Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Kręciła się w pobliżu z czystą przyjemnością

spozierać na nią była czysta przyjemność

nawet gdy moje kosmate myśli nigdy

do najczystszych nie należały i nie należą


 

Pomyślałem że zagadam – jasne zagadałem

popłynęła melodia wzajemnych uprzejmości

zaczęliśmy rankiem – ranek nie był rankiem

skończyli wieczorem – wieczór nie wieczór


 

Fraza wpadła mi do łepetyny – zrób coś

przekonała mnie bym kiedy wiersz popełnił

nakazała kupić tamtą koszulinę w kraty

o mało co nie nabyłem żółtej Skody Favorit


 

Gdybym tylko nauczył się tutaj malować

na którejś ze ścian widniałyby bohomazy

taka nie niewinna – taki we mnie ogień

taka piękna – że świat nabrał kolorów


 

Iskierki należą do istot najmądrzejszych

pomyśli – nie po to tu jestem byś mi gasł

jestem powabną muzą i dorzucam drewna

spalam w twoim kotle najgłębsze marzenia


 

Gdyby Aldona przestała mnie tak głaskać

byłbym nazajutrz zapewne uratowanym

gdyby ona zapomniała o magnetyzmie ciał

o nie! Ona cała podsycała wszelkie działania


 

Biegnę kolejny raz przenieść nową górę

której – wydawałoby się – nie trzeba ruszać

w tle „moja” muza zaciera delikatne dłonie

za pochwalny ich dotyk dałbym się przekroić


 

W autorskich działaniach nie ma wymówek

nikt nam nie powie, że to nie ja, a że ona

ona bowiem tylko zaledwie oddychała obok

ależ oddechy – genialnie normalnie poetyckie


 

Żeby powyższego było mało

z nas dwojga ja jestem tym nieprzyzwoitym

natłok dziwnych pragnień chodzi po głowie

 

 

Inspiracja: film Francuski Express Wesa Andersona.

 

Edytowane przez Leszczym (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Trochę mi to prozę poetycką przypomina :)

Po trzeciej zwrotce chciałam czmychnąć, ale zostałam i się cieszę :)

Bo zrobiło się ciekawie, prostodusznie, aczkolwiek z gwiazdkami ;p

 

Pozdrawiam :)

 

Deo. 

Opublikowano

@Dag Ja Dag byłem na tym filmie już dwa razy. Te historie są wyśmienite. Bardzo dużo w nim odniesień do sztuki również poetyckiej i szerzej pisarskiej:) Jak dla mnie kino najwyższych lotów, które stawia wręcz fundamentalne tezy i pytania w bardzo przystępnej formie, dając nie tylko do myślenia, ale również do śmiechu :)) Genialne :)

Opublikowano

@Dag lubię Raczka, ale tej recenzji nie słuchałem. Tak jest i pietyzm i pisanie tak żeby celowo napisać i wykreślone najciekawsze momenty i wreszcie rola muzy w sztuce :)) No piękny film i do tego głęboki jak ocean ;)

Opublikowano

@Dag wiodę żywot mało luksusowy - ale teraz nie pójść do kina raz w tygodniu byłoby chyba poważnym niedociągnięciem :) Między gałązkami też jest fajnie, oj fajnie :) Chyba jutro albo pojutrze trzeba będzie się wybrać do lasu nie wiem po zastanowienie, wyciszenie, zadumę i szum ładnego i rześkiego powietrza :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...