Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Z rozmyślań o EBE


Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

                 graphics CC0

 

 

 

30 wierszy ułożonych w porządku chronologicznym

 

Prolog- _[1]_

… może jestem chłopcem
na moście?

 

[EBE– Termin określający żywy i oddychający organizm,
któremu przypisuje się pochodzenie inne niż ludzkie]

 

niektóre historie są frapujące zapierają dech w piersi
mnóstwo było tych opowieści z pasków kontrowersji
co to gęsią skórką wyskakują z pudełka jak figlarne chochliki

 

ot i w mojej głowie powstał spory humbug
niekoniecznie zaraz w procesach pozazmysłowych
choć żyjemy w czasach neomesjanizmu

 

jest sztuczna inteligencja co nie kładzie się spać
kiedy późnym wieczorem zerkasz czasem w okno
a księżyc srebrny parafrazy pierścień z poświaty iluminacji

 

kiedy rząd dziwożon markuje ci zmysły w mętnym dziegciu urojeń

 

może w tobie żyje licho kosmologii
ciebie proszę… przysiądź tu ze mną na chwilkę

 

łatwo zauważysz
spore mankamenty… i nieco niechlujną formę


wybacz…  proszę…
wszak ten brak ogłady nie jest zamierzony

Arolleja- _[2]_

tam daleko jest planeta Arolleja
mała plamka w gwiazdozbiorze Onuan
modrą kulę dzierży w otok smug tuleja
szalem snopów szkli się berło… globu glans

 

tam daleko w szczytach góry mieszka EBE
podświadoma inercyjna auto-postać
w kontemplacji darzy łaską ekumenę
cenne myśli pochowane w szklanych stożkach

 

tu się wiją pędy mędrców w stogach siana
niczym kąkol mądrość buja pola łan
koleboce w sian pokosie oko Pana
lśni się w słońcu elewacja Bożych Bram

 

Arolleja… satelita rytuałów
ksenomorfii alogiczny mózg ze szkła
niezniszczalny nerwokrętny głowotułów
dookoła tej planety… mętna mgła

 

tutaj sny od Boga tęczą… barwią tło
niepojęty tuli zapach chyba mięta
całkiem inna estetyczna woń
w tej intencji w snach zapachów… się poręcza

 

w Arollei pole życia równe constans
jej mieszkańcy pokonali śmierci gen
nowa forma streszcza w neologizm ALIEN
kosmogonii uroczysta filmoteka

 

podróż w czasie czułym teleportem
żwawo niesie mądrych drobnych EBE-OLÓW
gdy u Boga nóg składają odkryć totem
postać Pana łyska w genezie dipolów

 

tam w niebiosach gości żywa gwiazd aleja
promenada co się kocha niczym Don Juan
tam daleko jest planeta Arolleja
mała plamka w gwiazdozbiorze… Onuan

EBE- _[3]_

co noc przychodzisz do mnie… EBE
przybyszu obcy nieformalny
i czuję oddech twój… na plecach
i tępym wzrokiem cię… zahaczam
kosmiczny duchu owalny
slajdzie

 

i ciągle patrzysz na mnie… EBE
a w twoich oczach mieszka mądrość
z kronikAkaszy czerpiesz moce
asymilujesz w trwałej zgodzie
kulista smugo
ksenomorfie

 

w telepatycznych wizjach… EBE
tulisz me serce obłąkane
w radości taplam się przedziwnej
sarkofag szczęścia ćmi za oknem
Iluminator… dusza…
NOL-a!

 

i w tańcu snopów błyszczysz… EBE
twa wizja bytów mnie przeraża
telekineza doświadczalna
tu w górze krzesło popielnica


zapis materii
ekoplazma

 

dy długie palce twoje… EBE
powolnym ruchem od niechcenia
znów wyczarują lśniący przedmiot
to ja pochylę w niżu ciemię 
i wszczep implantu
mnie zaszczyci… EBE!

Profesor Sjent poszukuje Pana Cogito-_[4]_

wielki kanion szczerego porozumienia
wąski parów… strome zbocza…
ogromny głaz
wystaje w przepaść
niżej potok
odpływają myśli
niesione z prądem rzeki

 

na kamieniu siedzi PROFESOR SCJENT
kontempluje…
tak bardzo pragnie [Go] poznać
zrozumieć sens
ostateczny relatywizm

 

lecz [Jego] tutaj nie ma
zastanawia się
czy [On] w ogóle istnieje?
czy [Jego] stopy
dotykały tej ziemi

 

a może [On] bywa tylko
Interaktywnym przypływem?

 

PROFESOR SCJENT zerka w dół
przypływają topielice
wiroładne fantazje
układają witraże w ruchome kręgi
jednak nie są to
intelektualne preferencje

 

[Jego] wciąż nie ma
I chyba się nie pojawi
nie należy oczekiwać cudu
skoro coś NIE JEST
materialnym bytem
to nie można [Go] dotknąć
i nie można [Go] zobaczyć…

 

PROFESOR SCJENT pomimo tego CZEKA
ale Pan Cogito nie istnieje!

 

gdyby się pojawił
wszystko okazałoby się zrozumiałe
absolutne i proste
zobrazowane sensem
Intelektualnie równoważne
scjentologicznie uświęcone

 

czego właściwie oczekuje?
może tylko peryfrazy
zwykłej przenośni
by móc zrozumieć… że…
spadam… znaczy odchodzę
a nie skaczę w otchłań
a gdy lejesz wodę… to kłamiesz
a nie asymilujesz z H2O

 

PROFESOR SCJENT
chce stać się
bardziej skomplikowany
antycypuje w polisemii
świadomie odrzuca zero_jedynkowość

Profesor Scjent i chłopiec na moście– _[5]_

na moście
siedzi chłopiec
zdegustowany
okoliczną
dokumentalnością…
surowo ocenia
ludzkie (?) deskrypcje
( stojąc na krawędzi)
[ale czego?]
zastanawia się
czy skoczyć?
I czy zepsuć
minę… (prawdopodobnie- temu światu)
jest niezdecydowany

 

obok przechodzi profesor Scjent
widzi tą bezradność
spogląda
w (jej) oczy
one same mówią za siebie:
terror… śmierć… narkotyki… wyzysk…
niesprawiedliwość społeczna…

 

chłopiec jest obojętny
nie oczekuje
na nic… jego jedynym
przyjacielem jest
[wszystko jedno]

 

profesor Scjent medytuje:
jego głowa
staje się odwróconą gruszką
ze stopami uniesionymi
na 8-my centymetr (w powietrzu)
zmienia się w…
czystą formę przekazu

 

jest (teraz) mazistym teleportem
encyklopedią
czasoprzestrzeni
asumptem… do wiedzy twórczej

 

chłopiec czuje ciężar
napęczniałej potylicy
uśmiecha się
(cyfrowo porusza powiekami)
błogi stan
ukwieca jego umysł
staje się częścią zorientowanej
nadinteligentnej cywilizacji

 

ów most…
będzie (odtąd) linią papilarną
chłopięcej długowieczności

 

profesor Scjent (naciągając na głowę…
kaptur)… odchodzi

Retrospekcje:
Profesor Sjent i lustro- _[6]_

  1. PROFESOR SCJENT
    idzie ulicą… mija…
    setki
    bóli gardeł
    nieżytów żołądków
    wypatroszonych trzewi
    zastanawia się
    czy to miasto jeszcze oddycha
    i czy przypadkowo
    nie zawala się
    cały ekosystem?
    chimeryczne nerwice… schizofrenie…
    zawiedzione związki… wypadki (ale te nieśmiertelne)
    stają się dla niego… nihilizmem!…
    zagląda w „szeroko_zamknięte oczy” populacji…
    lawirują fluidy
    naraz
    umierają [qui pro quo] infulenca & infekcja… uleczone
    jakoby za pomocą dotyku
    czarodziejskiej różczki

     

  1. PROFESOR SCJENT idzie dalej
    przegląda badawczo
    w witrynach sklepowych
    lecz… jest ciągle sobą [więc kim?]
    tego nie wie?!
    ale wie… że…
    nawet wszystkie
    wmieszane w konglomerat ksylografy
    w mijanych księgarniach
    są niczym w porównaniu
    z jego interelokwencją

     

może [on] jest (po prostu)
nieposzlakowanym antidotum
na patologie? albo…
niepozorną inkarnacją
wysublimowanym intelektem… lub
ulotnym wrażeniem
przecież wie jak
stać się natchnieniem i powiewem
potrafi też określić
dokładnie ich wzór sumaryczny
co do atomu!

