Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Jest taka stara, chińska bajka o garncarzu, który lepił z gliny garnek. Robił to bardzo długo, jednak za każdym razem, gdy oglądał swoje dzieło nie był zadowolony. Miał wrażenie, że o czymś zapomniał, że czegoś brakuje. Dokładał gliny do rzeźbionej bryły, obracał ją na garncarskim kole, muskając dłońmi nadawał jej najbardziej wyrafinowane kształty. Rzeźbił piękne gliniane uszy o idealnych proporcjach, za które będzie można trzymać garnek, podając potrawę na stół. Dodał gliny na dno, aby naczynie dłużej trzymało ciepło. Jednak dzieło wciąż nie zadowalało garncarza. Po kilku godzinach pracy zrozumiał w końcu czego brakuje garnkowi. Naczynie nie miało otworu. Garncarz skupił się na kształcie, fakturze i pięknie naczynia, jednak zapomniał, że powinno być funkcjonalne. Zamiast czegoś w czym można gotować, stworzył piękną, lecz bezużyteczną bryłę. Garnek potrzebował pustki, aby zyskać swój charakter. By stać się tym, czym miał być.

Boimy się słowa pustka. Na samo jego brzmienie czujemy lęk przed nicością. Niebyt kojarzy się z czymś ostatecznym, ze śmiercią, z nieistnieniem. Czasem boimy się tego stanu tak bardzo, że każdą wolna chwilę zapełniamy nic nieznaczącymi czynnościami. Wszystko po to, żeby nie poczuć nicości. Poganiamy siebie i innych, trąbimy na światłach, popędzamy dziecko, gdy wiąże buty, krzyczymy na kasjerkę, że za wolno kasuje. Nie chcemy pozostać w bezruchu, żeby cenne sekundy nie przeleciały nam przez palce.

Bezczynność kojarzy nam się ze strata czasu, a to najcenniejsze co mamy. Nasze życie to linia, która niczym tykająca bomba odmierza nasze dni. Jesteśmy tym karmieni od pokoleń, wzrastając w kulturze zachodniej nie sposób myśleć inaczej. Ci, którzy tracą czas to nieudacznicy. Lenie, którzy nic w życiu nie osiągną. A gdy mocno się postarasz możesz osiągnąć wszystko.

Tylko co to jest wszystko?

Udowadniamy sobie, że jesteśmy coś warci, spełniamy czyjeś marzenia. Kreujemy wyobrażenia o sobie i wkładamy je w głowy innych ludzi, by potem uczepić się tego i wierzyć, że tak właśnie o nas myślą. Karmimy się tymi iluzjami i biegniemy w pogoni za czymś nieuchwytnym.

Wierzyłam, że mnie to nie dotyczy. Przecież spełniałam własne marzenia i odnosiłam sukcesy. Miałam gdzieś opinie innych, wiedziałam co jest dla mnie dobre. Owszem, trochę nie pasowałam do korporacji, za dużo analizowałam i czułam. Aby upodobnić się do reszty nakładałam maski, których miałam tak wiele, że w końcu straciłam własną twarz. Pogubiłam się w tworzonych przez siebie kreacjach, byłam jak kameleon, czym bardziej nie pasowałam do otoczenia, tym bardziej starałam się wtopić w tło. I w końcu stało się to, co nieuniknione. To samo co z setkami, tysiącami innych, którzy zbyt długo żyli imitacją życia. Załamałam się.

Wtedy nie rozumiałam co się dzieje. Widziałam to ze złej perspektywy, nie miałam przestrzeni, dusiłam się sobą. Był taki czas, gdy czułam jakbym nie istniała. Miałam prawdziwe przekonanie, że jestem tylko iluzją, że wydaje mi się, że jadę samochodem, rozmawiam z pracownikami czy podpisuje jakąś ważną umowę. Byłam przekonana, że mnie nie ma.

Wpadłam w pułapkę własnego umysłu. Wychodziłam z psychoterapii i uzmysławiałam sobie, że mówiłam nieprawdę. Płaciłam za sesję, która miała mnie wyciągnąć z tego gówna, a szyłam obcemu człowiekowi jakieś nieprawdziwe historie. Opowiadałam mu własne iluzje na swój temat. Teraz już nie wiem czy ze wstydu kim jestem, czy dlatego, że po prostu zapomniałam, gdzie jest moje “ja”.

Zmieniałam leki na mocniejsze, czułam co raz mniej. Trwało to osiem lat, aż w końcu coś pękło.

