Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Uśmiecham się, ale nie pokazuję wszystkich zębów, tylko nieśmiało uchylam wargi. Patrzę w Twoje błękitne oczy, zachłannie chcę im zabrać: dobro, pokorę, ufność, nadzieję. Wtedy pozostałby w nich tylko ból.
Odwzajemniasz mój uśmiech. Wycierasz moje łzy. Mocno mnie przytulasz.

Uwalniam się z uścisku. Idę do kuchni.

Na stole stawiam kawę i ciastka dziurką. Siadamy , uśmiechamy się do siebie, spoglądamy z nadzieją w oczy.

Bawię się ciastkiem, wciskam je na palec zamiast jeść(zawsze mówiłeś: ,,nie baw się jedzeniem’’). Spoglądam zawstydzona w Twoją stronę; jesteś zapatrzony w otchłań kawy. Chcesz pewnie znaleźć w niej odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Zapomniałeś, najpierw trzeba ją wypić, żeby wróżyć z fusów.

Jeszcze się dzisiaj nie odezwałeś. Cisza mnie przytłacza. Zrzucam łyżeczkę na podłogę. Razem ją podnosimy. Wracamy na miejsca. Zaczynam płakać. Ty siedzisz z niewzruszoną miną. Prawdziwi mężczyźni nie płaczą.

Wstaję. Podchodzę do barku. Wyjmuję wódkę i kieliszek. Nalewam. Pierwszy, drugi, trzeci. Patrzysz na mnie błagalnie. Otwierasz usta...
Wypijasz wielki łyk kawy.

Roztrzęsiona zakładam płaszcz. Wychodzę z własnego domu. Ty zostajesz w obcym już mieszkaniu.

Wracam po godzinie. Ciebie nie ma, wódki też.

Opublikowano

oj jakoś tak..... nie bardzo.
A co? no właściwie... nie chcę być niemiła, ale wszystko... I forma (to mnie mi moje), i treść (krótkie, proste zdania opisujące banalną sytuację słownictwem niewyszukanym, nie romansującym z czytelnikiem, nie wciągającycm) i przekaz właściwie mdły trochę.

ale powtarzam podkreślam zaznaczam: dla mnie.

Życzę dużo lepszych :)

Opublikowano

Mnie też się tak średnio podobało. A czy ta kawa nie była przypadkiem rozpuszczalna? I główny bohater kimkolwiek jest kojarzy mi się z psem, a nie mężczyzną. Tak jakoś dziwnie go opisałaś. Ale to tylko moje zdanie. Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Annna2 jesteś tą poetką na portalu, która każdym utworem mnie zachwyca i sprawia błogi uśmiech na mojej twarzy. Przy twoich tekstach odpoczywam i wprowadzają mnie pozytywnie w nowy dzień. 
    • @Gosława Gosławo. Tym wierszem Jakbyś otworzyła drzwi w ścianie pamięci -- tam, gdzie żywica pachnie stratą, a cień ma ludzkie imię. Wiersz czuły jak palce po brodzie, a jednak ostry jak jeżynowy cień. Porusza – bo boli miękko.
    • Dla Krzysia -- przyjaciela, brata krwi. Szliśmy razem przez łąki, bieszczadzkich pustkowi, przez trawy do pasa. Sierpniowe słońce paliło nam karki, a my śmialiśmy się jak dzieci, które zapomniały, co to czas. Krzysztof zerwał dmuchawca. Zdmuchnął go jednym tchem. -- To moje myśli. Teraz latają. Był filozofem. Skończył Uniwersytet Jagielloński z nagrodami.. Czytał Hegla i Nietzschego jak inni czytają poranną gazetę. Myślenie miał w oczach. Szukał sensu wszędzie. Świat czytał jak książkę -- bez tłumaca, bez przypisów. Był moim bratem krwi. Kochaliśmy się jak bracia -- jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. A potem przyszło to, co przyszło. Szpital psychiatryczny. Białe ściany, białe piguły, biali ludzie bez twarzy. Dom bez klamek. Korytarze długie jak modlitwy bez odpowiedzi. -- Bóg to schizofrenik z demencją, a rzeczywistość to Jego wyobraźnia -- powiedział Krzysztof. Już wtedy wiedziałem, że w tym zdaniu jest więcej prawdy niż w całym psychiatryku. Spał w świetle jarzeniówek, w oddechu innych -- ciężkim jak metal. Zajmowali się nim ludzie, którym przepisy zastąpiły serce. Bez oczu. Bez imion. Cierpiał nie jak chory, ale jak więzień idei. Jak żywy wyrzut sumienia. Widzieliśmy się coraz rzadziej. Odwiedzałem go. Witał mnie radością w oczach. A ja, wychodząc, płakałem jak dziecko. Raz przyszedł nago na moje osiedle. Do mojego domu. Późną  śnieżną jesienią.  Na boso. -- Nie jestem chory. Ja jestem wolny. Potem znów zniknął. Gdy go znaleźli, leżał w altance jak pies, który zdechł przy drodze. Zwinęli go jak brudny dywan. Widzieliśmy się ostatni raz w prosektorium. Wsunęli mu kartkę na sznurku  do ręki: „Zgon naturalny.” Cokolwiek to znaczy. Nic nie jest naturalne w umieraniu z mózgiem przeżartym chemikaliami i duszą, która biegła do mnie nago po zaśnieżonym osiedlu. Wyszeptał wtedy martwymi oczami: -- Wiesz… te myśli w dmuchawcu? One wróciły. -- Ale nie moje. A ja, wychodząc, nie mogłem powstrzymać łez. Bo widziałem go, ale nie mogłem odzyskać tego, co w nim kochałem -- błysku w oku, ostrości i przenikliwości umysłu. Zostawiałem tam resztki mojego przyjaciela. Brata krwi.    
    • pokazywałeś mi dziś dom który oddycha szczelinami wyszczerbionych sęków piękny oparty na kamiennych fundamentach pachnący żywicznym ulepkiem w oddali szumiał las niezmiennie brzozowym listowiem zachęcając zielonością by wejść głębiej w poszycie jeżynowych kolców pokazałeś mi dziś Annę zagubioną w bezradnej niemocy która jak oćma na trwałe zakryła kawałek świata wodząc po omacku palcami po brodzie tam gdzie zaczyna się ciemność budzą się żądze mówisz zamykam oczy jest mnie coraz trudniej wypędzić z głowy zespolona z nią jak mgła wpełzam w zakamarki wspomnień   ten wiersz już tu był ale go bardzo lubię  Niech zostanie na dłużej 
    • @Maksymilian Bron Myślę,  że boski alfabet rozsypał się w dusze... Pozdrawiam 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...