Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Antybohater I


Rekomendowane odpowiedzi

*

Żar lał się z nieba jak z otwartego pieca, zapach potu i kurzu drażnił nosy, lecz większości motłochu to nie przeszkadzało. Miało nastąpić coś niezwykłego, co pozwoliłoby masom dobrze się zabawić i zapomnieć na chwilę o marnej egzystencji.
Tłum na dziedzińcu falował jak oszalały. Szare, brodate twarze o rozpalonych oczach były do siebie łudząco podobne. Spod brudnych szmat wystawały pełne obrzękłych żył ręce i obute w znoszone sandały stopy.
Oczekiwano świeżej krwi, widowiska, czyjegoś cierpienia. Gwar narastał. Jak wieść niosła, kandydatów do ułaskawienia było dwóch. Różniło ich wszystko, więc zapowiadała się ciekawa konfrontacja. Jeden grasował ze swoją bandą po traktach, grabił i mordował bez skrupułów. Sprawa była oczywista: został ujęty, osądzony i skazany na śmierć. Drugi budził lęk. Nikogo nie skrzywdził, nawet paru uratował, ale jego dziwne nauki, irytująca mądrość i pewność siebie burzyła ludziom utrwalony porządek życia. Do tego mienił się królem. Bez królestwa, bez ziemi, bez majątku. Bajanie o jakimś królestwie w niebie mało kogo przekonywały. Lud się go wyrzekł. Chodziły słuchy o licznych uczniach, których rzekomo miał, ale gdzieś przepadli. Został całkiem sam.
Kiedy pojawił się prokurator, witając tłumy uniesioną ręką, lud wrzasnął dziko. Zabawa miała się zacząć. Stałem w trzecim rzędzie razem z żoną Przyszliśmy z litości dla tego bezprawnie uwięzionego biedaka. Wierzyliśmy mu, wierzyliśmy, że przysłał go Bóg i czeka nas coś lepszego. Nie mogliśmy mu w żaden sposób pomóc, ale chcieliśmy przy nim być w tych trudnych chwilach. Ludzkie okrucieństwo wydawało się takie pospolite, niepotrzebne, głupie. Od wielu lat prowadziłem gospodę nieopodal głównego placu. W pracy zdążyłem napatrzeć się na przejawy najniższych ludzkich instynktów, a mimo to było mi ciężko. Ci, którzy bywali u mnie częściej niż w świątyni, mieli zadecydować komu śmierć, komu życie.
- Oto łotr, oto król – przemówił prokurator - Jednemu z nich daruję życie. Kogo mam wypuścić?
Zorientowany w obyczajach i przygotowany na to lud wrzasnął:
- Barabasza!!!
Razem z Magdaleną milczeliśmy ponuro. Prokurator zmarszczył czoło i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Jak to? Macie przed sobą mordercę o sercu czarnym jak oczy diabła i tego oto człowieka o jasnym spojrzeniu. Kogo wolicie?
- Barabasza!!!
Ukryci w tłumie wysłannicy kapłanów idealnie kontrolowali sytuację. Podjudzali niepewnych, kaperowali za srebrniki obojętnych łajdaków, podgrzewali nastroje wśród gniewnych, głodnych krwi biedaków. Obserwowałem ich wysiłki ze wstrętem. Tłum wokół mnie szalał, las wzniesionych pięści wygrażał nieszczęśnikowi. Nagle ujrzałem szare oczy jednego z agentów. Były wpatrzone prosto we mnie. W ręce trzymał nóż. Uniósł go lekko i pogroził mi błyszczącym ostrzem.
- Pytam po raz trzeci: kogo???
- Barabasza!!! – wrzasnąłem razem z tłumem, przerażony widokiem łotra z nożem.
Uśmiechnął się krzywo, splunął i zniknął.
- Bierzecie na siebie jego krew!
- Krew jego na nas i dzieci nasze!!!
Nieruchome, oskarżycielskie spojrzenie Magdaleny doprowadzało mnie do pasji. Jakim prawem mnie oskarżała? Jej nikt nie zmuszał do publicznego wyrażenia swojej racji, nie oczekiwał, że zajmie w sprawie jakiekolwiek stanowisko. Była tylko kobietą, statystką wydarzeń rozgrywających się w świecie rządzonym przez mężczyzn. Nic nie mówiła, nie ujawniała żadnych uczuć, ale widziałem w jej spojrzeniu wyraz pretensji. Ze złością pociągnąłem ją za rękę. Zaczęliśmy przeciskać się przez gąszcz świętujących ludzi, którzy oglądali się na nas zdumieni. W ich mniemaniu tylko wariat mógł opuszczać widowisko w najważniejszym momencie. Ale ja miałem dość.
Kiedy przedarliśmy się przez zwartą ciżbę, odetchnąłem i przetarłem spocone czoło. Magdalena już nie patrzyła na mnie w ten sposób. Zobaczyłem odmalowaną na jej twarzy ulgę.
- Niepotrzebnie tu przyszliśmy – mruknąłem.
- Przecież chciałeś.
- Nie miałem pojęcia.. .