Przemijanie i nieuchronność zmiany to jedyne czego możemy być pewni. Nawet jeśli nic nie robimy, to, co w tej chwili trwa i tak się kiedyś skończy. Wbrew pozorom nie trzeba podejmować żadnych akcji, przemijanie jest procesem niezależnym od nas.

Za każdym razem, gdy słyszę: “A może to rzucić i wyjechać w Bieszczady” trochę mi smutno, bo takie rzeczy nie wydarzają się w prawdziwym życiu. To nie książka Grocholi. W Bieszczadach nadal będziesz walczyć ze swoimi demonami, bo tu nie chodzi o miejsce na ziemi, a miejsce w twojej duszy. To nie jest opowieść o szerokości geograficznej, a o przestrzeni jaką musisz odkryć w sobie, o otworze jaki musisz wydrążyć, aby twoje naczynie stało się funkcjonalne. Aby twoja dusza odzyskała prawdziwość istnienia.

Wyjechałam do Tajlandii jako wrak. Mój mąż podjął decyzję, mi było wszystko jedno. Spakowałam nasze życie do pięciu walizek. I trafiłam do innego świata.

Trafiłam do pustelni.

Zaczął się mój życiowy detoks. To nie było niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki, a codzienny bolesny proces odwykowy. Przez pierwsze trzy lata nie miałam kontaktu z ludźmi. Oprócz moich najbliższych nie miałam żadnych znajomych. Nie poznawałam nikogo, bo nie miałam takiej potrzeby. Odpoczywałam od relacji, dyskusji, udawadniania swojej wartości, politycznych przepychanek, oceniania, przekonywania do swoich racji. Skasowałam social media, kontaktowałam się tylko z rodzicami i bratem. Okazało się, że nikt za mną nie tęskni, a wszystkie moje dotychczasowe znajomości zniknęły w ciągu paru chwil. Życie zweryfikowało moje relacje tworzone na fundamentach zawodowych koneksji, zależności i profitów. Sama tworzyłam te relacje, nikogo o to nie obwiniam.

Nie miałam polskiej telewizji, nie słuchałam radia. Nie docierały do mnie żadne informacje. Odizolowałam się kompletnie od polityki. Nie interesowało mnie kto został prezydentem, jaki polityk objął ministerstwo, kto ma jakie poglądy. I wiecie co? Nic się nie wydarzyło. Nadal żyłam. Okazało się, że ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. Przez całe życie byłam przekonana, że muszę być na bieżąco, bo trzeba mieć swoje zdanie, a moja opinia się liczy. Ale nagle uświadomiłam sobie, że nic nie muszę. Mój brak zainteresowania polityką nie nadszarpnął podwalin świata. Wszystko trwa i toczy się swoim torem. To było wspaniałe, uwalniające odkrycie.

Chodziłam po rozgrzanych ulicach Bangkoku i obserwowałam lokalny świat. W centrum miasta w labiryncie małych uliczek toczyło się sielskie, powolne życie. Bezpańskie psy, świergot egzotycznych ptaków w liściach wysokich palm. Wiszące w cieniu hamaki na wypadek, gdyby upał okazał się zbyt męczący. Rozgrzane paleniska ulicznych kuchni, zapach parującego sosu rybnego i kiszonych krewetek. Piekący w oczy, wyciskający łzy. Uśmiech ludzi, których nie rozumiałam, jednak nie potrzebowałam ich słów. Wystarczyła mi iskra w ich oczach, szczerość, której czepiałam się wtedy jak ostatniej deski ratunku. Prawdziwość prostych ludzi, którzy nie maja ochoty niczego udawać. Nawet nie wiedzą, że można.

Siadałam czasem przy plastikowym stoliku, zamawiałam tajską zupę i patrzyłam na nich. Tak innych niż ludzie, których zostawiłam w swoim starym życiu. Patrzyłam, jak się śmieją, jak rozmawiają. Odkryłam wtedy, że słowa są zbędne, wystarczy otworzyć szeroko oczy, aby zrozumieć czyjeś emocje.  Obserwowałam ich surowe życie, bez ozdobników, skupione na przetrwaniu i na tym, co tak naprawdę jest ważne. Ich widok był jak lekarstwo.

Czasem dostrzegałam w ich wzroku to mgnienie, niemal nieuchwytny znak, że rozumieją. Jakby czytali mi w myślach i widzieli moje krwawiące serce. Prości ludzie, którzy skończyli kilka klas w przyklasztornej buddyjskiej szkole, patrzyli na mnie ze zrozumieniem, jakiego nie doznałam nigdy wcześniej. Z mądrością życia, której nie uczy się w szkołach. A ja patrzyłam w ich pomarszczone, zniszczone słońcem twarze o obcych rysach i czułam ukojenie.

