Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie zostawiaj mnie teraz samego
gdy się chmurność dobija do skroni
bo jak dziecka co obcym otwiera
przed deszczem trzeba mnie chronić

kiedy szarość próbuje mnie wywlec
przez koca sploty zdradzieckie
na zapłakanej szyby pożarcie
do ucha mi szepnij: już jestem

nim przepadnę jak kundel zbłąkany
i gdzieś melancholii chorobę
jak alkohol wychłepcę z kałuży
pilnuj mnie bardziej niż oka w głowie

 

 

Opublikowano

@error_erros ale fajne! w typowym dla Ciebie stylu ukazujesz męską wrażliwość - jakby w kontrapunkcie dla naszej subtelnej zmysłowości, Twoja bywa krzepka, nieulękła ... momentami zuchwała

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Opublikowano

@emwoo Ale mi się podoba Twój komentarz! A najbardziej to, że mówisz o czymś takim jak "typowy dla mnie styl". To satysfakcjonujące, że ktoś widzi, że w ogóle mam jakiś styl ;D

@GrumpyElf Nie wiem, gdzie tu siła, ale skoro kobieta jakąś widzi, to chyba dobrze ;D

Dziękuję!

Opublikowano

Tak, masz styl, który mi się podoba, bo znajduję tam coś dla siebie. Tez zgadzam się, z poprzedniczką, że jak jesteś silny, nie obawiasz się okazania słabości. Tutaj, z tym zbłąkanym kundlem osobiście uważam, że jest to o jeden most za daleko, ale to przecież poezja:). Pozdrawiam

Opublikowano

@Marek.zak1 Wasze komentarze są dla mnie bardzo satysfakcjonujące ;D

Co do kundla - ze wszystkich dotychczasowych moich wierszy ten jest o mnie najbardziej, zatem pozwolę sobie odpowiedzieć tak, że autor wie najlepiej, jak bardzo czuje się czasem tym kundlem ;>

Dzięki za odwiedziny!

Opublikowano

Witam -  nic dodać nic ująć jest w sam raz - czyli 

zgrabnie i wyrażnie - 

                                          Pozdr. już Świątecznie.

                                                                                           

                                           

Opublikowano

@Waldemar_Talar_Talar Bardzo dziękuję!

Pozdrawiam również!

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie ma słowa, które mogłoby mnie wprawić w większe zakłopotanie!

 

Ale z tym to się absolutnie nie zgodzę! ;> Każdy ma własny bagaż doświadczeń, inne spojrzenie na świat, inne priorytety i inną wrażliwość. Słowa opisujące emocje, jak np. miłość czy gniew, to tylko uproszczenie, próba jakiegoś pobieżnego posegregowania tych emocji wedle wspólnych mianowników, jednak dla każdego miłość czy gniew mogą znaczyć coś nieco innego i w różny sposób być odczuwane i realizowane.

@Leszczym Miód na moje uszy! :D Czy tam oczy, w tym wypadku :P

Opublikowano

@valeria No...nie, z takimi to ja nie koresponduję :]

@Michał Krajewski To już trzeci, albo i czwarty mój wiersz, który na tym forum komuś brzmi jak potencjalny tekst piosenki. Może czas na serio o tym pomyśleć ;D

Opublikowano

@Kot Kocie, to może umówmy się tak, że jeśli Twoje pretensje poprze tyle osób, ile dało temu wierszowi serduszko, to ja go usunę z forum. A dopóki to nie nastąpi, pozwól, że będę zdania, że obrażenie kogoś konstrukcją wiersza jest niemożliwe, a Ty zwyczajnie marudzisz ;>

Opublikowano

Dobrze napisany wiersz,
lubię gdy ludzie odsłaniają swoją wrażliwość, potrzebę opieki, pomocy, wsparcia, 

również, a może przede wszystkim - emocjonalnego i - najzwyczajniej w świecie - czyjejś obecności. 

Sama mam jednak problem z otwieraniem się i często jestem przy ludziach, nawet tych mi w teorii najbliższych - zblokowana. W związku z tym - Gratulacje dla Peela, mam nadzieję, że jego potrzeby zostały zaspokojone. 

 

Mam jednak do wiersza pewne uwagi, mianowicie - jak bym nie czytała, tak dłabi mnie rytmicznie wers "na zapłakanej szyby pożarcie", ale rozumiem, że trudno tu cokolowiek inaczej sformułować, więc nie narzucam się z przestawianiem akcentów. A jeśli chodzi o końcówkę, to osobiście pacnęłabym enter po "bardziej". Wg mnie wzmocniło by to przekaz i upłynniło czytanie, ale oczywiście nie masz obowiązku przystawać na moje widzimisia. 

 

Zdrowych, spokojnych Świąt, 

 

D.O

 

Opublikowano

@Deonix_ Jeśli mam być szczery, to wers, który Ci zgrzyta, mnie wydawał się bardzo fajny... Chyba to po prostu rzecz gustu. Co do rozstrzeliwania wersów enterami - staram się tego unikać. Wolę, kiedy wiersz na bardziej zwartą budowę.

Bardzo Ci dziękuję za odwiedziny i komentarz! :D

Opublikowano

@Kot Dla mnie ten wiersz brzmi w porządku. I nie, Kocie, nie uzależniam mojego zdania od liczby serduszek. Od liczby serduszek uzalezniam zasadność Twoich pretensji ;>

Opublikowano

@error_erros Przekazywanie uczuć i emocji piórem jest jakimś darem - sam autor owszem i wiersz przeczyta, ale nie jest to "to"

Pewnie w dobie tv miałeś okazję nie raz usłyszeć jak autor czyta, bo nie recytuje, swoje wiersze - różnica między czytaniem autora, a recytacją aktora, to przepaść (interpretacja, to druga rzecz - może autora nie zadowalać. Kantor czy Wiśniewski pilnują aktorów na scenie, by nie wypaczali przekazu) A chodzi o to że ja tam żadnych wad, we wierszu, nie widzę - same zalety :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
    • Arki u Kraka. Na karku ikra
    • To kres. Ej, je ...   Ejże, to jajo też je
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...