 

3) sprytnie
pokonuje stopnie
wysokich schodów
wchodzi
do domu… (hic et nunc)…
dostojnie zmierza
w kierunku
lustra
przeciąga uważnie
kosztuje swojego profilu
teraz… znowu z czoła…
wnikliwie kalkuluje
nie chcąc nic zatracić
nic przeoczyć
widzi wyraźnie
długą przerywaną linię… [może oś symetrii?]
biegnącą
pionowo… [kierunek góra-dół]
dzielącą
jego ciało na dwie równe części
lewa ewidentnie przypomina pierwowzór
prawa?!… Szszszszok!
DZIEŃ DOBRY PANIE COGITO!
!
PROFESOR SCJENT
[Doktor Jeykl… Mister Hydle…]
opuszczając wzrok… konstatuje
głosem zupełnie stonowanym…
„to się już zaczyna”

Historia chłopca spotkanego na moście– _[7]_

chłopiec spotkany na moście
żywa alegoria kontestacji
szare komórki obudował murem obronnym
niczym Cesarz Aurelian filuterny Rzym

 

świat był dla niego zbyt nerytyczny
denerwował go ten polimorfizm bezdusznego społeczeństwa
zakodowanego w wiecznych podziałach
na lepszych i gorszych… bogatych i nędznych…
czułych i cynicznych…

 

świadomie wybrał więc kamuflaż
jego salezjański styl… ugodowa forma współzależności
wszystko to było misterną grą… czasem na przetrwanie…

 

zmęczony rzeczywistością… zmarnowany od wewnątrz
popadł w końcu… w egzystencjalną pustkę

 

ów synkretyzm
wszelkich trywialnych form nowonarodzonych
pragnących zawłaszczyć sobie prawo do nieomylności
wzmógł w nim… degustacje!

 

ekspansywnym zawłaszczeniem tego co mniej agresywne
czyste i bezbronne… zlinczował niedojrzałe sumienie…
i gdyby nie ezoteryczna wiedza której się był/nauczył
zapewne odszedłby w powierzchowność
prawie jak upadły Armaros… o którym wspomina etiopska
księga Henocha ucząca odczyniania uroków
zjednałby się z grzechem

 

chłopiec spotkany na moście jest więc…
doskonale przygotowany do spotkania z profesorem Scjent…
nie został wybrany przypadkowo
być może wytwarza jakieś biopole
otoczony niebieskim kolorem mglistej aury… co odzwierciedla
stan jego zdrowi… emocji… i myśli…
z dziegciu parasomatycznej bioplazmy
zostając przeto oświecony… inteligencją dorównywał będzie EBE

 

i stanie się ekstra_sensoryczny

EBE podróżujący- _[8]_

ARGOSTERUS- statek penetracji międzyczasowej…
jednoosobowy gwiezdny bolid
zbudowany z piroksenów i piroluzytów…
to znaczy… z krzemianów i glinokrzemianów wapnia…
magnezu… żelaza… i sodu
oraz z czarnego dwutlenku manganu

 

od wewnątrz wyściełany welurem
i szarym plastikiem z dodatkiem mahoniu…

 

technologia jutra… setki czytników…i…
pirometrów

 

tutaj… zaraz obok
kabina rozszczepień teleportycznych… to ulubione
miejsce EBE…

 

w sterylnym berylowym fotelu
(z nowszą odmianą akwamaryny)
wkomponowano srebrne owalne przyciski
po których naciśnięciu nad konsolą
zamyka się szklana czasza

 

EBE indagował wielokrotnie o jej przyciemnienie…
inżynierowie Arollei uznali jednak… że…
statek i całe wyposażenie
jednoznacznie nawiązywać będą
do nurtu klasycznego

 

to tu… dokonuje się molekularnych rozszczepień
żywych organizmów by w formie fotonu
mogły wędrować… w czasoprzestrzeni

 

EBE wielokrotnie poddawany był tej próbie
jego świadomość podychotomiczna stała się niereaktywna

 

wcześniej… zdecydowana jej część nie chciała
się poddać całkowitej implementacji
to było groźne… nie zagrażało może samej świadomości
ile powrotnej bezbłędnej rekonstrukcji ciała

ta nowoczesna forma bliżej nieokreślonej materii
tym oto sposobem
przybyła prosto na ziemię

 

EBE był pionierem tej ekspedycji
wytypowanym prosto z elitarnego konkursu…
niewątpliwie
wpisał się do historii… jego i naszej planety

EBE a Profesor Sjent– _[9]_

centrum Argosterusa…
pokład główny…
sala… analizatorów nastroju…

 

na drzwiach tabliczka
z podświetloną na niebiesko inskrypcją:

 

„Bajtus Scjent…
profesor fizyki kwantów i fotonów… teleimersji stosowanej…
w lirycznych kominach czasoprzestrzeni”…

 

EBE jest dzisiaj gościem…
obecnie
kładzie swe wysmukłe palce na blacie magnetycznym
i drzwi otwierają się…

 

postać w srebrnym uniformie
uśmiecha dobrodusznie podnosząc front hiberhełmu…
EBE podnosi rękę w geście powitalnym
pozdrawia gospodarza

 

PROFESOR SCJENT to bardziej futurologiczna forma EBE…
zasłużony nestor Arollei
nagradzany wielokrotnie Szmaragdową Andromedą
omnibus nauk ścisłych… i medycyny… zwłaszcza neurobiologii
fizyki kwantowej i fotonowej…
fundator nagrody Instytutu Restauracji Literatur Minionych…
wytypowany przez Wysoki Senat
Zjednoczonego Królestwa Arolei,… do ekspedycji
pod kryptonimem:

 

„w poszukiwaniu cząstek
lirycznej nadświadomości Zbigniewa Herberta”…

 

i skierowany… prosto na ziemię…

 

aktualnie:
EBE napawa się pewnym doświadczeniem z dziedziny krystalografii
[nauka… o stanie krystalicznym materii
badającej jej właściwości fizykochemiczne]…
testuje strukturę pęknięć w stalowym piórze Herberta
tymczasem…

 

PROFESOR SCJENT rozmyśla o szorstkim emploi poety
i zimnym nieczułym sumieniu poezji…
eksplorując obwodowy układ nerwowy jego wiersza
docieka…
o lokalizacji jego fantastycznych neuronów…

 

pytano kiedyś CHŁOPCA SPOTKANEGO NA MOŚCIE:

 

„czy wiesz mały… kim jest PROFESOR SCJENT?”
odpowiedział:

 

„on… jest weną wszystkich współrzędnych i oziębłych poetów…
wcieleniem każdego kolejnego… EBE„

EBE i jego nieprecyzyjność- _[10]_

jeśli chodzi o obecność EBE
w ponętnych meandrach ziemskiego entourage’u

 

to wykracza ona dalec poza pojęcie
ludzkiego zrozumienia

 

EBE jest podróżnikiem czysto irracjonalnym…

 

precyzyjnie określić go można formułą:  JA NIE ISTNIEJĘ…

 

jednakowoż ów niebyt… paradoksalnie oznacza
stuprocentową materialność

 

ta bliżej nieokreślona fizyczność
potrafi wyrażać się
w doznaniach stricte organoleptycznych…

 

można go dotknąć… zobaczyć… EBE chyba nawet 
czymś pachnie… lecz przecież tak naprawdę… jego tu nie ma…

 

jest zatem jakby wrażeniem… ale…

 

precyzyjnie zdefiniowanym
w strukturze czysto molekularnej

 

EBE nie jest wymysłem… urojeniem… misterną mistyfikacją…
nie odnosi się do pojęć mitomanii…

 

jego istota wyraża się raczej w jakiejś indolentnej prowokacji

 

jest bierny do końca
w swej kosmicznej interpretacji

 

bliski jakiejś bliżej niesprecyzowanej humanitarnej idei…
posłuszny… może nawet kompatybilny z czysto ludzką powściągliwością…

