Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cafe Melancholia III


asher

Rekomendowane odpowiedzi

*

Na szczęście nie kontynuujemy rozmowy. Koło mojego rozmówcy, którego nazywam w myślach Alkoholikiem, siada niski chłopina w za szerokich spodniach, rozchełstanej koszuli i czapce z nausznikami. Spodnie mu lekko opadają, bo chyba zapomniał paska. Znów to miłe, ciepłe uczucie, rodzaj zainteresowania, skąd się tu wziął. Ale trwa jedynie chwilę. Po raz pierwszy gość nie przypada mi do gustu. Nie podoba mi się, jak łypie spod czapki małymi oczkami, jak siada okrakiem na stołku, uśmiecha się i zamawia piwo.
- Święta tuż tuż – mruczy, a mnie przeszkadza nawet barwa jego głosu.
Stawiając przed nim ociekającą szklankę, nie sprawdzam jak patrzy mu z tych oczu, tylko udaję, że poleruję blat baru. Myślę intensywnie nad stosunkiem chaosu do porządku istnienia, lecz nowy gość najwyraźniej nie chce zostawić mnie w spokoju.
- Zakupy zrobione – marudzi, brzydko wykrzywiając wargi – Szybkie piwko i do chałupy. Będzie biednie, ale godnie. Nie ma co iść w chamskie zaparte.
Wyrywa mnie z przyjemnego odrętwienia. Patrzę na niego nieobecnym wzrokiem, sądząc, że mruczy coś do siebie. Niestety, jego oczka uporczywie wpatrują się we mnie.
- Uhm... – odpowiadam.
Błąd. Bierze to za dobrą monetę i przysuwa się bliżej.
- Zima jakaś dziwna w tym roku. Pierwszy śnieg. Już dawno miał stopnieć, a trzyma się ze trzy tygodnie. Zapowiada się bieluchna, jak za dawnych lat.
Ignoruję jego słowa. Przychodzi mi go głowy, że musi się znaleźć miejsce i dla przypadku,
i dla świadomego działania. To drugie łatwiej zakwestionować, ale też nie istnieją jasno sprecyzowane argumenty, by je całkowicie wykluczyć. Nie wiem skąd przychodzą do mnie takie myśli, zupełnie bez powodu, a może i bez sensu. Powinienem je zanotować, jak wszystkie poprzednie, jednak coś we mnie tego nie chce, jakbym zatracił potrzebę kontaktu z moim zeszytem.
- Zawieje, zamiecie, mrozisko, że jej. Żeby tylko nikt nie zamarzł.
Rozpaczliwie próbuję zebrać myśli, lecz głos tego człowieka rozwiewa je z irytującą łatwością.
- Trzeba myśleć pozytywnie. Nagrzany piec, choinka w kącie, kawałek ryby...
Nic nie wiem o żadnych świętach. Widać nie mają dla mnie znaczenia.
- Piwko i do domu. Zima w tym roku zła, co?
Zerkam mu w oczka i przytakuję niedbale. Nalewam mu to przeklęte piwo, licząc, że pójdzie gdzieś w kąt, ale gdzie tam. Muszę coś z tym zrobić. Odwracam się i zaczynam bezsensownie przekładać paczki z papierosami. Ten facet za nic nie pasuje mi do reszty towarzystwa. Psuje idealny wizerunek. Kończę z papierosami i wracam do polerowania blatu. Kiedy znów patrzę w te jego oczka, wcale nie zbijam go z tropu. Wręcz uśmiecha się lekko. Nagle dostaje gwałtownej czkawki.
- Oho, ktoś mnie wspomina. Nawet wiem kto...
Nachyla się do mnie, jakbyśmy byli w zażyłości, oczekując chyba, że zapytam kto taki go wspomina. Z przyjemnością robię mu na złość i zaczynam zbierać nie tknięte popielniczki, aby je przetrzeć z kurzu. Czyżbym tracił kompetencje? – przymyka mi przez głowę paniczna myśl. Po raz pierwszy klient działa mi na nerwy w ten sposób, że przestaję nad sobą panować.
- Bo tak naprawdę, to ja dziś straciłem robotę...
Mówi to takim tonem, jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem. Teraz go czuję, jest mi bliski, przykre wrażenie przepada.
- Nie wróciłem do domu, tylko poszedłem na spacer do lasu – opowiada, a ja pilnie słucham - Szedłem i szedłem, aż się ściemniło. Na szczęście trafiłem tutaj...
Raptem zastyga z ręką na szklance i patrzy nieruchomo przed siebie. Milczymy. Słychać jedynie fortepian Schuberta, którego koncert włączyłem jakiś czas temu. Wracam do przecierania baru. Alkoholik podnosi głowę znad swojej kawy i przygląda mi się z uśmiechem, którego nijak nie potrafię określić.
- Wystrój dużo mówi – zagaja i pokazuje tablicę korkową wiszącą obok baru – Co jest na tych karteczkach? Stąd nie widzę.
- Wiesze klientów. Smutne, mroczne wyznania wiary lub niewiary. To taka nasza poczta.
- Rodzaj listów do Boga?
- Nie rozumiem.
- Poczta podobno ma kłopot z listami do Boga, bo nikt nie zna jego adresu. Składuje się je gdzieś albo niszczy.
Bóg? Istota mi nieznana i obojętna, a może zapomniana. Nie przypominam sobie, abyśmy używali tu jego imienia w jakimkolwiek kontekście. Obiecałem sobie, że zajrzę później do zeszytu i sprawdzę czy mnie pamięć nie myli.