Wciąż byłam chora, nadal brałam tonę leków, jednak czułam, że coś się zmienia.

Stroniłam od obcokrajowców, nie chciałam się integrować. Nie potrzebowałam słów. Bałam się, że ten wspaniały sen się skończy, że zakrzyczą mnie swoimi racjami. Że stracę to co osiągnęłam. Bywało, że słyszałam polskich turystów gdzieś na ulicy czy w metrze. W jednej chwili stare uczucie wracało, jakaś trucizna zalewała mi serce. Odwracałam wzrok, żeby mnie nie zdemaskowali, żeby nie dostrzegli w moich oczach zrozumienia, tego odruchowego spojrzenia na dźwięk znajomego języka.

Wtedy tego nie wiedziałam, jednak teraz już wiem, że to wszystko nie wina ludzi, Polski czy korporacji. To były tylko narzędzia do samodestrukcji, które trzymałam w swoich rękach. Wtedy miałam żal do ojczyzny jakby była matką, która zostawiła mnie w sierocińcu. Tęskniłam za nią, jednocześnie jej nienawidząc. Miałam żal do przyjaciół, którzy tak szybko o mnie zapomnieli. Miałam żal do siebie, że straciłam czas. Że tracę go chodząc po gorących ulicach Bangkoku i nic nie robię. Jestem leniem, nieudacznikiem. Bo przecież bez pracy nie ma kołaczy i tylko ciężką pracą ludzie się bogacą. Stare prawdy wtłaczane moim przodkom przez ich matki i przekazywane z pokolenia na pokolenie niczym czarne dziedzictwo. Niszcząca siła, która doprowadziła nasze społeczeństwo na skraj przepaści. Gonimy za króliczkiem, który i tak nas wykiwa.

Może było mi łatwiej, mogłam z dnia na dzień odizolować się od wszystkiego co mnie podtruwało.  Jedna kropla trucizny nie zabija, jednak dodawana sukcesywnie, dzień po dniu zaczyna nasycać ciało toksyną. Krople przestały płynąć, jednak ja nadal potrzebowałam czasu na wyzdrowienie.

Było mi łatwiej, bo zamieszkałam w kraju buddyjskim, gdzie słowo pustka nie powoduje strachu, a nic nierobienie nie jest lenistwem. Każdy ma swoją pustkę, osobistą przestrzeń tylko dla siebie. Gdzie zawsze można wrócić i poczuć ukojenie.

Zawsze można położyć się na hamaku i odpocząć. Zamknąć oczy i słuchać zgiełku dnia. Ten kraj nie rozwija się w takim tempie jak kraje zachodnie, ale nikt nie ma z tego powodu żadnych kompleksów. Za niczym się nie goni, nie ma wielkich ambicji. Nie ma karier, chęci posiadania. Pracownicy nie chcą odpowiedzialności, a gdy czują presję odchodzą. Nie walczą, bo nie muszą.

I wtedy właśnie, będąc tam, w tym dalekim, egzotycznym kraju zrozumiałam, że ja też nie muszę się nigdzie spieszyć. Nie muszę nic udowadniać, mogę marnować czas. Nie muszę wykorzystywać każdej wolnej chwili na kolejne osiągnięcia. Nikt tego nie musi. Poczułam wokół siebie przestrzeń, byłam wolna od ludzi, opinii, przedmiotów. Całe życie w pięciu walizkach okazało się zupełnie wystarczające. To było jak oczyszczający reset, wrócenie do ustawień fabrycznych. Są budynki, które można wyremontować, jednak czasem, trzeba go zrównać z ziemią, żeby powstało coś pięknego. Stałam na gruzach swojego życia, wyciągałam ramiona do błękitu nieba i czułam lekkość.

Według filozofii wschodu wszechświat powstał z nicości, a każde żywe istnienie pochodzi z energii wszechświata. Jesteśmy z pustki, która jest częścią naszej istoty. Niczym w znaku yin-yang, gdzie czarne przeplata się z białym, byt współistnieje z niebytem, istnienie z nieistnieniem. Pustka nas dopełnia, a bez niej jest nas tylko trochę. Jeśli nie damy sobie przestrzeni na poczucie emocji, przyzwolenia na błędy i tej tkliwej troski o to, co czujemy, nasze człowieczeństwo zachwieje się w posadach. Jednak moja opowieść nie jest o religiach wschodu, nie studiowałam ich, nawet nie próbowałam. Moja opowieść nie jest też o wierze w Boga, bo to delikatna, intymna struktura mojej duszy, której nie warto wystawiać światu do oceny.

