Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wychowanie pomaga, dobry przykład, gen wytrwałości a i tak jest jak piszesz: dopalacz, narkotyk, papieros, alkohol - koniec idylli.

Prości, wykształceni, biedni, bogaci w to wpadają, a wyjść niemal nie sposób.  Pomoc państwa, szczerze, bardzo słaba, w przypadku prób samobójczych podobnie. Przykre to. Pozdrawiam. 

Opublikowano

@[email protected]  Po przeczytaniu Twojego wiersza nasunęła mi się odowiedź: brakuje nam w życiu (i do życia) właściwych drogowskazów... Ani nasi rodzice dla nas, ani my teraz dla naszych dzieci nimi nie jesteśmy. Może się staramy, ale nie potrafimy w pełni, bo sami (jeszcze) błądzimy. Ja obecnie szukam drogowskazów "Wyżej", tam, gdzie wszystko miało swój początek. Wypracowany, treściwy wiersz, Grzegorzu. Pozdrawiam :)

Opublikowano

@Marek.zak1 Marku, państwo na tym odcinku jest bierne, córka naszej koleżanki z Beja zaćpała się na śmierć, miała jechać na leczenie do USA... zabrakło jej 2 tygodnie. Nasze ośrodki antynarkotykowe to istna parodia, uciekają z tych ośrodków i nikt ich nie szuka - zaczynają od nowa.

 

Trzymaj się zdrowo.

@duszka Duszko chcesz powiedzieć że sami jesteśmy winni swojej doli? Wg mnie brakuje profesjonalnej pomocy instytucjonalnej jak np w USA - tam ośrodek jest na środku pustyni, zamykają na 3 lata i żadnych wyjazdów gdziekolwiek, nawet do najbliższej rodziny. Wiem co napiszesz... a gdzie wolność człowieka, ale powiem Ci że tylko my mamy takie wątpliwości. I jest jak jest.

Wszystkiego dobrego.

@Waldemar_Talar_Talar Waldku, jak widzisz problem dotykalny, wyczuwalny, uliczny... widzisz na ławkach, śpiących, kiwających się jak parasole na wietrze. Trzeba problem oceniać takim, jakim on jest, a nie udawać że  u nas nie istnieje.
 

Kłaniam się, miłych wakacji.

@Krzysztof2022 Krzyśku jest to 17 zgłoskowiec z dwiema średniówkami 6/6/5, rymy parzyste tylko dlatego, aby był bardziej rytmiczny, chodziło mi o to aby wiersz szybko przeczytać... no właśnie i pomyśleć!?

 

Pozdrawiam.

Opublikowano

@[email protected]

Wiele refleksji mi się nasunęło. Pierwsze dwie zwrotki, wskazują, że pojawić się na naszym nieszczęśliwym świecie nie jest łatwo. Decydują o tym rodzice. Później jak pijemy czy ćpamy, to z reguły sami podejmujemy te decyzje.

Świetny wiersz.

Pozdrawiam

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

@[email protected]

Wiersz oczywiście bardzo doceniam!

Ja myślę, że fala  przechodzi na falę - z pokolenia na pokolenia, z epoki na epokę.

Wypadałoby więc, coś zmienić - nie chodzi tu, o nasze rozumowanie tylko  miłość i jedność. Powinna była powstać nić międzyludzka, jaka przetnie obecnym czasom  falowanie, i przekalibruje to myślenie. Bo odnoszę wrażenie, że śpimy jako Naród...

 

Pozdrowienia Grzegorz!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...