- A ten portret? – Alkoholik wskazuje płótno za moimi plecami.
- Osoba, którą kocham.
- Ładna. Jak ma na imię?
Mam to na końcu języka. Wpatruję się w jego zatroskaną twarz i nie umiem sobie przypomnieć. Chrząkam z zakłopotaniem, a on tylko kiwa głową. Temat zamknięty.
- Może piwa? – proponuję.
- Jak już mówiłem, nie używam alkoholu.
- No tak, przepraszam...
Wciskam pięść do ust, żeby nie wrzasnąć. To ja tu jestem od zadawania pytań i wysłuchiwania odpowiedzi. Ja tu pukam w blat, niby spowiednik. Ja tu rządzę. Ale czy na pewno? Myśli wypływają ze mnie samoistnie, nie mam nad nimi kontroli, raz są celne, trafione, innym razem nie przystają za grosz do istniejącej wokół mnie rzeczywistości. Póki jeszcze czuję koncentrację umysłu na rozmowie z Alkoholikiem, próbuję zastanowić się, co ja właściwie o sobie wiem. Po chwili nie kryję przerażenia. Nie wiem o sobie nic. Czuję się, jak gdybym stawał do egzaminu, do którego wcale się nie uczyłem. Mam zarys, wiem, że coś się za symbolami kryje, lecz nie mam pojęcia co. Zerkam na portret. Rysy, tak mi dotąd bliskie i znajome, są teraz kompletnie obce. Okazuje się, że nie znam kobiety, którą tak szaleńczo kocham i dla której zrobiłbym wszystko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hm, no źle nie jest :)
ale chyba za malutki ten fragment na konkretniejszą ocenę. W sumie nic się nie dzieje, przyszedł kolejny facet, usiadł przy barze, pije piwo. Tylko drażni bohatera. Jak tylko się dowiaduje, że stracił pracę to jest już ok (nie wiem czy nie za szybko się do niego przekonał, wystarczył jeden szczegół, jeden czynnik by go zaakceptować? podczas gdy od momentu gdy się pojawił wszystko w nim drażniło?), tylko poprzedni klient znów zaczyna zadawać pytania, do krótych nie jest przyzwyczajony. Ten motyw, póki co, podoba mi się najbardziej, zagubienie barmana, którego od dawna nikt o prywatne życie nie pytał. Ciekawa jestem czym spowodowane jest owo "ociemnienie" bohatera, niekojarzenie różnych oczywistych rzeczy, pojęć. Właśnie przez to, że starał się zastępować swoje problemy czyimiś? Zaczął zapominać o własnym życiu? O własnych przeżyciach? Czy tytułowa melancholia otumaniła nam bohatera tak bardzo, że zaczął gubić własną tożsamość? Niepokojące zjawisko. Alkoholik najwidoczniej ma za zadanie uświadomić barmanowi ów fakt, że się zatracił w tym wszystkim. Z pozoru proste pytania powinny ruszyć zakurzone lekko trybiki w umyśle barmana i zacząć pracować jak poprzednio, lecz najprawdopodobniej w innej płaszczyźnie. Bo skoro tamta okazała się zła i chciał o niej zapomnieć, to trochę inna powinna się sprawdzić. Przynajmniej spróbować by można. Hm.. chyba się zapędziłam? Ale wydaje mi się to punktem zwrotnym w Cafe Melancholii. Barman stworzył sobie piękny zakątek, jest mu w nim przyjemnie, sprawia mu radość, bo ma poczucie, że pomaga innym, nikt go o nic nie pyta, czuje się bezpieczny, odsunął a bok zaszłości i problemy, które kiedyś zapędziły go nad przepaść. A tu nagle w spokojny dzień takie coś? Oby w pozytywną stronę zaprowadził ten wieczór zarówno barmana jak i jego gości. Smutno by było, gdyby skończyło się na np zamknięciu cafe (choć barman może w przypływie paniki na parę dni chcieć odizolować się od świata i zawiesić działalność cafe, tylko w jaki sposób upora się z sobą? kto mu pomoże?).

takie prywatne przemyślenia :) mam nadzieję, że nie zamotałam za bardzo...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Norma, czyli duży plus. W barmanie chyba budzi się sanity-guardian zagubiony w bezmiarze samotności. Ciekawe, dokąd go doprowadzą luźne uwagi rozmówców. Filozofia od-mętów ;)

Dywagacja
Kiedyś jechałem pociągiem osobowym z Bydgoszczy do Gdańska. W przedziale towarzyszył mi król życia, śmierdzący, skołtuniony typ. Całą drogę mnie zaczepiał, powokował do dyskusji, co skrzętnie i konsekwentnie ignorowałem. W końcu, zirytowany, zauważył, że pewnie jestem studentem i jadę na polibudę. Z mojej strony milczenie. On dalej - czy wiem, dlaczego on ma w d*** powierzchnię Riemanna i woli się upić, dlaczego jest lepszy ode mnie.
Hmmm. Na szczęście Gdańsk Główny - wysiadłem.
Tyle.

Pozdrawiam
Wuren
ps - technicznie - jeden enter za dużo Ci wlazł:
(...)przypadku,
i dla świadomego działania.(...)

i się linia złamała :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...