Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

przepraszam za błąd w tytule, oczywiście ...after poparty
/tekst napisany po lekturze tekstu innego/
Japonia w moich /azjatyckich/ oczach, a FATALNY METABOLIZM

Ktoś, kto mnie nie zna, powiedziałby, że zawsze chciałam mieszkać za granicą, a dla mnie granice wcale nie mają znaczenia, po prostu chciałabym mieszkać gdzie indziej. I wcale nie mam na myśli przeciągających się napraw uszkodzonych instalacji elektrycznych, czy wysokich cen energii, nie chodzi też o sieci kanalizacyjne, tzn. ich brak.
Czasem denerwuje brak kół samochodowych, ale pociesza wtedy stojąca reszta auta. Automatycznie humor wraca do normy. Normalne stało się wieczne łamanie przepisów drogowych przez większość kierowców, pogardliwie trąbiących na mniejszość wolnobieżnych zgodnoprzepisowców. Ale to nic, zima, jak zawsze zaskoczy służby zajmujące się odśnieżaniem i wtedy KAŻDY będzie musiał poruszać się w tempie zbliżonym do przepisowego. Ha.
To -zimą, ale przez okrągły rok roznosi się wokół sielski aromat wylewanych ukradkiem -z szambelańską fantazją i okazją- ułamków, tj. odchodów. Odór powala na kolana, tak samo, jak ciągłe podwyżki opłat za wodę, kanalizację, energię i gaz.
Wielkie transformatory, tj. tygrysy polskiej prywatyzacji podwieszone do pewnych słupów i poli-tyczek spięte ze sobą niezliczoną ilością kabli i sieci. /mamma fia! la piovra, lew rywiński, orła len & śmieci z dworca z O.O. czyli animal splunet & anal B free 4 3mających władzę groups/ Ze względów na sejmimikę, nieustanne wręcz trzęsienia ziemi /poselskie pochłanianie pożytków bez użycia otworu gębowego, a także walki wręcz/ oraz "niecelowe układanie kabli pod ziemią" -czyli podziemne kanałowe drążenie, np.: metrocanal, albo canal+ jego lwia część, dochodzona bez końca i celu.
Może Bóg wytłumaczy. Dlaczego w Japonii kładzie się wodę i kanalizę pod ziemią, a my Polacy pijemy ścieki z brudnej rzeki /?/
Marzę, aby mieszkać w bezpiecznym i spokojnym miejscu. Gdzie nie kradną aut na światłach //ej –Polacy, wiecie o co chodzi/?// gdzie w 40min złodzieje nie dorabiają się, wynosząc wyposażenie mieszkania –dorobek życia innych drobniejszych złodziejaszków.
Gdzie kontrasty dotyczą TYLKO architektury, gdzie emeryci nie muszą zjadać resztek ze śmietników //tu, po prostu brak mi słów//
Gdzie perełki architektoniczne nie popadają w ruinę, gdzie minimalizm nie wynika z braku środków, a natura jest JEDYNYM wrogiem.
Marzę o kraju, gdzie rodzima produkcja się rozwija, lub chociaż posiada prawa i przywileje, takie jak kapitał zagraniczny.
Marzę o ludziach pełnych spokoju, a nie –zestresowanych bogaczy i trzęsących się biedaków.
Gdzie ci mężczyźni, nie oceniający kolegów, a zajmujący się swoimi interesami? //interes japoński z pewnością sprawdza się w rodzimych warunkach//
Na szczęście kobiety mamy piękne, zwłaszcza ichne nogi -od nieba do podłogi, którą umyć musi jakaś z rusi. A jedzenie? Zrób se sam.
Samów w Polsce mamy teraz dosyć, zwą je marketami. Mega- super-, albo hiper. Jedzenie to narodowy sport Polaków. Polki ciągle są na diecie. Ja przepadam za kuchnią japońską -umi no sachi- szczęście z morza, niestety w Polsce z morza samo nieszczęście, a w marketach mało świeżych ryb.
