Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*
Na rozległych polach, które zdawały się nie mieć końca, kłębiły się niezliczone zastępy walczących wojowników. Bezładne hordy Czarnych, obutych w co kto miał, używały pał, siekier, łańcuchów i innych, zardzewiałych, ale wciąż śmiercionośnych przedmiotów. Zorganizowane, karne legiony Białych imponowały lśniącymi zbrojami i błyszczącym orężem z najszlachetniejszej stali.
Nikt wyraźnie nie wygrywał. Jeśli tylko Czarni brali górę na którejś flance, Biali uzyskiwali przewagę na innej. Bój trwał, choć nikt nie pamiętał kiedy się zaczął i od jak dawna trwa. Okrzyki dowódców i szczęk broni bez końca wznosiły się pod niebo, nikt nie myślał, by odpocząć.
Na pierwszym planie ścierał się jasnowłosy olbrzym z niewiele mniejszym od siebie barczystym, kędzierzawym barbarzyńcą. Błękitnoszary miecz z najlepszej stali raz po raz krzyżował się z wyszczerbionym toporem, krzesając iskry. Cios za cios, wysiłek napiętych do granic możliwości mięśni, napięcie zarysowanych pod skórą żył. W oczach jednakowa pewność siebie i poczucie siły. Dalej mrowił się tłum skotłowanych wojowników obu stron – tak, że nie sposób było kogokolwiek odróżnić.
Nagle zabrzmiał róg. W jednej chwili Biali odstąpili, formując idealnie równy szereg. Przeciwnicy zastygli w nieładzie, ale i tak pomiędzy armiami został utworzony korytarz. Po kolejnym sygnale rogu Biali zaczęli śpiewać podniosły hymn, a ich doniosły głos wypełnił przestrzenie. Zdezorientowani Czarni przyglądali się temu kręcąc głowami i wzruszając ramionami, później odpowiedzieli wyciem, kwiczeniem i szyderczym śmiechem.
Wtedy pojawił się On. Z widocznym bagażem wielu lat na ramionach, drobnym krokiem szedł pomiędzy wojskami. W dygoczącej dłoni trzymał laskę, pod pachą niósł dużą książkę w czerwonej okładce. Wyglądał bardzo mizernie. Skurczony, zgarbiony, z bladą twarzą pogrążoną w bólu, dreptał tak wolno, że co bardziej śmiali z Czarnych jęli rechotać na całego. Ale on, patrząc pod nogi, wcale nie zwracał na to uwagi. Kiedy znalazł się w samym środku korytarza, z trudem uniósł głowę. Pozdrowił Białych, którzy odpowiedzieli gromkim chórem i pogroził laską Czarnym, co spowodowało lawinę śmiechu i przeciągłego gwizdania. Poszedł w stronę horyzontu. Robił się coraz mniejszy i mniejszy, aż wreszcie zniknął w ogóle.
Ktoś wypuścił strzałę lub cisnął włócznią. Ugodzony krzyknął przeraźliwie i upadł pod nogi kompanów. Wściekły ryk zmieszał się z dźwiękiem rogu i armie natarły na siebie z impetem. Zmieszały się barwy, skrzyżowano oręż, niedawno utworzony korytarz spłynął krwią. Bój rozgorzał na nowo.

Opublikowano

już byłam skłonna napisać, że nie bardzo, ale doczytałam i jednak się podoba :) nie wiem dlaczego z początku wywarło takie wrażenie, może z obawy przed wtórnością, schematycznością zakończenia? właściwie znów tak daleko nie zboczyłeś z toru myśli, no ale da się polubić to maleństwo :)

Opublikowano

Ja już się pod nurtem alegorycznym Twojego pisania podpisałem ;) dwie uwagi stylistyczne:
miecz jest błękitnoszary (no bo chyba nie jest do połowy szary, a od połowy błękitny?); druga dotyczy "aż iskry szły" - przed tymi słowami bardzo podniosły styl, po nich bardzo podniosły styl, nie wydaje mi się, żeby omsknięcie i kolokwializm były celowe? może lepiej "krzesały" albo coś równie górnolotnego?

Poza tym klasycznie, czytane z szacunkiem ;)
F.

PS. Odłączony od świata byłem długo.

Opublikowano

Myślę o tych przestrzeniach i myślę, ale dla mnie gra. Ta liczba mnoga chyba dobrze pasuje do podniosłego stylu opowieści.

PS. Aż mi głupio, że zazwyczaj nie zgadzamy się pod tekstami Jacka. Zapewniam, że to nie z przekory i że to nic osobistego. Czyste czytelnictwo.

Opublikowano

To chyba wynika stąd, iż Jacek pisze tak świetnie, że obu nam ( i nie tylko) zależy, by było jeszcze lepiej. Przynajmniej ja szczególnie wnikliwie ( na miarę moich skromnych możliwości) staram sie wyłapać najmniejsze potknięcie.
"Przestrzenie" brzmi trochę patetycznie i byłoby bardziej odpowiednie, gdyby chodziło o kosmos, ale- jak napisałem- to jego prawo.

Opublikowano

Patosu rzeczywiście dużo. Ale najważniejsze, że nie nadmiar - bo patos zabija w sposób przebiegły i nieładny. Nie będę wpadał w truizmy skąd tak dobrze skrojony patos, bo zostaniemy obaj wzięci za lizusów. Z pozdrowieniem,
F.

Opublikowano

To już decyzja Ashera, ale zgadzam się z Tobą. Pozdrawiam.
Ps. Właściwie Asher nie miał na celu, myślę, by wykładać "kawę na ławę" i z tego powodu może lepiej jako, że bohater jest anonimowy, powinno pozostać -on)
Przepraszam Asher, że tak dyskutuję z Leszkiem "za Twoimi plecami" Pozdrawiam.

  • 1 rok później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
    • @Robert Witold Gorzkowski myślę, że masz bardzo dobre podejście i cieszę się akurat moje wiersze, które nie są idealne i pewnie nigdy nie będą - do Ciebie trafiają. Wiersze w różny sposób do nas trafiają, do każdego inaczej, każdy co innego ceni, ale najważniejsze to do siebie i swojej twórczości podchodzić nawzajem z szacunkiem. Myślę, że większości z nas to się tutaj udaje, a Tobie, Ali czy Naram-sin na pewno. Tak to widzę :) Dobrej nocy, Robercie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...