Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

 

ból pokonywany ukradkiem

zapada w pamięć tysięcy masek

przybieranych w nadmiarze

bez twarzy i w twarzach zwierciadeł

wytrwać łatwiej

 

powierzchowność doktora House'a

przyjaciół nie przysparza

w dwójnasób cię wystawia

gdy jeszcze podły nastrój

i przerażająca prawda

zabija chęć do życia

 

kiedy musisz sprawić wszystko

w jego obronie

nie od dzisiaj to wiesz

że gdy nadchodzi koniec

więcej nie zrobisz nic

 

ponownie

 

Edytowane przez jan_komułzykant (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Witam -  czasem musi być i smutno bo inaczej świat by znudził

Bardzo jestem za wierszem - ma  ten ząb...

                                                                                                                                          Pozd.

                                                                             .

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 Możesz posłuchać tylko brzmienia ciszy.

 

 

 

                                                                                                                            pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

U mnie jeszcze dobrze Oxyvio, a to napisane dla Przyjaciela,

któremu odmówiono pogrzebu w kościele parafialnym. W innym, przy cmentarzu, nie pozwolono na czerwony dywan, ani możliwość, by chociaż podczas własnego pogrzebu zagrano Jego ulubione Pavane.

Poza bliskimi i przyjaciółmi przez ostatnie 4 lata życia nie utrzymywał z nikim kontaktu. Załamał się.

Dom - sklep - apteka - lekarz - dom, to codzienna i jedyna ekstrawagancja na jaką chciał i z konieczności mógł sobie pozwolić. Największym grzechem było jednak to, że przez 4 lata nie wrzucił nic na tacę, czego oczywiście dowieść się nie da, ale ukarać można. W imię Kościoła i Mamony, bo na pewno nie BOGA, którego żaden z klechów w rozmowie ze mną - nie miał w sercu i zapewne nie ma nadal. W siedzibie Episkopatu poinformowano mnie, że taki "przepis' wydał kardynał Glemp.

To, że przez cały ten czas opiekował się swoją ciężko chorą, nie mającą już kontaktu ze światem, ukochaną żoną, nie robiło żadnego wrażenia. Zmarł na atak serca, siedząc tuż przy niej.

Oczywiście muzykę zagrano, po odejściu księdza, przy mogile.

Dziękuję Oxyvio, pozdrawiam.

 

 

Opublikowano

Bardzo do mnie przemawia "ból pokonywany ukradkiem". To cenna umiejętność, bo tak naprawdę każdy tylko sam może pokonać własny ból... Jednak nieodłącznie "zapada w pamięć tysięcy masek / przybieranych..." Pewnie napiszę teraz coś wbrew ogólnie przyjętym opiniom, ale pojawia się to w wymowie Twojego wiersza:  maska to wcale nie taka zła rzecz... Nawet wybór kilku masek i zdolność ich zręcznego nakładania w stosownym momencie... Maska może pozwolić przetrwać; może też być chwilowym środkiem przeciwbólowym, a to też jest potrzebne...

 

Drugą zwrotkę bym nieco zmodyfikowała: zmieniłabym słowo "wystawia" i przymiotnik "przerażająca" na jakiś synonim, najlepiej czterosylabowy.

 

W czwartej zwrotce inaczej wyraziłabym pierwszy wers.

 

Zaskoczyłeś mnie tłem muzycznym - Bobby Mcferrin kojarzył mi się jednoznacznie... :) Podoba mi się zwłaszcza początek.

 

Pozdrawiam

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

nawet nie wyobrażałem sobie kiedyś, jak bardzo cenna, bo prowizorycznie, właśnie za pomocą "masek", ale jednak pomaga przetrwać. Podziwiałem i szanowałem sposób, w jaki potrafił "nie mówić" o tym, chociaż wiedziałem, jak cierpi. Mam nadzieję, że mi wybaczy ten "występ'. Nie jestem pewny, czy chciałby tego, wiem jednak, że dla mnie walczyłby o tę muzykę do upadłego lub zagrał bez pozwolenia.

Bobby McFerrin, był zawsze naszym - moim do dzisiaj, ulubieńcem. Ale bardziej jazzowym niż "Don't Worry", bo, że Be Happy - to było widać zawsze, zarówno po Nim, jak i po Bobbym. Stąd właśnie McFerrin przy tekście.

 

Świetnie odczytujesz moje bazgroły, dziękuję i pozdrawiam.

PS

Aha, za uwagi dziękuję, przemyślę.

w styczniu minie 10 lat, bardzo dziękuję.

Edytowane przez jan_komułzykant (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oxyvio, to temat rzeka, że wspomnę tylko o jednym, najbardziej zasłużonym w stanie wojennym generale,

którego kościelne przepisy cudownie ominęły, nie przymierzając jak innego "zasłużonego", co się ponoć "kulom nie kłaniał".

Dziękuję jeszcze raz.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

oczywiście, że do pogrzebu każdy ma prawo, tylko że na "pstrym koniu" łaski, niełaski albo może humorów księdza - jednego, drugiego, przepisów, zarysów, upokorzeń i diabli wiedzą czego jeszcze. Mnie akurat nie zależy żeby było w kościele, może być i na tratwie, orkiestrę w każdym razie mam już zamówioną, pozostaje tylko kwestia, czy się zmieści - i termin, dlatego współczuję tym, którzy na kościół liczą.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Powiem szczerze, że dość zaszyfrowany dla mnie ten wiersz. Zanim skonfrontowałam go sobie z przytoczoną sytuacją, to miałam dużo niepewników. Najbardziej zastanawia mnie ta ostatnia zwrotka i 'ponownie'. Chodzi o bezradność w starciu z klerem i ponowną, gdy nadejdzie Twój koniec?

 

A w temacie historii, to straszne, że to tak wygląda - w takiej niełatwej sytuacji, zamiast wsparciem - są przeszkodą, murem. Chciwym murem. Myślę, że każdy zna podobne przypadki, także ja zaskoczona nie jestem już niczym. Także bez  komentarza.. pozdro Janko

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

opowieść o upokorzeniu, to nawet nie impuls do napisania, tylko prawdziwe życie (niestety) w tym najmniej spodziewane reakcje, bo wiersz nie ma już z tym nic wspólnego.

 

Ale rzeczywiście chodzi o bezradność - taką ludzką, zwyczajną, związaną z brakiem czasu i możliwości działania, wobec postępującej choroby, odwrócenia pewnych niepotrzebnych działań, zastąpienia ich właściwymi.

Niby przestroga na przyszłość, nie mająca jednak już żadnego znaczenia w tym konkretnym przypadku.

Pozostaje jednak przestrogą - być może dla innych, by nie postępować chaotycznie, lecz racjonalnie i właściwie, nie marnując szans.

nie twierdzę, że tak to wygląda wszędzie. To było 10 lat wstecz, ale to też był XXI wiek, sprawa dotyczyła człowieka - dla mnie niemal świętego, który zatracił się na śmierć w ratowaniu innego człowieka. Nie powiem, co usłyszeli ode mnie wszyscy ci, którzy ze mną wówczas rozmawiali. Wiem jedno - to ohydne i niesprawiedliwe. W tamym momencie mój stosunek do Kościoła został definitywnie przypieczętowany. Można powiedzieć - na amen.

Dziękuję Luule, pozdrawiam.

 

Edytowane przez jan_komułzykant (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk Dziękuję  Poprawiłem...   Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Miłego dnia 
    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...