 

często określa się jako przedmiot
może… kontestacja? oczywisty sprzeciw…

 

fizyczność EBE przyjmuje (czasem) morale serdecznego palca
a więc… jakże wulgarnego gestu… lecz ta gestykulacja
nie jest mottem agresywności

 

posłuszeństwo i fasadowy opór tworzą
charakterystyczną spójnie

 

stanowią monolit… w jego megagalaktycznym jestestwie
tudzież… pojęciowo są ze sobą permanentnie sprzeczne…

 

EBE wykracza poza absolut ustalonego miejsca…

 

jest tutaj
był tam
będzie gdzieś…

 

czas… dla niego… nie ma racjonalnego znaczenia…
EBE nie podróżuje w przestrzeni

 

może raczej… w hadronie…

 

wędrówka EBE jest tylko numeryczną paralelą
do naszego defetystycznego
przestrzennie uwarunkowanego świata…
toteż: tak trudno precyzyjnie opisać… jego specyfikację

EBE marzyciel- _[11]_

anielim traktem brzegiem Wisły…
kosmiczny eunuch plazmatyczny
podąża obcym ziemskim śladem

 

w pragnieniu ludzkiej afirmacji
z metamorfozy i mutacji
pod okiem psychodeformacji

 

EBE dziś pragnie być owadem
błoniastym rozwiniętym kładem
pobudza brzękiem wiersza zmysły

 

EBE… byt przeszły i byt przyszły
nie chce być taki traumatyczny
więc w nowszej wersji będzie… gadem

 

następnie zmieni się w flaminga
rozłoży różowawe skrzydła
bo plazmy skóra już mu zbrzydła

 

figlarnym dzióbkiem stuknie w chmurkę
z kangurem skoczy w syndrom twórczy
chyżo po rymach zaczną skakać

 

pociskiem w ziemię jak armata
niech o tym pisze cała prasa
EBE… chce zerknąć w szew spawacza

 

iskrzyć impulsem wśród elektrod
chemicznym poddać się efektom
gdzieś nieufności wotum zgłaszać

 

miłość okiełznać… pianę z mydła
założyć wnyki… zjeść powidła
bo z plazmy skóra już mu zbrzydła

 

EBE… przykładem ciepłego typa?
życie kosmosu pełne przypraw
na plecach rosną Aniele skrzydła

EBE na festynie waty cukrowej- _[12]_

cukrowa wata smakuje śliną 
rozpływa
w czarnych dziurach
otworów gębowych
festynowych przypadków
namiętnie „zakołowanych”
na karuzeli wesołego miasteczka

 

ta wata:
zwiewnie lewituje
wplątując
we włosy
subordynowanych panienek
sugestywnych chłoptysiów

 

EBE delektuje się jej
osobliwy smakiem

 

ta spożywcza ekstrawagancja
wyraża całą prawdę
o tej niebieskiej planecie
a w zasadzie o:
pospolitości jej podstawowego gatunku

 

słabość człowieka
wynika z
gigantonomii wszechświata
może także
z materialnej
konstrukcji ludzkiego ciała
EBE doskonale to rozumie

 

on przecież jest
dumnym hologramem
zmierzwionym
substratem gęstej plazmy
intelektualną formułą… świadomym telemostem
nie do świata złudzeń
a doskonałych
umysłów i ciał

 

homoplasmusy… do których gromady
zalicza się EBE
przeszły już
wszelkie formy mutacji
w wyniku to której świadomie
zrezygnowały z odżywiania
gdy… okazało… że… istnieją bardziej
profesjonalne metody
pochłaniania energii
ochoczo
poniechały prymitywnego
przyswajania pokarmów

 

EBE obserwuje zatem z zażenowaniem
a może nawet i pogardą
te kulinarne wygłupy ziemskiego ansamble
cukrowa wata
w ustach EBE… wygląda komicznie
zupełnie jak
podrzucona jaszczurka
w paszczach świeżo wyklutych owodniowców
mielących ozorem
w błonach płodowych
jaja dinozaura
nie ważne… że… jadalna
jest po prostu niesmaczna
w istocie nieelegancka

 

EBE doskonale rozumie… iż…
ta prymitywna konsumpcja
uwłacza
jego kulturze i obyczajom

 

czego jednak nie robi się… dla…
nieuchronnego porozumienia
autonomicznych cywilizacji?

 

EBE ciągle jeszcze… wierzy
w ludzką akomodacje

Oczywistość Arollei- _[13]_

w Arollei wszystko było oczywiste…
niebo miało lekko pomarańczowy kolor
pewnie na skutek
unoszących się w powietrzu
ogromnych sferycznych balonów azotu

 

zapach tu był intensywny…
arollejowa cywilizacja przywykła do niego dawno
EBE zanim został poddany dychotomii
częściej odwiedzał upojną stratosferę Arollei

 

to tutaj… w kłębach azotowych uprawiał telekinezę…
i lewitował…
jednak gdy dokonał się jego intelektualny podział
nie miał już czasu na odwiedzanie
podniebnych landszaftów

 

wtedy to… sporą część jego podświadomości
skierowano prosto na ziemię
a tu w Arollei
w obłoku azotowej chmury
dawało się zauważyć część jego lirycznej duszy
przezroczyste błękitnawe skrzydła czasu

 

były jeszcze kosmobombki
przypominały do złudzenia ziemskie bańki mydlane…
EBE był mistrzem w ich strącaniu… gdy mieszkał jeszcze
w Arollei…

 

była to forma preparowanej mózgoinformacji…
zeszczepienie synaps z interaktywną encyklopedią wiedzy
senatorowie Arolei zarządzili
propagowanie kosmoembronów
a te… w fazie rozwoju aplikowały… w kosmobombki

 

przemieszczając się dowolną promenadą Arolei
jej mieszkańcy podskakując… uderzali w nie
swymi jajowatymi głowami
zaś te…
rozpryskując parowały synapsy z bazą
powszechnej informacji…

 

dla EBE było to fascynujące doświadczenie

Pamięć EBE– _[14]_

EBE co wieczór
przesiadywał w szerokich ustach ziemskiego krajobrazu

 

wokoło [jak zwykle]
pachniało  kryptoplazmą
pachniało… JESZCZE… na szczęście!
był to stan iście sympatyczny
prawie znajomy… tak bardzo syntetyczny…
przez cięciwy ferromagnetycznego
mózgu przepływała ujmująca woń
ten zapach był przecież
ulubionym w herbarium EBE…
miał także ściśle precyzyjny kolor…
kolor zielony…

 

zieloność kojarzyła mu się
z jego planetą matką

 

na rudymentach jego plastycznej pamięci
raczej wszystko było zielone…

 

EBE pamiętał wszystko dokładnie…

 

w zielonych laboratoriach
produkowano zielone embriony
zielona krew zalewała
sale porodowe
w tym kolorze wyściełano ongiś fotele w sali sejmowej…
tu w pierwszym rzędzie
paradowały posłanki
Zjednoczonego Królestwa Zielonej Arollei
przyodziane w apetyczne uniformy…

 

barwa ta była wszechobecna… precyzyjnie demokratyczna
a zielony bilet zawsze… uprawniał do podróży kosmotranzytem

 

EBE był oczarowany
wyraźnie podniecony tym interaktywnym wspomnieniem
jednak wiedział… że…
była to tylko
imaginacja jego wilczoludzkiej wygłodniałej wyobraźni…
tak naprawdę był przecież… tutaj…
pośród łąk i lasów sinawej ziemi
nieuchronnie przybliżającej się do OSTATECZNEJ ekokatastrofy
zresztą na ową okoliczność
był przygotowany… od dawna
w jego sercu królował spokój
podobny kształtem do rozmyślającej ateńskiej sowy

 

EBE już dawno się zasymilował
jego kontrafałdy wygładziły się nieco
na środku jeszcze lekko przydużej głowy
rysował się nijaki zarys nosa
konstytutywny element w profilu tej cywilizacji

 

zieloność EBE oscylowała już… w tonacji niebieskiej
prawie brunatnej… ziemistej.. a może
nawet… ziemiastej…

EBE niezrozumiany- _[15]_

EBE jest zadziwiony
nie rozumie ludzkich zależności
właśnie
ktoś napluł w jego
ciemnozielony pyszczek
sponiewierano go za… to i owo…
nie zrozumiano skąd przybywa
uznano megalomanem

