Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spójrz, deszcz skapuje z gałęzi, z liści kasztanów. Bo dzisiaj jest deszcz, ten właśnie deszcz, co rozpryskuje się na mojej twarzy zimnymi kroplami, rozmazując makijaż na twarzy. Poznaczając czarnymi smugami łzawej melancholii maskę klauna. Tego właśnie, który czeka, który stoi każdej nocy pod twoimi zatrzaśniętymi na wieczność drzwiami. Zwisa mu w dłoni kwiat zwiędniętej roży, i mimo kolców ściska łodygę mocno do krwi…

Miało być romantycznie, a wyszło jak zwykle. Zmiażdżone ze chrzęstem potłuczonego szkła, przejechane obręczą beznadziejności. Skąd, to? Z miłości. Z miłości i tęsknoty. Z miłości i bezkresu niespełnienia. Z miłości tej jedynej. Tak, tej właśnie. Właśnie tej…

 

Dzisiaj jest wiatr w otchłannej czeluści migoczących gwiazd, które wyłaniają się spoza nawały stalowych chmur. Miliardy drgających świateł obsypują rzęsy i brwi. I moje dłonie zatopione w melancholii pośród strzępów krajobrazu. Spójrz jak lśni moja twarz, jak migocze. Spójrz na moją twarz poprzecinaną bruzdami nieuleczalnych chorób duszy… — jakże ich wiele!

A, gdzie twoja? Powiedz, gdzie… Gdzieś tam, daleko. Nie widzę, albowiem zasłania ją cień wielkiego drzewa. Drzewa, które szumi, które chwieje się i skrzypi. Wiesz, przytulam się do jego chropowatej kory i śnię, śnię razem z nim, wychodząc ze snu i w sen wnikając następny, nieosiągalny dla pamięci tuż po przebudzeniu. Albo dostępny, co najwyżej w skrawkach, we fragmentach jakichś bliżej nieokreślonych niedoistnień. We władaniu widm o nieustalonych rysach twarzy, które mijałem, które mijam, idąc przed siebie, idąc na wprost…

Tak oto przytulam się do chropowatej kory. Obejmuję pień i szepczę, wsłuchany w cichy szum wzburzonej tęsknotą płynącej żywicy.

Kocham cię. Tak po prostu. Mówię to, szepczę, zatopiony w mroku nocy. Mówię to, kiedy wychodzę z domu naprzeciw imaginacjom. Mijając pod drodze niedokończone rzeźby, popiersia w otwartych na oścież opuszczonych pracowniach… Szepczę i śnię. I marzę cicho o tobie. Marzę bez nadziei, albowiem obraz twój rozbija się o twarde kanty kamiennych twarzy o milczących bladych ustach.

 

Idę wzdłuż długiego muru ze spleśniałych cegieł, wzdłuż oddychających kamienic, których ściany wybrzuszają się i kurczą od nadmiaru powietrza. Idę po spirali schodów. W gorę? W dół? Nie wiem, ale wiem, że tańczą w oddali ognie świętego Elma. Tańczą nad kominami wygasłych fabryk, nad słupami wysokiego napięcia… I jarzą się w oczach porzuconych karoserii, które rdzewieją na poboczach dróg. Które przypominają struchlałe żółwie. Puste skorupy żółwi z pałającym w zdziwionym, ślepym spojrzeniu reflektorów echem jakiejś pradawnej, kosmicznej eksplozji. Za płotem, za blaszanym ogrodzeniem podpierające się łychami koparek martwe, jakby prehistoryczne gady. Martwe w swojej martwości narzutowego głazu. Cuchnące smarami, olejem, benzyną o poprzecieranych tabliczkach znamionowych… Kratownicowe wieże, szare szafy agregatów, nastawni, rozdzielni… I kilometry ciągnących się kabli, zwoje, szpule, spróchniałe deski, cuchnące smolą poobijane beczki.  Porośnięte chwastami betonowe fundamenty nie wiadomo czego zapadają się, jakby w roztapiającej się wiecznej zmarzlinie…

Przekrzywione, rozdygotane resztki, pozostałości dawnego czegoś, co miały lśnić w słońcu dumnie i pięknie…

 

Gdzie ja znowu błądzę? Dokąd zmierzam? Staję przed witryną księgarni pod nikłym, brzęczącym cicho neonem, lecz zapomniałem tytułu książki. Patrzę, spoglądam bezrozumnie, wodzę oczami, jakbym stracił na chwilę przytomność, jakbym uległ nagłej atrofii pamięci w czerwonym blasku stroboskopu. Odwracam się. Odchodzę ulicą pełną sennych widm i majaków, w tej okrutnej ciszy, w tym bezlitosnym milczeniu rzeczy.  Z wiatrem we włosach i ze spuszczonym wzrokiem skazanego, z rękami w kieszeniach, w szarym, powiewającym prochowcu… Odchodzę w mrok, w to nagłe opuszczenie…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-06-26)

 

 

 

Opublikowano

   Włodzimierzu, to bardzo dobry tekst. Ale uważaj na swoją osobistą energię. Bądź ostrożny z tą, którą przywołujesz, aby tworzyć. Wiem, że to robisz. A ostrzegam dlatego, ponieważ przekształcasz swoją osobistą energię w tę - taką - z którą łączysz się, aby pisać. Zbyt długie i zbyt częste pisanie o emocjach rodem z Szarości - by nie rzec z Mroku przekształca Cię w Szarość. 

