Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czy jestem idiotą?
Ostatnio wciąż słyszę, że brakuje mi piątej klepki. Sam nie wiem co mam o tym myśleć. Z całą pewnością jestem inny, niz ci wszyscy ogoleni na łyso playboye pędzący za karierą i poświęcający dla niej wszystko, rozbijający się w lśniących BMW, Buickach, Chevroletach, czy Porsche. Jeśli tylko dlatego jestem idiotą, w porządku. Jakoś to przyjmę do świadomości.
Coś ciągle mi mowi, że sedno mojej osobowości tkwi w jakimś martwym punkcie, którego ja sam do końca nie poznałem. Nawet nie potrafię tego wyjaśnić. Jesteś mną? Gdybyś był mną, wiedziałbyś co chcę powiedzieć.
Jestem odmieńcem, zdaję sobie z tego sprawę.
Uświadomiłem to sobie już dawno temu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem od babki słowa: "Jesteś naznaczony, musisz uważać na siebie bardziej, niż ktokolwiek inny."
Myślicie, że wiedzialem o co jej chodzi? Nie miałem bladego pojęcia.
Pech.
To o to chodziło babce. W moim przypadku sprawa przedstawiała się inaczej, niż dla ogolonych na łyso playboyów. Często, kiedy o tym myślę zastanawiam się, dlaczego? Dlaczego ja? Nawet babka nie znała odpowiedzi.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz czarny kot przebiegł mi drogę. Nie potrafię opisać, jakie uczucia drzemały we mnie dzień póżniej, gdy dowiedziałem się, że moja matka została zamordowana. Ktoś dżgnął ją szesnaście razy nożem w brzuch, potraficie to sobie wyobrazić? W jednej chwili straciłem najcenniejszą mi osobę.
Tak bardzo ją kochałem, do dzisiaj żałuję, że nigdy jej tego nie powiedziałem. Do dziś błądzę wzrokiem w poszukiwaniu jakiegoś znaku od niej.
Czarny kot - kiedy widzę jego ślepia, kiedy widzę, że zbliża się zamykam oczy i odwracam się na pięcie. Już zawsze będzie mi się kojarzył z tamtym dniem. Patrząc na czarnego kota, już zawsze przed moimi oczyma będzie pojawiala się wizja mojej matki mordowanej przez jakiegoś skończonego psychopatę.
Pech. Dlaczego ja? Dlaczego ja muszę być naznaczony? To pytanie spędza mi sen z powiek.
Miałem dwadzieścia cztery lata, kiedy odwiedził mnie przyjaciel ze studiów. Zobaczyłem go przez wizjer w drzwiach i z uśmiechem na twarzy pomyślałem:
"Nie jestem jednak taki samotny. On przyszedł do mnie, tak, to naprawdę mój znajomy i przyszedł tylko do mnie."
Wyobrażacie sobie? Przez tyle lat przebywacie w zamkniętym pomieszczeniu, żyjecie w ciągłym lęku, w samotności... i nagle dostrzegacie znajomą twarz...
Otworzyłem drzwi i podałem mu rękę. Czułem jak w moich oczach gromadzą się łzy.
Wtedy uświadomiłem sobie swój błąd i przypomniałem słowa babki mówiącej łagodnym głosem: "Przywitania i pożegnania, pamiętasz? Zapomnialeś już? Nie wolno ci robić tego, gdy druga osoba stoi na zawnątrz. Nie przez próg, chłopcze. To przynosi pecha, to straszny przesąd, musisz zwracać uwagę na to, z kim i gdzie się witasz. Nie czyń tego przez próg".