Ryby zresztą głosu nie mają, a Polacy, gdy głos mają, zachwycają prostozębiem i miętowym zefirkiem, oraz łamaną -polszczyzną z angielskim słowo-talkiem sypanym z amerykańska.
W codziennych kontaktach z Polakami rzuca się w oczy ich zapracowanie...nicbnierobieniem. I wydatkami większymi od przychodów. Dochody szaro-streficzne i ciemne interesy. To wszystko jasne, jak słońce, albo jasne pełne ginger z cynamonem, tzn. z korzenną wtyką ancymona albo nutką dekadencji politycznej.
Oil pracownik, tj. zrzeszony w nafcie polskiej ora w miarę normalnie, czyli orze jak morze, to pozostali kradną co się da.
W biurach Excel używany jest wszędzie i przez wszystkich.
to excel o.s. –każdy przechodzi samego siebie, a nawet innych i po innych, tak się składa polskie origami: grupami po trupami oficjalnie z papirkami. Polak potrafi, to nasze hasło przewodnie, przechodząc przez, po i obok.
Obok siebie przechodzimy parami i w parach, gdzie polki nie są uległe, zgodnie z narodową tradycją ciągłej walki o niepodległość, chyba że te podległe w wyżej opisanych biurach i pod biurkami. Chociaż tę /nie/łóżkową drogę do kariery można zaliczyć jako podjazdową walkę o niezależność finansową.
Polacy rzadko goszczą w swych domach, bo albo pracują, albo bawią z kochanką, albo po prostu wcale nie posiadają własnego domu. W mieszkaniach, domach, czy też knajpach zalewając narodowego robaka smucą się lub nawalają. Rzadko coś mówią, czasem tylko zrzędzą i narzekają albo wykrzykują, ale nie w języku polskim, a w łacinie. Piją -wódkę, nie zawsze polską, a zakanszają śledziem -z japońska.
Japonia to piękny kraj. Każdy, kto odwiedza, czy mieszka w Japonii, musi zobaczyć Amanohashidate, czyli niebianski most. To wąska mierzeja niczym most łącząca brzegi zatoki Miyazu. Z niebiańskim mostem wiąże się romantyczna legenda. Most ma łączyć na jedną noc przeciwne brzegi Mlecznej Drogi, dzięki czemu rozdzielone gwiazdy pasterz ALTAIR i tkaczka VEGA mogą się spotkać. Kochankowie cały rok są rozdzieleni, łączą się 7 sierpnia. Święto Tanabata obchodzone jest w całej Japonii. Radośni mieszkańcy kraju kwitnącej wiśni wieszają zielone gałązki z życzeniami, a wieczorem odbywa się pokaz sztucznych ogni. W świetle rozbłyskujących ogni odkrywamy romantyczną i radosną naturę Japończyków. Uwielbiają świętować, mówi się, że w Japonii codziennie gdzieś obchodzone jest jakieś święto, a radośni Japończycy, przyjaźnie zachęcają cudzoziemców do wspólnego świętowania.
Dlaczego wspominając sejsmikę nie dotrzeć do...źródła. Onsen -naturalne gorące źródła to efekt aktywności sejsmicznej. Głęboko w górach w mieście Yamagata, wznosi się Zao, jej szczyt tworzy kalderę – jezioro w kraterze wygasłego wulkanu. Większość onsenów jest zabudowana szklanymi ścianami, dzięki czemu można podziwiać górski krajobraz, wylegując się nago w ciepłej wodzie. Doskonały nastrój, by stworzyć krótkie myśli w stylu haiku. Naga, saki łyczek, plus/k/
MARZĘ O JAPONII, a może to zew krwi, tzn. ta azjatycka domieszka.
Mam tylko nadzieję, że fatalny metabolizm oznacza wynikający z przeznaczenia ruch architektoniczny /opracowany przez Kenzo Tange/ jeśli nie, to zacznę marzyć o Polakach dbających o własne interesy, czyli członkach miejscowej siłowni;)) Jest lato, może upoluję takiego na baseNIKu.