 

w zasadzie
nie przyłożono się do niczego
buldożerami zaorano
zbożowe kręgi
wykopano na szrot
jego srebrnoowalny talerz

 

został banitą
wyrzutkiem ultranowoczesnego
społeczeństwa
dla mas
stał się skansenem
zbyt hipotetyczny
wyssany
z nieprzyswajalnych (dla nich) wymiarów
zagubił się w znaczeniach
czystoludzkiej chronologii
choć przybył z przyszłości

 

w jego strategii nie było
przecież
żadnej gaskonady
to społeczeństwo
było dla niego nieprzenikalne
skonsumowane
przytępione władzą durnych filistrów

 

EBE chciał być jedynie pionierem
odkryć jedyną prawdę
bez pychy i triumfalizmu
docenić piękno człowieka
nie był pyszałkiem
nie trudnił się psychotroniką


w jego gestach
widać było obraz Sztuki i Boga
który Był zawsze w jego centrum
systemem dobrych intencji

 

on pragnął przekazać dobro
podarować ogień


niebieski syndrom
wyrafinowanej cywilizacji
by poczynić krok
ku wyższym stanom świadomości
by świat stał się wspólny
bardziej emocjonalny

 

aż w końcu kiedyś
wygarbowano jego
pofałdowaną skórę
nazwano bastardem
agresywną dżumą hybrydową
zarzucono mu milczenie
i przytwierdzono na szpicy
wieży utrapienia

 

udawał prefeta
bo tak wypadało
i może nieco
szczerze koncepcyjny
choć wiedział
że Pan przyjdzie dopiero… w dzień ostateczny…

 

mianowany ofiarą
uposażonej ludzkości
w obszarach
iluzorycznych doświadczeń
w etażerkach
szalenie pięknego umysłu

Megagalaktyczne kawiarnie- _[16]_

EBE czasami odwiedza ziemskie kawiarnie

 

tu, ekspresowo podają ludzkie zapachy
na srebrnej tacy… jakże wykwintnie zawinięte
w białą ściereczkę ekscentrycznego kelnera

 

jego wyszkolony uśmiech niczym
lekarz cudzych dusz frapuje EBE
a gdy już w kieszeń wpadnie eurobanknot
to brzęknie uszko porcelanowego imbryczka
a garson pokłoni się w pas

 

aromat zachwyci zielony nosek
od woni rozświetli się buźka EBE

 

kawiarnie
pachną niczym perfumerie
cudzołożną tajemnic,
lirycznym wstępem do ludzkiej gry
pachną
różaną chusteczką landrynkowej pani
lub… kubańskim cygarem przystojnego pana

 

teraz EBE ułożył swą ołowianą główkę
w pucharze swych szczupłych
megagalaktycznych dłoni

 

jego wąskie nozdrza
zakwitły drogerią zamszowej kafeterii

 

zachwyt EBE
pozbawiony jest dobrego smaku
lecz… kawiarnie są chyba po to…
[myśli EBE]… by udrażniać się organoleptycznie

 

ta  skłonność wyrażona w
inicjacji dotykowowęchowej
ponad wszelką wątpliwość… uczłowiecza EBE

List do EBE- _[17]_
(Vivat Szymborska)

szanowny nieznany EBE
piszę do ciebie ten list
codziennie po trochu na raty
wciąż dręczy mnie EBE pytanie:
czy jesteś podobnie jak Yeti… nieprzyzwoicie włochaty?

 

gdzie twoja planeta lśni EBE?
w parowie czasoprzestrzeni
czy zakwita zielenią?
czy Pan Bóg otulił niebem?

 

czy słońce przysłania latawce
na ręki mej wyciągnięcie?
obłoki kipią w jaskółce
familia ślimaków czci Zbawcę
i chełpi swojego Stwórcę?

 

a nawet gdybyś był plazmą
albo przewodów zwojem
wszystko jest cudem przecież…
BYLE NIE BYŁO WOJEN

 

cyfrowe kudlą rozumy
w ultrakosmosie ziemi
a tytanowe maszyny rozgrzane mocą czerwieni
piszą wiersze po tęczy
wśród atomowych obręczy

 

któraś z tych wizji jest faktem
a może wszystkie… i basta…
i ja zupełnie tak jak… Ty…
buszuję w wszechświecie… od dawna

 

dlatego… Szanowny EBE
śmiem twierdzić… że…  jesteś jak ja…
marzeniem cię wypluł na światy
Bóg dobry… roztropny… brodaty…

 

by przestrzeń przestała być zła

Subkultura EBE– _[18]_

muzyka ponoć łagodzi obyczaje
właśnie dziś EBE produkuje się
na punkowej retroimprezie

 

po długim namyśle
zdecydował w końcu
dziargnąć sobie sznytkę

 

w skórzanych kurtkach
złowieszczo łyskają
srebrne szpiczaste ćwieki

 

te kurtki od podszewki
pachną ludzkim potem

ich zimna epiderma
zahacza o politury
pijanych ziomali EBE
deliriujących separatystycznie
w wynaturzonym tańcu pogo

 

właśnie teraz
EBE z pieczołowitą rozkoszą
moderuje swego irokeza

 

jego twarz przypomina
wściekłego bullteriera
jest zadowolony
zielonkawy włos doskonale komponuje
z tą kostyczną punkową subkulturą

 

kiedyś EBE nie znosił anarchistów i hedonistów
obecnie…
świadomie zaczął celebrować
przyjemność i wszelkie pochodne braku ładu…

 

nie tyle sama szarpana muza… ile zbiorowa
potrzeba asymilacji
wzięła go za łeb…
zresztą tutaj… wszystko jest dozwolone

 

ciemnozieloność EBE nie przeszkadza
prawie nikomu…

 

to permanentnie podświadoma podróż
do świata ludzkich destrukcji…
prawie codzienna

 

na co dzień EBE jest…
przykładnym obywatelem
tego prawie
siedmiomiliardowego pozoru…

 

codzienność EBE jest stricte seryjna
ułożone krótkie włosy… firmowy zegarek…
życie przyprawia o mdłości

 

pewnie dlatego EBE
tak ochoczo zalicza te bezpruderyjne imprezki

 

w macierzystej Arollei
od dawna wiadomym jest wszem i wobec
o jego… paraludzkich skłonnościach

EBE a pewien frazeologizm- _[19]_

usta milczą dusza śpiewa
to dictum
tyczy się… jakby… wprost do EBE

 

bywa… niektóre słowa
sumują kategorycznie
ta proweniencja szczególnie przystaje do
atawistycznych cech 
tego gatunku

 

wąskie lakoniczne usta 
nota bene… atroficzne
EBE ślamazarnie nimi porusza
jakoby robił łaskę… w zgiełku konwersacji…

 

te mniej formalne usta
powoli stają się zbędne
pozornie
wydaje się to alogiczne?
jednak po głębszej analizie…
ma sens

 

jasne… mowa dla EBE
jest prymitywną funkcją
w międzygatunkowej komunikacji
nakazem wynikającym
z braku
alternatywnych opcji
substytucja porozumienia…

 

tak…
EBE wyrasta z pojęć telepatii
być może…
z pamięci zbiorowej 
jest afonetyczny
migracja… w tkanki spojone

 

już dawno
rodzaj homoplasmów…
(do których zalicza się jego rasa)
porzucił
wszelkie formy artykulacji

 

może właśnie dlatego… mówi się…
że…
dusza tych istot śpiewa…
ten śpiew wydarza się mniej formalnie
napawa głębią
nastraja homeostazą… czytaj: spokojem…

 

EBE potrafi mówić…
czasami używa jeszcze
tej
archetypicznej metody komunikacji
ale…
coraz rzadziej

 

sugestia subtelniej
doświadcza… nasz…
wieczny ludzki umysł
nie foruje dyktatu
prawdopodobnie
retuszuje Duszę
świadomie przyzwala na
jej inwigilacje
cóż z tego?
przestrzeń to forma notorycznego ciężaru…
EBE jest zatem… WYZWOLONY…

 

nie musi martwić się o:
słuszny dobór słów

 

siłę wyrazu
intonacje
odpowiednią ekspresję
wreszcie… dykcję…

 

w ogóle może milczeć
przemawia wzorem kosmosu

 

jego mantra
to może np. manifestacja sambhogakaji
a może… bardziej ludzkiego Absolutu
wciąż rozaniela
błogi umysł… pośledniego interlokutora

 

gonić w piętkę 
to jakby przeczyć samemu rozsądkowi?