Zadrżałem wtedy. Nogi ugieły się pode mną i prawie upadłem. Tylko tyle pamiętam z tego spotkania.
Dwa dni póżniej z przerażeniem, niemal w akcie desperacji zadzwoniłem do niego. Odebrała jakaś kobieta, prawdopodobnie jego żona i oświadczyła, że nie mogę rozmawiać ze znajomym, gdyż on nie żyje.
- Udał się do sklepu - wymamrotała kobieta, co chwila przerywając, nie mogąc zapanować nad szlochem - Nie wrócił już. Potrąciła go ciężarówka...
Pech. Po raz kolejny chodziło wlaśnie o to. O nic innego.
Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, przez co przechodziłem, to był niekończący się koszmar, droga bez powrotu, którą musiałem pokonywać codziennie.
Studiowałem notatki, które sporządziła mi babka. Dotyczyły rozmaitych przesądów. Musiałem je wszystkie spamiętać i wystrzegać się pechowych sytuacji. Owo wystrzeganie wiązało się z dalszą samotnością, z obłędem, w który popadałem.
Nie rozmawiałem z nikim. Byl moment, kiedy przez dobre dwa miesiące nie wychodziłem z mieszkania, a kiedy dzwoniłem po pizzę prosiłem, aby zostawiali ją na wycieraczce przed drzwiami, gdyż bałem się stanąć twarzą w twarz... z drugim człowiekiem.
Mając dwadzieścia osiem lat pojechałem na zaproszenie do Manchesteru. Moja kuzynka wychodziła za mąż, miałem być swiadkiem. Nie odmowiłem, nie mogłem odmówić, chyba sami rozumiecie?
Wciąż myślę o tym, co się wtedy wydarzyło i zastanawiam się, dlaczego tak się stało? Czytałem póżniej notatki babki, szukałem wiadomości w internecie, ale nie znalazłem niczego na temat przesądów dotyczących ślubów, weselnych imprez, oraz pary młodej.
A jednak oboje zginęli podczas podróży poślubnej. Katastrofa lotnicza. Gdyby nie fakt, że zginęło w niej ponad sto dwadzieścia osób, uznałbym się za skazanego na całkowitą samotność. Skazanego na przebywanie w zamknięciu.
Że tak powinno być upewniłem się rok póżniej na przedstawieniu w teatrze. Nie spodziewałem się, że ujrzę tam kominiarza.
Nie mogę w to uwierzyć, do dzisiaj mam sny o człowieku ubranym na czarno... Co prawda był to aktor w przebraniu, lecz to nie ma znaczenia w kwesti przesądu, według którego człowiek zobaczywszy kominiarza, powinien odnależć wszystkie guziki w swoim ubraniu i dotknąć ich. Tylko dotknąć.
To głupie.
Czy ja nie jestem idiotą?
Ale to działa. Na mnie to działa, wierzcie mi lub nie, ale to dzieje sie naprawdę.
Odszukałem wtedy wszystkie guziki. Jak się póżniej okazało, przeoczyłem jeden, znajdujący się przy rękawie koszuli. Był to guzik zapasowy wszyty od spodu, na wypadek gdyby któryś z centralnych guzików odpadł.
Guzik zapasowy. Zapomniałem.
Nazajutrz we wszystkich gazetach, które przeglądałem tłustym drukiem mogłem przeczytać: "Niespodziewana śmierć aktora teatralnego. Lekarze badają przyczyny zgonu trzydziesto sześcio letniego..."
Pech.
Jak długo to mogło trwać? Jak długo? Popadłem w depresję, z ktorej żaden lekarz nie potrafił mnie uleczyć. Nie mieli pojęcia na co cierpię.
Jak długo? - pytałem - Jak długo jeszsze?
