Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Harrison Ford uśmiechnął się i opuścił kopertę z nazwiskiem zwycięzcy.
-The winner is…
W barze „Pod Brzozą” zapadła nieznośna cisza. Po chwili padło pytanie i krótka odpowiedź.
-Czego nie czyta?
-Stul pysk Władek!

Harrison Ford jeszcze raz spojrzał w stronę publiczności. W tej samej chwili w całej Jakaci zgasło światło. Stary Kurka zaklął.
-Skurwysyny wyłączyli. Elektryki w dupę kopane. Mówiłem, że flaszkę zawieźć, będzie spokój. Zawsze jak jest wesele, to najsampierw starszy drużba bierze parę butelek, coś na ząb i sprawę jak trzeba załatwia.
Ktoś przyniósł świeczkę. Inni wyciągali papierosy, trzaskały zapałki. Zrobiło się jaśniej.
-Co wy Kurka pleciecie – żachnął się Jóźwik. – Skąd do cholery elektryki mogli wiedzieć, że nasz Roman w Holyłódzie był nominowany.
-One wszystko wiedzą. –Kurka machnął ręką – Z nimi nie warto zadzierać. – O ślubach wiedzą, pogrzebach, chrzcinach, co tam gadać, że tego nie wiedziały. W gazecie stało nie raz, że Roman Piotrula urodzony we wsi Jakać ma dostać tego…jak mu tam…no.
-Oskara.
-No. To elektryki gazet nie czytają? Siedzą se, pierdzą w stołki i z nudów wszystko czytają.
-A wczoraj to i na Polsacie podawali – krzyknął ktoś z końca sali. I mówili, że Roman urodzony w Jakaci Małej, jest zaraz po Wajdzie drugi nominowany.
-Gówno prawda! Jak w Małej, jak w Dużej – krzyknął Siwek.
-Ja słyszałem – podniósł się Bielik – Sam Lis to mówił. Jak bum cyk cyk. Roman Piotrula urodzony czterdzieści sześć lat temu w Jakaci Małej. Tak powiedział.
-Oj Durny ty Bielik jesteś, durny. Tak powiedział jak mu napisali. Myślisz, że w telewizji to z siebie mówią? Ekran mają i z ekranu czytają. Przecież każdy głupi wie, że po prawej stronie drogi jest Jakać Mała, a po lewej Duża. A gdzie stoi dom Piotrulów.
-Dom po prawej, ale stodołę mają za drogą. – zaśmiał się Bielik.
-Romek nie kot, żeby się w stodole rodził.
Kiedy zapaliło się światło na ekranie telewizora ukazała się skąpo ubrana latynoska. Nie było głosu, ale wszystko wskazywało, że śpiewała.
-Ot, blać jakąś nadają, zamiast naszego Romka. My tu od trzech tygodni czekamy, baby różańce po nocach odmawiają, a te czarną niemowę puścili.
Właściciel baru przeciskając się między krzesełkami ruszył w stronę telewizora.
-Czekaj Janusz, może co powiedzą.
-Jak powiedzą, jak głosu nie ma. Telewizor się zepsuł. Jutro w gazetach będzie napisane, a tak po prawdzie to co za różnica dostał czy nie dostał. Ważne, że nominowany, nie?
-E, to nie to. Nominację to może byle łajza dostać. Słyszałem od szwagra, że tam w Ameryce co trzeci to do czegoś nominowany, taki naród mają zdolny.
-To co Bielik, znaczy, że nasz Roman jest byle łajza?
-Ludzie – stary Kurka uniósł się z trudem i wysapał. – Na co się kłócić? Czy Roman z Małej czy z Dużej, ważne, że z Jakaci. Papież mówił, że mamy być jednością, mówił tak czy nie?
Oczy wszystkich skierowały się na ścianę. Obok krzyża wisiało zdjęcie papieża okryte żałobnym kirem. Nieco wyżej wielki portret Romana Piotruli. Znów zapadła cisza. W milczeniu patrzyli na kolejne nominacje. Ci, co jeszcze mieli co, pociągali z kufli. Bielik chwiejnym krokiem ruszył do baru i wskazał na kranik.
-Duże, żeby nasz Roman z Oskarem na Jakaci łono powrócił.
-A ja wam mówię, to nie będzie już ten sam Roman – odezwała się Klimkowa. Poprawiła chustkę i podchodząc pod samą ścianę przyglądała się i mówiła – Dostanie czy nie dostanie, już mu ten Holyłód w głowie zawróci. Ja to na te gale patrzeć nie mogę. Nasz Romuś samotny, a te kurwy tylko czekają. Cycki na wierzchu, tyłkiem ruszają jak dziewki na zabawie.
-Co sami byście chcieli? – zadrwił Nowakowski. – Czemu nie, ciepła wdówka z was jeszcze Klimkowa…
-Poszedł won. Cham! Ty się mojego wdowieństwa nie tykaj, nie dla psa kiełbasa.
-O jaka królewna się znalazła, na ziarnku grochu.
-Przestańcie, Roman to Roman, on za spódnicami nigdy nie latał, jemu kamera tylko w głowie.
-Kamera w łóżku nie zagrzeje, a i stary Piotrula już długo nie pociągnie.
-Wy się babo o Romka nie martwcie, da se radę.
-Wiecie co w tym wszystkim najgorsze? – Mianowicz stanął nad stołem i rozłożył dłonie jakby chciał wygłosić kazanie. – Wiecie co?
Ze wszystkich stron słychać było rozmowy i coraz głośniejsze śmiechy. Mianowicza zwykle nikt nie słuchał, miał żółte papiery i od czasu do czasu bywał zamykany u czubków.
-Dajcie Zdziśkowi powiedzieć!
-Najgorsze, że my filmu nie widzieli.
-Głupiś Zdzisiek, siadaj. Po co my mieli oglądać, jak Romek u nas we wsi kręcił i każdy kto chciał mógł wszystko zobaczyć. Jakżeś Zdzisiu, za przeproszeniem wolał siedzieć w chałupie na dupie, to twoja sprawa.
-Co z tego, że kręcił. Ja widziałem, wszystko widziałem. Tylko nie mogę sobie tego przetłumaczyć. Co on tam w świecie pokazał? Przecież w naszej Jakaci nic takiego nie ma czego by indziej nie było. Bo i co, że przed sklepem paru pijaczków. Albo, że Gabrysia się za wino oddaje. To wstyd tylko, będą się z nas śmiać.
-Co pokazał, to pokazał jego rzecz – stary Kurka popatrzył z litością na Mianowicza. – Ty się na kinie znasz jak świnia na kalesonach.
-Może się nie znam, ale coś mi mówi, że lepiej by dla nas wszystkich było, żeby Roman Oskara nie dostał.
-Głupek!


