Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Staram się przyzwyczaić. 

Dlatego też każda ścieżka, 

mojego porannego spaceru, 

znajduję swą metę na cichym, 

rozległym mnogością pomników, 

skąpanym w zbawczym cieniu wierzb,

ukołysanym martwotą

nieskończonej żałoby,

zasłuchanym w świergocie ptaków.

Starym i zaniedbanym cmentarzu.

Tutaj dusze już od bramy, 

wołają za mną wesoło.

Zapraszają, 

bym choć przystanął

lub przysiadł z nimi 

na skorodowanych

przymogilnych ławeczkach.

Bym podzielił się z nimi

chlebem i napitkiem.

Pobłogosławił im

w ziemskiej nadal niewoli.

A upiory skrwawione do stóp,

posoką często nie swoją 

a złapanych podstępnie ofiar.

Rzucają mi spojrzenia nienawistne 

ale i trwożne.

Rozmywają się w jutrzni budzącej, 

ich węglami z piekła samego, 

malowane postaci.

Demony spętane, modlitwami. 

Krzyczą lub śmieją się opętańczo.

Z bezdni czarnych czeluści. 

Spękanych ścian grobowców. 

 

 

Idę na sam koniec nekropolii.

Pod mur ceglanym wężykiem,

okalający tę oazę

wiecznego spoczynku.

Srebrna furta w jego środku.

Przez, którą

umarli już przejść nie mogą.

Mi jest jeszcze to niestety dane.

Furtka skrzypi

nie naoliwionymi zawiasami.

Czy to Ty Aniele Śmierci 

po moją lichą duszę kroczysz? 

Umrzesz w swoim czasie.

Dziś innego szczęśliwca 

ku zaświatom prowadzę.

I dołączył do sunącego brukiem, 

długiego konduktu.

Wszedł pomiędzy

księdza dzierżącego jesionowy krzyż

a głowę sosnowej trumny.

Stanęli nad wykopaną świeżo mogiłą.

Kapłan - Śmierć 

i wyznawcy sparaliżowani strachem

- żałobnicy.

 

 

A ja wracam ku temu po co przybyłem.

Szukam pośród traw strzelistych 

i skupisk dorodnych pokrzyw. 

Miejsca spoczynku

na swój rychły zgon.

Wreszcie, pod konarem prawie wiekowego klonu, natknąłem się widać nie przypadkiem

na jegomościa zrazu przedziwnego.

Wyczułem,

że nie z żywym wejdę w dyskurs.

I był on najpewniej tutejszym upiorem.

Był w moim wieku.

Wąs miał jasny i strzelisty.

Policzki zaróżowione delikatnie

lecz zapadłe.

A oczy czarne prawie. 

Wyrażające dozgonny

smutek i rozpacz.

Czoło wysokie a na jego czubku, zaczesane starannie słomkowej barwy, gęste włosy.

Koszulę miał białą i o bogatym kroju.

Szerokie miała rękawy 

i guzy przeszyte grubą nicią.

Spodnie od garnituru czarne i pas w nich zapięty na

metalową półokrągłą klamrę.

Brogsy o nosku wąskim, 

wypolerowane na wysoki glanc 

i z okazałym przeszytym ażurem.

Nie młodzieniec już ale widać że co najmniej dobrze jeśli nawet nie szlachetnie urodzony.

 

 

Czym jednak raziła w oczy

jego postać?

Tym, że w miejscu serca 

znajdowała się dziura po kuli,

która nadal jątrzyła się widać i 

upuszczała z siebie ciemną krew.

Pan się nie martwi, nie boli mnie już.

Rzucił żartobliwie, 

widząc gdzie wzrok mój uciekł.

Najpewniej rozumuję, że szuka Pan dogodnej dla swej wygody kwatery.

Jak mniemam 

tamte okazałe i bogate w detale 

i zdobienia grobowce

nie wchodzą w grę?

Doskonale, dodał po chwili pauzy.

Dotarł Pan aż tutaj, do samego końca.

Witam więc w kwaterze samobójców!

 

 

Jak może Pan sam jasno stwierdzić, nam ostatnich honorów poskąpiono. 

Nie ma tu nawet lichych krzyży czy płyt o takich wygodach nie mówiąc,

znów spojrzał wymownie

ku okazałej reszcie nekropolii.

Lecz jest tu spokojnie, cicho i nikt oprócz dzikich lisów czy z rzadka, bezdomnych psów

tutaj nie zagląda.

Nawet oni, wskazał na dusze, które przyglądały się tej rozmowie z bezpiecznego dystansu

- nie zaglądają tu nigdy. 

Boją się klątwy tego miejsca. 