Nigdy nie byłem w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Byłem sam, kompletnie nie zdolny do tego, by trzeżwo myśleć.
Tak, rozpiłem się. Po roku stałem się alkoholikiem.
Pewnego dnia musiałem opuścić mieszkanie. Głód alkoholowy był silniejszy. Narzuciłem ciepły płaszcz, gdyż w tamten pażdziernikowy wieczór było naprawdę zimno, deszcz lał jak z cebra, a szybkość wiatru przekraczała pewnie grubo sześćdziesiąt kilometrów na godzinę.
Wyszedłem na ulicę.
Ze spuszczoną głową, tak aby nie wzbudzić niczyjego zainteresowania, dodatkowo w wełnianej czapce, sunąłem jak zjawa w kierunku sklepu.
Pamiętam tłum ludzi zgromadzony przy jednej z ulic. Niektórzy krzyczeli, część z nich stała nieruchomo, inni z przerażeniem w oczach patrzyli na widok, jaki rozpozcierał się przed nimi.
Wypadek samochodowy. Zobaczyłem ogromną ciężarówkę z naczepą, oraz samochód osobowy, był to chyba ford escort. Ogromny osiemnastokołowiec przechylony był pod kątem czterdziestu pięciu stopni, przygniatając kołami escorta. W każdej chwili ciężarówka mogła z powrotem opaść na asfalt, a wtedy z auta osobowego nie pozostało by zbyt wiele. Miazga - tylko to słowo usłyszałem w swojej głowie. I ci biedni ludzie uwięzieni w samochodzie...
Kiedy dostrzegłem czym wypełniona jest przyczepa, osłupiałem. Było za póżno na ucieczkę, za póżno na cokolwiek.
Tłum był coraz większy. Widziałem ich agonię pomimo, że stali żywi.
Widziałem śmierć zaglądającą do ich oczu.
Mój Boże, proszę, nie - pomyślałem i wtedy ogromna naczepa przechylona dośc mocno na bok, przewrócia się.
Pech.
Przypomniały mi się słowa babki: "Uważaj na lustra, one przynoszą najtragiczniejszą i najokrutniejszą śmierć, wystrzegaj się ich..."
Naczepa z łomotem uderzyła o asfalt. Kilka osób krzyknęło.
Ja krzyknąłem najgłośniej, było już za póżno.
Za póżno, za póżno na cokolwiek.
Rozległ się dzwięk tłuczonego szkła; był tak głośny, że musiałem przysłonić swoje uszy dłońmi. Zobaczyłem, że kilka innych osób uczyniło to samo.
Z naczepy wypadły lustra, jedno po drugim: ogromne, w miedzianych, brązowych i srebrnych ramach.
Wszystkie tłukły się momentalnie po zetknięciu z ziemią. Miliony szklanych kawałeczków pokryło ulicę w promieniu dobrych kiludziesięciu metrów.
Spojrzałem na tłum ludzi, który z minuty na minutę powiekszał się. Ludzie przybywali zewsząd. Ciekawscy gapie rozmawiali ze sobą półsłówkami, wymieniali spojrzenia, przede wszystkim jednak wpatrywali się w zmiażdżonego przez koła ciężarówki escorta. Nie byli świadomi tego, co ich czekało. To tak bardzo mnie bolało, tak bardzo, nigdy nie zgadniecie co czułem. Ci ludzie nie mieli pojęcia co się stanie.
Do dzisiaj mnie to prześladuje. Do dzisiaj, moi drodzy.
Pomimo, że tkwię w zamknięciu, że moim domem jest zakład dla obłąkanych, pamiętam twarze tych ludzi; niemal każdą z osobna. Oglądałem je wtedy po raz ostatni...
Oni naprawdę nie byli świadomi.
Nie byli świadomi.