Ruszyliśmy wolno w stronę wiszącego ponad dachami słońca. Miasto było puste i ciche, jakby wszyscy mieszkańcy nagle wymarli. Spotkaliśmy po drodze tylko jedną żywą istotę – pod nogami przemknął nam zabłąkany pies.
W mrocznym wnętrzu gospody panował przyjemny chłód, więc od razu zrobiło mi się lepiej. Nalałem sobie porządną porcję wina i wypiłem jednym haustem. Nie mogłem więcej. Czekało nas mnóstwo pracy.
- Zobacz co u dzieci i bierzemy się do roboty – zakomenderowałem.
- Już idę.
- Szybko. Niedługo zejdzie się tu całe miasto.
Magdalena pokiwała w zamyśleniu głową.
- Takie święto to czysty zysk.
- Zamilcz!
Skurczyła się jak po otrzymaniu tęgiego ciosu i pierzchnęła z izby. Oparłem się o ladę i zastanowiłem co właściwie zaszło. Czułem się, jak szmata do podłogi, którą Magdalena wycierała posadzkę po wyjściu ostatniego klienta. Pod groźbą noża zaparłem się wiary. Widać nie wierzyłem dostatecznie mocno. Z ciężkim sercem zabrałem się do rozkładania ław i przecierania blatów.
Gwar na ulicy narastał, a potem eksplodował nagle przed drzwiami gospody. W ciągu kilku minut tłum zajął wszystkie wolne miejsca i ledwie nadążaliśmy z obsługiwaniem. Mężczyźni pili na umór, nieustannie komentując wydarzenia z placu. Zaspokoili brudne dusze czyimś nieszczęściem, ujrzeli pierwszą krew i czekali na wielki finał. Do późnej nocy uwijałem się między nimi, wysłuchując komentarzy, sporów i przekleństw kierowanych pod adresem skazanego. Moje sumienie cierpiało, czułem się coraz gorzej. Ze złością wypraszałem pijaczyny za drzwi, zapraszając na jutro. Szło opornie, ale w końcu mi się udało. Został tylko jeden. Siedział bez ruchu i wpatrywał się w stojące przed nim wino. Położyłem mu rękę na ramieniu, a wtedy drgnął jakby poraził go piorun.
- Czas do domu – powiedziałem łagodnie.
Podniósł ciężką głowę i spojrzał na mnie z ukosa. Jego oczy nie błyszczały, jak zwykle błyszczą ludziom po winie. Nie wziął nawet łyka, jego napój był zwietrzały i nieświeży.
- Ja żyję – szepnął.
Przyjrzałem mu się lepiej i poczułem jak ziemia usuwa mi się spod stóp.
- Ty jesteś Barabasz...
- Ja...
W niczym nie przypominał zbója, o którym krążyły legendy. Był człowiekiem słusznej postury, ale widywałem tu większych. Budził raczej litość niż strach.
- Jak się czujesz? – zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- Nijak – wzruszył ramionami – Tu życie, tu śmierć, ja pośrodku.
- Ten człowiek oddał za ciebie życie.
- Wiem o tym. Słyszałem tutaj, że chce je oddać za nas wszystkich. Za ciebie też. Tylko po co?
- Nie wiem – odparłem, patrząc tępo w podłogę.
Barabasz skupił na mnie uważne spojrzenie.
- Za kim krzyczałeś? – zapytał niskim głosem.
Czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Nie chciałem mu odpowiadać.
- Za nikim – mruknąłem w końcu.
- Nie bój się. Nie mam do nikogo pretensji. Jutro mogłem zamordować twoją rodzinę.
- Mówię, że za nikim! – krzyknąłem wzburzony.
Barabasz zaśmiał się cicho.
- To niedobrze. Trzeba mieć własne zdanie.
Popatrzyłem na niego gniewnie i syknąłem:
- Idź już.
- A dokąd?
- Nie obchodzi mnie to .
- Oto cała prawda. Obojętność uratowała mi życie.
Powiedziawszy to, Barabasz podniósł się i wyszedł w noc. Usiadłem w kącie sali. Nalałem sobie wielki garniec wina i popijałem w milczeniu. Czułem, że nie zasługuję na światło od Boga, po tym jak się Go wyparłem. Wyparłem się, ale przecież wierzyłem. Uwierzyłem od razu, kiedy tylko usłyszałem jego nauki. Bardzo chciałem wyznawać jego ideały, być wiernym uczniem, jednak czułem się za słaby, by podźwignąć odpowiedzialność lub ponieść ewentualne konsekwencje. Dopiłem wino i poszedłem spać.
Kilka dni później, w środku nocy obudziłem się z uczuciem, jakby ktoś rzucił na mnie czarną płachtę i zaczął dusić. Zerwałem się zlany potem. Magdalena spała spokojnie jak dziecko. Zimny pot spływał mi po twarzy i karku, całe ciało dygotało. Na miasto padł cień śmierci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Musiało nastąpić coś niezwykłego, co pozwoli masom dobrze się zabawić i na chwile zapomnieć = chyba "co pozwoliłoby"? no i "na chwilę"