Opublikowano

ktoś kiedyś napisał tekst o Japonii, w którym krytykował jego mieszkańcow, ich zwyczaje, architekturę, a także wspomniał o kompleksie małego...oraz fatalnym metaboliźmie i krzywych zębach i nogach Japonek
Jakoś nie podobało mi się odbicie Japonii w jego oczach, stąd ta moja ni czkawka /polska/
ni Nihon, jak wyśniony sąd



może sobie i tutaj zaszkodzę, ale niech tam

Opublikowano

Tym kims byl Marcholt Czyscizadek, ale tytulu nie pamietam. Masz talent do zabawy. Szkoda, ze sie nie zalapalas na jakis ruch dada albo cos w tym guscie.

Juz wiem!! To byla "Zabawka z atestem"...

Opublikowano

i zabawnie i ciekawie. ale swoja drogą...drugiej japoni sie Pani zachcialo
,co? nie da rady. i cale szczescie. jakos bym sie nie potrafil odnalezc w
takiej "japonskiej " rzeczywistosci przeszczepionej na nasz cudowny ,
slowianski grunt. BO ONI TAM KOCHAJA PRACOWAC!!! i to od switu do nocy.
zgroza. pojechac tam, zobaczyc to i owo -owszem , ale nic wiecej... podoba
mi sie tekst. zmierzasz we wlasciwym kierunku

Opublikowano

Dear Asher!
hmm,
tym kimś był niewątpliwie Ktoś
podoba mi się jego sposób przekazu, jednak odbieranie rzeczywistosci budzi wrrrrrrrrrr
nie powiem, że bestię, ale jakieś zwierzę z rodziny kopytnych, bo aż tupać mi się chce
owe tupanie wywołują też pewne zjawiska, jednak nie mam pewności, czy tupanie nie będzie przykrym dla słuchaczy, wolę więc mruczeć, a sprawy miłosne przecież łagodzą obyczaje
Pozdrawiam /mam do myślenia od Ciebie, dzięki/

Leszku!
sejmimika -a to dobre, czemu sama na to nie wpadłam/?
no tak, Ty tu Jesteś Mistrzem, dziękuję
Pozdrawiam

Opublikowano

k.s.r.
kierunek dawno obrany, kiedyś chlusnęło ze mnie, tuż po nurtowaniu japońszczyzny w oczach Ktosia
więc i jego duża zasługa
wkrótce nowe stare lądy, wykładanie na lady & ladies
dziękuję, pozdrawiam i zapraszam

Opublikowano

polacy śmierdzą, pyski mają jak gipsowe odlewy, wiejskie chamy zabijają
siekierami psy,wybieramy na urzędy debili itd.itp.,
ale japońce też łobuzy nieprzeciętne [czytałem kiedyś raport lorda ruusela],
kurduple i ta ich zabójcza pracowitość;
ja jestem chłop wielki i w małościach nie gustuje,pracy i nadzorców nie cierpie,
więc w naszym kraju nie jest mi źle, chociaż czego by człowiek nie dotknął
jest do d....
-to takie własne, prostackie przemyślenia po Twoim fascynującym tekście;
bardzo ciekawą potrawę nam wysmażyłaś;
pozdrawiam Cię renatko - jacek

Opublikowano

Przesuper, Renato. Co do Żółtkwów...gęgają już w całym świecie. W Paryżu żółto, wszędzie. Nie powiem, że ja anty, ale...taki chodzący przykładzik-bezwadzik (pół żartem, pół serio) Ja też z tych mniej garnących się do ryzów. Pozdrawiam

Opublikowano

myślę, że ten ból coś znaczy.
ten empatyczny ucisk, gdy widzimy resztę szarych ludzi ciskajacych się i ciskanych
i ten refluks, kiedy smrodek wokół gęstnieje, do zwykłego już się przyzwyczailiśmy
i niewypłakane łzy, zalegające solą powodujące spowolnienie reakcji
wielu marzy o lepszym świecie, naszym lepszym polskim światku
a Japonia? no cóż, nie mogłam zapomnieć o obrazku -widzianym między krzywymi nogami uległych Japonek, o ich uśmiechach szczerych, lecz krzywych i powalających fatalnego metabolizmu wyziewem -odbijającym wady tego kraju i to w oczach mego rodaka

Jacku, ja -mała kobietka- lubuję się w rzeczach wielkich, a minimalizm stosuję tylko na plaży;)
uległą Japoneczką się nie stanę, bo natury zmieniać nie będę
jednak nie znoszę powierzchownego traktowania tematu i czepiania się nieistotnych detali, pomimo tkwiącego w nich diablika i, krzywe nogi, czy zęby wydały mi się szukaniem pierwszej lepszej dziurki, stąd moje MARZENIE LATA, czyli krotko i na gorąco.
dzięki! pozdrawiam Cię wielki chłopie

Aniu! dziękuję i zapraszam do Paryża//pozdrowionka

Opublikowano

oj Marri!
sądzę, jak pisałam: //interes japoński z pewnością sprawdza się w rodzimych warunkach//
hmm, jako drobna kobietka stawiam na europejski king size;Dla równowagi
dziwnie się Czujesz? Why? hyhy
/coś mi podpowiada, że wspólny wypad do Japonii byłby niezwykłą wyprawą badawczą/