 

NIGDY:
nie sprowokuję EBE
strzegą go Duchy Dharmapala…

 

EBE jest wielki…
jest także i moim mentorem…

Przesłanie Profesora Scjent do EBE- _[20]_

jestem kim zechcę…
w dowolnej sekundzie istnienia zmieniam formę
na inną…

 

uczyłem się tego… długo…
każdym atomem misternej tkanki
mogę być struną… podświadomością… antymaterią…

 

jestem zbiorem myśli… zapachem… dotykiem…
emocją.. płynąc przez tunele względnego czasu
odwiedzam zamierzchłość i przyszłość

 

dowolnym trybem
rozkazem… supozycją… orzeczeniem…
drenuje zniewolone umysły

 

jeśli zechcę krzyczę decybelem w ciszę…
czasem nie używam
nierozsądnych słów…

 

bywałem stary… zmarszczoną siecią skóry
opierając o korozję
cuchnąłem ludzką zgnilizną…

 

spozierałem embrionem
z wyklętych wód płodowych
skręcałem we wzory… w łańcuchach DNA

 

jestem zbiorem zmysłów
wysublimowanych pochodzę z języka
wykluwam z nosowej przegrody…

 

zapachem migdała… może pachnę ambrą
w drzewie sandałowym
albo… w płatku róży?

 

nie podlegam banicji
nie uznaje azylu
potrafię bardzo długo bez krytyki i lansu…

 

w szponach kontestacji… ze świetlistym kamieniem
niczym Armagedon
skałą… albo ogniem…

 

na chmurze indygo w kompendium aniołów
łaską co od Boga
zbawienie nam pisze…

 

w stanie ciekłym płynąc… po morzu nostalgii…
powietrzem co jest zaborcze… dla piersi
jak spartańska skała…

 

kiedy zechcę sporem będę niezjednanym
jak węzeł gordyjski
co należy… przeciąć…

 

lub porozumieniem międzyplanetarnym
systemów słonecznych
w śnie cywilizacji

Dewastacja EBE– _[21]_

Profesor Scjent powiedział kiedyś do EBE:

 

będziesz fiołkiem

 

cyklamenowy zapach… pierwiosnkowata materia…
burza zmysłów!…
spora doza… zroślinnienia

 

EBE będzie posadzony w czwartej rabacie
(jako drugi od końca)…
w błoniach ekskluzywnego ogrodu

 

będzie szczęśliwy… zamszowy…
lekko pochylony w lewo

 

w gąszczu roślin
o nazwach łacińskich… i innych na literę C:
cyprys… cykuta… cynizm… cyneraria…

 

jego cięty umysł
pewnie nieraz zasiąpi lepkim osoczem
w wibrujących płatkach
w fiolecie enzymów rozczuli się… słońcem!

 

jeśli kiedyś… przemknie tędy przechodzień… a ów cień
płowy… padnie na wątłe ciało EBE… będzie to…
niczym ostatnie zaćmienie słońca

 

jeśli siądzie tu szczygieł… to tak jakby truchło pterodaktyla
zwarło swą ordynarną konstrukcję:
poprzez osie garnierytowych zboczy

 

A z gór tych… niklowanych… popłynie strumyk
ostrym zacięciem koryt w przeźroczu białego fosforu
i wokół: słodko zapachnie… ozonem…

 

EBE będzie oczarowany… wyciągając subtelne korzenie
do żywotnych podskórnych źródeł
nagle rozpierzchnieje!

 

gibkość jego będzie spijać owo rzadkie powietrze
jednocześnie…
otrząsając krople ze smukłego płatka
trzeźwe tiulowe skrzela spowitego tumanu
uderzą nawałnicą… w delikatne licko…

 

profesor Scjent powiedział:

 

kiedyś „będziesz fiołkiem 
teraz jesteś jeszcze DEWASTACJĄ!”

EBE o emigracji- _[22]_

EBE będzie kiedyś przypadkiem
w wielkim mieście
może nawet… w stolicy

 

w radosny ciepły dzień
pomarańczowe słońce schowa się
do połowy za beżowy cumulus…

 

na tarczy miejskiego zegara
z baszty czerwonej katedry
pokłonią się złote kuranty
wskazówka
błyśnie słonecznym refleksem
zaznaczy godzinę… sjesty

 

wtedy
EBE spotka dziesiątki… a pewnie nawet setki
podobnych do niego
kontestatorów

 

wyskoczą niczym
wściekłe byczki z uliczek Barcelony
wydalą brązową wstęgą
ze szklanych drapaczy chmur

 

wyleją na ulicę
w pomiętych koszulach… wytartych
dżinsowych szarawarach… obcisłych stanikach

 

zestresowani plisą swych
przykrótkich spódniczek…
zdegustowani ciężarem
przydługich krawatów… tandetnością spinek…
uzależnieni
od swych odpustowych zegarków…
wsuwając
w tylną kieszeń spodni
periodyczną prasę
obiorą… jeden istotny kierunek:

 

to knajpa…

 

EBE będzie mile zaskoczony
owym słowiańskim solidaryzmem
harmonią obyczajów
inaczej mówiąc
tym wielce patriotycznym
„konglo/mentalem”
potężnie spragnionych degustatorów

 

to będzie pierwszy krok
do międzyplanetarnej rekoncyliacji
dotąd obcych sobie cywilizacji
rozanielony początek

 

pokonując upiorne schodki
prowadzące do piwnicznego pubu
EBE wykona głęboki wdech
nabierając w płuca alkoholowego fetoru
z kirgiskiego kumysu
być może: szkockiej whisky…

 

w umyśle EBE nie będzie już miejsca
na intencjonalny umiar…

 

poczuje wyzwolenie
zaglądając głęboko 
w odmęt lazurowego trunku
odgoni
wszelkie frustracje…

 

uwikłany… w uścisku kamratów
ukryje
swą brzydką
ciemnozieloną mordkę…
to będzie prawdziwy czas patriotów…
prawo egalitarne
dobrodusznego legitymizmu…

 

ale…
to jeszcze nie teraz…

 

to jeszcze nie ten czas… smuci się EBE…

 

ale…
to dopiero nastąpi…

 

dopiero nastąpi…\

 

nastąpi, …

dopiero …

EBE indyferentny- _[23]_

profesor Scjent myśli wielopłaszczyznowo…
wiropłaty jego dobrych intencji lewitują wolno
po czczych krainach poezji
dotykając istoty zagadnień… w sposób charakterystyczny

 

żelbeton nieprzeniknionej głowy Herberta… i innych
bezdusznych stolic…
to treść merytoryczna
stanowi świadomy wybór
bezwarunkowo grożący wycofaniem

 

endogeniczny poeta i zimne słowo
metaliczne do granic upodlenia… ciężkie…

 

ile potęgi umysłu… ile w tym kauczuku
potrafiącego odbić się jakże boleśnie
od wiotkiej psyche

 

profesor Scjent myśli więc taktycznie

 

bada treści przezornie… zwięźle…
celując w każdą zgłoskę skrótem myślowym
albo metaforą

 

EBE… który kiedyś posiądzie dar białej wiedzy
nie może się nadziwić tej zdumiewającej systematyce
kunszt profesora… jest dla niego patosem!

 

pewnego dnia profesor Scjent zwierzał się EBE:

 

„wiesz?
byłem kiedyś wrażeniem żądnym…
zamkniętym w klauzurze akcji…
ucieleśnionym w teorii ruchu… smaku.. zapachu…
to była ułuda!”

 

od tamtej pory EBE codziennie spędza wiele godzin
na poszukiwaniu prawdziwego indyferentyzmu
cedząc słowa w beczce pełnej dziegciu

 

bynajmniej…
jego świadomość jest… przecież… naturalną pierwotną
formą genialnej nadświadomości profesora

EBE byt nieuchwytny- _[24]_

nigdy nie zobaczysz EBE
nie możesz się z nim spotkać!

 

nie dopadnie cię też to błogie oczarowanie Duszy…

 

EBE nie jest duchem
nie odpowie formą stukanego alfabetu… ani urojeniem…

 

nie dane ci będzie zdobyć wiarygodnych śladów…

 

żadnych
anielskich włosów [owych lepkich aksamitnych substancji]
które są ponoć pozostałością
po kosmicznych bytach...