   Serdecznie Cię pozdrawiam ;-)) ;-)) . I życzę mnóstwa pozytywnej energii ;-)) ;-)) . 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Michale, przychodzi na myśl Yin(g) and yang, dobro i zło, etc., połączone siły wszechświata. Literatura nie byłaby literaturą, gdyby tylko same pozytywne historie były opisywane (brzmi to jak Raj, Niebo, czyli samo Dobro). Horror i wiele innych negatywnych w ludzkim zrozumieniu zjawisk, są częścią ludzkiego życia.
Znana i opisana historia ludzkości potwierdza to bez pardonu. Znakomity amerykański pisarz Edgar Allan Poe był tego świetnym przykładem, jego opowiadania wciągają czytelnika pomimo grozy tam panującej. Wszystko co ludzkie... 
Myślę, że warto szanować każdą twórczość. Przecież mamy wybór, możemy to czytać, albo po prostu pominąć.

Pozdrawiam serdecznie. :-)))

Opublikowano

@Wiesław J.K.

   Tak zwane Dobro i tak zwane Zło pochodzą z jednego źródła - z Wszechświata. Zgodzę się z Tobą, że - jak powiedziała Leya Seydoux w "Spectre", Bond-owa Madeleine - "Zawsze mamy wybór". I że literatura bez negatywnych historii nie byłaby sobą. Chodziło mi o to, by jeśli piszesz o sferze Mroku, uważać na energię Odeń przychodzącą. Mrok od razu reaguje, gdy Go wspominasz. Wykazuje zainteresowanie. Włodzimierz za wiele pisze o Tej Sferze. Ostrzegam Go, gdyż mam powód. Jak postąpi, okaże się.

   Poza tym, w owym naszym czasie ostatecznym pora na inną literaturę. Na pisanie tej wspomnianej przez Ciebie był czas i powstało jej dosyć. Do wyboru. Pozwolę sobie na parafrazę - "Był czas tworzenia literatury Mroku i literatury mieszanej, łączącej z Nim Światło. Teraz jest czas na pisanie o Świetle i pozytywnej stronie życia".

   Pominę już skromnie fakt, że - jak najprawdopodobniej zwróciłeś uwagę - w "Innym spojrzeniu" mało miejsca poświecam Mrokowi. Czy powieść ta jest nudna? Źle Ci się ją czyta? Wygląda na to, że wręcz przeciwnie. A więc można. 

   Serdeczne pozdrowienia. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @MigrenaBardzo dziękuję!  Dziękuję za ten piękny odczyt wiersza. Fascynuje mnie, jak opisałeś to jako "stabilizację psychiczną" - to trafne określenie tego, co czujemy w tych porannych momentach. :) Jesteś niezawodny!  @ChristineBardzo dziękuję! Też pokochałam nauki ścisłe i daję tego dowód w swojej pisaninie. :)
    • androidy na ulicach androidy w domach androidy w glowach , brak ducha brak wiary , moze juz cala ludzkosc przegrana . czlowiek + przyroda ? nie ma tego w programie , jest tylko ekonomia i waluta i chow klatkowy . a kosciol zamiast byc pomoca  to sami wiecie jak jest . zaraz 41 i czuje sie jak ostatni z gatunku zagrozony wyginieciem . 
    • W mig w ośmiu stół otoczyli W dół, jak jeden mąż, patrzyli ,,Szanowny doktorze! To ten martwy?" Lecz doktor już był gotów i zwarty. Zignorował swych uczniów pytania I się zabrał do ciała martwego oglądania: Wpierw wyciąga upiorne instrumenty I nic go nie powstrzyma - taki zawzięty! Skalpel w dłoni trzyma, a dłoń ma niemałą Upuszcza i rękę już rozcina klingą całą Wtem więzadła i nerwy się ukazują I uczniowie, nieprzygotowani, naraz padają. Dwóch zemdlało, pięciu zostało Mówi doktor: ,,Stójcie! Jako się stało!" Ślinę przełknęli adepci sztuki medycznej A on bierze do ręki narzędzie nożyce. Chwycił i skórę z ręki lewej ściąga Kolejny jak truposz na polu pada Doktor ni się wzdrygnął, iskra mu w oku płonie I tylko gniew na uczniów z gardzieli zionie. ,,Idioci!" - woła profesor bez nadziei, ,,Cóżeście przez tyle lat na uczelni robili?" Potem się opanuje i nerw uczniom pokazuje A kolejny, zemdlony, we własne wymiociny się pakuje. Nieboszczyk leży jak leżał i doktor prawie nic nie powiedział Lecz zaczyna lekcję: ,,Oto nerw moi drodzy", kolejny zemdlał... Dwóch zostało i po sobie nic poznawać nie dają Lecz jak patrzą, to się czasem na trupie wzdrygają. Kiedy lekcję skończył, pan doktor zacny, Uznał, że wysiłek jego jest marny, Bo dwóch zostało do końca, A jeden nie pojął nic z truposza. Tak tylko dodam: wiersz jest mój, ale przekopiowany z innego portalu. Kiedyś go zamieściłem, a teraz wrzucam tutaj, bo widzę, że większa aktywność :)
    • zamiotłem pod dywan miłość,  pragnienie i ten brakujący kawałek szczęścia, sprawiłby, że było by pełne.    jest blisko, obok i mogę patrzeć jak nikt inny nie wie,  co tam jest.   troszczyć się by nikt nie zalał kawą,  bo odkryje i nie daj Boże,  posprząta.   pilnować, by zdejmowali buty i nie wchodzili z nimi  do tego świata.    to ziemia która jest płaska,  nie realna,  największa teoria spiskowa naszych dziejów,    a jednak z góry świeci na nią księżyc.  Nasz ten sam.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      No tak, tak! Z czasem człowiek również będzie okazem, a roboty będą odwiedzać ZOO z człekokształtnymi. ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...