A my przecież jesteśmy może bardziej nawet ludzcy niż oni. 

A raczej byliśmy. 

Jednak my odeszliśmy bez rozgrzeszenia swego występku. 

Ale jakże było to dalej ciągnąć? 

Sam Pan zresztą to

najlepiej wie i czuję. 

Inaczej by tu Pana nie było.

 

 

W każdym razie.

Pan pamięta te słowa. 

Kiedy przyjdzie ten dzień.

Pan dobrze wie jaki.

Może Pan tu przyjść 

o każdej porze dnia i nocy.

Niech się Pan nie martwi 

ja już nie muszę sypiać jak onegdaj.

Przyjdzie Pan tu i zrobi to co zamierza.

Niech Pan będzie spokojny, 

jestem dżentelmenem i nie będę wścibsko podglądał

ani złośliwie komentował. 

Wspieram Pana gorąco 

bo i ja jak Pan widzi

mam to już za sobą.

 

 

A później gdy już się to dokona,

legnie Pan tu,

kto wie, może i dokładnie 

w miejscu mej mogiły.

Niech się Pan nie martwi, 

nie będę zły ani urażony.

A potem zgnije Pan 

i zapadnie z czasem w mokrą ziemię.

Kto wie, może trafi Pan do mnie.

Będziemy spoczywać razem.

O ile nie będą przeszkadzały Panu 

moje prochy.

Tymczasem, daję już Panu spokój 

i czas do namysłu. 

Moje uszanowanie.

 

Nie widziałem go już nigdy później.

Nawet w dniu gdy przybyłem pod ceglany mur i rozłożysty, stary klon by zrobić to 

co musiałem wreszcie zrobić.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witam - fajnie piszesz -                                                    Pzdr.
    • Witam - jestem na tak -                                               Pzdr.
    • Cóż jutro? Jutro pełnia, zbożowego księżyca. A dziś? Mówią na ten dzień „urodziny miesiąca”. Miesiąca? – Akurat! Lecz, coś może być na rzeczy, Dnia pierwszego stycznia w Nowy Rok byś nie przeczył; Pierwszego lutego, że styczeń rzec ci się zdarza, (Może, bo przełom mniejszy, więc nie leć do lekarza). A drugiego lutego – Gromnicznej czyż się wahasz? Czternastego luty do ciebie flagami macha! Trzeciego marca czy subiektywnie marzec już trwa? Ósmego i owszem! – niech który pan odmawia znać! Gdy kwiecień kalendarzowo z prima aprilis; Podobniej maj, najdalej z trzecim się pomylisz. Czerwiec? – O to zależy…: Czy masz w domu dzieci? Lipiec? To frant, ten to czasem od końca szkół leci; Choć zależy też gdzie, bo w Stanach mus od czwartego We Francji może się spóźnić i na czternastego. Czy tak jest też z sierpniem? Chyba nie w Warszawie! Jednak, ósmego miesiąc ósmy bardziej w prawie. A propos prawa to latoś był już dnia szóstego, Przez zmianę prezydenta starego na nowego. Czy to się też przekłada na dekady i wieki, Że wydarzenia nadają nowym czasom „wdzięki”? Jadąc sierpniem przez wieś, widzę zboże bywa zżęte – Och, więc czyż nie trafnie od Indian określenie wzięte? Tymczasem o życie ani pszenicy u Indian nie ma mowy Część plemion oń: księżyc jeżynowy lub ryżowy; Mohikanin, że księżyc kukurydzy ci powie; Oneidzi zaś: owszem kukurydzy, ale nowej; U Seneków i Tuników mówią nań gorący; U innych, może przez owady, że: latający; Katawbowie, że księżyc suchy rzekną w słońcu; Wschodni Czirokezi: końca miesiąca owoców Ale księżyc zielonej kukurydzy w czerwcu; A u mnóstwa sierpniowa pełnia = księżyc jesiotra. Po staroangielsku „Grain Moon” = „Księżyc Kłosów” zwać trza. Celtowie by rzekli, że lwa, sporu lub błyskawic. – Słali mnie do Ameryk a starczyło tuż sprawdzić. Ale wiersz miał mnie zawieść do drzwi „Genius Temporis” Z pytaniem: Cóż nam przyniesiesz i czy obronisz? Lecz wciąż się błąkam wśród śmieci i zeschłej lawendy Szepcząc: „Którędy do Ciebie?” i słysząc: „Nie tędy!”   Ilustrował grafiką „Pod sierpniową pełnią” program „Imagine”, pod dyktando Marcina Tarnowskiego.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Witam - mi też się podoba -                                                    Pzdr.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Tobie to dobrze. Miło że zerknęłaś tutaj na chwilę.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...