 

prawdopodobnie…
dopadnie cię celowa amnezja
podstępna prawie jak grecki Kalchas… ten słynny wieszczek
co to konia… dał Troi…

 

to jest podstęp z gwiazd
gdzie medium poezji wieszczy pojednanie…
a ty jesteś tylko mdłą efemerydą

 

więc…
nigdy nie poczujesz się wolny
imago twoje już na zawsze
będzie obciążone… celem karkołomnym…

 

a Dusza metaliczna cięższa od ołowiu
wyalienowana w krysztale implantu

 

pozostanie liryczna… lecz zimna!

Bliskie spotkania stopnia 3ego- _[25]_

ja EBE jestem zielony
ty EBE wtajemniczony
on EBE wzrostu niskiego
my EBE wszystko z niczego

 

kosiarze- gwiazdy Oriona
tam szuka ludzka persona
nieznanych nowych form życia
szeroka nieba orbita

 

gdzieś zalśni maleńka gwiazdka
niebieskim promieniem parska
wśród innych miliarda plejad
dla nas się zwie… Arolleja…

 

leci zielony attache
srebrzy nieba poddasze
zbliża bastion istnienia
błękitna planeta ziemia

 

podróż w przestrzeni i w czasie
by poznać człowieczą rasę
wielce ci ona pasywna
kosmokratyczna ojczyzna

 

odgięta w symetrii czasu
w przód i do tyłu od razu…
taka to ci technologia
kiedyś i człowiek… ją pozna…

 

on EBE byt kompetentny
małoprzystojny i szpetny…
wniknie w wasz umysł przepięknie
on… zwierzę inteligentne

Wrażenie chłopca na moście– _[26]_

białe światło w oczy… miliony przebiegających klatek…
już prawie nakładające się obrazy…
aż poczuć można kręte kwasy nukleinowe…

 

świetlne kule… wirujące naprzemiennie
wirtualne obiekty mentalne…
których nośnikami są ponoć komponenty
czasowe fotonów…

 

utopia wszystkich paradygmatów… sensytywny bodziec
przebiegający przez ośrodkowy układ nerwowy
niczym piorun kulisty przez niebo…

 

lekkość… wyuczona lewitacja… na pograniczu bezcielesności…
w stanie asomatycznym… w poczuciu świadomości…
ale… już prawie bezpostaciowo…

 

transcendentals!!!
jasny snop lepkiej materii… przyjmujący dowolne kształty…
przytłaczająca formuła wiedzy… błogość…
zimny powiew…

 

obok stoi… EBE… … …

Kroniki Akaszy- _[27]_

kroniki Akaszy.
rodzaj kosmicznej pamięci
obszerny bank informacji

 

EBE mówił… że… wszystko tam jest zapisane
gdy płyniesz drogą przepastną… trzymając się
gęstej iluzji

 

w okolicach gwiazdozbioru Kasjopei
zarozumiałej Królowej Etiopii
w morzu lirycznych harf… na siódmym stopniu
podświadomości

 

spowolnionym ruchem… prawie jak zamęt ukwiału
w różnokolorowych odcieniach
witrażem morganitowych szkiełek
z rubinowym cyrklem… suną miliardy rzęsek… delikatnych
włosków…

 

jakbyś tańczył z wiatrem po sumieniu fali

 

EBE mówił:
w kronikach Akaszy
jest spisana cała mądrość wszechświata
tuląc się do mirażu STWÓRCY… objawiającego się dowolnym
kształtem… albo czystą energią

 

względne myśli… idee… emocje… wypełzające ksenomorfy…
zwidy i zmysłocuda…
koherencja… zwana wyższym stanem świadomości…
polegająca na spójności prądów czynnościowych w obu
półkulach mózgu… wszystko jest zapisane
w sanskrycie słowa… AKAŚIA…

 

liczne talenty… cała ezoteryczność… mistyfikacja…
i tony codziennego realizmu

 

jest miejsce dla centaurów… jednorożców… faunów i elfów…
tysiące ognistych orków… półorły…_półlwy… sfinksy…
chłodne z betonów… gibkie syreny …

 

tutaj posągi Lenina… czerwone chusteczki
dla Mao Tse Tunga… kadilaki w kolorze ekhri…
harleye i spodki kosmiczne…

 

dziewięć Muz strzeże zasobów rytualnej weny
i słychać w takt… słodką deklamacje…

 

EBE twierdzi… że… rozwijając odpowiednio zdolności
parapsychiczne można czerpać z Kroniki Akaszy
każdą wiedzę realną i irracjonalną

 

przypływa ona w formie przenikającej substancji
ponoć niektórym ludzkim jasnowidzom
udaje się penetrować pokłady Kroniki Akaszy

 

EBE mniema… iż chłopiec na moście
otrzymał wilczy bilet do tej wiedzy…

 

dlatego jest taki flegmatyczny
niemal arkadyjski…

Powrót EBE– _[28]_

czym jest sztuka?
EBE zawsze pragnął zaczarować to pytanie
sztuka mistyczna… niekoniecznie popularna…

 

uczestniczył
w dziesiątkach briefingów
zapuszczał w setki performance’ów
tworzył prezentacje… jednym słowem…
był wszędzie… uczestniczył czynnie

 

jednak… im dalej zagłębiał się w temacie
tym bardziej stwarzał
wrażenie spotworzonego frustraty

 

było to widocznie ponad jego siły 
dlatego ostatecznie kontestował
uciekając tylną metaforą z poważnego wernisażu
zupełnie
ponad ludzkie siły, odnosiło do zgrozy, chemicznej syntetyki

 

EBE już nie mógł tego ścierpieć,
postanowił zwyczajnie czmychnąć,
tak naprawdę
nie było dokąd wracać?
w Arollei sikali na takich jak on odszczepieńców,
tam sztuka była formą eklektycznych idei

 

EBE wyraźnie się skompromitował
w konsekwencji wybiera więc wolność
depresyjną antytezę sztuki

 

nie chce oscylować w kłamstwie
co to za sztuka pyta?
implementacja kosmicznych awatarów
wyjącej do anteny małpy
lub co gorsza… tracącego wymierność
skośnookiego pracoholika w industrialnym chinatownie?
na skutek zaplanowanego świadomego przepracowania?

 

blaga… łgarstwo…
sztuka bezużyteczna

 

tego EBE już dłużej nie mógł znieść…
toteż zapakował w neseser
swoje metalowe protezy
i czym prędzej
w Argosterusie
odleciał
w kierunku Zjednoczonej Arolei

Epilog- _[29]_

czemu już ciebie nie ma… EBE
nie pomógł induktyw hipnozy?
i martwa cisza zagłusza mój umysł
w treści ideogramu…

 

czy może brakło… tu… mutagenów
bądź innych transostanów?
nagle zamknięta współczulna cela
dla ziemskiej amatorszczyzny?

 

pamiętam EBE w kanionie Wisły
w polskim mieście… brąz cera
byłeś kanonem począłeś dreszczem
w gardle mam sucho… teraz…

 

gdzieś sześcioskrzydłe Serafiny
wachlują cnotliwe powietrze
i nieprzerwanie nucą dla Stwórcy
Hymn Boski: TRISAGNION

 

chętne w swym stałym wiecznym natchnieniu
do rzeczy stricte Boskich
przywarte pięknie do Tronu Chwały…
a my tu w krzyku troski…

 

że… ludzki świat jest nie do pary
odrębna funky orbita
szerzą się dziury czasoprzestrzeni
my… wciąż w natłoku pytań…

 

gdy chociaż byłeś… ty… mój EBE
w tym ziemskim pitawalu…
„zielona mordka”…  „ścięty z metra”…
i długi cienki paluch…

Mit- _[30]_

EBE… wróć!

 

 

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

No, po raz drugi czapki z głów. Za styl i treść.

Niewielu osobom znany cesarz ( dla mnie lepszy od  Marka Aureliusza ), Idris, itp.

 

 

Szacun za wszechstronność.

 

                                                                                                                      pozdrawiam

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem na moje nieszczęście czytać Twój tekst.

I poczułem, ze jestem kretynem.