Po piątej mały Siwek przyniósł radio na baterie. W milczeniu czekali na wiadomości. To była najdłuższa godzina jaką przeżyli. Co mniej wytrwali poukładali się z głowami na stolikach, słychać był nerwowe pochrapywanie, od czasu do czasu ktoś zatruwał powietrze. Stary Kurka, który siedział z uchem przy radiu kwitował te wszystkie odgłosy jednym zdaniem.
-Świnie nie ludzie.
Punktualnie o szóstej zaczęły się wiadomości. Spiker radosnym głosem obwieścił - „I stało się. Mamy kolejnego Oskara. Tym razem w kategorii - film dokumentalny. Cenną statuetkę zdobył Roman Piotrula, za obraz „Darcie pierza”. Oskara odebrał z rąk samego Harrisona Forda. Oto co powiedział wzruszony Piotrula: - Nie wiem co powiedzieć, jestem bardzo szczęśliwy, dziękuję Bogu, mojej nieżyjącej matce, wszystkim w Jakaci, którzy zawsze we mnie wierzyli. To o nich ten film i dla nich. Dzięki”.

„Pod Brzozą” nikt nie słuchał dalszych wiadomości. Nastąpiło ogólne zbratanie. Lały się łzy. Całowali się najwięksi wrogowie. Rozpoczęło się wielkie pijaństwo. Jakać Mała i Duża przestały istnieć, zlały się z piwem w jedną Jakać. Romek, był na ustach wszystkich. A to w opowieściach tych, którzy pamiętali go jako zasmarkanego malca, na golasa biegającego po wsi. Zaraz potem przywoływali go szkolni koledzy, przypominając jak to właśnie z nimi, ławka w ławkę siedział zdobywca Oskara. Opowieści plątały się i mieszały w jeden absurdalny ciąg zdarzeń, którego koniec był oczywisty. Nikt z siedzących nie miał wątpliwości, od czterdziestu sześciu wszyscy wiedzieli, że Roman Piotrula to wielki i człowiek i tylko czekać jak świat go doceni, jak nie Noblem to Oskarem.

Bezowocny okazał się najazd dziennikarzy na Jakać. Ani w Dużej ani w Małej nie było na tyle trzeźwego, żeby mógł samodzielnie stanąć przed kamerą. Kobiety pozamykały się w domach, nie nawykłe do wywiadów, zerkały wstydliwie zza zasłonek komentując przejazd kolejnych stacji. – O TVN. Jedynka. Regionalna. Polsat. Zetka. RMF. – Rozpierała je duma. W końcu wszystkie stacje nagrały Zdziśka Mianowicza, który wytrzeźwiał pierwszy i donośnym głosem powtarzał: „Wspomnita moje słowa, lepiej, żeby Romek gówno dostał nie Oskara.”

Ciąg dalszy nastąpi.