Gwar narastał, napięcie sięgało zenitu = to dopiero początek, ale już czuję, że zwrot "napięcie sięgało zenitu" jest tu trochę niepasujące... to nie relacja telewizyjna podrzędnego meczu

Były wpatrzone we prosto = we out

wypraszałem pijaczyny z drzwi = za

Nie wie chciałem mu odpowiadać =?

Oto cala prawda = cała
..............

dopiero dziś czytałam :)
bardzo interesująco ujęte te wynurzenia Jacku, nie mam nic przeciw i do zarzucenia
ładnie opowiedziane, barwnie, przeniesione na ciekawy grunt...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat jest mi jakby znajomy. Ale punkt widzenia zupełnie nowy. Zgrabnie to wszystko ująłeś- naprawdę zrobiło na mnie wrażenie.
Jeśli idzie o stronę techniczną- poza uwagami Natali dołączyłbym jeszcze jedną: Otóż wątpliwośc moją budzi radosna jakby uwaga Magdaleny: "Takie święto, to czysty zysk". Stoi ona w sprzeczności z dotychczasowym stanowiskiem twojej małżonki. Powinieneś wypunktować sarkazm.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurka, Ash... ja tez się zdobędę na osobiste wynurzenie: jako człowiek usiłujący świadomie wierzyć nie mogę zdzierżyć faktu, że święta wielkanocne ustępują w społeczeństwie znaczeniu świąt Bożego narodzenia. Popatrz nawet tutaj: przed Bożym narodzeniem zaglądasz na poezja.org i biomasa poraża, wzrost produkcji literackiej o 700%, przeważnie na żałosnym poziomie. Przed wielkanocą - nic.
Przed powrotem ze Szwecji doskonale wiedziałem, że na forum nie będzie nic poruszającego ten temat. Zadałeś kłam mojemu uprzedzeniu, za co uniżenie dziękuję :) słuchaj, z tym tekstem naprawdę nie jest źle - jest mocny... jedno co mnie zastanowiło to chwilowe i minimalne nieprzystawanie języka do realiów: skoro już się zdecydowałeś na konkretny moment dziejowy to frazy w stylu "gospoda nieopodal centrum" brzmią cokolwiek nie z tej beczki.

F.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Racja z tym centrum, cholerka. Masz jakiś pomysł???

No i do reszty mnie zachęciłeś, żeby dokończyć Triduum-Tryptyk. Właśnie siedzę nad tym,
jak Judasz chodzi po mieście i pyta ludzi, co można mieć za 40 srebrników. Wie ktoś może,
jaki był wtedy przelicznik??? Nigdzie nie mogę się doszukać...