Ta opowieść jest o mnie i o mojej drodze do miejsca, w którym jestem teraz. O surowych, prostych ludziach, o zniszczonych słońcem twarzach. O dialogach bez słów, w wąskich, gorących uliczkach Bangkoku i o pustce, którą musiałam poczuć, żeby zacząć żyć.

Moje serce to wciąż delikatna, niewygojona tkanka. Taka jaką mieliśmy na kolanie, gdy odpadł nam strup. Delikatne ciało z cienką, różową skórą, którą łatwo zranić. Wiem o tym, dlatego nigdzie się nie spieszę. Powoli odbudowuje swoje życie, bez leków, bez toksycznych relacji. Nikogo nie udaję, nie oceniam, nie nawracam. Nie zmieniam światopoglądów. Dzielę się jedynie swoja fascynującą podróżą, która wciąż trwa. I mam nadzieję, będzie trwała jeszcze długo.

Edytowane przez Ania Pyszkov (wyświetl historię edycji)
Gość Franek K
Opublikowano (edytowane)

Taaak, to taka relacja z wyprawy po rozum do głowy. Większość ludzi nachodzi taka refleksja w pewnym momencie życia. Psychoterapia faktycznie niewiele moim zdaniem pomaga, gdyż człowiek nigdy się w pełni przed nikim nie otworzy (nawet na spowiedzi), a czasem nawet ukrywa pewne rzeczy przed samym sobą. Ja akurat wybrałem podkarpacką wieś (a w zasadzie las). I uważam, że miejsce jednak ma znaczenie, bo niby dlaczego Tajlandia, a nie Swornegacie np? By wyruszyć w taką podróż trzeba mieć jednak pewien komfort życiowy (trudno się żywić energią słoneczną). Często rozważam problemy egzystencjonalne. Wiadomości staram się nie słuchać i nie czytać, a czasu nie oszczędzam, tak jak bohater jednego z moich wierszyków :)

 

 

 

Edytowane przez Franek K (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Franek K Dzięki za przeczytanie i podzielenie się odczuciami :)

Opowieść nie do końca jest o szerokości geograficznej, a tym bardziej nie poruszam w niej wątków egzystencjonalnych :) Jeśli kiedyś zdecyduję się o tym napisać, nie będzie to opowieść skoczna i wesoła, bo wyjazd z 5 walizkami do obcego kraju na końcu świata to nie do wypad do Swornychgaci. I nie zawsze jest kolorowo. To nie wakacje pod palmami z folderu turystcznego, a komfort życiowy to pojęcie bardzo względne. 

 

Ale tak jak mówię, to temat na odrębną historię :)

Gość Franek K
Opublikowano

@Ania Pyszkov

 

A jednak jest, bo niby dlaczego akurat Tajlandia? Słońce? Tanio? Równie dobrze można się zaszyć w klasztorze (obecnie oferują one pobyty za jedyne 50 zł dziennie, połączone nawet z psychoterapią). A jeżeli chodzi o ilość walizek, to akurat przy wyjeździe do Swornychgaci może być ona nawet większa. Poza tym, nie da się nie myśleć o niczym i tylko obserwować ludzi. Tajlandia w ogóle nie jest kolorowym krajem (jeśli chodzi o warunki życia miejscowych). Nie da się ukryć zresztą, że to jeden z największych domów publicznych świata. Ja bym na Twoim miejscu wybrał np. Bangladesz lub Indie (choć tam jednak dominują inne religie).

Opublikowano

@[email protected] Tak, to prawda. 

 

Miłego dnia.

@Franek K To nie był wybór, tak się po prostu złożyło. Tajlandia może być kolorowa i szara, zależy kto patrzy i gdzie zagląda. Podobnie z prostytucją, przez 6 lat nigdy się z nią osobiście nie spotkałam ;) choć znam takich, którzy jeżdżą tam tylko po to. To "niemyślenie i patrzenie na ludzi" to duży skrót myślowy, etykieta procesu, który dział się w mojej głowie. Wiadomo, że robiłam też inne rzeczy :) 

Bangladesz i Indie to tez bardzo ciekawe miejsca, chociaż na razie sie tam nie wybieram.