Weźmy taki fragment:

 

Tam daleko w szczytach góry mieszka EBE

Podświadoma inercyjna auto-postać

W kontemplacji darzy łaską ekumenę

cenne myśli pochowane w szklanych stożkach

 

Nie wiem o czym piszesz, całkiem poważnie.

Chyba nic więcej nie napiszę ... :-)

Objaśnij mi jak małemu dziecku o co biega w tym fragmencie.

Może to będzie klucz do zrozumienia dalszej części Twojego tekstu.

 

Pisałem, ze piszesz w innej lidze.

Jeśli idzie o poziom abstrakcji, to jest NBA.

Wielki szacun :-)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Czy ja zadałem szanownemu panu jakąś karę, mękę tym moim tekstem? Proponuję w takim razie po prostu wyłączenie na stronie utworu. Dziwnym dla mnie jest fakt, że pan domaga się mojej szczegółowszej interpretacji? Ja gdy coś określam jako „nieszczęście” omijam szerokim łukiem. Musi pan zauważyć, że różne są perspektywy, różnie ludzie realizują się w pisaniu wierszy, i nie zawsze wszyscy lubią to samo. Ba, skłonny jestem przyjąć, że niektórzy nierozumieją takich wrażliwości jakie rozumieją i czują inni. To całkiem naturalne. Zaznaczam również dotyczy to mnie, wszystkiego nie da się polubić. Osobiście z żadną wrażliwością nie mam problemu. A pan prawdopodobnie tak, skoro inne pisanie nazywa „własnym nieszczęściem”

 

Czy przykładowo delektując się obrazem kubistycznym jest pan pewien, że rozumie co autor miał na myśli? Czy oglądając taki obraz jest pan przekonany co czuł i chciał wyrazić dajmy na to Picasso w momencie tworzenia dzieła? Chyba nie, co do interpretacji jego dzieł w sporze bywają nawet znawcy malarstwa. Nie wie pan, jaki przykładowy kład czy wycinek geometryczny i jego technikę wkomponowania w obrazie zastosował malarz, a jakie kierowały nim imperatywy? Któż to wie? . I to właśnie nazywamy subiektywnym wrażeniem autora. Te same zasady obowiązują w poezji, w ogóle w jakimkolwiek tekście.

Słusznie pan zauważył, że akurat ten utwór jest mocno abstrakcyjny, jednakże taki właśnie był mój cel. Tekst miał być zatem i jest abstrakcyjny. Skoro szanowny pan był w stanie to zauważyć, to nie wiem dlaczego szuka w nim jakiejś logiki? Abstrakcja (w interpretacji matematycznej) to zbiór pusty – bo nie ma w nim logicznych elementów, i nie wyraża w wymiernych funkcjach. Utwory abstrakcyjne nie mają obowiązku interpretacyjnego w logice – przecież inaczej - nie byłyby abstrakcyjnymi.

Jednakowoż mimo wszystko staram się pisać logicznie, przynajmniej w podstawowym zakresie i w tym co opisuję zawsze tkwi w miarę sumienny kod. Zgadzam się, czasem to pisanie bywa złożonym, nie łatwym, lecz tak ma być, obrałem taki system i pragnę go realizować jak to napisał klasyk: „wolnoć Tomku w swoim domku”.

W tym akurat fragmencie nie ma nic utopijnego? Nie pojmuje zatem dlaczego pan poczuł się kretynem?

Sugeruje pan bym odniósł szczegółowiej, co do zacytowanego fragmentu i mam objaśnić tegoż znaczenie jak małemu dziecku, spróbuję.

 

Do rzeczy (od teraz przechodzimy na „ty”):

 

Tam daleko w szczytach góry mieszka EBE

no jest sobie jakiś tam EBE, mieszka na szczycie góry – na planecie Arolleja - jak pewnie wcześniej doczytałeś EBE to:

[żywy i oddychający organizm,

któremu przypisuje się pochodzenie inne niż ludzkie]

Podświadoma inercyjna auto-postać

mówiąc prościej ten kosmita, nie jest oczywisty, bo jak przeczytasz cały wiersz, to przekonasz się, że gość funkcjonuje w zupełnie innych wymiarach, w obcych płaszczyznach, nie wytłumaczalnych nie pojętych - dla nas ludzi, np. nie przyjmuje pokarmów, porozumiewa się telepatycznie, może przenosić się dowolnie w czasie, w zasadzie to nawet cała jego fizyczność jest kontrowersyjna, bo przecież jest fragment porównujący go do mikrocząsteczki podróżującej w hadronie (precyzyjniej w zderzaczu hadronów), uległ też dychotomii czyli podzieliła się jego fizyczność (bo dychotomia to podział) a nawet świadomość, podróżuje już jako foton – czyli bozon światła między Arolleją a Ziemią, a precyzyjniej rozdziela swoją fizyczność i świadomość – część jego mieszka dalej w Arollei, a druga - na Ziemi. A może to wymiar jakiejś podświadomości (czyli stanu świadomości ukrytej)– nie uważasz? Dlatego to postać podświadoma, a gdybyś próbował uważniej analizować to może doszedłbyś do wniosku, że to twoja czytelnicza podświadomość (bo to ja sam – autor- do niej się zakradam – oddziałując na ciebie). EBE to też byt inercyjny – (inercja to bierne poddawanie się czemuś, komuś – z definicji). Ta inercja może dotyczyć EBE, bo w opowiadaniu wielokrotnie jest o tym mowa, w opisie narracyjnym EBE określony jest dosłownie jako bierny, pragnie międzyplanetarnego porozumienia, nie narzuca dyktatu (to wszystko napotkasz w tekście), choć EBE jest inteligentniejszy od statystycznego ziemianina – zatem musi być bierny w sensie rekoncyliacyjny. Ale zauważ ta bierność może również inwestować w reakcje czytelnika, EBE biernie i podstępnie zakrada się do ciebie – ale w pozytywnym znaczeniu, bo pragnie międzycywilizacyjnego porozumienia. Ponieważ to auto-postać, zatem pragnie autorsko przed tobą się uwiarygodnić – to klasyczna psychologia, a może skoro to auto-postać to EBE – to zwyczajnie ty (czytelnik). Może to wiersz o tobie? Choć tego nawet nie przypuszczałeś, może to ty jesteś kosmitą? – osobą, którą inni postrzegają jako kogoś z innego wymiaru, może ludzie ciebie po prostu nie rozumieją? Zastanawiałeś się kiedykolwiek nad taką ewentualnością? EBE w wierszu nie jest zrozumiany, wyrzucili jego talerz na śmietnik, napluto w zieloną mordkę, nazwano go bastardem.

 

W kontemplacji darzy łaską ekumenę

EBE kontempluje. Kontemplacja to pogrążenie się w myślach, przyglądanie komuś, czemuś - w skupieniu. Jest w opowiadaniu taki wiersz, który dokładniej opisuje ten stan rzeczy. W tym fragmencie, kosmita obserwuje ziemski krajobraz, wyciąga wnioski i pragnie auto_asymilacji, EBE wspomina też swoją rodzimą planetę – Arolleje, ta kontemplacja przewija się w wielu innych wierszach z tego cyklu, kiedy np. EBE dywaguje o organoleptyce kawiarnianej, ogląda wesołe miasteczko i deliberuje o mieszkańcach planety Ziemia, etc. EBE darzy też łaską ekumenę – ekumena to obszar zaludniony, czyli świat – zamieszkały przez Arollejan, darzy łaską swoją cywilizację, bo reprezentuje ona wyższe, dostojne wartości i etykę. Pragnie nawiązać kontakt z inną cywilizacją, poznać jej zwyczaje – przecież dlatego EBE przybywa na Ziemię, i jest to plan całej jego cywilizacji. Inżynierzy Arollei przygotowują pojazd kosmiczny, EBE jest niższym stanem świadomości PROFESORA SCJENT, vice versa - czyli  PROFESOR SCJENT jest wyższym stanem świadomości EBE - zatem to nadświadomość. Jako zaawansowany byt, potrafi uzdrawiać ludzi, leczyć ich podświadomość, ale w kontaktach bezpośrednich z CHŁOPCEM NA MOŚCIE uczestniczy i EBE i PROFESOR SCJENT, w zasadzie to ta sama postać, a może profesor jest podychotomiczną częścią świadomości EBE, być może profesora w ogóle nie ma na ziemi, a z EBE kontaktuje się tylko podświadomie? Pomyśl – to ty czytelnik – powinieneś określić własną interpretację – samemu trzeba inwestować we własną wyobraźnię. Skoro EBE to możesz być ty sam – to być może – PROFESOR SJENT jest jakąś inną skrytą stroną twojej świadomości CZYTELNIKU? Kombinuj – a nie oskarżaj autora o brak inteligencji i chaos kompozycyjny. Tu wszystko jest precyzyjne.