Jay Jay!
w tym miejscu po prostu się rozpływam


/jeszcze siedzi -uśmiechnięta od ucha do ucha/

MARRI, JAY JAY -POZROWIENIA GORĄCE I BUZIAKI...T E SH

Opublikowano

język urzeka, zwłaszcza niektóre fragmenty tekstu. podobało mi sie, choć bez zachwytu- może dlatego, że to opowiadanko w charakterze bardziej socjologicznym? Duzo krytyki, ale popartej argumentami. Duzy plus za przyprószenie ironią:)

pozdrawiam!

Opublikowano

Chimer/o/-A-nielska!
Skoroś uskrzydloną bestią, to wybaczam, Żeś nie popadła w sidła...zachwytu -to żart, oczywiście
po prostu uwielbiam ping-ponga...i szachy, tak dla sportu czystego, nie dla wprawiania w zachwyty, raczej wy-prawiania salt
/& pepper, czyli w poszukiwaniu owego smaku, takiego: w sam raz/ Smacznego!

Opublikowano

renata
za pierwszym razem gdy czytałam, pomyślałam sobie -co to jest?
za drugim razem już usmiecham się, zmuszasz mnie prawie za każdym razem do intensywnego wysiłku, prawie jak w siłowni intelektualnej!
ładnie napisany felieton z domieszką twego tygrysiego pazura ! masz swój niepowtarzalny styl, powiem to głośno !
pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar Po Targach w Krakowie ustalimy poetycką''wymianę myśli''.Jestem z moim Wydawnictwem i niby powinno być łatwiej bo to drugie ''wyjście'' a trochę ''zatrzymuje ''w biegu codziennych spraw...Dziękuję raz jeszcze.
    • @Waldemar_Talar_Talar Waldemarze, dziękuję za pamięć, jest kontakt prywatny do każdego, serdeczności :)
    • Drzwi autobusu rozsunęły się. Był to już ostatni, zjazdowy kurs  i kierowca nie zamierzał nawet udawać,  że nie chcę spędzać na postojach  więcej czasu niż wymagała tego  absolutna konieczność,  polegająca na wejściu lub wyjściu poszczególnych pasażerów. Nielicznych już co prawda. Sennie oklapłych na twardych, plastikowych  siedzeniach a wąskiej, topornej budowie. Większość wracała z pracy lub jakiś przedłużonych do granic spotkań towarzyskich czy biznesowych. Marzyli jedynie o kąpieli, spóźnionej kolacji i kuszącej miękkości łóżkowego materaca. Tył pojazdu jak to zwykle w tych godzinach, okupowali pijani oraz bezdomni. Wyjęci spod prawa. Bez biletu, przemierzający pulsujące uliczne arterię tego miasta spotkań kultur i inspiracji.  Wyrzuceni w mrok parkowych ławek, opuszczonych squatów  czy zagrożonych zawaleniem kamienic. Czy tak jak w tym długim jak wąż pojeździe. Wysłani przez społeczne oskarżające oczy, na jego ogon. By tam w kręgu kamratów. Nużać się w niepochamowanej głębi  upadku swego człowieczeństwa.     Traf a może i przeznaczenie  wskazało tego wieczoru,  że pośród tych wyrzutków  można było dostrzec twarz człeka, który na pierwszy rzut okiem  nie pasował tam wcale  ani zachowaniem ani tym bardziej ubiorem. Twarz jego nie zdradzała nic.  Żadnej zmarszczki ani bruzdy, mogącej wskazywać na to,  że myśli nad czymś natrętnie  lub że rażą go rozmyte, astygmatycznie zniekształcone światła latarni. Nie wyglądał na zmęczonego ani sennego. Utkwił wzrok w jednym punkcie,  zaparowanej lekko szyby. Gdyby autobus był jakimś zabytkowym, przedwojennym modelem. Można by uznać za stosowne  i jak najbardziej uzasadnione stwierdzenie,  że pasażer wyglądał jak duch  nawiedzający kabinę pojazdu.     