powiedziałam, że wyjdę za niego – ale tylko jeśli się zakocham. Bez miłości ani rusz.

Zapytał, czy nie przeszkadza mi różnica wieku. Odpowiedziałam, że jeśli się kogoś pokocha, wiek nie ma znaczenia.

Chciał ślubu jak najszybciej. Twierdził, że ma wystarczająco dużo pieniędzy, złota, że będzie nam dobrze. Ja potrzebowałam czasu.

Powiedziałam mu wprost: chcę pokochać człowieka, nie jego pieniądze. Bo jeśli pieniądze znikną – co mi wtedy zostanie?

Zaczęłam porządkować dom, choć mnie o to nie prosił. On pracował po 16 godzin dziennie. Zaczęłam się nudzić, rozglądałam się za zajęciem. I właśnie wtedy wszystko zaczęło się psuć.

Stał się chorobliwie zazdrosny i zaborczy. Nie pozwalał odbierać telefonów, podsłuchiwał, śledził. Zabronił mi wychodzić

z domu. Otwierał moje listy.

Podejrzewał mnie nawet o to, że… chcę go otruć. Myślałam, że żartuje. Nie żartował.

Znalazłam pracę, mimo jego sprzeciwu. Z każdym tygodniem widziałam więcej. Pił coraz częściej – nawet w nocy. A kiedy czuł się źle, znowu oskarżał mnie o trucie.

Wtedy już wiedziałam, że muszę uciekać.

Pewnego dnia, w złości, powiedziałam mu:
– Mój mąż zawsze jadł wszystko, co ugotowałam, i po każdym posiłku dziękował mi buziakiem. A ty nie dość,

że nie dziękujesz, to jeszcze mówisz, że chcę cię otruć...
Chcę natychmiast wracać do domu!

W jego oczach zobaczyłam wtedy coś dzikiego, jakby ogień. Z pianą na ustach powiedział:
– Nie myśl, że stąd wyjedziesz. Ściągnę cię z lotniska. Powiem, że mnie okradłaś – uwierzą mi.

Zrozumiałam, że mam do czynienia z niebezpiecznym człowiekiem.

Zaczęłam chudnąć. Ze stresu, z bezsilności. Schudłam 10 kilogramów. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść.

Zabezpieczyłam dokumenty i pieniądze – schowałam je do sejfu. Bałam się, że zabierze mi paszport.

Obmyśliłam plan.

Pewnego dnia w pracy położyłam się na zimnej podłodze w łazience, udając omdlenie. Leżałam bez ruchu, jak martwa.

Po jakimś czasie mnie znaleźli, zadzwonili do Adama. Polewali mnie wodą, przykładali lód. Leżałam nieruchomo. Gdy dowieźli mnie do domu, zaczęli się naradzać.

Liczyłam, że jeśli wezwą lekarza, powiem mu prawdę. Jeśli polskiego – to jeszcze lepiej. Miałam nadzieję, że uda się coś ustalić.

Adam bał się szpitala – mówił, że jeden dzień kosztuje 500 dolarów.

Pomyślałam z goryczą: tak wygląda ta jego miłość, wartej wszystkich skarbów świata...

Zaproponowałam, żeby kupił mi bilet powrotny, póki nie jest za późno. Zgodził się natychmiast. Jeszcze tego samego dnia zarezerwował lot.

Rano sam zawiózł mnie na lotnisko. Ledwo trzymałam się na nogach.

Kiedy siedziałam w samolocie, wciąż nie mogłam uwierzyć, że naprawdę wracam. Płakałam z radości i z ulgi.

W całej Ameryce widziałam tylko jedno – ogród zoologiczny. I jego. Takiego, jakim naprawdę był.

Cieszę się, że nie dałam się kupić. Pieniądze są ważne – ale nie kupują miłości, bezpieczeństwa ani szacunku.

To, co w życiu najcenniejsze, nie kosztuje nic. I to jest sprawiedliwe. Bo dostęp do miłości i przyjaźni mają nawet najbiedniejsi.

Adam po moim odlocie ożenił się jeszcze dwa razy. Dziś mieszka w Polsce, niedaleko mnie. Czasem dzwoni.

Znów jest samotny.