Miłego dnia :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Ania Pyszkov

Życzę Ci Aniu, aby Twoja podróż w tym życiu nie tylko była długa, ale i owocna. Żyję już na tym świecie więcej niż pół wieku i pomimo, że uczę się ciągle siebie i życia to jednak nie jest łatwo oczyścić umysł, aby była tam taka niewinna pustka, taka dziecięca. Zmienić ten świat to nie łatwa sztuka, ale zrozumieć i zmienić siebie samego to jeszcze bardziej syzyfowa praca: praca na całe życie, jeśli będzie ono wystarczająco długie. To taki czyściec na ziemi, ale myślę, że warto nad sobą pracować. Ptak w klatce również śpiewa, gdy przestanie śpiewać pozostaje tylko mrok i ciemność.

Pozdrawiam Cię serdecznie!

Wiesław

 

Opublikowano

Potrzebny tekst i dobrze napisany.

Podczas czytania miałam tylko dwie wątpliwości. Pierwsza to z tym miejscem ale to już wyjasniłaś Frankowi. Zresztą, to nie Ty wybrałaś miejsce tylko Twój mąż (jeśli tekst nie jest tylko fikcją literacką). Osobie z głęboką depresją jest rzeczywiście wszystko jedno, poszłaś za sugestią bliskiej osoby. 

Druga wątpliwość to słowo -'pustka' (ale to nie uwaga do Ciebie, bo przecież tego terminu powszechnie się używa). W języku polskim to słowo ma negatywne zabarwienie a przecież chodzi o neutralne. Mnie bliskie jest określenie 'potencjalność' - to dobrze oddaje, że z niej wszystko się rodzi. 

Ale ogólnie tekst świetny, dobrze ukazujący dylematy współczesnego człowieka kultury zachodniej (choć  Chińczycy już to mocno gonią ;)). 

W jakich okowach i iluzjach żyjemy. 

Serdecznie pozdrawiam :)  