Wnioskować by tak można po tym,  że odziany był w długi, sięgający kostek  dwurzędowy płaszcz o barwie świeżego popiołu z kominka. Tweedowy o kroju oksfordzkim, zdradzającym solidne pochodzenie tkaniny  jak i bardzo wysoki poziom uszycia. Biała jego koszula zgrabnie kontrastowała z granatowym krawatem w złote prążki, zawiązanym z najwyższym pietyzmem  na podwójny węzeł windsorski. Spodnie również szare, o szerszych nogawkach od kolana w dół, z wyraźnie klasycznym fasonem  i dokładnie zaprasowanym kantem, zgrabnie zasłaniały sznurówki lekko podpalanych, brązowych brogsów wykonanych bezsprzecznie ręką mistrza szewskiego a nie maszynowo. Ubiór wieńczyła brązowa czapka w stylu birmingandzkiego kaszkietu  o uciętym ledwie widocznym daszku.     Autobus ruszył w stronę  kolejnego przystanku. Za jego wiatą był zlokalizowany jedynie stary wyłączony już dawno z użytku cmentarz. Ostatni pochówek odbył się na nim jakieś pięćdziesiąt lat wstecz. Pełny był jednak tych cudownych, artystycznych nagrobków, które mimo wielu uszczerbków, uszkodzeń i bezmyślnych dewastacji młodzieży, nadal cieszyły oko tak pasjonatów sztuki  jak i odwiedzających nekropolię żałobników.     Niski, ułożony z na ciemno wypalanych cegieł mur cmentarza Był granicą dla doczesności, która mimo upływu pokoleń  nie miała śmiałości  naruszania spokoju zmarłych. Stare dęby, olchy i świerki Jak strażnicy rozpościerały długie gałęzie  nad marmurowymi grobami. Kuny, lisy i szczury dorodne jak małe koty brodziły ścieżki w  niekoszonych od dawna trawach  i rozplenionych powojach czy koniczynach. Bacznie obserwowane z góry  przez czarne, smoliste ptactwo cmentarne.  Zagony kruków i gawronów, potrafiły swym hałasem  zbudzić duszę z grobu. I wysłuchać jej żali czy próśb. Na skrzydłach rwały w noc ich tabuny. Ku gwiazdom rozsianym  na letnim nieboskłonie. By zanieść te prośby przed oblicze Boga. Gdzieniegdzie w noc, zachukał puchacz, to krzyż żeliwny, przekrzywił się z jękiem. To znów znicz dopalił się, pogrążając czuwająca u ognia duszę w czerni niepamięci.   Kierowca miał zamiar nawet przestrzelić ten przystanek bo kto mógłby,  chcieć wysiadać na nim  o tak niegościnnej porze. Zresztą stróż cmentarza, zamknął jego furtę jakieś trzy godziny temu, sprawdzając wprzód  to czy aby zmarli jedynie ostali na jego włości. Nawiedzić więc zmarłych  w mroku nocy było nie sposób. Zresztą po cóż? Zbliżając się z dużą prędkością do wiaty, kierowca wyczuł wręcz podświadomie  jakiś ruch na końcu pojazdu. Rzucił pobieżnie wzrokiem  we wsteczne lusterko I o mało nie wypuścił kierownicy z rąk. Ze zdumieniem dojrzał u ostatnich drzwi  bogato ubranego jegomościa, który jedną ręką uczepiony rurki, drugą dawał mu wyraźny sygnał ku temu że zamierza wysiąść na odludnym przystanku.  Więc usłużnie zwolnił i wjechał na zatokę. Otwierając jedynie ostatnie drzwi.   Depresyjna niemoc była mi dziś łańcuchem, którego piekielne ogniwa skuły mnie jakimś diabelskim zaklęciem z tą zdezelowaną wiatą. Praktycznie nieużywaną  i posępnie zniszczoną przez grupy młodzieży. Wybite szyby i oderwana w połowie ławeczka, cieknący, dziurawy dach i wszechobecny brud Były mi i tak milszym widokiem niż  zimne ściany mojego mieszkania. Myśl o tym, że miałbym tam wrócić  a od jutrzejszego poranka,  po nieprzespanej nocy. Znów przybrać maskę uśmiechu i normalności Wprawiała mnie w szalenie, głęboką rozpacz.     Jaki to wstyd,  że muszę płakać gdzieś na odludziu. Bo nie mam nikogo. Bo mam maski,  które nie pozwalają mnie dostrzec. Mam uśmiech na twarzy, który kamufluje łzy. Poświęcam się celom, które są puste. Kocham tą której nie zdobędę nigdy. Piszę wiersze, które przepadną.  Nigdy nie wydane. Dlatego przyjeżdżam tutaj. Żeby patrzeć w jedną, pewną i niezawodną wizję przyszłości. Na cmentarz. Dlaczego miałbym oszukiwać swoje myśli. Umrę, Wkrótce. I trafię na podobny cmentarz. Tu nie będę już udawał. Będę wolny. Od choroby życia. A czyż to samo nie wystarcza by nazwać śmierć wybawieniem? W to wierzę, że po śmierci będę szczęśliwy.     