Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jedna miłość za drugą

zakochuję się w kółko

to do przodu, to zwalniam

biegnę, witam podwórko

 

linie proste trzepaków

tworzą spaczone zwidy

prostokątami z rurek

nie powrócą już nigdy

 

płaskie figury uczuć

przydeptały wspomnienia

w bryłach przestrzennych walców

sześcianami rozpiera

 

głębokie i prawdziwe

jak piramida Cheopsa

a na samym jej szczycie

pragnę z tobą pozostać

 

26.09.2018r.

 

 

Opublikowano

Wspomnienia z daaawnych miłości ?

Nie wszystkie te figury mogę odgadnąć. Płaskie figury - że płytkie? Walec może w podwójnej metaforze jako rozjeżdżający, ugniatający? 

Sześciany rozpiera- nie mam pojęcia.

 

Trójkąt z ostatniej strofki- (MaksMaro, w odwecie za odczyt moich niedawnych 4kochanek-pór roku - oczywiście z przymrużeniem oka) - szczyt + trójkąt, ale zostaje jeden...;) istny erotyk;)

 

A tak w ogóle to chyba odkąd tu jestem, to prawie codziennie piszesz nowy wiersz- to już chyba nałóg:) Na szczęście pozytywny:) znam takie uczucie, kiedy jak na skrzydłach, ciało i umysł staje się poezją, w głowie tylko urywki cudzych i swoich tworzących się wersów. Mam wrażenie, że masz tak co dzień:D

 

Opublikowano

Być może Pani MaksMara piszę kilka wierszy dziennie, ale jest ograniczenie publikacyjne (1 wiersz na 24 godziny) :) Jednak kiedy ma się talent to trzeba z niego korzystać. Zazdroszczę weny twórczej i zdolności artystycznych :)

 

Jeszcze nie spotkałem się z geometrycznym przedstawieniem miłości. Bardzo intrygujące, jak już doczekam się tegorocznego urlopu to postaram się przeczytać całość Pani twórczości :)

 

Pozdrawiam

Opublikowano

Z pewnością fajnie i oryginalnie napisane :)

 

Natchnienie do Ciebie już chyba nie przypływa,

tylko przepływa przez Ciebie :D

I zostawia po sobie pamiątki, które miło się czyta :)

 

Głupio mi pisać taki komentarz pod tekstem utworzonym przez kobietę,

ale nie pogardziłabym takim wyznaniem :))))

 

Serdecznie :))))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

nałóg sam w sobie jest negatywny

 

Moim zdaniem "płodność" artysty w większym stopniu jest zależna od osobowości niźli od talentu.

Pamiętam wypowiedz Leonarda Cohena przytoczył on pewną sytuację z życia, "rozmawiałem z *Panem X, zapytałem jak długo mu zajęło napisanie tak dobrego tekstu odpowiedział zrobiłem to w przerwie na papierosa, po czym on zapytał mnie o to samo, odpowiedziałem rok, kłamałem, tak naprawdę zajęło mi to 3 lata"

 Pozdrawiam. 

z panem X gdyż nie pamiętam kto to był 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Można różnie interpretować, zależy kto jak spostrzega figury geometryczne i miłość., albo w odniesieniu do miłości. Geometria to mój ulubiony dział matematyki, byłam w tym naprawdę dobra.  Dziękuję. Pozdrawiam :)

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Czytaj pogrubione reszta nie potrzebna, ale pewnie i tak zostanie niezmieniona, jak dobrze rozumie :)

Ps. moim skromnym zdaniem ma racje że "reszta nie potrzebna", ale jest w błędzie, że tak na pewno zostanie, gdyż wiem, że rozważasz krytyke.

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

celem komentarza nie było przystopowanie Ciebie. po prostu jestem pod wrażeniem, że nie milknie w Tobie wena, a trochę to już trwa. 

 

Co do kwestii czasu pisania - fajna anegdota @8fun. Chyba każdy ma z tym różnie. Ja czasem piszę, dłubię, zmieniam, odstawiam, wracam. a czasem napiszę w 5min i jest gładko.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Droga Luule, zalogowałam się tutaj 23 listopada 2017 r. Od tamtej pory dużo napisałam, ale to nie zależy ode mnie, po prostu nawet jak nie chcem, to muszem :))))

Najwięcej czasu zabiera mi czytanie wierszy i pisanie komentarzy, a zawodowo zajmuje się zupełnie czym innym. Hej!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...