  • 1 miesiąc temu...
  • 4 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Omagamoga   Wiersz wydaje się być zapisem potrzeby psychicznej- potrzeby mgły zamiast ostrości, zawieszenia zamiast działania, ciszy zamiast bodźców. To bardzo współczesne pragnienie w świecie, który ciągle coś wymaga. Podoba mi się.    Świetna grafika - upiorne  bagno i gęsta mgła. :)   
    • @huzarc To niezwykły wiersz, trudny, gęsty, filozoficzny, balansujący na granicy języka i doświadczenia. Świetne jest zakończenie, bo sam wiersz staje się przykładem tego, co opisuje.
    • (Proza konceptualna)     Można powiedzieć, że każdy nosi w sobie wrodzone umiejętności: chodzenie na czworaka, skakanie w miejscu albo na odległość; to samo latanie między drzewami, obok pływania i nurkowania w wodzie. Z tej wielogatunkowości nauczono nas chodzić po słońcu i trwać jak nieloty w surowym życiu, przez zdegradowany zbiór wartości, mający chronić ludzkie istnienie w dekalogu ogrodu.   Mimo że większość jest świadkiem pomarszczonych ciał od popiołu, nadal parzy wojny z pokojem w smaku kawy, łypiąc oczyma dla zarobku, aby przetrwać dzięki koszonym trawom z braku empatii do innych żyjątek na Ziemi — Punkt pierwszy w akupunkturze: ,,Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.”   *** Ogień zapoczątkował ciepło, gdy enta @ odkryła, jak wzniecić z iskry, podskakując w „hu hu hu” z nabytego doświadczenia, tuż po oderwaniu dłoni od ziemi, by inne mogły poznawać trzaskanie kamienia o kamień. Tak gaszenie go w zarodku deszczem było czymś naturalnym — kiedy silny wiatr wiał —, żeby chronić przed spaleniem prawdziwy dom. Wkrótce został przejęty z całym dobytkiem przez inną gawiedź małp, rzekomo bardziej ucywilizowaną, mającą jedynie brak szacunku z niewiedzy; źle wykorzystała zasoby ognia. Drugi punkt w akupunturze — ,,Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno.”   *** Oderwanie się od gazu codziennego pośpiechu daje czas na odpoczynek w spowolnionym rytmie, nienarzucanym przez systemowe wskazówki zegara, w których nie usłyszysz jego prawdziwego tykania... Trzeci punkt akupunktury — ,,Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.”   *** Nie traktuj starszego pokolenia, jakby było tylko wydaleniem przeszłości, które podcierasz papierem. Ono zna lepiej twoje pieluchy; pomogło zasypywać odparzenia swoją miłością, za pomocą mąki zero i ''gorbaczówką'' na wszy. Żebyś więcej nie używał paznokci do zabijania — bo o tym rzecze doświadczenie, któremu należy się wdzięczność. Zapytaj rodziców albo starszych, może coś pamiętają... Czwarty punkt akupunktury — ,,Czcij ojca swego i matkę swoją.”   *** Dziecko! Dopóki rodzice i ich dziadkowie i babcie będą podnosić z raczkowania, zarażą cię tylko dobrocią, przekazywaną dotykiem rączek, aż zaczniesz z radości sam klaskać dzięki ciepłej empatii — poznając dalsze szczepienie miłości, jeszcze w czystej karcie, odwzorowującej instynkt samozachowczy. Wystawi Cię na próbę bólu, kiedy w piaskownicy podczas zabawy łopatką jakaś pszczoła albo osa użądli ciebie; jedno poleci z płaczem, drugie zdąży klasnąć, by pochwalić się — „Patrzcie, patrzcie, mam jakąś wibrującą violonczelę" (tak pamiętam) — Dziecko! Trzymaj chusteczkę: „nie potrzebuję, włożę ją do zimnego piasku." Potem doszła akcja z fontanną — pierwsza klinika* wśród rybek i późniejszy strach przed jakąkolwiek kąpielą. W późniejszym czasie musiałem się zmierzyć z innymi, lecz wśród dzieci, które deptały mrowiska, klaskały w motyle; czułem ból w krzyku i zacząłem instynktownie klaskać dzieciom w uszy. Po tym akcie uciekłem ze szkoły na łąkę. Tam poznawałem prawdziwą biologię kwiatów, w towarzystwie motyli i bzyków. Nie wiem tylko, dlaczego wtedy się rozpłakałem (wspomnienia wróciły). Patrzę na podeszwy butów, obserwując bieżnik — a dokładnie między jego szczelinami czuję i słyszę życie, które warto uratować; niestety reszcie, która nie była w labiryncie, muszę winą jakoś odkupić swój czyn. Piąty punkt akupunktury — „Nie zabijaj.”   *** Nie chodzi tylko o obrączki nakładane na palce, by utrwalać każdy związek wygrawerowanym złotem. Raczej, z obowiązku przejścia drogi na złe i dobre, budulcem relacji patrząc w swoje zaufanie. Kiedy gołębie przekazują wolność gruchaniem przestrzeni prosto z lotniska busolą, jako balsam nadziei, rozwijający pergaminy skrzydeł. Nie żałujcie abstrakcji w życiu swoich kopert. Tylko tak rozbudzicie intranet. Radyjko zacznie działać na korzyść prawdziwego bogactwa, jakim była i jest miłość! Szósty punkt akupunktury — ,,Nie cudzołóż.”   *** Komórką spójrzcie w społeczeństwie na postępującą gangrenę kurtuazji. W osoczach badajcie wirus; pozwólcie, niech koroną wejdzie jej gorączką w zmysły, i znajdzie słaby punkt. Złapcie moment temperatury, aby nie kraść gwałtem stopni Celsjusza. Poznajcie maskownice ciemnej energii. Ścieżką cudzej własności jest pamięć wody — otworzy pracą oczy dla innych ludzi. Siódmy punkt akupunktury — ,,Nie kradnij.”   *** Ciężko jest pisać o prawdzie, kiedy ktoś upomina się o pożyczone pieniądze — wrodzona systemowa pułapka, manipulująca krew —, jednak z drugiej strony, jak ktoś daje chleb i picie: problem nie istnieje... Ósmy punkt akupunktury — ,,Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.”   *** Jeśli będziesz patrzeć na kobietę niczym na jabłuszko między skalą orogenez, zgubisz serce dla Marsa. Zmienisz planetę Wenus — inna okaże się wybranką dla podtrzymywania ego twojej wojny. Dziewiąty punkt akupunktury — ,,Nie pożądaj żony bliźniego swego.” *** Nawet, jeśli jesteś sam i obserwujesz, jak inna para rąk trzyma splotem miłość. Skup się na jej pierwiastku — męskim i żeńskim nie zadrość, tylko złącz i kochaj tak, jakby była pierwszą obrączką gołębi. Dziesiąty punkt akupunktury — ,,Ani żadnej rzeczy, która jego jest.” ____________________________________ Legenda: * — śmierć kliniczna   _______________________________________    
    • Apetytu nuty te - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...