 

cenne myśli pochowane w szklanych stożkach

Te myśli, wszelkie analizy, wnioski z obserwacji i swojej i naszej planety EBE pochował w szklanych stożkach. Arolleja to "nerwokrętny głowotułów" , określona w wierszu jest również jako mózg ze szkła. Może to planeta szklanych wieżowców, szklanych gór, EBE mieszka w szczytach góry – może tam ukryta jest cała mądrość spisana przez jego cywilizację. Z czym kojarzą ci się jeszcze stożki, może z piramidami? Piramidy z kolei w naszej ziemskiej symbolice też są czymś doskonałym, EBE jest podzielony – jego świadomość jest jednocześnie doskonała i ułomna. Jak konstrukcja psychologiczna każdego niemal człowieka, w nas mieszka mądrość i głupota, tolerancja i zawiść, dobro i zło. I te wartości i antywartości są wszędzie – tak jak w kosmosie jest materia i antymateria. Taka też jest poezja. Różna. Liryczna i kontemplacyjna. Zauważ zarówno EBE, jak i jego nadświadomość - PROFESOR SJENT raczej reprezentują stany wysoko_kontemplacyjne – takiej też tu na ziemi poszukują poezji – poszukują i analizują poezję Herberta – zimnego i opartego w filozofii wielkiego poety – po to przybyli na ziemie, co w cyklu w kilku miejscach – da się zauważyć. Czytaj więc Herberta.

 

 

O co pytałeś, spróbowałem wytłumaczyć.

 

Chyba tyle. Na szersze i kompleksowe analizy nie mam czasu. Pozdrawiam.

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem twój tekst naprędce.

Jest już bardzo późno i padam.

Wrócę do twojego tekstu i prześledzę każde zdanie.

Podczas studiów na politechnice największą trudnością były dla mnie wykłady z algebry. Mam tu jakieś ograniczenia. Ograniczenia w percepcji zagadnień na granicy abstrakcji.

Pisząc, że czułem się kretynem, odnosiłem do tych moich własnych ograniczeń.

W tym moim określeniu nie było niczego, co by się odnosiło do twojej twórczości.

To co  teraz ci piszę jest absolutnie szczere.

Dziś już kończę. Bo padam.

Ale myślę na koniec, że twoje wyjaśnienie (komentarz) wiele osób przeczyta z wielkim zainteresowaniem.

Jeśli tak jest napiszcie proszę o tym.

Serdecznie Ci dziękuję za Twoje wyjaśnienia.

 

Spokojnej nocy :-)

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Polman (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Jest ok. Przecież wszelkie komentowanie niesie za sobą tylko pozytywy. Dlatego komentujemy, bo mamy uzasadnione pytania, a i odpowiadamy bo chcemy przybliżyć czytelnikowi własny przekaz. Pisanie bez didaskaliów w dzisiejszych czasach nie ma sensu. Pragnę wyjaśnić, że moja odpowiedź nie miała charakteru agresywnego. Po prostu troszkę celowo (przyznam) sprokurowałem niejednoznaczny przekaz, bardziej kontrowersyjnie to i ciekawiej. Dzięki temu, mogłem szerzej i z większym rozmachem odnieść się do pytań a przy okazji i do całego cyklu. Więc nie musisz mieć wyrzutów sumienia. To moja celowa zagrywka. Przepraszam, Dobrej nocy ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @egzegetaNie ma sprawy Wiktorze. Wiktorze, czy z tego tomiku wierszy zakosztujemy kunsztu pisarskiego Twoich dzieł? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Rozdział dziewiąty      Minęły wieki. Grunwaldzkim zwycięstwem i przejęciem ziem, wcześniej odebranych Rzeczypospolitej przez Zakon Krzyżacki, Władysław Jagiełło zapewnił sobie negocjacyjną przewagę w rozmowach ze szlachtą, dążącą - co z drugiej strony zrozumiałe - do uzyskania jak największego, najlepiej maksymalnego - wpływu na króla, a tym samym na podejmowane przez niego decyzje. Zapewnił ową przewagę także swoim potomkom, w wyniku czego pod koniec szesnastego stulecia Rzeczpospolita Siedmiorga Narodów: Polaków, Litwinów, Żmudzinów, Czechów, Słowaków, Węgrów oraz Rusinów sięgała tyleż daleko na południe, ileż na wschód, a swoimi wpływami politycznymi jeszcze dalej, aż ku Adriatykowi. Który to stan rzeczy z jej sąsiadów nie odpowiadał jedynie Germanom od zachodu, zmuszanym do posłuszeństwa przez księcia elektora Jaksę III, zasiadającego na tronie w Kopanicy. Południowym Słowianom sytuacja ta odpowiadała również, polscy bowiem królowie zapewniali im i prowadzonemu przez nich handlowi bezpieczeństwo od Turków. Chociaż konflikt z ostatnio wymienionymi był przewidywany, to jednak obecny sułtan, chociaż bardzo wojowniczy, nie zdobył się - jak dotąd - na naruszenie w jakikolwiek sposób władztwa i interesów Rzeczypospolitej. Co prawda, rzeszowi książęta czynili zakulisowe zabiegi, aby osłabić intrygami spoistość słowiańskiego imperium poprzez próbowanie podkreślania różnic kulturowych i budzenie  narodowych skłonności do samostanowienia, ale namiestnicy poszczególnych krain rozległego państwa nie dawali się zwieść. Przez co od czasu do czasu podnosił się krzyk, gdy po należytym przypieczeniu - lub tylko po odpowiednio długotrwałym poście w mało wygodnych lochach jednego z zamków - ten bądź tamten imć intrygant, spiskowiec albo szpieg dawał gardła pod toporem czy mieczem mistrza katowskiego rzemiosła.     Również początek wieku siedemnastego nie przyniósł jakiekolwiek zmiany na gorsze. Wielonarodowa monarchia oświecona, w której rozwój nauk społecznych służył utrzymywaniu obywatelskiej - nie tylko u braci szlacheckiej, ale także u mieszczan i chłopów - świadomości, kolejne już stulecie okazywała się odporna na zaodrzańskie wysiłki podejmowane w celu zmiany istniejącego porządku. W międzyczasie księcia Jaksę III zastąpił na tronie jego syn, Jaksa IV, pod którego rządami Rzeczpospolita przesunęła swoje wpływy dalej na zachód i na północ, ku Danii i ku Szwecji, zaczynając zamykać Bałtyk w politycznych objęciach, co jeszcze bardziej nie w smak było wspomnianym już książętom.     - Niedługo - sarkali - ten kraj będzie ośmiorga narodów, gdy Jaksa ożeni się z jedną z naszych księżniczek lub gdy nakaże mu to ich królik - umniejszali w zawistnych rozmowach majestat władcy, któremu w gruncie rzeczy podlegali. I którego wolę znosić musieli.     Toteż i znosili. Sarkając do czasu, gdy zniecierpliwiony Jaksa IV wziął przykład - rzecz jasna za cichym królewskim przyzwoleniem - przykład z Vlada Palownika, o którego postępowaniu z wrogami wyczytał niedawno z jednej z historycznych ksiąg... Cdn.      Voorhout, 24. Listopada 2024 
    • @Katie , ciekawie jest poczytać o tego typu uczuciach. A czy myślałaś o tym, żeby zrobić krótsze wersy? A może właśnie takie długie wersy spełniają jakąś funkcję w tym wierszu... .
    • Zostały nam sny Zostały nam łzy   Z poprzednich wcieleń   A prawda okazała się kłamstwem Zapisanym w pamiętniku   Tam głęboko gdzieś na strychu
    • Dziewczynie stojącej w szarych spodniach przy telefonie spadł przy rozmowie ze stopy... więzienny drewniak. Stuk było słychać sto kilometrów dalej.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...