Opublikowano

parę błędów np Odszukałem wtedy wszystkich guzików = wszystkie guziki raczej
ale treść interesująca, z początku wydawało mi się, że to znudzi, ten pech, jednak zakończenie do spodobania :)

Opublikowano

Leszek - to bardzo stare opowiadanie, poprawiane sto albo i więcej razy, mam jednak sentyment to tego tekstu, jak narazie opublikowałem go jedynie tu, bo byłem ciekawy co o nim myślicie. Zdaję sobie sprawę, że mogłoby być lepsze;) Cieszę się jednak, że jesteś na tak:)

Fruzia - dziękuję, bardzo mi miło. Dżgnął - pewnie chodzi o "ż" zamiast z z kreseczką, jednak na mojej klawiaturze nie mogę tego znaku utworzyć nawet za pomocą alta+x. Chyba, że chodzi niewłaściwy zwrot, jeśli masz inną propozycję, będę wdzięczny za jej "uwidocznienie" ;)

natalia - błąd z guzikami już poprawiony:) Miło, że zakończenie nie wywołało kompletnego znudzenia;) Pozdrawiam.

Pozdrawiamw szystkich serdecznie

Opublikowano

j.renata - dzięki, cieszę się, że na tak;)

Pedro - To opowiadanie jest stare, bardzo stare. Ostatnio trochę w nim "pogrzebałem" i pomyślałem, że wrzucę na stronkę. Dzięki za komplement. Chociaż nie uważam się za utalentowanego. Piszę, bo to mnie odpręża... to miłe kiedy ktoś napisze taki komentarz, jaki Ty napisałeś przed chwilą. Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, co przechodziłem --> wydaje mi sie że "przez co przechodziłem" chyba lepiej brzmi, ale tak jak jest tez jest dobrze. "Ogromny osiemnastokołowiec przechylony był pod kątem czterdziestu pięciu stopni, przygniatając kołami escorta. W każdej chwili ciężarówka mogła z powrotem opaść na asfalt, a wtedy z auta osobowego nie pozostało by zbyt wiele." --> z powrotem na asfalt czyli nie na samochód, albo ja czegoś nie rozumiem --> pozostałoby.
Poza tym - dziwne. Po prostu dziwne. W porównaniu do innych Twoich tekstów wydaje mi się, że to jest inne. Co więcej to jest krótkie, zdecydowanie za krótkie. W porównaniu do innych Twoich tekstów... :) Co nie zmienia faktu, że podoba mi się i to nawet bardzo. Ten tekst ma w sobie coś, jest interesujący, intrygujący... i ma Klimat, taki Klimat jaki ja uwielbiam.
czarrna

Opublikowano

Czarrna,witaj;) A jednak przeczytałaś tą opowiastkę;) Niektóre niezgodności już poprawiłem;) Dzięki za ich wskazanie. Miło, że wpadłaś, zaskoczyłaś mnie bardzo;) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • świat jest...blisko  liście na gałęziach drzew  kwiaty w parkach na łąkach  ptaki chmurki na niebie  rozglądają się za tobą    a ty ty często  odwracasz się  nie dostrzegasz nic  prócz swojej samotności  zmartwień    daj życiu szansę nie tylko przytuli    porwie w nieznane  jak wiatr liście  znajdzie ciepło  nawet w krainie lodu    daj mu szansę  nie jutro ... dziś    w szafie nudzi się  piękna bluzka sukienka  nie pamięta światła    tęskni  tęskni za światem  tak jak ty   10.2025 andrew   
    • @Roma     Łukasz Jasiński 
    • pamiętasz, A.? jak pachniało tanim winem i deszczem a my myśleliśmy, że jesteśmy poetami tylko dlatego, że baliśmy się życia. twoje włosy kleiły się do policzków jak ciche obietnice, których nie dotrzymuje nikt, a ja paliłem jednego za drugim jakby dym mógł wypalić tę pustkę, która zostaje po miłości. mówiliśmy, że świat nas nie rozumie, ale prawda jest taka, że to my nie mieliśmy nic do powiedzenia. tylko ten kurz w gardle, i noc za długą, by w niej zasnąć. dziś siedzę sam przy oknie, niebo ma ten sam kolor co twoje oczy, kiedy mówiłaś „zostań” — a ja, idiota, już odchodziłem. czasem włączam tę samą piosenkę, co wtedy, i myślę, że gdybyś była obok, też byś milczała. bo o czym tu mówić, kiedy nawet cisza nie ma już sensu. — ten list nigdy do ciebie nie dojdzie, A., bo wszystko, co miało znaczenie, umarło zanim nauczyłem się je nazwać.
    • @Roma   Wbrew powszechnej opinii - u nas - Polaków - istnieje coś takiego jak gen wojny, niech pani zapamięta: nigdy, dosadnie - nie służyliśmy nikomu, otóż to:   Check out this video from this search, niech żyje brygada świętokrzyska

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Walcząc z Sowietami, oni postanowili nie poddać się nikomu i przedrzeć do armii polskiej na Zachodzie. Ponad tysiąc karnych zdecydowanych na wszystko żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej dotarło do Czech. W Holiszowie brawurowo oswobodzili zaminowany i przygotowany do spalenia niemiecki obóz koncentracyjny dla kobiet. Setki uratowanych od śmierci Polek, Żydówek i Francuzek w dowód wdzięczności podarowały im serduszka uszyte z pasiaków. Najwyższe odznaczenie, jakie dostali w życiu. Razem z Amerykanami wzięli do niewoli sztab XIII armii niemieckiej. Generał Patton przywitał ich słowami: „Na Boga, powinniśmy podrzeć te cholerne, podłe porozumienia z Sowietami i ruszyć prosto na wschodnie granice”. W tak fascynujący, emocjonalny i pełen humoru sposób, może pisać tylko Elżbieta Cherezińska. O patriotyzmie bez patosu, o prawdziwych bohaterach bez bohaterszczyzny. Powieść z iście filmowym nerwem. Niczym "Bękarty wojny" i "Złoto dla zuchwałych". Powieść o tych, którzy nie poddali się nikomu
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...