Z zadumy wyrwał mnie autobus,  ostatni już dziś według rozkladu. Może nie zwróciłbym na niego uwagi  bo codziennie przecież przecinał jezdnię nawet nie zadając sobie trudu by zatrzymać się w zatoczce. Kierowca był chyba nawet nie świadom tego, że moja osoba siedzi pod wiatą, każdego wieczora. Śpieszno mu było do domu.  Pewnie miał dzieci i żonę. Kogokolwiek kto czekał na jego powrót. Dziś jednak było inaczej. Autobus wyraźnie zwolnił jakieś dwadzieścia metrów przez zatoką  i włączył kierunkowskaz do skrętu. Zajechał, parkując idealnie tak by zmieścić całe nadwozie w obrysie zatoki. Przez chwilę nawet przemknęło mi przez myśl że tym razem kierowca dostrzegł mnie  i wiedząc, że to zjazdowy kurs  ulitował się nademną. Drzwi jednak naprzeciw mnie  były zamknięte na głucho. Miast tego otwarły się te ostatnie  i wydawało mi się,  że wysiadła tylko jedna osoba. Autobus ruszył dalej,  wzbijając lekki dym z rury wydechowej. Gdy warkot silnika się oddalił. Posłyszałem kroki.     Z narożnika wiaty wychynęła  postać mężczyzny. Młodego i postawnego. Był ubrany przedziwnie. Schludnie lecz niesamowicie staromodnie. Widać obydwaj byliśmy mocno zdziwieni  natrafieniem na siebie  o tak niecodziennej porze w tak osobliwie, odludnym miejscu. Podszedł do mnie jednak  i poprosił o papierosa. Odparłem, że pale jedynie mentolowe. Wie Pan - zaczął niepewnie - nigdy takowych nie paliłem. Ale tytoń to tytoń. Wyjąłem więc paczkę z kieszeni bluzy i wziąłem dwa papierosy.  Podałem mu jednego, włożył go szybko do ust  I nadstawił się ku płomykowi zapalniczki. Odpaliłem też dla siebie i zaciągnęliśmy się  ochoczo pierwszym dymkiem. Uchylił kaszkiet i podziękował mi serdecznie.     Minął wiatę i skierował się  ku zamkniętej bramie cmentarza. Zawołałem za nim  Proszę Pana. Pan tutaj na cmentarz? Dziś już zamknięty dla odwiedzin. Musi Pan przyjść jutro. Zaśmiał się serdecznie i rzucił  Ja wracam tylko do domu Tak przez zamknięty cmentarz? Ciemną nocą? Tam nie ma nawet latarni. Nie boi się Pan? Teraz już nie przystoi mi się bać. Ale jak żyłem to się bałem.  Bałem się Drogi Panie  życia w samotności i kłamstwie. Teraz już jednak mam spokój. Wieczny odpoczynek od życia. Skończył to zdanie i rozmył się jak duch W progu cmentarnej bramy.  Dopaliłem papierosa. I wstając z zamiarem powrotu do domu. Rzuciłem jeszcze w czerń bramy. Doskonale Pana rozumiem. I już się nie boję.    
    • @tie-break

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       U nas jest ogłoszenie, żeby nie dokarmiać gołębi. W kominach zakładają gniazda i zapychają. Wiem, zeskrobać nie można, tego, co zostawiają. A sikorki - cwaniarki :)   @huzarc Dzięki, że poczułeś się gościem pod wierszem :)   @Marek.zak1Wszystko możliwe, podobno kota można zagłaskać, ale daleko jest, dzięki :)  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witaj Alicjo - prawdę napisałaś że musi coś zostawić  w czytelniku -                       dziękuje za przeczytanie - nie chcę się narzucać Alicjo                       chcę tylko zapytać czy nie chciałabyś  otrzymać w prezencie                        mój Nowy tomik - z przyjemnością wyśle -                                                                                                    Pzdr.serdecznie                                                                           
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...