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Rączki nie myj toż to balsam,                      stąpasz drogą, jakaś trwalsza?
    • Mocne uderzenie w jądro systemu*             Poddanie w wątpliwość najbardziej szokującego współczesnego odbiorcę dogmatu dzisiejszej religii imperialnej, jaką jest niewątpliwie holokaustianizm, doprowadziło do wielkiej nadaktywności jego nadwiślańskich wyznawców. Sarkaniom i potępieniom nie było końca. W jednym, zwartym, szeregu stanęli i Jarosław Kaczyński i Donald Tusk i rabin Michael Schudrich i kardynał Grzegorz Ryś i wielu, wielu innych. Chciałoby się przypomnieć w tym kontekście wiersz Cypriana Kamila Norwida „Siła ich”: — Ogromne wojska, bitne generały, Policje tajne, widne i dwupłciowe Przeciwko komuż tak się pojednały? — Przeciwko kilku myślom, co nie nowe!… Jarosław Kaczyński, przy tej okazji, stwierdził wręcz, że to „jest uderzenie w nasze najbardziej elementarne interesy” bo „nie było administracji tak bardzo związanej ze środowiskami żydowskimi, jak ta (obecna – przyp. Red.), chociaż oczywiście sam Trump nie jest Żydem, ale Żydów już w rodzinie ma, a wiadomo, że jest bardzo rodzinny”. Nie wiem czy Kaczyński zdaje sobie sprawę, że wypominając żydowskie wpływy w Białym Domu, wyczerpuje tzw. „roboczą definicję antysemityzmu”, którą starają się rozpropagować po świecie organizacje żydowskiego lobby, na pewno jednak zupełnie świadomie pokazał, że przyjmuje wobec nich postawę służebną, gdyż panicznie się ich boi. To ponure widowisko rasowego serwilizmu, rozgrywające się na naszych oczach skłania do przypomnienia, że nie jest to wcale sytuacja specjalnie nowa. Opisywał ją już dość szczegółowo jeden z Ojców Kościoła, św. Jan Chryzostom, który w swoich „Mowach przeciwko judaizantom i Żydom”, wygłoszonych pod koniec IV w. po Chrystusie w Antiochii, zwracał uwagę na potrzebę zatrzymania judaizacji Kościoła i państwa, która najwyraźniej podówczas zaszła być może nawet dalej niż dzisiaj, przy czym szczególną uwagę przywiązywał do powstrzymania chrześcijan od udziału w judaistycznych świętach i celebracjach. Gdyby św. Jan Chryzostom przyjrzał się dzisiejszej sytuacji, zauważyłby, że jego nauki zostały niemal całkowicie zapomniane, a judaizantów, zarówno w Kościele, jak w i w państwie znów przybyło. Zresztą, po czasach Jana Chryzostoma, podobne sytuacja w różnych zakątkach świata chrześcijańskiego, wielokrotnie się powtarzała. Zawsze udawało się jednak wrócić do korzeni. Słowem nihil novi sub sole. Co nie zwalnia świadomych sytuacji ludzi od działania. - Prośba o wsparcie - Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za: 10 zł20 zł30 zł Społeczeństwo jest przecież homeostatem, czyli ma zdolność do korygowania skrajności. Najnowsza inicjatywa Grzegorza Brauna jest właśnie takim zdrowym odruchem w kierunku przywrócenia równowagi, by zbytni przechył spowodowany przez polskich judaizantów nieco wyrównać. A niejako przy okazji przywrócić wolność słowa, która jest ograniczona sprzeczną z konstytucją ustawą penalizującą „negowanie zbrodni nazistowskich i komunistycznych”. Każdy wolnościowiec chyba się przecież zgodzi, że karanie za poglądy, bez względu na to, jakie by one nie były, to barbarzyński skandal. Więc każdy wolnościowiec musi dziś sine qua non popierać Brauna.   Źródło: Najwyższy Czas!
    • I zdaniem - 58,8% - ankietowanych - kościół katolicki wywiera zbyt duży wpływ na politykę w Polsce, a odpowiedzi przeciwnej udzieliło - 25% - respondentów, natomiast - 16,2%- nie wyraziło na ten temat zdania.   Źródło: Do Rzeczy 
    • @M_arianneFajny. Pozwolę sobie przypomnieć mój z marca 2024, niemal bliźniaczy.   Rogaty kozioł w Pacanowie jawne ciągoty miał do owiec, tryk tego nie przegapił, capowi coś ucapił, już owce capowi nie w głowie. Pozdrawiam.  
    • ,, Pan mnie wysłuchał,  kiedy Go wzywałem ,, Ps 138    nie zostawił mnie  samotnym rozbitkiem  pozbawionym pomocy    cóż dla Boga  moje problemy kłopoty    ja  ja często zatracam się  w kłopotach  zapominając o Nim  a przecież…   Jezu ufam Tobie   będę pamiętał  nawet gdy…będzie dobrze  Ty zawsze słuchasz    7.2025 andrew  Niedziela, dzień Pański   
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...