    

 

Opublikowano

@Alicja_Wysocka

Napisałaś niezły thriller psychologiczny i nazwałaś eufemistycznie "przygodą".

Znakomity tekst. To poruszająca historia opowiedziana w sposób, który wciągnął mnie od pierwszego do ostatniego zdania. Zaczęłaś niewinnie, wręcz bajkowo – zaproszenie do Ameryki, gesty hojności (kwiaty, zakupy). Następnie następuje gwałtowny zwrot akcji – propozycja małżeństwa i stopniowe odkrywanie prawdziwej, mrocznej natury Adama. Napięcie eskaluje od prośby o dyskrecję, przez zaborczość, oskarżenia o próbę otrucia, aż po otwartą groźbę. Finał - ucieczka przyniosła mi ulgę.

Bardzo dynamiczna akcja - moja ulubiona w thrillerach i kryminałach.

Narracja pierwszoosobowa sprawia, że historia jest niezwykle wiarygodna i osobista.

Chciałam w pewnym momencie krzyknąć - prosi o dyskrecję!? Uciekaj od niego!

To manipulator i toksyczna osoba.

Twój tekst jest też przestrogą - żadne pieniądze nie są w stanie kupić miłości, szacunku i bezpieczeństwa. Podziwiam Cię za siłę ducha, odwagę, mądrość i wolę wyrwania się z tego psychicznego koszmaru.


 

Opublikowano

@Berenika97 Dziękuję Bereniko, Przeczytałaś z uwagą, to historia autentyczna. 

Nie było mi wtedy do śmiechu, byłam przerażona, na pół żywa. W drodze powrotnej, w samolocie długo płakałam, ludzie pytali co się stało, jak pomóc - cóż mogłam powiedzieć. Ja wtedy płakałam ze szczęścia, 

że wreszcie jestem daleko od niego. Nie skrzywdził mnie fizycznie, w żaden sposób, ale odcisk na psychice - mam jak lej po bombie.

 

Serdeczności :)

Opublikowano

W serialu Meet, Marry, Murder na (CI lub ID) jest sporo takich przypadków coraz bardziej kontrolującego faceta. Zaczyna się super, potem, po ślubie, choć niekoniecznie,  stopniowe ograniczenie przestrzeni, ciągła kontrola i rosnąca wściekłość. Ona chce się uwolnić i efektem bywa zabójstwo. Ta historia jest modelowa i dobrze, że sie skończyła tak a nie inaczej.  

Pozdrawiam

Opublikowano

@Marek.zak1 Dziękuję, że zajrzałeś, Marku.

Gdyby wtedy mi się nie udało, to co zaplanowałam - to i tak by mnie nie "dostał" 

Jemu bym nic nie zrobiła - ale sobie. 

Jak dzisiaj widzę dziewczyny i kobiety, którym marzy się podobna "kariera" to mi ich żal - ale chyba dlatego, że życie podarowało mi już taką lekcję i o nią jestem mądrzejsza.

Opublikowano

@Annna2 Miałam Aniu. 

Wiesz, wtedy przenieśli mnie za głowę i za nogi - dwóch mężczyzn i zawieźli, po czym zanieśli do mojego pokoju - w ubraniu położyli do łózka. To wszystko trwało kilka godzin, wszystko słyszałam, Adam zwołał naradę, nie wiedział co robić, jeden z jego kolegów, przyszedł wtedy do mnie do pokoju, przysiadł na brzegu łóżka, pogłaskał mnie po głowie i cicho zapytał - co ci zrobił Adam?

Wtedy ja otworzyłam oczy i cicho poprosiłam - przekonaj Adama żeby otworzył powrotny bilet,

nie wiem co mi jest, wolałabym chorować w domu, w kraju. 

Długo nie trwało, Adam zadzwonił na lotnisko, sam mnie spakował. 

Następnego dnia z rana, miałam powrót do Warszawy, Adam z kolegą mnie odprowadzali.

Wtedy mówiłam w duchu, Boże... dziękuję, niech to się wreszcie skończy...

 

Ale teraz, Aniu, myślę sobie, gdyby tak Adam potrafił się dłużej kryć, gdyby udawał... a ja bym uwierzyła...

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...