Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mam wrażenie, że wiele komentarzy pojawiających się pod wierszami niemal zupełnie ich nie dotyczy. Chyba częściej przeradza się to w komentowanie autora. Tworzy się tu typowy konformizm. Rzadko można trafić na opinię wiersza, na jakiekolwiek refleksje, wrażenia czy interpretację. To chyba bez sensu.

Opublikowano

Kiedy rozpętała się kampania cenzury jakoś na jesieni, angello ogłaszał, że postanowił dać użytkownikom zupełnie wolną rękę i zobaczyć w jakim kierunku będzie to ewoluowało, kiedy moderatorzy nie będą się wtrącać do każdego komentarza. Takie kwestie jak niskie loty i nędzna wartość merytoryczna komentarzy wiążą się z cyklicznie powracającymi skargami na kółka wzajemnej adoracji - chyba niewiele to pomoże, choć problem bez wątpienia jest, nie bez związku z mnożącym się najmłodszym narybkiem. Myślę, że najlepiej - klasycznie - zacząć od siebie (broń Boże nie piję do Autorki wątku) i po prostu starać się, aby komentarze były jak najbardziej rzeczowe. A nuż inni podłapią, choćby w dyskusji?

A jeśli nie niech mój głos pozostanie tylko pobożnym życzeniem.
F.

Opublikowano

dużo w tym racji, jednak gdy bywałam na innych serwisach o podbniej tematyce, było jeszcze gorzej. w porówaniu z innymi stronami, komentarze pojawiające się na orgu są wręcz wyczerpujące i wnikliwe. oczywiście pozostaje jeszcze problem tzw. kółek wzajemnej adoracji...ale na to chyba nie ma recepty...i zastanawiam się czy jest sens z tym walczyć.

z jednej strony przychylam się ale z drugiej wiem że nie jest znowu tak źle;)

pozdr. Agnes

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



wow:) to chyba rzeczywiście jakiś znak:P
wiesz Mirku...był czas że byłam wściekła na org, chyba każdy mógł to zauważyć, ale do tej pory nie znalazłam miejsca, gdzie byłoby lepiej, chyba jeszcze takie nie powstało, więc cieszę się tym co mam, a raczej tym co mamy:)
ciekawe ile ta łagodność potrwa...a może to coś innego...

tak, wszystko zależy od zainteresowanych...:)

pozdrawiam
Agnes
Opublikowano

hYyy to ja też jestem konformista? "Ojacie", jak ja teraz w oczy spojrzę tym moim pięknym komentarzom. :((

Tak poważnie także uważam, że jakieś "konstruktywne" (jakie modne słowo ostatnimi czasy) są lepszym rozwiązaniem niż jakieś bzdety. Albo piszę coś sensownie albo w ogóle nie piszę (mam na myśli siebie oczywiście, że of kors).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...