Plik podmieniony. Liczę, że teraz wsio ok.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba chodziło ci, Jacku o 30 srebrników. Postaram ci się pomóc:
W stosunku do przysługi, jaką Judasz wyświadczał starszyźnie, była to kwota w zasadzie bardzo mała. Najprawdopodobniej było to 30 hebrajskich syklów (szekli), a więc tyle, ile niewykwalifikowany robotnik mógł zarobić w ciągu czterech miesięcy. Tyle również wynosiło przeciętne odszkodowanie za niewolnika zabitego w wypadku przy pracy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki!!!!!!!!

A w towarach - np. za ucztowanie w knajpie???

Już obszedłem ten temat półsłówkami, ale zawsze mogę wrócić.

Pewnie, że 30... :)))

Możesz mi na private zapodać jakieś źródła??? Nie chę się wygłupić, bo w istocie chodzi mi o coś innego niż pokazanie realiów, ale jednak one też mają znaczenia...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powinnam raczej wstrzymać się od krytyki, ponieważ niedawno przypominałam sobie "Mistrza i Małgorzatę" i pewnie podświadomie porównuję twoje opowiadanie z jedną z najważniejszych książek XX wieku (nie na twoją korzyść).
Jednak upraszasz się o komentarze, więc...
Osoby, które wypowiadały się przede mną wskazały kilka kalekich zdań (dobrze, że ominęła mnie gospoda w centrum ;-)). Mnie razi wypowiedź Piłata "- Bierzecie na siebie jego krew!"... Wcześniej jest mowa o Barabaszu, więc logika wskazuje, że jest to skrót myślowy (krew chyba jest jednak Jezusa...?). Nie wydaje mi się jednak by procurator w rozmowie z ludem mógł używać skrótów myślowych (jeżeli zakładamy, że jest dość inteligenty oraz dumny i nie chce zradzać ludowi, iż jest w to zaangażowany emocjonalnie- a może nie jest, a ja sugeruję się "mistrzem..."?), które świadczą o poufałości, ponieważ używamy ich w rozmowie jedynie z lustrem i z kimś kto dobrze nas rozumie.
Jeżeli w domyśle, wypowiadając te słowa, Piłat wskazuje skazańca, powinieneś to zaznaczyć.
Poza tym tekst jest ogólnie trochę masło-maślanowaty. Jedyne, co robi na mnie wrażenie to słowa Barabasza

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DO PIORUNEK:

Sorki, nie zauwazyłem Twojego wpisu.

Miło, że mnie z Bułhakowem nie porównujesz, ale też zachowaj proporcje.

Słowa Piłata to jest cytat z Biblii, więc sprawa nie wymaga komentarza - chyba, że chcesz polemizować z Apostołami - droga wolna :) Moim zdaniem fakt czyje to słowa, nie budzi zastrzeżeń.

Co do reszty, też nie polemizuję.

Zarzutów co do Pilata i jego gadek z tłumem nie kumam, więc pewnie gdzieś na kartach "Mistrza..." znalezione.

Ogólnie pozdrawiam.

PS Twoje uwagi, poza ironią nic nie wniosły.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dopiero teraz przeczytałam i zacznę od paru uwag:

Najpierw piszesz, że to był motłoch, tłum, więc logicznie coś chaotycznego. A potem "Stałem w trzecim rzędzie razem z żoną" - jak mogą tam być rzędy?

"- Barabasza!!! – wrzasnąłem razem z tłumem, przerażony widokiem łotra z nożem.
Uśmiechnął się krzywo, splunął i zniknął.
- Bierzecie na siebie jego krew!" - nieważne, że to są słowa z biblii, w tym kontekście to wygląda tak, że biorą na siebie krew Barabasza, bo o nim była mowa bezpośrednio przed. Mógłbyś tam dać "Bierzecie na siebie krew niewinnego" np. albo jakaś wzmianka że Piłat mówiąc to wskazał na proroka itp. Myślę, że o to chodziło Piorunek.

"zastanowiłem co właściwie zaszło" - zastanowiłem się

Reszta po przeczytaniu drugiej części:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...